Zaczęły się schody. Takim spostrzeżeniem generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego można by skomentować inaugurację prezydentury Donalda Trumpa. Jak sam prezydent zauważył w inauguracyjnym przemówieniu, zachował życie po to, by znów uczynić Amerykę wielką. W tym celu zapowiedział wydanie w najbliższym czasie co najmniej 100 dekretów, zorientowanych jeśli nie na natychmiastowe osiągnięcie tego celu, to na rozpoczęcie procesów, zarówno w Ameryce, jak i poza nią, które będą ten cel przybliżały. Pierwszym konkretem jest wprowadzenie „stanu wyjątkowego” na południowej granicy USA, którego efektem ma być nie tylko wstrzymanie nielegalnej imigracji, ale również rozpoczęcie deportowania nielegalnych imigrantów z USA do krajów, z których przybyli. Ta zapowiedź spotkała się z krytyką ze strony papieża Franciszka, który nazwał ją „nieszczęściem”. Wydaje się jednak, że prawdziwym nieszczęściem nie jest ta decyzja, co zagadkowa niemożność wprowadzenia w tych państwach, z których pochodzą nielegalni imigranci rozwiązań, dzięki którym desperackie wyprawy do Ameryki nie byłyby potrzebne. Na tym tle zachęcająco wyglądają przedsięwzięcia podjęte przez argentyńskiego prezydenta Ksawerego Milei, któremu w ciągu zaledwie roku udało się zdusić inflację, zlikwidować deficyt i uzyskać nadwyżkę budżetową. Dokonał tego konsekwentnie redukując biurokrację i związane z nią marnotrawstwo bogactwa narodowego. Nawiasem mówiąc, vaginet obywatela Tuska Donalda idzie w kierunku odwrotnym; rekordowy deficyt sięga 300 mld złotych, a dług publiczny już dawno przekroczył trzykrotny budżet naszego nieszczęśliwego kraju.
Wracając do Donalda Trumpa, to zamierza on, a właściwie nie tyle on, co mający w tych sprawach wolną rękę Elon Musk, radykalnie zredukować biurokrację. Nie chodzi w tym przypadku tylko o koszty jej utrzymania, ale przede wszystkim o koszty rozmaitych pomysłów, które biurokraci wprowadzają w życie, być może nawet w przekonaniu, że w ten sposób wyświadczają przysługę państwu i narodowi, na którym pasożytują. Jednak -jak zauważył Milton Friedman w „Tyranii status quo” – „piekło tak nie szaleje, jak zlekceważony biurokrata”. Zlekceważony – a cóż dopiero taki, nad którym zawisł miecz Damoklesa? W tej sytuacji program odbiurokratyzowania Ameryki może okazać się znacznie trudniejszy, niż cokolwiek innego. Polska jest znakomitym tego przykładem. Kiedy w roku 1989 Milton Friedman wygłaszał w Sejmie wykład dla Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, powiedział wówczas, że Polska nie powinna naśladować bogatych krajów zachodnich, bo nie jest bogatym krajem zachodnim. Polska powinna naśladować rozwiązania, które bogate dzisiaj kraje zachodnie stosowały u siebie, gdy były tak biedne, jak Polska. Ta arcysłuszna rada została jednak zlekceważona zarówno przez stare kiejkuty, którym zależało na utrzymaniu sektora publicznego, by było co rozkradać w ramach „uwłaszczania nomenklatury”, jak i ambicjonerów z dawnej opozycji, którzy wiązali swoje nadzieje z objęciem posad w sektorze publicznym. Toteż wkrótce narodziła się rewolucyjna teoria o „sektorach strategicznych”, które muszą pozostać państwowe, żeby tam nie wiem co – i tak już zostało.
W tej sytuacji stosunkowo najłatwiejsze będą posunięcia w zakresie zwalczania politycznej poprawności w dziedzinie neurastenii płciowej, która przez promotorów komunistycznej rewolucji jest stręczona maluczkim jako wielka zdobycz ludu pracującego miast i wsi, jak również – wynalazków poczynionych w zakresie walki z klimatem. Tutaj prezydent Trump wydaje się zdeteminowany i nieustępliwy, toteż jest nadzieja, że Stany Zjednoczone pod jego przywództwem przestaną eksportować komunistyczną rewolucję do swoich wasali. Na tym tle szczególnie groteskowa wydaje się deklaracja profesoressy Joanny Senyszyn, która właśnie zapowiedziała wystawienie swojej kandydatury w tegorocznych wyborach prezydenckich.
Z naszego jednak punktu widzenia najważniejsza wydaje się kwestia, czy Donald Trump przedłuży Niemcom pozwolenie, jakiego były prezydent Józio Biden udzielił w marcu 2023 roku, by urządzały sobie Europę po swojemu. Na ten temat nie padło nic ważnego, ale nie jest wykluczone, że ta sprawa powinna zostać wyjaśniona najpóźniej do kwietnia, kiedy to prezydent Trump ma przyjechać do Warszawy na planowany „szczyt Trójmorza”. Wydaje się oczywiste, że dopóki w Polsce u steru będzie vaginet obywatela Tuska Donalda, to nie ma najmniejszych szans, by ten szczyt doprowadził do jakichkolwiek rezultatów. Przyczyna jest prosta, jak budowa cepa. Obywatel Tusk Donald ma do spełnienia w naszym bantustanie całkiem inne zadanie, mianowicie zadanie zniwelowania terenu pod Generalne Gubernatorstwo, czyli przekształcenie Polski w rodzaj niemieckiej kolonii w ramach IV Rzeszy. Tymczasem projekt Trójmorza, o którym Donald Trump wypowiadał się z zainteresowaniem już podczas wizyty w Warszawie w lipcu 2017 roku, godziłby w trzy ważne interesy niemieckie. Po pierwsze – podważałby niemiecką hegemonię w Europie. Po drugie – blokowałby budowę IV Rzeszy, w którą Niemcy tyle już zainwestowały oraz – po trzecie – umożliwiałby państwom leżącym w Europie Środkowej uwolnienie się od ograniczeń nakładanych na nie w ramach realizacji niemieckiego projektu „Mitteleuropa” z roku 1915, który od 1 maja 2004 roku realizowany jest za pośrednictwem instytucji Unii Europejskiej. Temu służą zarówno wynalazki dokonane w ramach walki ze znienawidzonym klimatem, jak i postępujące obezwładnianie państwa polskiego pod pretekstem „walki o praworządność”. Wreszcie – stosunki polsko-węgierskie, jak i polsko-słowackie i polsko-czeskie pod rządami vaginetu obywatela Tuska Donalda, wykluczają jakikolwiek postęp w kwestii Trójmorza. Zatem, jeśli przed kwietniową wizytą prezydenta Trumpa w Polsce nie nastąpi przesilenie rządowe w naszym bantustanie, to „szczyt” – o ile w ogóle się odbędzie – nie doprowadzi do żadnych rezultatów. Co gorsza – może to skłonić prezydenta Trumpa do przekonania, że nie warto się w ten projekt angażować i że decyzja prezydenta Józia Bidena, którą ogłosił w ostatnich dniach swojej prezydentury o podziale Europy na część rokującą nadzieję na współpracę i tę pozostałą, w zasadzie była słuszna. To zaś może okazać się dla Polski katastrofalne w skutkach, zwłaszcza w kontekście zapowiedzi o zakończeniu wojny na Ukrainie, gdzie chyba każdy zdaje sobie sprawę z konieczności pogodzenia się Ukrainy z utratą co najmniej 20 procent dotychczasowego terytorium państwowego. Więc jeśli nawet wojna na Ukrainie się zakończy, to nie powinniśmy zapominać o uwadze Karola von Clausewitza, że to właśnie „wojna jest matką wszystkiego”.
Stanisław Michalkiewicz
Zdjęcie: Wikimedia Commons
Tekst ukazał się w tygodniku „Najwyższy Czas!”. Źródło: michalkiewicz.pl.
5 lutego 2025 o 19:30
,,…kiedy w roku 1989 Milton Friedman wygłaszał w Sejmie wykład dla Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego powiedział wówczas że Polska…….. arcysłuszna rada została jednak zlekceważona zarówno przez stare kiejkuty jak i ambicjonerów z dawnej opozycji. Toteż wkrótce narodziła się rewolucyjna teoria o sektorach strategicznych które muszą pozostać państwowe żeby tam nie wiem co…”
Wystarczy ten krótki fragment bym wiedział że po raz kolejny mam do czynienia z grafomańskim tumaństwem ideologicznie sformatowanego goja….pardą ! Autora. Ale cóż każdy Narodowiec wie że libertariański fioł kuca niereformowalny był , niereformowalny jest i niereformowalny będzie. Krajowego majątku i własności pozostało nam od 1989 roku tyle co kot napłakał ale to PAŃSTWO jest wróg. Nie zachodnia zagranica która podrzuciła nam frajerom Leszka B. ( nie mylić z Bublem ) który wypadł z teczki Sachsa który wypadł z teczki Sorosa… A broń Cię Panie. Toć by to naruszyło wszechmit Jana Pawła , Reagana i Teatcher. To by zaś mogło doprowadzić Polaków do bluźnierczej konstatacji że wystarczyło pójść drogą Chin gdzie jakoś Państwo istnieje w specyficznej konstrukcji i konkuruje z USA. Wystarczyło poszczuć ichniejszych myckoKORowców czołgami w Pekinie. Nie nie nie ! Zamiast tego masturbujmy się postacią syjonisty Milei który naśladując Trzaskowskiego twierdzi iż na jaki …..wuj mu waluta i Bank jak w USA jest Dolar i FED. Tymczasem w 1989 roku zarówno cudzoziemski Żyd Milton jak i krajowe żydy z kiejkut i z opozycji mieli tyle do gadania co stało w dyrektywie przekazanej Jaruzelowi przez kapitalucha Rockefellera. A tam było jasno wyłożone że majątki wasze w ręce Nasze a Katom waszym włos nie spadnie…