Derin devlet
Wyrażenie „głębokie państwo” jest dziś coraz częściej używane w sferze politycznej i stopniowo odchodzi od dziennikarstwa do ogólnie przyjętego języka politycznego. Jednocześnie sam termin ulega rozmyciu i każdy zaczyna go rozumieć inaczej. Czas przyjrzeć się bliżej zjawisku określanemu jako głębokie państwo. Bardzo ważne jest prześledzenie, kiedy i gdzie to pojęcie wchodzi w życie.
Fraza ta po raz pierwszy pojawiła się w tureckiej polityce w latach dziewięćdziesiątych XX wieku i opisywała bardzo specyficzną sytuację w tym kraju. W języku tureckim głębokioe państwo to derin devlet. Jest to ważne, ponieważ wszystkie późniejsze zastosowania tej koncepcji są w taki czy inny sposób powiązane z pierwotnym znaczeniem formuły, która po raz pierwszy pojawiła się właśnie w Turcji.
W Turcji, począwszy od Kemala Atatürka, ukształtował się w pełni określony ruch polityczno-ideologiczny – kemalizm. W jego centrum znajdują się kult samego Kemala Atatürka (dosłownie „Ojca Turków”), ścisły sekularyzm (odmowa nadania czynnikowi religijnemu nie tylko charakteru politycznego, ale także społecznego), nacjonalizm (w tym nacisk na suwerenność i jedność wszystkich obywateli wieloetnicznej Turcji), modernizm, europeizm i progresywizm. Kemalizm był pod wieloma względami bezpośrednim przeciwieństwem światopoglądu i kultury, które dominowały w religijnym i tradycjonalistycznym Imperium Osmańskim. Od samego powstania Turcji kemalizm był i pod wieloma względami pozostaje dominującym kodem współczesnej polityki tureckiej. To właśnie w oparciu o te idee na gruzach Imperium Osmańskiego powstało państwo tureckie.
Kemalizm otwarcie dominował za panowania samego Kemala. A potem tę pałeczkę przekazano jego politycznym spadkobiercom.
Ideologia kemalizmu obejmowała demokrację partyjną w stylu europejskim. Jednakowoż równocześnie prawdziwa władza skoncentrowała się w rękach dowództwa wojskowego kraju – przede wszystkim Rady Bezpieczeństwa Narodowego (RBN). Po śmierci Atatürka to elita wojskowa stała się strażnikami ideologicznej ortodoksji kemalizmu. Właściwie RBN Turcji powstała w 1960 roku po zamachu stanu. Jego rola znacznie wzrosła po kolejnym zamachu stanu w 1980 roku.
Należy zauważyć, że wielu wyższych rangą członków armii tureckiej i służb wywiadowczych jest członkami lóż masońskich. Zatem kemalizm był ściśle powiązany z masonerią wojskową.
Ilekroć turecka demokracja oddalała się od kemalizmu – zarówno na prawo, jak i na lewo – armia turecka unieważniała wyniki wyborów i rozpoczynała represje.
Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że określenie derin devlet pojawiło się w Turcji dopiero w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. To właśnie w tym momencie rozpoczął się w Turcji znaczący rozwój islamizmu politycznego. I tutaj po raz pierwszy w historii Turcji daje się odczuć konfrontacja ideologii głębokiego państwa z demokracją polityczną. Co więcej, problem pojawił się właśnie wtedy, gdy islamiści Necmettina Erbakana oraz jego zwolennika i następcy Recepa Erdogana zmierzali zasadniczo w stronę alternatywnej ideologii politycznej, która bezpośrednio rzucała wyzwanie kemalizmowi. Dotyczyło to wszystkiego: islamu zamiast sekularyzmu, częstszych kontaktów ze Wschodem, niż z Zachodem, solidarności muzułmańskiej zamiast tureckiego nacjonalizmu. Ogólnie rzecz biorąc, salafizm i neoosmanizm zamiast kemalizmu. Nie zabrakło tu także retoryki antymasońskiej, charakterystycznej przede wszystkim dla Erbakana. Zamiast masońskich tajnych stowarzyszeń świeckiej elity wojskowej, nacisk położono na tradycyjne zakony sufickie i umiarkowane islamskie organizacje sieciowe – takie, jak nurcu Feythullaha Gülena.
To tutaj pojawiła się idea głębokiego państwa (derin devlet) jako opisowy obraz militarno-politycznego kemalistycznego rdzenia Turcji, który postrzegał siebie jako stojący ponad demokracją polityczną i własną decyzją unieważniał wyniki wyborów aresztował osobistości politycznych i religijnych, czyli postawił się ponad procedurami prawnymi polityki typu europejskiego. Demokracja wyborcza działała tylko wtedy, gdy odpowiadała polityce wojskowych kemalistów. Odstępując od tego na krytyczny dystans, jak w przypadku islamistów, którzy opierali się na zupełnie innej ideologii, bardziej przypominającej osmanizm, niż kemalizm, partia, nawet gdyby wygrała wybory i stanęła na czele rządu, mogłaby zostać rozbita bez żadnych wyjaśnień. Co więcej, w takich przypadkach „zawieszenie demokracji” (suspension of democracy) nie miało podstaw ściśle konstytucyjnych – niewybierani oficerowie wojskowi działali z „rewolucyjnej celowości”, aby uratować kemalistowską Turcję.
Później Erdogan rozpoczął prawdziwą wojnę z głębokim państwem tureckim, której kulminacją była sprawa Ergenekon, która rozpoczęła się w 2007 roku, kiedy (pod błahym pretekstem przygotowań do zamachu stanu) aresztowano praktycznie całe tureckie kierownictwo wojskowe.
Później jednak Erdogan pokłócił się ze swoim byłym współpracownikiem Fethullahem Gülenem, głęboko wpisanym w zachodnie służby wywiadowcze, i przywrócił wielu członkom głębokiego państwa ich status, zawierając z nimi pragmatyczny sojusz – przede wszystkim na ogólnych podstawach tureckiego nacjonalizmu. Debata na temat świeckości została złagodzona i przełożona. Wtedy – zwłaszcza po nieudanej próbie obalenia Erdogana przez Gülenistów w 2016 roku – samego Erdogana zaczęto nazywać „zielonym kemalistą”. Jednakowoż w czasie ostrej konfrontacji z Erdoganem pozycje głębokiego państwa w Turcji uległy znacznemu osłabieniu, a ideologia kemalizmu uległa zatarciu (choć pozostała).
Ogólne cechy głębokiego państwa
Z tego scenariusza historii politycznej współczesnej Turcji można wyciągnąć wiele ogólnych wniosków. Zatem głębokie państwo może istnieć i ma sens gdzie
- istnieje demokratyczny system wyborczy;
- nad tym systemem istnieje niewybieralna władza wojskowo-polityczna, spojona w pełni określoną ideologią (niezależną od zwycięstwa tej czy innej partii);
- istnieje tajne stowarzyszenie (na przykład typu masońskiego), jednoczące elitę wojskowo-polityczną.
A daje się odczuć głębokie państwo, gdy zaczynają się oczywiste sprzeczności między formalnymi normami demokracji a władzą tej elity (w przeciwnym razie samo istnienie głębokiego państwa nie jest oczywiste).
Głębokie państwo jest możliwe tylko w demokracji liberalnej, nawet nominalnej. Kiedy mamy do czynienia z jawnie totalitarnymi systemami politycznymi – jak w przypadku faszyzmu czy komunizmu – głębokie państwo nie jest potrzebne. Tutaj otwarcie za najwyższą instancję uznaje się grupę ściśle zideologizowaną, która stawia się ponad formalnymi prawami. Monopartyjność podkreśla ten model rządów i nie oczekuje się żadnej opozycji ideologicznej ani politycznej. Natomiast tylko w społeczeństwach demokratycznych, gdzie rzekomo nie powinna panować ideologia rządząca, głębokie państwo jawi się jako zjawisko „ukrytego totalitaryzmu”, nie tylko odrzucającego demokrację i wielopartyjność w ogóle, ale zarządzającego nimi, manipulującego nimi według własnego uznania. Komuniści i faszyści otwarcie uznają potrzebę panującej ideologii, co czyni ich władzę polityczno-ideologiczną bezpośrednią i szczerą (potestas directa, zdaniem Carla Schmitta). Liberałowie zaprzeczają ideologii, ale ją mają. Oznacza to, że wpływają na procesy polityczne oparte na doktrynie liberalizmu, ale tylko w sposób niejawny, pośrednio (potestas indirecta). Liberalizm ujawnia swój jawnie totalitarny i ideologiczny charakter tylko wtedy, gdy zachodzi sprzeczność między nim a demokratycznymi procesami politycznymi w społeczeństwie. Liberalizm i demokracja to nie to samo, ponieważ w niektórych przypadkach demokracja może wcale nie być liberalna.
W Turcji, gdzie liberalna demokracja została zapożyczona z Zachodu i nie pasowała zbyt do politycznej i społecznej psychologii społeczeństwa, głębokie państwo zostało łatwo odkryte i nadano mu nazwę. W innych systemach demokratycznych obecność tej totalitarno-ideologicznej instancji, nieuzasadnionej i formalnie „nieistniejącej”, dała się odczuć później. Jednakowoż przykład Turcji ma ogromne znaczenie dla samego tego zjawiska. Wszystko tutaj jest krystalicznie jasne – w pełnym widoku.
Trump i odkrycie głębokiego państwa w USA
Zwróćmy teraz uwagę na fakt, że termin „głębokie państwo” na Zachodzie pojawia się w przemówieniach dziennikarzy, analityków i polityków w Stanach Zjednoczonych w okresie prezydentury Donalda Trumpa. Po raz kolejny kontekst historyczny jest kluczowy. Zwolennicy Trumpa, tacy jak Steve Bannon i inni, zaczynają twierdzić, że Trump, który ma na mocy konstytucji wszelkie prawa do decydowania o kierunku amerykańskiej polityki, będąc wybranym na prezydenta, napotyka w tej kwestii nieoczekiwane przeszkody, których nie można sprowadzić jedynie do sprzeciwu wobec Partii Demokratycznej lub biurokratycznej inercji. Stopniowo, w miarę narastania tego oporu, Trump i jego zwolennicy, Trumpiści, zaczynają uznawać się za nosicieli nie tylko programu republikańskiego, tradycyjnego dla poprzednich polityków i prezydentów tej partii, ale czegoś więcej. Ich akcent na tradycyjne wartości i krytyka linii globalistycznej uderzyły nie tylko w bezpośrednich przeciwników politycznych, „postępowców” i Partię Demokratyczną, ale także w jakąś niewidoczną gołym okiem i niekonstytucyjną instancję, zdolną, według własnego uznania, do spójnego i celowego wpływania na wszystkie podstawowe procesy w polityce amerykańskiej – w dziedzinie finansów, wielkiego biznesu, mediów, służb wywiadowczych, sądownictwa, najważniejszych instytucji kulturalnych, głównych instytucji edukacyjnych itp. Wydawać by się mogło, że działania aparatu państwowego jako całości powinny być podporządkowane trybowi i decyzjom legalnie wybranego prezydenta USA. Okazało się jednak, że wcale tak nie jest i że poza prezydentem Trumpem i całkowicie niezależnie od niego, na jakimś wyższym szczeblu „władzy cieni”, zachodzą niekontrolowane procesy. W ten sposób odkryto głębokie państwo w samych Stanach Zjednoczonych.
W USA, podobnie jak w Turcji, nie ma wątpliwości, że istnieje demokracja liberalna. Jednakowoż obecność niewybieralnej instancji wojskowo-politycznej, spojonej w pełni określoną ideologią (niezależną od zwycięstwa tej czy innej partii) i wchodzącej w skład jakiegoś tajnego stowarzyszenia (na przykład typu masońskiego) była dla Amerykanów zupełnie nieoczywista. Dlatego dyskurs o głębokim państwie w tamtym okresie stał się dla wielu objawieniem, zamieniając się z „teorii spiskowej” w oczywistą rzeczywistość polityczną.
Owszem, oczywiście, nierozwiązany zabójstwo Johna F. Kennedy’ego i prawdopodobna eliminacja innych członków tego klanu, a także wiele niespójności w tragicznych wydarzeniach z 11 września i szereg innych pozostałych nierozwiązanych tajemnic amerykańskich polityki, sprawiło, że Amerykanie zaczęli podejrzewać, że w Ameryce istnieje jakiś rodzaj „tajnej władzy”. Szeroko rozpowszechnione „teorie spiskowe” proponowały najbardziej niesamowitych kandydatów do tej roli – od kryptokomunistów po reptilian i Anunnaków. Jednakowoż historia prezydentury Trumpa i w nie mniejszym stopniu jego prześladowania po przegranej z Bidenem i już dwie próby zamachu podczas kampanii wyborczej w 2024 roku zmuszają nas do podjęcia tematu głębokiego państwa w Stanach Zjednoczonych z całkowitą powagą. Teraz nie można się go tak łatwo pozbyć. Zdecydowanie istnieje, działa, jest aktywny i… rządzi.
Rada ds. Stosunków Zagranicznych: w kierunku utworzenia Rządu Światowego
W poszukiwaniu wyjaśnienia tego zjawiska warto przede wszystkim zwrócić się do tych organizacji politycznych w Stanach Zjednoczonych XX wieku, które były najbardziej zideologizowane i starały się działać w przestrzeni ponadpartyjnej. Jeśli będziemy szukać rdzenia głębokiego państwa wśród wojska, służb wywiadowczych, rekinów z Wall Street, magnatów zaawansowanych technologii itp., to raczej nie uzyskamy zadowalającego wyniku. Wszystko jest tam zbyt zindywidualizowane i zamazane. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na ideologię.
Pomijając teorie spiskowe, do tej roli najbardziej nadają się dwie instancje – CFR (Counsel on Foreign Relations – Rada ds. Stosunków Zagranicznych), założona jeszcze w latach dwudziestych XX wieku przez podobnie myślących ludzi prezydenta Woodrowa Wilsona, zagorzałego zwolennika demokratycznego globalizmu, i znacznie później ruch amerykańskich neokonserwatystów, którzy wyłonili się spośród (niegdyś marginalnych) trockistów i stopniowo zdobywali znaczące wpływy w Stanach Zjednoczonych. Zarówno CFR, jak i neokonserwatyści są niezależni od którejkolwiek partii. Za cel postawili sobie pokierowanie strategicznym kursem amerykańskiej polityki jako całości, niezależnie od tego, która partia aktualnie dominuje. Co więcej, obydwie te instancje posiadają dobrze ustrukturyzowaną i dokładną ideologię – lewicowo-liberalny globalizm w przypadku CFR i ofensywną hegemonię amerykańską w przypadku neokonserwatystów. CFR można warunkowo uznać za globalistów lewicowych, a neocons – za globalistów prawicowych.
Od samego początku CFR ta sieć polityków, ekspertów, intelektualistów i przedstawicieli korporacji transnarodowych wyznaczała kurs przejścia od Stanów Zjednoczonych jako państwa narodowego do globalnego „imperium” demokratycznego. Przeciwko izolacjonistom CFR wysunęła tezę, że przeznaczeniem USA jest uczynienie całego świata liberalnym i demokratycznym. Ideały i wartości liberalnej demokracji, kapitalizmu i indywidualizmu zostały tu przedłożone ponad interesy narodowe. To właśnie ta struktura przez cały XX wiek – z pewną przerwą ze względu na II wojnę światową – była historycznie zaangażowana w tworzenie organizacji ponadnarodowych – najpierw Ligi Narodów, potem ONZ, Klubu Bilderberg, Komisji Trójstronnej itp. Zadanie polegało na stworzeniu zunifikowanej, światowej elity liberalnej, która podziela ideologię globalizmu we wszystkim – w filozofii, kulturze, nauce, ekonomii, polityce itp. Cała działalność globalistów z CFR miała na celu utworzenie jednolitego Rządu Światowego, co oznaczało stopniowe obumieranie państw narodowych i przekazywanie władzy przez dawne suwerenne podmioty w ręce globalnej oligarchii składającej się ze światowych liberalnych elity, wychowane na wzór zachodni.
CFR, poprzez swoje europejskie sieci, wzięła aktywny udział w tworzeniu Unii Europejskiej (konkretny krok w kierunku Rządu Światowego). Jej przedstawiciele, przede wszystkim Henry Kissinger, stały wódz intelektualny tej organizacji, odegrali kluczową rolę w integracji Chin z rynkiem światowym. Było to skuteczne posunięcie mające na celu osłabienie obozu socjalistycznego. Ta sama instancja aktywnie przyczyniła się do propagowania teorii konwergencji i zdołała zdobyć wpływy na późne kierownictwo radzieckie – aż do Gorbaczowa. „Światowe społeczeństwo jest kontrolowane” – pisali pod dyktando globalistów z CFR nieżyjący już sowieccy ideolodzy, którzy wpadli w urok geopolitycznych hipnotyzerów z CFR.
CFR w USA jest strukturą ściśle ponadpartyjną i jednoczy zarówno Demokratów, do których jest nieco bliższa, jak i Republikanów. Właściwie jest to główna siedziba globalizmu, a podobne inicjatywy europejskie – jak Forum Klausa Schwaba w Davos – to jedynie jego odgałęzienia. W przededniu rozpadu ZSRR CFR założyła swój oddział w Moskwie, w Instytucie Badań Systemowych akademika Gwiszianiego, skąd wyłoniły się trzon rosyjskich liberałów lat dziewięćdziesiątych i pierwsza fala ideologicznie motywowanych oligarchów.
Oczywiste jest, że Trump zetknął się właśnie z tą instancją, która w samych Stanach Zjednoczonych i na świecie była przedstawiana jako nieszkodliwa i prestiżowa platforma wymiany opinii „niezależnych” ekspertów. Jednakowoż tak naprawdę jest to prawdziwy sztab ideologiczny. A Trump ze swoim starokonserwatywnym programem, naciskiem na amerykańskie interesy i krytyką globalizmu, popadł z nim w jawną i frontalną sprzeczność. Trump jest jedynie krótkotrwałym prezydentem USA, a CFR ma stuletnią historię wyznaczania kursu amerykańskiej polityki zagranicznej. I oczywiście w ciągu stu lat swego istnienia obok władzy i u władzy, CFR utworzyła rozległą sieć wpływów, szerząc swoje idee wśród wojska, urzędników, ludzi kultury i sztuki, ale przede wszystkim na amerykańskich uniwersytetach, które stopniowo stawała się coraz bardziej ideologiczne. Formalnie USA nie uznają żadnej dominacji ideologicznej. Jednakowoż sieć CFR jest niezwykle ideologiczna. Planetarne zwycięstwo demokracji, ustanowienie Rządu Światowego, całkowity triumf indywidualizmu i polityki gender to najwyższe cele, których nie można zmienić ani od których nie można odstąpić. Nacjonalizm i America First Trumpa oraz groźby „osuszenia globalistycznego bagna” – to było prawdziwe wyzwanie dla tej instancji, strażnika kodeksów totalitarnego (jak każdej ideologii) liberalizmu.
Zabić Putina i Trumpa
Czy CFR można uznać za tajne stowarzyszenie? Mało prawdopodobne. Preferując dyskrecję, działa na ogół otwarcie. Zatem zaraz po rozpoczęciu SWO przywódcy CFR (Richard Haas, Fiona Hill, Silisha Wallander) bezpośrednio dyskutowali o celowości zabicia prezydenta Putina (wydruk dyskusji został zamieszczony na oficjalnej stronie CFR). Amerykańskie głębokie państwo, w przeciwieństwie do tureckiego, myśli o sobie globalnie, tak więc to, co dzieje się w Rosji czy Chinach, wydaje się być „sprawą wewnętrzną” dla tych, którzy uważają się za Rząd Światowy. Otóż zabicie Trumpa to na ogół bułka z masłem, jeśli nie uda się go uwięzić lub usunąć z wyborów. Warto wziąć pod uwagę, że loże masońskie odegrały istotną rolę w amerykańskim systemie politycznym od czasu wojny o niepodległość USA. Dlatego sieci masońskie są powiązane z CFR, które służy im jako organ rekrutacyjny. Dziś liberalni globaliści nie muszą się ukrywać. Ich programy są w pełni akceptowane przez Stany Zjednoczone i kolektywny Zachód. W miarę wzmacniania się „tajnej mocy” stopniowo przestaje ona być tajemnicą. To, co wcześniej musiało być chronione przez dyscyplinę tajemnic masońskich, staje się otwartym programem globalnym. Masoni nie gardzili fizycznym niszczeniem swoich wrogów, ale oczywiście nie mówili o tym bezpośrednio. Teraz rozmawiają. Oto jedyna różnica.
Neocons: od trockistów do imperialistów
Drugim ośrodkiem głębokiego państwa są neokonserwatyści. Początkowo byli to trockiści, którzy nienawidzili ZSRR i Stalina, ponieważ w Rosji zbudowano (ich zdaniem) nie międzynarodowy, ale „narodowy” socjalizm, czyli socjalizm w jednym kraju. Dlatego ich zdaniem nie powstało pełnowartościowe społeczeństwo socjalistyczne i tak naprawdę nie było prawdziwego kapitalizmu. Prawdziwy socjalizm, zdaniem trockistów, będzie możliwy dopiero wtedy, gdy kapitalizm stanie się planetarny i zwycięży wszędzie, nieodwracalnie mieszając wszystkie grupy etniczne, narody i kultury oraz znosząc tradycje i religie. Dopiero później (a nie wcześniej) nadejdzie Rewolucja Światowa.
Dlatego amerykańscy trockiści postanowili, że trzeba w każdy możliwy sposób pomóc światowemu kapitalizmowi i USA jako jego okrętowi flagowemu i spróbować zniszczyć ZSRR (a następnie Rosję jako jego następczyni) wraz ze wszystkimi suwerennymi państwami. Socjalizm może mieć tylko charakter ściśle międzynarodowy, co oznacza, że Stany Zjednoczone muszą wzmocnić swoją hegemonię i zniszczyć swoich przeciwników, a dopiero potem, gdy bogata Północ ustanowi swą pełną dominację nad biednym Południem i wszędzie zapanuje międzynarodowy kapitalizm, zostaną spełnione warunki wstępne, aby przejść do następnej fazy rozwoju historycznego.
Aby wdrożyć ten diabelski plan, amerykańscy trockiści podjęli strategiczną decyzję o wejściu do wielkiej polityki, ale nie bezpośrednio, gdyż w USA w ogóle nikt na nich nie głosował, ale za pośrednictwem dużych partii. Najpierw przez Demokratów, a potem, gdy spiskowcy ogarnęli sprawę, również przez Republikanów.
Trockiści otwarcie uznawali konieczność ideologii i gardzili demokracją parlamentarną, uważając ją po prostu za przykrywkę dla wielkiego kapitału. Tak więc wraz z CFR, w USA przygotowano kolejną wersję głębokiego państwa. Neokonserwatyści nie narzucali swojego trockizmu, a wręcz przeciwnie, uwodzili klasycznych amerykańskich militarystów, imperialistów i zwolenników globalnej hegemonii. A Trump musiał stawić czoła tym ludziom, którzy przed Trumpem byli niemal pełnowartościowymi panami Partii Republikańskiej.
Demokracja to dyktatura
W pewnym sensie amerykańskie głębokie państwo jest dwubiegunowe, to znaczy ma dwa bieguny –
- lewicowo-globalistyczny (CFR) i
- prawicowo-globalistyczny (neocons).
Obydwie organizacje są jednak ponadpartyjne, przez nikogo nie wybrane i są nosicielami wzmożonej, proaktywnej, natarczywej – w istocie jawnie totalitarnej – ideologii. W wielu aspektach pokrywają się one ze sobą, różniąc się jedynie retoryką. Obydwie są zdecydowanie przeciwne Rosji Putina i Chinom Xi Jinpinga i przeciwko wielobiegunowości w całości. W Stanach Zjednoczonych obydwie są nie mniej zaciekle przeciwne Trumpowi, ponieważ on i jego zwolennicy ucieleśniają starą wersję amerykańskiej polityki, która nie ma nic wspólnego z globalizmem i koncentruje się na problemach wewnętrznych. Jednakowoż stanowisko Trumpa to prawdziwy bunt przeciwko systemowi. Nie mniej niż islamistyczna polityka Erbakana i Erdogana w przypadku kemalizmu w Turcji.
Oto wyjaśnienie, dlaczego teza o głębokim państwie pojawiła się wraz z prezydenturą Trumpa. Trump i jego linia uzyskali poparcie masy krytycznej amerykańskich wyborców. Okazało się jednak, że stanowisko to nie odpowiada poglądom głębokiego państwa, które ujawniło się w postaci rozpoczęcia wobec Trumpa ostrych działań wykraczających poza ramy prawne i depczących normy demokracji. Demokracja to my, faktycznie zadeklarowało głębokie państwo w USA. Wielu krytyków zaczęło mówić o zamachu stanu. W zasadzie tak było. Rząd cieni w Stanach Zjednoczonych wszedł w konflikt z fasadą demokracji i zaczął coraz bardziej przypominać dyktaturę. Liberalną i globalistyczną.
Europejskie głębokie państwo
Zobaczmy teraz, co teza o głębokim państwie może oznaczać w przypadku krajów europejskich. Ostatnio Europejczycy zaczęli zauważać, że coś niezwykłego dzieje się z demokracją w ich krajach. Ludność głosuje zgodnie ze swoimi preferencjami, coraz bardziej wspierając różnych populistów, przede wszystkim prawicowych, jednak jakaś instancja w państwie natychmiast ostro przeciwstawia się zwycięzcom, poddaje ich represjom, oczernia i siłą odsuwa od władzy. Widzimy to we Francji Macrona z partią Marine Le Pen, w Austrii z Partią Wolności, w Niemczech z Alternatywą dla Niemiec i partią Sarah Wagenknecht, w Holandii z Geertem Wildersem itp. Wygrywają demokratyczne wybory, ale potem zostają odsunięci od władzy.
Czy to znana sytuacja? Tak, bardzo przypomina Turcję i kemalistycznych wojskowych. Oznacza to, że także w Europie mamy do czynienia z głębokim państwem.
Od razu rzuca się w oczy, że we wszystkich krajach europejskich instancja ta nie ma narodowej przynależności i działa ściśle według tych samych schematów. Nie chodzi tylko o głębokie państwo francuskie, niemieckie, austriackie, holenderskie itd. To paneuropejskie głębokie państwo, które jest jednocześnie częścią jednolitej, globalistycznej sieci. Centrum tej sieci znajduje się w głębokim państwie amerykańskim, przede wszystkim w CFR, ale sieć ta ściśle obejmuje także Europę, gdzie lewicowi liberałowie, w ścisłym sojuszu z oligarchią gospodarczą i intelektualistami postmodernistycznymi, prawie zawsze wywodzącymi się ze środowiska trockistowskiego, stanowią europejską klasę rządzącą, niewybieralną, ale mającą totalitarna władzę. Klasa ta uznaje się za część jednolitej społeczności atlantyckiej. W istocie jest to elita NATO. I znów możemy przypomnieć sobie tureckich wojskowych. NATO jest strukturą nośną całego systemu globalistycznego, czyli militarnego wymiaru głębokiego państwa kolektywnego Zachodu.
Nietrudno umiejscowić głębokie państwo europejskie w strukturach związanych z SWO – w europejskim oddziale Komisji Trójstronnej, na Forum Klausa Schwaba Davosa itp. To właśnie z tą powierzchnią władzy zderza się europejska demokracja, gdy – podobnie jak Trump w USA – próbuje ona dokonać wyboru uznawanego przez europejskie elity za „niewłaściwy”, „niedopuszczalny” i „naganny”. I nie chodzi tu tylko o formalne struktury Unii Europejskiej. Chodzi o siłę o wiele potężniejszą i skuteczniejszą, która w ogóle nie ma form prawnych. Są to nosiciele kodu ideologicznego, który według formalnych praw demokracji po prostu nie powinien istnieć. Są to strażnicy głębokiego liberalizmu, zawsze ostro reagujący na wszelkie niebezpieczeństwa płynące z samego systemu demokracji.
Podobnie jak w przypadku USA, w historii politycznej nowożytnej Europy dużą rolę odegrały loże masońskie – sztaby społecznych reform i świeckich przekształceń. Dziś nie ma już wielkiej potrzeby tworzenia tajnych stowarzyszeń, działają one jawnie od dawna, jednak podtrzymywanie tradycji masońskich jest częścią tożsamości kulturowej Europy.
W ten sposób dotarliśmy do najwyższego szczebla instancji niedemokratycznej, skrajnie ideologicznej, działającej z naruszeniem wszelkich zasad i norm prawnych, posiadającej w Europie pełną władzę. Jest to władza pośrednia lub tajna dyktatura. To europejskie głębokie państwo jako integralna część jednolitego systemu kolektywnego Zachodu, spajanego przez NATO.
Głębokie państwo w Federacji Rosyjskiej w latach dziewięćdziesiątych
Ostatnią rzeczą, jaka pozostaje, jest zastosowanie wobec Rosji zasady głębokiego państwa. Charakterystyczne jest, że w kontekście rosyjskim termin ten używany jest niezwykle rzadko lub w ogóle nie jest używany. Nie oznacza to, że w Rosji nie ma czegoś takiego, jak głębokie państwo. Oznacza to raczej, że jak dotąd nie spotkała się z nim żadna znacząca siła polityczna ciesząca się krytycznym poparciem społecznym. Niemniej jednak całkiem możliwe jest opisanie władzy, którą przy pewnej dozie umowności można nazwać „rosyjskim głębokim państwem”.
W Federacji Rosyjskiej po rozpadzie ZSRR ideologia państwowa została zakazana, a w tym kontekście Konstytucja Federacji Rosyjskiej całkowicie pokrywa się z innymi reżimami nominalnie liberalno-demokratycznymi. Istnieją wielopartyjne wybory, gospodarka rynkowa, świeckie społeczeństwo i przestrzegane są prawa człowieka. Oznacza to, że współczesna Rosja z formalnego punktu widzenia nie różni się zasadniczo od krajów Europy i Ameryki bądź Turcji.
Jednakowoż też w Rosji istniała pewna niejawna instancja ponadpartyjna, co było szczególnie widoczne za panowania Jelcyna. Instancja ta została wówczas nazwana ogólnym terminem „rodzina”. Funkcje tak głębokiego państwa pełniła „rodzina”. A jeśli sam Jelcyn był w niej legalnym (aczkolwiek nieprawowitym) Prezydentem, to pozostałych jej członków dokładnie nikt nie wybierał i nie mieli oni żadnych prawnych pełnomocnictw. „Rodzina” w latach dziewięćdziesiątych składała się z krewnych Jelcyna, oligarchów, lojalnych urzędników bezpieczeństwa, dziennikarzy i przekonanych liberałów-okcydentalistów. Przeprowadzili oni główne reformy kapitalistyczne w kraju, przeforsowując je niezależnie od ustawodawstwa, zmieniając je według własnego uznania lub po prostu lekceważąc. I działali po prostu nie z powodu siły interesów klanowych, ale jak prawdziwe głębokie państwo – zakazując jednych partii, a sztucznie wspierając inne, odmawiając władzy zwycięzcom (Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej, Partia Liberalno-Demokratyczna) i oddając ją nieznanym i niewyróżniającym się ludziom, kontrolującym media i system edukacji, przypisując całe branże lojalnym im osobom i likwidując to, co ich nie interesowało.
W tamtym czasie w Rosji nie znano pojęcia głębokiego państwa, ale samo zjawisko było oczywiste.
Należy zauważyć przy tym, że w tak krótkim czasie po upadku bezpośredniego, totalitarnego i jawnie ideologicznego systemu jednopartyjnego w Rosji nie mogło samodzielnie powstać pełnowartościowe głębokie państwo. Naturalnie, nowe elity liberalne po prostu włączyły się do globalnej sieci zachodniej, czerpiąc z niej ideologię i metodologię władzy pośredniej (potestas indirecta) – poprzez lobbing, korupcję, koncerny medialne, kontrolę nad edukacją, ustalanie kryteriów tego, co użyteczne i tego, co szkodliwe, co jest dozwolone, a co powinno być zakazane.
Głębokie państwo Jelcyna nazywało swoich przeciwników „czerwono-brązowymi”, celowo blokując poważne ataki zarówno z prawej, jak i lewej strony. Oznacza to jednak, że istniała jakaś ideologia (formalnie nie uznawana przez Konstytucję), na podstawie której podejmowano takie decyzje dotyczące słuszności i słuszności. Był nią liberalizm.
Liberalna dyktatura
Głębokie państwo ojawia się tylko w demokracji, jako jej korygujący i kontrolujący instytut ideologiczny. Ta tajna władza ma w pełni racjonalne wyjaśnienie. Bez takiego naddemokratycznego regulatora liberalny system polityczny może się zmienić, ponieważ nie ma gwarancji, że lud nie wybierze siły, która zaoferuje społeczeństwu alternatywną drogę. Tego właśnie próbowali Erdogan w Turcji, Trump w USA i populiści w Europie, co częściowo im się udało. Jednakowoż konfrontacja z populistami zmusza głębokie państwo do wyjścia z cienia. W Turcji było to łatwe, gdyż dominacja wojskowych kemalistów była w dużej mierze hołdem dla tradycji historycznej. Jednakowoż w przypadku Stanów Zjednoczonych i Europy takie wykrycie ideologicznego sztabu działającego przy pomocy przymusu, metod totalitarnych i często łamiącej prawo, nie mając żadnej legitymacji wyborczej, jest jawnym skandalem, gdyż powoduje nieodwracalną szkodę w naiwnej wierze w mit demokracji. Głębokie państwo zbudowane jest na cynicznej tezie, całkowicie w duchu „Folwarku zwierzęcego” Orwella: „niektórzy demokraci są bardziej demokratyczni, niż wszyscy inni”. Jadnakowoż to już jest dyktatura i totalitaryzm, mogą pomyśleć zwykli obywatele. I będą mieli rację. Jedyna różnica polega na tym, że totalitaryzm jednopartyjny działa jawnie, a tajna władza stojąca ponad systemem wielopartyjnym zmuszona jest zakłócić sam fakt jego istnienia.
Tego już nie da się zrobić. Żyjemy w świecie, w którym głębokie państwo przekształca się ze spiskowej fantazji w dokładną i wyraźnie zarejestrowaną rzeczywistość polityczną, społeczną i ideologiczną.
Lepiej uczciwie stawić czoła prawdzie. Deep State to poważna sprawa.
Aleksandr Dugin
Tłumaczenie: KK
Źródło: geopolitika.ru
22 października 2024 o 22:28
Znakomity naukowo-edukacyjny tekst
13 listopada 2024 o 19:28
Andrzej Fursow – Konspirologia jataganmedia.wordpress.com/2024/11/13/anriej-fursow-konspirologia-cz-1/