Do sławnego rewolucyjnego konserwatysty prof. Karola Schmitta (1888-1985) przylgnęła etykietka „koronnego jurysty III Rzeszy”. Oczywiście, ani człowiekowi, który ją wymyślił, ani setkom „dobrze-myślących” głąbów, którzy ją zanim bezrefleksyjnie powtarzali (i powtarzają) w obsmarowywaniu tego myśliciela nie przeszkodził fakt, że współpraca Schmitta z nazistowskim rządem trwała krótko, że wcześniej Schmitt był do partii Hitlera wrogo nastawiony, że naziści szybko sami ogłosili go wrogiem nowego ustroju oraz że szykanowali go przez szereg kolejnych lat. Podwaliny systemów totalitarnych kładły ręce nie tylko prymitywnych demagogów, zideologizowanych politruków, tępych aparatczyków partyjnych czy cynicznych propagandystów. Przemożny udział mieli w diabelskim dziele przede wszystkim ideowi intelektualiści – twórcy mrocznych doktryn, wcielanych potem w życie przez wspomniane towarzystwo oraz, zazwyczaj, przez nich samych. Warto przypominać tę prawdę, zwłaszcza w czasach, gdy opiniotwórcze kręgi uczą ludzi wypowiadać wyraz „intelektualista” z nabożną czcią, a posiadaczy tego tytułu lansują na świątobliwych kapłanów nowych świeckich religii. Wbrew pozorom – czyli ewidentnemu chamstwu i plebejskości liderów NSDAP – hitleryzm również miał swoje wyrafinowane pióra: ideologów piszących rzeczy o parę klas lepsze od bełkotu zawartego w „Mein Kampf” i „Micie dwudziestego wieku”. Schmitt jednak z pewnością się do nich nie zalicza. Wspomnimy za to pewnego mało znanego prawnika, który, jakkolwiek pozbawiony logiki i konstrukcyjnej precyzji charakterystycznych dla samotnika z Plettenbergu, w przeciwieństwie do niego zasłużył na miano jurysty III Rzeszy, a przy tym dobrze reprezentuje obłąkanie symptomatyczne dla narodowego socjalizmu.
Dr Helmut Nicolai, bo o nim mowa, rozpoczynał swą polityczną drogę jako żołnierz Freikorpsów. Jego dowódcą był wtedy Hermann Ehrhardt (1881-1971), weteran kampanii przeciw Hererom (1904 r.) i I wojny światowej. Po wojnie Ehrhardt stał na czele terrorystycznej Organizacji Consul, odpowiedzialnej za zamachy na czołowych przedstawicieli weimarskiej klasy politycznej. W 1919 r. założył też swój Freikorps (zwany po prostu „brygadą Erhardta”), w którym służył Nicolai. Aresztowany w 1922 r., po kilku miesiącach uciekł z więzienia. W latach 1923-1926 kierował paramilitarnym związkiem Wiking, dopóki nie zdelegalizował go rząd Prus. W sierpniu 1933 r. wcielił „brygadę” do SS. Mimo to już w lipcu 1934 r. musiał uciekać za granicę, by nie dosięgła go spirala morderstw puszczona w ruch podczas „nocy długich noży”.
Nicolai związał się z nazistami znacznie wcześniej, przewidując, iż w razie objęcia przez nich rządów Narodowo-Socjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza zostanie przekształcona w organizację obejmującą całokształt państwa. W III Rzeszy otrzymał wysokie stanowisko w ministerstwie spraw wewnętrznych. W 1933 r. opublikował pod tytułem „Zasady nadchodzącej Konstytucji” projekt ustroju hitlerowskiego państwa, którego oryginał przedstawił władzom NSDAP jeszcze w grudniu 1931 r.
Nicolai przewidywał w swym projekcie wprowadzenie odrębnych statusów prawnych dla Niemców i innych narodowości („obcych”). „Obcy” nie są uznawani za obywateli, a jedynie objęci częściową ochroną prawa – i to pod warunkiem, że jej udzielanie nie koliduje z interesami narodu niemieckiego. „Obcy” nie posiadają ponadto „żadnego udziału w prawie niemieckim, tzn. nie wykonują żadnych państwowych praw obywatelskich”. Ich sytuację prawną regulują osobne przepisy, odmienne dla Polaków, Żydów i innych nacji. Nicolai dopuszczał przyznanie „obcym” co najwyżej samorządu kulturalnego. Jednocześnie postulował wprowadzenie ustawowego zakazu zawierania małżeństw między Niemcami a „obcymi” – w trosce o czystość rasy germańskiej.
Nicolai chciał, by w nazistowskiej konstytucji znalazł się następujący artykuł: „Jest Niemcem, kto jest niemieckiego pochodzenia, o czym rozstrzyga krew (rasa)”. Dążył więc do konstytucyjnego usankcjonowania rasizmu. Dalej jednak następuje kolejne rozróżnienie, tym razem wśród samych Niemców: na tzw. Niemców rzeskich (pochodzących z terenu Rzeszy) oraz Niemców żyjących w innych krajach. Do pełni praw obywatelskich aspirować wolno wyłącznie Niemcom rzeskim jako najczystszym rasowo, np. jedynie oni mogą uzyskać prawo udziału w kilkustopniowych wyborach do parlamentu. Prawa polityczne nie mają wszakże waloru powszechności nawet w ich gronie. Wśród Niemców rzeskich przysługują one wyłącznie mężczyznom, którzy odbyli służbę w wojsku lub (z powodu ograniczeń nałożonych na Niemcy w traktacie wersalskim) zamiennie w państwowych organizacjach pracy, a ewentualnie – na zasadzie wyróżnienia – także niezamężnym kobietom szczególnie zasłużonym dla narodu na określonych odcinkach pracy. Władze mogą przy tym odebrać prawa wyborcze każdemu, kto w jakikolwiek sposób uchybił honorowi rasy.
Inny punkt konstytucji projektowanej przez Nicolaia brzmi: „Piastunem władzy Rzeszy jest wódz Rzeszy. Władza Rzeszy służy niemieckiemu narodowi”. Pod względem ważności wodza przewyższa tylko jedna instytucja: narodowosocjalistyczna monopartia, czyli „związek niemiecki”, oparty na najściślejszych kryteriach rasowych. Jego członkowie muszą spełniać wymogi obejmujące odpowiednio wysoki wiek, cechy charakteru, zasługi i pomyślne przejście długiego okresu próbnego. „Związek niemiecki” ma za zadanie strzec i zachowywać wartość rasy. Monopartię i państwo (Rzeszę) wiążą ze sobą złożone relacje. Przywódcą „związku niemieckiego” pozostaje z urzędu wódz Rzeszy. Ma nad nim prawie nieograniczoną władzę, gdyż swobodnie nadaje mu jego statut, zaś materii zawartych w statucie nie może regulować normalne ustawodawstwo. W sposób dowolny nie może wódz stanowić jedynie zasad przyjmowania członków, sprawowania partyjnych urzędów oraz doboru składu senatu „związku niemieckiego”. Nie może też nikogo pozbawić prawidłowo nabytego członkowstwa w partii ani możliwości zajmowania w niej stanowisk – to władny jest uczynić wyłącznie wspomniany senat. Senat i wódz to instytucje zarazem partyjne i państwowe. Senat składa się z około sześćdziesięciu członków „związku niemieckiego”, mianowanych dożywotnio przez wodza. To on wybiera wodza, przy czym może go odwołać za przestępstwa pospolite bądź występki godzące w rasę.
Hitlerowską ideologię próbował potem Nicolai przebrać w szatki filozofii prawa. Tak powstały jego książki „Ustawowa rasowa nauka prawa. Podstawy narodowosocjalistycznej filozofii prawa” (1932) oraz „Rasa i prawo” (1935), oparte na tezie, iż prawo powstaje tylko tam, gdzie istnieje czysta rasa. Dobre prawo da się odrodzić, usuwając z kultury prawnej obce rasowo naleciałości. Nicolai zalicza do nich m.in. reguły lex retro non agit oraz nulla poena sine lege, o których pisze: „(…) wraz z całym liberalnym bagażem, muszą także zostać usunięte fałszywe zasady prawa karnego, pochodzące z ideologii rzymsko-prawnej”. Mieszanie się ras wywołuje rozkład ducha narodu, a więc i rozkład prawa, zatem utrzymanie porządku prawnego wymaga wprowadzenia licznych nowych ustaw i daleko ściślejszego uregulowania za ich pomocą całokształtu stosunków społecznych. W ten sposób koncepcja złożona z górnolotnych formuł ideologicznych (nader podobna do systemu sowieckiego) przechodzi w totalitarną praktykę polityczną.
W przypadku nazizmu Helmuta Nicolaia (i nie tylko jego) mamy do czynienia z typowym przykładem tego, co konserwatywny filozof prof. Eryk Voegelin (1901-1985) zdiagnozował jako gnozę polityczną: z przesyconą swoistym świeckim ezoteryzmem doktryną wieszczącą całkowite (totalne) jakościowe przeistoczenie rzeczywistości za pomocą środków politycznych. Z szaleństwem „egofanii”, które wybucha, gdy postawi się rzeczy ludzkie na miejscu rzeczy Boskich. Jedynie prawdziwa religia, twór i dar trójjedynego Boga, zdolna jest przebóstwić świat człowieka, zaprowadzając w nim uniwersalny porządek, który sięga w wieczność.
Adam Danek
Źródło: legitymizm.org
Najnowsze komentarze