Jestem na tyle zajęty domowymi sprawami, że całkiem przypadkiem dowiedziałem się o zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Już tylko przez ten fakt Trump przeszedł do historii.
Zaprzątnięty zmianami pampersów, karmieniem, podawaniem leków i zrywaniem się w nocy do mamy, dopiero teraz znalazłem trochę czasu, żeby prześledzić reakcje polskiego świata politycznego na sukces Trumpa. Najkrócej mówiąc jestem tymi reakcjami przygnębiony. Dla ich opisu można użyć jednego z najbardziej wyświechtanych powiedzeń używanych w polskiej polityce, czyli że na wieść o zwycięstwie Trumpa, na Kremlu strzelały korki od szampanów. Bardzo możliwe, że Włodzimierz Putin ucieszył się ze zwycięstwa Trumpa. Z kolei patrząc na reakcje polityków PiS-u na wynik amerykańskich wyborów, ciśnie się pytanie, kto się bardziej z tego ucieszył? Czy Putin, czy politycy PiS-u? Przy czym radość Putina jest zapewne całkiem innego rodzaju niż radość polityków PiS-u. Radość Putina, to radość kogoś, kto prowadzi własną politykę, a z wyników wyborów w najsilniejszym mocarstwie świata, stara się wyciągnąć jak najwięcej korzyści dla siebie. Poza tym wynik wyborów prezydenckich w USA nie ma istotnego wpływu na wewnętrzną sytuację polityczną w Rosji. Zupełnie odwrotnie jest w przypadku wewnętrznej sytuacji politycznej w Polsce. Z zachowania głównie polityków PiS-u – ale nie tylko – można odnieść wrażenie, że wybory prezydenta USA są dla wewnętrznej sytuacji politycznej Polski ważniejsze niż jakiekolwiek wybory w Polsce. Zanim Trump wygrał, to drugi co do rangi politycznej polityk PiS-u oświadczył, że w razie jego wygranej, premier Donald Tusk powinien ustąpić ze stanowiska. To tak jakby prezydent USA legitymizował rząd w Polsce. O ile wiem nikt w PiS nie odciął od tego stanowiska. Niestety wygląda na to, że politycy tej partii nie czują najmniejszego wstydu, zachowując się jak pospolite amerykańskie sługusy. W ogóle reakcja niemal całego oficjalnego świata politycznego jest upokarzająca i potwierdza po raz kolejny, że Polska państwem niepodległym nie jest i ten stan braku niepodległości cały czas się pogłębia. Paradoksalnie widać to również po stronie PO. Platforma Obywatelska lokowała swoje sympatie po stronie przeciwników Trumpa i wcale tego politycy tej partii nie ukrywali. Dla nich również, choć w mniejszym stopniu niż w PiS, ważna była akceptacja ekipy rządzącej USA. W tym kontekście są prawdziwe smaczki tej sytuacji. Jest takim fakt, że Anna Applebaum, żona Radosława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych w w rządzie Donalda Tuska, jeszcze podczas pierwszej kadencji Trumpa, oficjalnie i w Ameryce, i w Polsce traktowała go, jak swego czasu polityczno – towarzyski establishment w Polsce traktował Andrzeja Leppera, czyli jak nieuka i prostaka. Należy przy tym pamiętać, że Anna Applebaum ma jako opiniotwórcza publicystka i komentatorka, pozycję niemal światową.
Jak widać dwie największe w Polsce siły polityczne, uzależniają się od Stanów Zjednoczonych w stopniu, który pozbawia Polskę niepodległości. To uzależnienie opiera się na dwóch filarach. Pierwszym jest to, jak w PiS nazywa się USA, czyli bezalternatywnym sojusznikiem. Drugim jest zarówno w PiS, jak i w PO uznanie Rosji za bezalternatywnego wroga. Przybiera to kuriozalny wymiar w przypadku relacji z Ukrainą. Co by Ukraińcy nie zrobili złego Polsce i polskim interesom, to i tak będą uważani za sojuszników. Wrogość wobec Rosji jest dogmatem i tu nie ma ani mikrona przestrzeni, żeby jednak nie pchać się do wojny z Rosją, a mieć miejsce w razie czego do układania się z nią. W tym miejscu trzeba mocno podkreślić, że Amerykanie cały czas zachowują przestrzeń do dogadywania się z Rosjanami. Podobnie Niemcy. Konsekwencje oparcia polskiej polityki na tych dwóch filarach – dogmatach sprawiają, że Polska nie jest niepodległa. Bezalternatywna wrogość do Rosji i jednocześnie bezalternatywny sojusz z USA, to dwie płyty tektoniczne, które gdy zderzą się ze sobą, to doprowadzą do trzęsienia ziemi. W wymiarze politycznym są i będą tego dwa skutki. Skutek, który już jest, to utrata niepodległości. Drugi skutek jeszcze nie zaistniał, ale jest realny, czyli wejście Polski do wojny z Rosją na pełną skalę. Nie brak wśród polskich polityków zwolenników wojny z Rosją. Ich problem polega na tym, że póki co nie zgadzają się na to Amerykanie.
Czego możemy zatem spodziewać się po Donaldzie Trumpie? Mam za małą wiedzę, żeby to ostatecznie rozstrzygać. Jednak spodziewam się, że będzie jak za jego pierwszej kadencji, czyli dużo miłych gestów i ambasador lub ambasadorka w Warszawie, która łaskawie będzie „podpowiadać” co ma robić dany rząd w Polsce.
A Państwo uważacie, że bezalternatywny sojusz i bezalternatywna wrogość wzmacniają naszą niepodległość czy jej nas pozbawiają?
Andrzej Szlęzak
Zdjęcie: Wikimedia Commons
Źródło: facebook.com
Najnowsze komentarze