W czasie, kiedy w Europie toczyła się walka bloku szterlingowego z blokiem złotym, a w Ameryce Roosevelt dokonał swej głośnej próby, Niemcy uciekły się do realizowania wielkiego eksperymentu, który wydawał się laikowi splotem łamańców matematycznych z własną walutą.
Pierwotnym celem polityki gospodarczej reżimu, który doszedł tam do władzy w r. 1933, było zatrudnienie bezrobotnych (I Plan Czteroletni). Postulat ten został zrealizowany w tempie gwałtownym: w okresie od 15 IX 1933 do 15 IX 1935 ilość bezrobotnych stopniała z 4 na 1½ miliona. Tego rodzaju szybkie redukowanie bezrobocia musiało jednak siłą rzeczy pociągnąć za sobą pewne ujemne skutki, którym należało jak najszybciej przeciwdziałać.
Likwidacja bezrobocia ożywiła oczywista produkcję, a to z kolei pociągnęło za sobą silne wzmożenie się importu i jego przewyżkę nad wywozem. Niemiecki zapas złota zaczął zatem ulegać szybkiemu wyczerpywaniu się, przy czym dotychczasowe ograniczenia dewizowe okazały się niedostateczne. Społeczeństwo niemieckie w obawie przed wyczerpaniem się zapasu złota i załamaniem się w rezultacie całego handlu zagranicznego, zaczęło w szybszym tempie zaopatrywać się za granicą, zwłaszcza w niezbędne dla przemysłu niemieckiego surowce. W ten sposób wzmagał się dalej import.
Poza tym handel hurtowy i detaliczny pod wpływem wytworzonej (przez masowe zatrudnienie istot ludzkich) koniunktury, zaczął tworzyć z uzyskanych nadwyżek finansowych zapasy. Koniunktura ta, której punkt kulminacyjny przypadł na lato 1934 r., miała jednak charakter niezdrowy i mogła zakończyć się depresją.
Z drugiej strony, przerost obrotów handlu zagranicznego spowodował nowe zadłużenie się Rzeszy. Kredyty, jakie zaciągnięto w pierwszych miesiącach reżimu hitlerowskiego, nie miały jednak charakteru bankowego, ale krótkoterminowy, kupiecki. Kupcy czekać nie mogą: w przypadku kredytów kupieckich punktualna wypłacalność jest niezbędna. Niewypłacalność mogła pociągnąć za sobą pewien rodzaj „kupieckiej blokady” (jeżeli się tak można wyrazić) wobec gospodarstwa niemieckiego.
Ten splot okoliczności wywołał konieczność scentralizowania kierownictwa życia gospodarczego Niemiec. Spoczęło ono latem 1934 r. w wypróbowanych rękach dra Schachta. On to wykuł słynny „Nowy Plan”, który sprostał zadaniom chwili i zadziwił cały świat.
Niemcy musiały ograniczyć zbędny import, a za to wyzyskać wszelkie światowe możliwości surowcowe. Potrzebowały surowców dla podtrzymania produkcji przemysłowej, dla zatrudnienia ludzi i przede wszystkim dla zbrojeń. W chwili, kiedy przystępowały one do realizacji „Nowego Planu”, na rynkach światowych panował okres niskich cen surowców oraz ułatwień w dziedzinie ich zakupu. Był to jednocześnie okres wzmożonego eksportu ZSRR, forsowanego przez Rosję w celu sfinansowania I „piatiletki”. Później ceny surowców na rynkach międzynarodowych poszły w górę, a o surowce było coraz trudniej i dostawcy żądali za nie złota lub mocnych dewiz.
W celu sfinansowania importu i uregulowania niebezpiecznej sprawy zadłużenia zewnętrznego, Schacht stworzył szereg specjalnych „marek”, jak „Verrechnungsmarka”, „Spermarka”, „Registermarka”. Ułatwiały one obroty z zagranicą, ponieważ płatności przy ich pomocy były czysto bezgotówkowe i polegały po prostu na przepisaniu i wyrównaniu pretensji. Pieniądz nie wychodził z kraju. „Marki” te, w dodatku, zachęcały zagranicę do przywozu towarów z Niemiec, względnie pobudzały ruch turystyczny. Stały się one z czasem tańsze od zwykłej dewizy niemieckiej, stwarzając przez to samo premie dla eksportu z Niemiec, względnie turystyki do Niemiec. Taka „Registermarka” miała np. około 50% disagia. Pamiętają ją wszyscy ci, którzy przed wojną 1939 roku podróżowali do Wiednia, Berlina czy Hamburga. Wozili oni ze sobą książeczkę czekową, zakupioną w Warszawie za złote, a realizowaną przez banki niemieckie w markach. Marek w papierze czy monecie brzęczącej, poza drobną sumą w srebrze, wwozić w granice Niemiec nie było wolno.
System wielorakich „marek” zagranicznych, tańszych od oficjalnej dewizy, był w praktyce rodzajem ukrytej i zamaskowanej deprecjacji wartości zewnętrznej pieniądza niemieckiego, co nie było bez korzyści dla gospodarstwa, branego jako całość. Anglia zdeprecjonowała funta także dlatego, aby przez obniżenie cen w złocie w stosunku do zagranicy stworzyć możliwości konkurowania dla swojego eksportu, deprecjacja dolara dała Stanom Zjednoczonym identyczną broń, system schachtowski zaś – Niemcom. Kupiec, mający zamrożone należności w Berlinie lub Kassel, wolał oczywiście otrzymać pieniądze od towaru, ale gdy nie mógł upłynnić należnej mu gotówki, musiał się zadawalać tanimi produktami przemysłowymi Rzeszy. Dumping na większą skalę i dłuższą metę Niemcy stosować się obawiały.
W każdym razie udało się Schachtowi stworzyć w pewnej mierze korzystne warunki dla handlu zagranicznego Niemiec ze światem. Dla stosunków z krajami nie akceptującymi systemu wymiany „clearingowej” wprowadzone były transakcje kompensacyjne, czyli wymiana towar za towar, jak w zamierzchłych czasach. Pewną formą kompensaty był system tzw. „ASKI”[1], bardzo ciekawy. Na czym polegał? Australijskiemu eksporterowi wełny, Mr. Plumpuddingowi, należy się 5.000 m[are]k za towar wysłany do Niemiec dla importera imieniem Franz. Ten, za zgodą Australijczyka, wpłacał powyższą sumę na specjalne konto w Banku Rzeszy. Pozostawała ona w bezruchu aż do czasu, gdy podjął ją zawodowy kolega Franza, Hans, wysyłający do Australii zamówione tam części maszyn. System ten miał także strony ujemne: był możliwy tylko wtedy, kiedy Hans posiadał dobrą pozycję bankową. Stworzenie premii pozwalało mu jednak wynagrodzić sobie trudności, na jakie napotykał przy użyciu systemu „ASKI”. Zostały one więc zdeprecjonowane o 20%. Mr. Plumpudding znów, używając „ASKI”, podbijał ceny przynamniej o 25%, aby pokryć sobie w ten sposób deprecjację waloru. „ASKI” hossowały wobec tego ceny zagranicznych surowców na rynku niemieckim i to stało się z czasem przyczyną zarzucenia ich.
Problem surowcowy nie został w pełni rozwiązany przez Schachta i dlatego rząd był zmuszony ogłosić „2. Plan Czteroletni”. W roku 1934 groziła „nadprodukcja”, ponieważ zwiększono wytwórczość, płace zaś pozostawiono ustabilizowane, a w dodatku postawiono zasadę akordu. Niektórym zdawało się, że wystarczy popuścić cugli konsumpcji przez podniesienie płac. Rząd odrzucił jednak tę starą receptę marksistów. Dobra konsumpcyjne przestały być centralnym punktem życia gospodarczego. Mimo grożącej „nadprodukcji”, zaczęto dalej powiększać wytwórczość, ale środków produkcji czy też artykułów zbrojeniowych. To był sens „drugiego planu czteroletniego”. Zaczęły powstawać zakłady, produkujące drożej od poziomu światowych kosztów produkcji. Do nich zaliczyć należy głośną wytwórnię sztucznej benzyny w Leuna. „Plan czteroletni” skoncentrował się cały na produkcji rodzimych surowców, względnie ich namiastek.
Jak sfinansowano te gigantyczne plany, w których gospodarka niemiecka pracowała już właściwie na stopie wojennej, zanim zagrały karabiny? Zagranica obawiała się niebywałego wydrenowania niemieckiego rynku pieniężnego z jego szkodliwymi dla gospodarstwa społecznego skutkami oraz inflacji z nieodzowną a znaczną zwyżką cen. Czy miliardowe zlecenia udzielane przez państwo przedsiębiorcom, czy przelewy miliardowych sum kapitału do rąk tych ostatnich mogły się obyć bez deprecjacji, ba! nawet więcej, bez krachu waluty?! Prezydent niemieckiego Instytutu Koniunktur, Wagemann, odnalazł prekursora „parytetu pracy” w Johnie Lawie […]. „Ojciec inflacji” miał na celu „aktywizację sił gospodarczych”. Temu celowi służyć miało powiększenie obiegu pieniężnego i kredytu. „Aktywizacja” Lawa, zdaniem nauki niemieckiej, zawiodła nie dlatego, że była w zasadzie niebezpieczna, ale że opierała się na zupełnie fikcyjnych bogactwach Luizjany. Fala ożywienia wywołała wtedy gospodarkę pieniądzem papierowym w najgorszym stylu, a akcje „Towarzystwa Missisipi” osiągnęły fantastyczne kursy. „Rynek efektów” pochłonął znaczną ilość emitowanych not, a rynek ten opierał się na niezdrowej spekulacji. Finansowanie nie znalazło odpowiednika w gospodarce towarowej. Eksperyment Lawa opierał się bowiem po prostu na fikcyjnym „szwindlu” kolonialnym. Tymczasem rzetelnie postawiona zasada „dynamicznego wyrównania” w finansowaniu ma mieć odpowiedni odzew praktyczny w trzech dziedzinach: kapitału pieniężnego (rynek efektów), dochodu pieniężnego (oszczędności) i gospodarki towarowej. W sferze dochodu pieniężnego występuje kontakt z gospodarką konsumpcyjną. W dziedzinie kapitału pieniężnego rynki kredytowe spełniają funkcje łącznika z gospodarką dobrami produkcyjnymi.
A teraz przejdźmy od tych ciekawych rozważań teoretycznych do praktyki: system niemiecki miał wyzyskać w pełni wszystkie dotychczas unieruchomione czynniki produkcji: zaoszczędzony kapitał, nie wyzyskane rezerwy świata pracy i jakiekolwiek bądź możliwości surowcowe. Celem pchnięcia naprzód gospodarki niemieckiej trzeba było uruchomić pewną ilość środków płatniczych. Miały one opłacić się w przyszłości i miały charakter kredytowy. Musiano tego dokonać w kraju, który przeżył przed 10 laty „okropności inflacji”, w którym swojego czasu „marka zapadła się w przepaść kosmiczną”, wedle określenia reportera amerykańskiego, Knickerbrockera. „Narodowy socjalizm” musiał się zatem ze względów psychicznych odżegnywać oficjalnie od „cudownych możliwości” inflacyjnych. Sekretarz stanu, Fritz Reinhardt, oświadczał butnie:
– Inflacja jest wykluczona w państwie narodowo-socjalistycznym.
Dlaczego? – zapyta czytelnik. – Bo wzrosły wpływy z dochodów zwyczajnych, nastąpiła lepsza organizacja rynku kapitałowego i pieniężnego, zdyscyplinowano społeczeństwo, a przede wszystkim postawiono hamulec tendencji ku zwyżce ze strony cen i płac.
Zanim przejdziemy do tego kapitalnego zagadnienia, zlustrujmy opinię zagranicy. Dopatrywała się ona w Niemczech stanu bezwzględnej inflacji, przewyższającej ogólnoświatową inflację z roku 1920. Zwracano uwagę na „disagio”, „Verrechnungs” i – „Registermarkę”. Kraj może obstawać oficjalnie przy stałym parytecie – pisał polski ekonomista Studentowicz[2] – a mimo to uprawiać inflację kredytową. Klasycznym przykładem tego są (obecnie) Niemcy. Nie obserwujemy wprawdzie w Niemczech silnego wzrostu cen oraz kosztów utrzymania, ale jedynie dzięki temu, że objawy te pokrywa spadek jakości wytworów oraz silny spadek stopy życiowej ludności, co wychodzi na zupełnie jedno i to samo.”
Niemcy powiększyły w latach 1933-39 obieg banknotów, ale nie była to najbardziej istotna cecha zagadnienia. Do procesu finansowania gospodarki zostały wciągnięte nie tylko kapitały bankowe, ale i kapitał ciułaczy, które w wolnych ustrojach gospodarczych stroniły od angażowania się w ryzykowne przedsięwzięcia inwestycyjne.
Rynek pieniężny był drenowany do ostatecznych granic wolnego tchu. Kapitalista, podobnie jak przedsiębiorca i robotnik, stawał się żołnierzem, zmobilizowanym do pracy na rzecz państwa. nie było w nowym ustroju miejsca na typową dla kapitalizmu pieniężnego inflację kredytu bankowego. Wszystką treść finansowania gospodarki wypełniał, poza rosnącymi stale podatkami, papier państwowy: po „Arbeitsbeschaffungswechslach”, których celem było opanowanie bezrobocia, przyszła kolej na „Rüstungwechsle”, zwane także „Mefowechsle”. I jedne, i drugie były naśladownictwem weksli skarbowych z roku 1914. W roku 1938 zostały wydane nowe „Sonderwechseln”. Krótkoterminowe „Lieferschatzanweisungen” dla regulowania należności dostawców państwowych, nie były w przeciwieństwie do „Sonderwechseln” redyskontowane, ale bombardowane w Banku Rzeszy. Zwiększenie emisji pożyczek państwowych w roku 1938 wywołało na rynku kapitałowym objawy wyczerpania. Fiskus, dążący do zwiększenia podatków, zaczął tracić grunt pod nogami. W celu odblokowania rynku kapitałowego skonwertowano „Lieferschatzanweisungen” na „Steuergutscheine”, zaopatrzone w przywileje podatkowe i w „agio”. Papiery te oddano „fiskusowi” do dyspozycji na spłatę świadczeń rzeczowych. Jesienią 1939 r. nastąpił nawrót do starej formy weksla skarbowego. Wzrost dochodu pieniężnego, szybszy, aniżeli wzrost podaży towarów i usług, mógł wywołać niebezpieczne dla waluty klasyczne objawy inflacji. Dlatego musiano uciec się do specjalnych zarządzeń.
Są dwa rodzaje regulatorów stabilizacji walutowej, podobnie jak sama waluta posiada dwojaką wartość. Wartość wewnątrz kraju, którą mierzy się podług poziomu cen i płac, oraz wartość zewnętrzną, kształtującą się w stosunku do kursów walut innych krajów. Jak zatem zewnętrznym regulatorem waluty (Aussenregulator) staje się w państwie gospodarki reglamentowanej – kontrola dewizowa, którą Niemcy wprowadziły istotnie w formie bardzo rygorystycznej, tak jej wewnętrznym regulatorem (Innenregulator) ma być – „polityka płac i cen”. W końcu roku 1936 ukazało się rozporządzenie w sprawie hamowania zwyżki cen, wydano walkę nadzwyczajnym zyskom przedsiębiorców, wydano zarządzenie o ogólnym hamowaniu wzrostu płac (październik 1939). Kontrola nad cenami została w kwietniu 1940 roku zaostrzona. „Oglądana od strony dochodu polityka cen oznacza kontrolę nad zyskiem przedsiębiorcy. Równie ważne jest trzymanie w szachu ruchów dochodu z płac.”
Do szachowania zwyżkowego ruchu cen i płac propaganda naukowa przywiązywała olbrzymie znaczenie. Stanowiły one wentyl bezpieczeństwa przeciwko ujemnym skutkom inflacji, tej ostatniej nadano wszelkie cechy „inflacji kontrolowanej”. Wydawało się, że został zadany potężny cios klasycznym ujęciom „teorii kwantytatywnej”. Miał więc być realizowany „nowoczesny system finansowania”, polegający na współzależności stron: towarowej i pieniężnej życia gospodarczego.
W dziedzinie administracji finansowej zrealizowano obniżkę kosztów administracyjnych prawie o połowę. Pognębienie bezrobocia, ożywienie gospodarcze, wzrost ilości przedsiębiorców, robotników i urzędników, powstawanie nowych zakładów, koncentracja w przemyśle – wszystkie te czynniki wpływały na większą wydajność źródeł podatkowych. Wzrastał bowiem jednocześnie zasięg zadań państwa: udzielało ono pożyczek małżeńskich i zasiłków na dzieci. Wzrost terytorialny (na skutek przyłączenia Austrii, Sudetów, Kłajpedy, Gdańska, a potem w wyniku wojny większości krajów kontynentu europejskiego) powiększył zapotrzebowanie administracji na pieniądz. Zbrojenia pochłonęły ogromne sumy. Podatki wzrosły według danych Reinharda – z 6,6 miliardów R[eichs]M[arek] w roku 1932 na 17,7 w roku 1938, 23,5 w roku 1939, 32,3 w roku 1941. Gdyby jednak system niemiecki opierał się w większości na źródłach podatkowych, przy jednoczesnej tendencji do obniżania cen i płac, byłby właściwie tylko uciążliwą deflacją. Tak nie było! E. Wagemann odrzucał deflację, jako stan taki, w którym zmniejsza się ilość pieniędzy bez jednoczesnego zmniejszenia się podaży towarów. Inflacja jest nadmiernym zaopatrzeniem, deflacja – niedostatecznym zaopatrzeniem w pieniądz.
Oba czynniki (którym, kiedy występują w formie umiarkowanej, autor niemiecki nadawał określenia „ekspansji” i „kontrakcji”) trzeba zmusić do wyrównania. W systemie hitlerowskim zarówno czynniki inflacyjne (zwiększona emisja kredytowych środków płatniczych bez klasycznych reguł pokrycia), jak i deflacyjne (hamowanie cen, płac, kosztów) działały pod kątem widzenia nie potrzeb jednostki, ale państwa. System ten nazwano „parytetem pracy”. Praca i produkcja miała dominować nad pieniądzem, w przeciwieństwie do „parytetu złota”, gdzie sztywne reguły pokrycia hamowały emisję banknotów, a inne kredytowe środki płatnicze opierały się na wkładach pieniężnych.
Czynnik pracy: dnia 12 X 1939 Niemcy powiedziały płacom „stop”! Nikt w czasie wojny nie może zarabiać więcej, niż w czasie pokoju… pomimo, że od robotnika nie zmobilizowanego wymagano coraz większej wydajności (np. wprowadzając w życie zasadę płac akordowych)… Robotnik cywilny stawał się rzadki, odkąd wzrastało zapotrzebowanie na żołnierza. Zniesiono w czasie wojny ograniczenia czasu pracy, dodatki za godziny nadliczbowe. „Wojnę można wygrać pracą, pracą, pracą!” – parafrazował jeden z ekonomistów powiedzenie gen. Montecucculi o pieniądzu. Ustrojom totalnym miały przyświecać nowe pojęcia pracy, traktowanej nie jako towar rzucony na flukta gry, ale jako służba społeczna. Niechętnych do pracy zmuszano siłą. Moralna mobilizacja pracy zamieniła się z czasem po podbojach i akwizycjach terytorialnych zarówno jak wewnątrz w miarę przedłużania się wojny, częściowo w nowoczesne niewolnictwo.
Pieniądz miał służyć pracy i produkcji. Spadał do roli znaku obiegowego, szmatki umownej. Istotnym bogactwem były natomiast surowce, artykuły pochodzenia rolniczego i fabrykaty przemysłowe. Przypominamy, że system ten realizowano nie pod kątem potrzeb jednostki, ale potrzeb państwa.
Przepisy banku emisyjnego o pokryciu pieniądza i rezerwach kruszcowych uległy zmianie. Za wzorem Anglosasów, Bank Rzeszy zaczął już od roku 1933 stosować „Offenmarktpolitik”, polegającą na upłynnianiu rynku kredytowego przez operacje skupu papierów wartościowych (rzucanie gotówki na rynek), na jego usztywnianiu przez operacje sprzedaży papierów (podejmowanie z rynku wolnego pieniądza). Jest to chyba przedstawione w sposób dostatecznie zrozumiały. W ten sposób dążono do obniżenia stopy procentowej.
Dnia 15 czerwca 1939 r., kiedy na horyzoncie politycznym czerwieniły się już krwawe zorze grożącej wojny, następca dra Schachta, Funk, przeprowadził ostateczny rozbrat ze złotem, ściślej mówiąc z „gold-exchange-standard”. Od tej chwili pokrycie waluty miały stanowić weksle i czeki, weksle skarbowe Rzeszy określone ustawowo, oprocentowane papiery wartościowe, „Schatzanweisungen”, zapadające codziennie pretensje na podstawie pożyczek lombardowych. Papiery te, w głównej mierze państwowe, były usymbolizowaniem mglistego „parytetu pracy”. Nauka niemiecka oceniła „prawo o niemieckim Banku Rzeszy” z 15 VI 1939 jako „wydarzenie epokowe”, „historyczne”, „kodyfikujące nowy system tworzenia pieniądza”. Zerwano ze sztywnym 40% pokryciem w złocie, „sztucznie obniżającym krew gospodarczą”.
Angielskie „Financial Times” pisały na marginesie gigantycznego eksperymentu:
„Przemysłowiec niemiecki, jakkolwiek korzysta z opieki państwa przed strajkami oraz z zamówień państwowych, przestaje być w szybkim tempie panem we własnej fabryce. Ceny jego są w coraz większym stopniu ustalane przez władze. Podobnie jak detalista, i rolnik wpada w tryby biurokratycznej maszyny państwowej. Uprzednie bardzo poważne korzyści, jakie reżim przyniósł społeczeństwu rolniczemu (podniesienie cen płodów rolnych – przyp. autora), znikają powoli na skutek wzrastającego opodatkowania, ścisłej kontroli cen, państwowej sprzedaży większości płodów rolnych oraz niewystarczającej paszy zagranicznej.”
Dzięki pełnemu zatrudnieniu bezrobotnych, pomimo deflacji płac i cen, „stopa wyżywienia najniższych warstw nawet się poprawiła”. Z dochodu społecznego przemysłu, handlu i bankowości wypompowano natomiast w krótkim okresie około 20 miliardów R[eichs]M[arek] na cele zatrudnienia i zbrojeń 1933-36. Zbrojenia przez 5 lat wchłonęły 90 miliardów R[eichs]M[arek] tj. według oficjalnego parytetu przeszło 200 miliardów zł. Włochy w ciągu 15 lat wydały na zbrojenia tylko około 66 miliardów zł. Anglia przewidywała w r. 1937 – 5-letni budżet zbrojeniowy w kwocie około 30 miliardów zł. Już jednak na sam rok 1940 musiała asygnować – 60 miliardów. Według [Jerzego] Zdziechowskiego, stopa wyżywienia całego narodu niemieckiego spadła w czasie wykonywania wielkiego programu o 1/5. Dotknięte nim zostały głównie warstwy wyższe. Od samego początku istnienia reżimu produkcja została bowiem przestawiona w kierunku potrzeb państwa. Prywatna konsumpcja musiała się do tego dostosować.
Przez cały świat popłynęło ożywienie na taśmie produkcji zbrojeniowej. Nowe „lata tłuste” migotały krwawym zygzakiem. Państwa udoskonaliły na ogół swój aparat finansowania wojen w porównaniu z doświadczeniami sprzed lat 20. Przez ograniczanie konsumpcji (system kartkowy) starano się zapobiec podwójnej „penurii” (niedostatkowi) towaru i pieniądza. Silne potrzeby państwowo-wojenne zapobiegały znów niebezpiecznym objawom „pletorii” (nadmiarowi) naszego bohatera [tj. pieniądza – przyp. red.]. W miejsce kryzysowego hasła „więcej wydawać” rozbrzmiewało teraz hasło „więcej oszczędzać”. Kiedy wybuchła wojna, relacja pomiędzy ilością pieniądza a rozmiarami konsumpcji prywatnej uległa jeszcze większej rozpiętości. Nadprodukcja pieniądza w Niemczech wychodziła na korzyść państwu, nigdy jednostce!
Zdzisław Morawski
Przypisy:
[1] Ausländische Sonderkonten für Inlandszahlungen (przypis autora) [niem. zagraniczne konta specjalne dla rozliczeń krajowych – przyp. red.].
[2] Kazimierz Studentowicz (1903-1992) – polski myśliciel polityczny i ekonomiczny. Doktor habilitowany nauk ekonomicznych. Publicysta dwutygodnika „Bunt Młodych”/„Polityka”, autor ekonomicznej części manifestu młodych konserwatystów-mocarstwowców Polska idea imperialna (1938). Podczas II wojny światowej w Kraju; od 1940 r. działał w podziemnej katolickiej organizacji polityczno-wojskowej Unia, a od 1943 r. w konspiracyjnym Stronnictwie Pracy. W okresie powojennym działacz jawnego Stronnictwa Pracy, publicysta katolickiego „Tygodnika Warszawskiego”, następnie więzień polityczny (1948-1956). Docent Uniwersytetu Warszawskiego (1965-1969). Od 1956 r. działał w Klubie Inteligencji Katolickiej, od 1981 r. w Zjednoczeniu Patriotycznym „Grunwald”, a od 1989 r. w Chrześcijańsko-Demokratycznym Stronnictwie Pracy. Autor m.in. prac ekonomicznych Dewaluacja a kryzys gospodarczy (1937) i Polityka gospodarcza państwa (1937), a także prac koncepcyjnych Unii Zagadnienia społeczno-gospodarcze (1942) oraz Ustrój pracy i współwłasności (1943); swoją myśl geopolityczną, oscylującą wokół idei polskiego imperium, wyłożył w pozostawionej w maszynopisie pracy Polityka zagraniczna Polski (1941).
Fragment z książki „Pieniądz. Romantyczne przygody waluty”.
Źródło: Xportal.press
Zdzisław Dzierżykray-Morawski (1912-1944) – dziennikarz „Gazety Handlowej”, następnie dziennikarz działu gospodarczego konserwatywnego dziennika „Czas”. Berliński korespondent „Kuriera Warszawskiego” (1938-1939). Ochotnik w wojnie obronnej 1939 r.; uczestniczył w obronie Warszawy. W okresie okupacji niemieckiej pracownik Rady Głównej Opiekuńczej. Podczas powstania warszawskiego wywieziony z Warszawy na przymusowe roboty do Niemiec, skąd nie powrócił żywy. Autor wydanego pośmiertnie dzieła Pieniądz. Romantyczne przygody waluty (1947). Syn działacza polskiego ruchu monarchistycznego i badacza dziejów wolnomularstwa, prof. Kazimierza Mariana Morawskiego (1884-1944).
Najnowsze komentarze