Tu i ówdzie podnoszą się głosy (nie od dziś) mówiące, iż nadszedł czas, by odrzucić stare rozróżnienie na prawicę i lewicę jako anachroniczne. Wzajemne oddziaływanie rozmaitych idei, ich reakcje i mieszanki, osiągnęły jakoby taki stopień komplikacji, że dotychczasowe znaczenia obu pojęć do reszty się w nich rozpuściły. Stronnictwa polityczne kojarzone z lewicą nierzadko przyjmują umiarkowane hasła wolnorynkowe, a stronnictwa kojarzone z prawicą nierzadko opowiadają się za protekcjonizmem gospodarczym. Ci, których to zdumiewa, dziwią się jeszcze bardziej, gdy im przypomnieć, iż w pierwszej połowie XIX wieku do lewicy zaliczano właśnie zwolenników leseferyzmu, zaś konserwatywna Prawica broniła społeczno-ekonomicznego porządku opartego na zasadach korporacyjnych. Dzisiejsze środowiska identyfikujące się jako prawicowe wzywają do obrony suwerenności państw narodowych przed ekspansją ponadnarodowych podmiotów władzy i uchodzi to dość powszechnie za oczywistość, natomiast lewicowcy od dawna głoszą (i praktykują) internacjonalizm. Tymczasem w XIX wieku nowoczesne państwa narodowe tworzyły się pod ideowo-polityczną presją liberalnej bądź demokratycznej lewicy, stanowiącej podówczas domenę rodzących się nacjonalizmów – a konserwatywna Prawica zwalczała te kierunki, stojąc na gruncie legitymizmu monarchicznego oraz społeczeństwa stanowego.
Skoro cechy uważane potocznie za wyznaczniki prawicowości po krótkim przyjrzeniu się im okazują się mobilne, zmienne w rozwoju historycznym, i – co za tym idzie – stanowią jedynie względne punkty odniesienia, to nawoływania do zarzucenia tradycyjnych dystynkcji nie powinny zaskakiwać; w końcu czasy się zmieniają i nikt nic na to nie poradzi. To bodaj najbardziej żałosna formułka wymyślona przez człowieka jako usprawiedliwienie dla siebie. Fakt, że w danym momencie dziejowym „czasy się zmieniają” nic nie tłumaczy, ponieważ czasy zmieniają się nieustannie – taka ich natura. Nie tłumaczy on na przykład chodzenia na łatwiznę, a smęcenie, że słowa straciły swe znaczenie, zawsze jest pójściem na łatwiznę – zwłaszcza kiedy dotyczy to pojęć fundamentalnych. Słowa tracą znaczenie tylko wtedy, gdy sami im na to pozwalamy.
Wśród współczesnych ruchów politycznych da się zresztą zauważyć swoistą modę na określanie się jako „ani lewica, ani prawica”. Celują w tym nowe ugrupowania postępowe, ekolodzy, zieloni itp. Nie wolno jednak zapominać, iż stosują one tę sztuczkę retoryczną w celu zakamuflowania swojego prawdziwego – to jest lewicowego – charakteru. Tak jak one zapominają, że pierwszym nurtem politycznym, który głośno zadeklarował odrzucenie podziału na prawicę i lewicę oraz wyjście poza obie te kategorie był… faszyzm. Jako „ani lewica, ani prawica” deklarują się także, choć z zupełnie innych powodów, formacje nacjonalistyczne, w szczególności wchodzące w skład Międzynarodowej Trzeciej Pozycji.
Z pozycji nieprzyjaznych demoliberalizmowi podnosi się zwłaszcza jeden argument na rzecz nie obstawiania przy tradycyjnym rozróżnieniu. Wskazuje się mianowicie moment, kiedy weszło ono w użycie – Wielką Rewolucję Antyfrancuską. W takim ujęciu termin „prawica” (podobnie jak „lewica”) zostaje przedstawiony jako wytwór 1789 r., a więc sztuczna konstrukcja, element porewolucyjnej wizji świata, któremu bez żalu można pozwolić wylądować na śmietniku historii, obok innych przejawów ducha zamkniętej już dawno epoki.
Nam wszakże wiązanie narodzin Prawicy z przewrotem rozpoczętym w sali do gry w piłkę nie wydaje się uzasadnione. Inaczej mówiąc, nazwy „prawica” i „lewica” weszły do języka podczas Wielkiej Rewolucji Antyfrancuskiej, lecz kryjące się pod nimi siły są niewątpliwie starsze. I tak na przykład w Anglii Prawicę odnajdujemy w postaci królewskich kawalerów (Cavaliers), broniących monarchii przed rewoltą kupczyków i pospólstwa, następnie pod znakami jakobitów w ich dziele przygotowania powrotu prawowitych królów „zza morza”, wreszcie jako torysów zasłaniających „merry old England” przed radykalnymi projektami politycznymi i wyrugowaniem tradycyjnych elit przez plutokrację – choć wszyscy oni przebyli swe ziemskie szlaki przed feralnym rokiem 1789. Na kontynencie Prawica objęła posterunki jeszcze wcześniej, zrzeszona w katolickich Ligach XVI i XVII wieku, które krwawo walczyły z protestancką rewolucją religijną i polityczną, niszczącą uniwersalny ład europejskiej Christianitas. I z drugiej strony, bez szczególnego trudu odnajdujemy w czasach ante 1789 nienazwaną jeszcze lewicę, reprezentowaną przez republikańską, terrorystyczną dyktaturę Cromwella, przez polityczno-religijne sekty levellerów i diggerów, przez rewolucyjną myśl francuskich monarchomachów („królobójców”), czy przez radykalne odłamy niemieckiego protestantyzmu, wzorem Thomasa Münzera pragnące przebudować świat według formuły „Omnia est communia” (wszystko jest wspólne).
Odpowiedzi na pytanie o właściwą genezę Prawicy i lewicy dostarczają pisma prof. prof. Pliniusza Corrêi de Oliveiry (1908-1995), Tomasza Molnara (1921-2010), Leona Straussa (1899-1973) oraz Eryka Voegelina (1901-1985). Wskazują oni na średniowieczny spór o uniwersalia jako na przełomowy moment w historii Okcydentu. Spór ów postawił naprzeciw siebie dwa duchowe obozy i wykopał pomiędzy nimi przepaść. Po jednej stronie stanęli zwolennicy realizmu pojęciowego, którzy dowodzili, iż w świecie panuje obiektywny i niezależny od opinii człowieka porządek, nadany mu przez Boga, a ład polityczny, społeczny i gospodarczy, w jakim osadzeni są ludzie, musi być ukierunkowane teocentrycznie. Po drugiej stronie zgromadzili się głosiciele rozmaitych herezji woluntarystycznych, nominalistycznych, a nawet gnostyckich, pomimo różnic poglądów połączeni antropocentryczną wizją świata, która podważała istnienie w nim obiektywnego ładu i prowadziła do konkluzji, iż człowiek ma prawo kształtować rzeczywistość według własnej subiektywnej woli i mniemania. Spór dwóch obozów stracił swój akademicki charakter, kiedy niszczyciele jedności Christianitas przeszli od spekulacji umysłowych do działań praktycznych, a za nimi to samo uczynić musieli jej obrońcy. W każdej destrukcyjnej rewolcie następnych wieków, występując jako siła kontrrewolucyjna, byli oni Prawicą, chociaż nikt wtedy nie nazywał ich ani prawicowcami, ani kontrrewolucjonistami. Polemika Jana Locke’a, wroga katolicyzmu i proroka umowy społecznej, z rojalistycznym filozofem Robertem Filmerem, stanowiła atak na zasady od dawna już strzeżone przez Prawicę. Ale Prawica to nie tylko autorzy uczonych ksiąg. Pobożni chłopi w oddziałach włoskich sanfedystów i w wojskach Wandei, przelewając krew w obronie Kościoła i prawowitych królów, odegrali w epopei Prawicy rolę nie mniej doniosłą niż wyrafinowani myśliciele pokroju Filmera.
Oto, czym jest Prawica – „parti de l’ordre” (by posłużyć się pięknym, dziewiętnastowiecznym określeniem), dążącą niegdyś do zachowania, zaś obecnie do odrodzenia tradycyjnego (w sensie: tradycjonalistycznego) porządku rzeczy ziemskich, wzniesionego na fundamencie metafizycznym. Naprzeciw niej stoi lewica – obóz przewrotu, stawiający sobie za cel zniesienie tego porządku w imię przekonania o własnej ważności lub o doskonałości własnych płodów intelektualnych. Nie bez powodu węgierski monarchista Andrzej László powiada: „Pierwszą lewicą był szatan”.
Rzecz jasna, Prawicę (dla odróżnienia celowo piszemy ten wyraz majuskułą) jako styl politycznego myślenia i związaną z nim tradycję należy oddzielić od prawicy rozumianej potocznie. Nie każde czasopismo albo, tym bardziej, ugrupowanie partyjne, nazywane na co dzień prawicowym daje się zaliczyć do Prawicy. A na dobrą sprawę Prawica w tej tzw. prawicy stanowi wąską mniejszość, skrajność. Być prawicowcem z prawdziwego zdarzenia znaczy być wiernym wzorcom, symbolom i ideom, które chroni i przechowuje Prawica – a nie wchodzić w skład gazetowej bądź partyjniackiej koterii.
Adam Danek
Thomas Molnar – katolicki filozof i historyk, tradycjonalista.
Źródło: legitymizm.org
31 października 2024 o 07:26
Jednak narodowa prawica jest potrzebna.I powinna współpracować z Nacjonalistami.
31 października 2024 o 22:02
Podobnie jak Lewica Narodowa