Wspomnienia Nadieżdy Mandelsztam dzisiaj są już nieco zapomniane. Całość, to dwie grube książki niczym kamienne tablice. Dużo tekstu mało zdjęć. Systematyczna opowieść, krok po kroku, jakby autorka, chciała jak najwięcej zachować ku pamięci. Jedna z setek takich opowieści wydanych drukiem, mówiących o ludzkiej egzystencji pełnej codziennego utrapienia, niepewności ale i niegasnącej nadziei. Opowieści pisanej odważnie i wnikliwie, pisanej dla przyszłych pokoleń lub dla spokoju własnego sumienia. Ale tak naprawdę jest to opowieść o Osipie Mandelsztamie – rosyjskim poecie z okresu „srebrnego wieku”, któremu przyszło żyć w agonii starego świata. To ten z tych wielkich nieśmiertelnych, którym nie dane było umrzeć w spokoju. Te wspomnienia, przekonują czytelnika, że można opisać poetę zwykłą prozą życia. A może lepiej byłoby powiedzieć, że Osip Mandelsztam został opisany prozą śmierci?
Nie ma już tamtych ludzi, tamte czasy jakby odeszły w niepamięć. Pozostało dla nas to, co przetrwało w sztuce: w malarstwie, na fotografiach, w rzeźbach i architekturze; wreszcie to, co napisano poezją i prozą. Pozostały wiersze, wspomnienia, eseje; wyblakłe obrazy tamtych wydarzeń, jakie zdołały przetrwać, jakie udaje się wydobywać z zakamarków ludzkich losów. I potem po latach odkrywamy świat niezwykłej opowieści, uczymy się go bezsilni w swoich emocjach, stawiając go na przeciw współczesnym wyzwaniom. Wielu z nas otwiera szerzej oczy swojej duszy poznawszy wiersze Osipa, spoglądając równolegle przy tym na zwykłą, codzienną ludzką egzystencję poety, czytając wspomnienia jego żony Nadieżdy. Wspomnienia, to mimo wszystko, literatura jak najbardziej osobista, intymna, a jednak ukazana światu w czasie, kiedy bagaż tych wszystkich doświadczeń stał się zbyt ciężki, aby go dźwigać samemu. Kiedy już odszedł ten najgorszy strach sowieckiej rzeczywistości, kiedy snu nie przerywa łomotanie do drzwi nad ranem. Wspomnienia adresowane do całkiem innych ludzi; tych, którym los oszczędził utrapień, tym spoza gułagu ZSRR i dla tych, którzy nigdy nie poznali sowieckiej rzeczywistości, a więc tam, gdzie poeta może jeszcze nie obawiać się własnych myśli. W takim państwie jak Kraj Rad poeta niepokorny, płynący pod prąd przekształca swój mistycyzm w martyrologię, staje się ofiarą swojej twórczości. Wyrok wykluczenia na Osipa Mandelsztama i jemu podobnych – wybitnych poetów i pisarzy- zapadł zanim się „zdemaskowali” swoją twórczością. Taki wyrok zapadł również na większość rosyjskich elit, tych rodowych, jak i intelektualnych. Zło, które dotknęło Mandelsztamów narodziło się o wiele wcześniej. Poeci – prorocy widzieli to dokładnie, miotając się w swojej twórczej bezsilności. Nowy system przywieziony w zaplombowanym wagonie przez Lenina i jemu podobnych miał być kaźnią, skierowaną przeciwko tym, którym nie można było wolnej woli owinąć drutem kolczastym, ani przebić bolszewickim bagnetem.
Osip Mandelsztem, obywatel Imperium Rosji – Polak, żyd, Rosjanin, jak wielu jemu podobnych apologetów piękna w tamtym czasie, pozostał w swoim kraju, a przy nim nieustannie trwała żona Nadieżda. Kiedyś ludzie potrafili kochać, a miłość nie była tylko wyobraźnią artystów. Kiedyś poetom spełniało się to, o czym pisali w swoich wierszach. To o czym profetycznie marzyli, a potem już tylko to, co zmierzało nieuchronnie ku rozpaczy wraz krwawą łuną czerwonej pożogi. Kiedyś świat był prosty i poukładany. Więc ktoś postanowił go zniszczyć.
Wgłębiając się we wspomnienia Nadieżdy Mandelsztam, czytelnik powoli wnika w sowiecką rzeczywistość, odkrywając koszmar i egzotykę tego absurdu. Nie musi zbyt wiele rozumieć, aby poczuć się jak sowiecki obywatel, poznać to co czuli tamci ludzie, przeciwko którym bolszewicki demon obrócił swoje ostrza wideł. Bo trzeba koniecznie wiedzieć, iż nie każdy mu się podał, nie każdy podpisał z nim pakt, aby zaznać dobrodziejstw z czerwonego Olimpu. Nieliczni zachowali się jak trzeba.
Przejmujące są niektóre opisy wydarzeń z jakimi musiało się zmagać małżeństwo Mandelsztamów, te wszystkie drobne, pozornie niewinne szykany i utrudnienia. Cała ta machina czerwonego terroru w różnych odmianach i w różnym stopniu nasilenia, chcąca zawładnąć myślami, ukryta pośród fałszywych przyjaciół, ten niekończący się labirynt biurokracji, a potem cała długa i bezkresna droga na wschód, do Woroneża i dalej. Czy współczesny człowiek zniósłby to wszystko? Kiedy by się poddał i czy w ogóle podjął by walkę o godność i o prawdę? Trzeba zrozumieć tamtą rzeczywistość, tak jak powinno się starać zrozumieć poetów, albowiem poezja towarzyszy cierpieniu i rozpaczy. I to poezja pokazuje, jak bardzo poeci bywają niebezpieczni dla władzy, choć dłonie ich trzymają tylko pióra a nie karabiny.
Przeczytałem dużo utworów Osipa Mandelsztama. Odkryłem go późno, przypadkiem. To wnikliwa twórczość, w której estetyka słów przeplata się z wiedzą o świecie i ludziach. Jest w nich antyczna filozofia, rosyjska sielskość, romantyczna lekkość i tęsknota. Tak, tęsknota jest wszechobecna, chyba żaden rosyjski poeta od niej się nie uwolnił. Ale jest też opisanie świata, który miał odejść w zapomnienie, jest także ten jeden wiersz- przełomowy w życiu poety- który stał się bronią samobójczą:
Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi,
Nie słychać i na dziesięć kroków, co szepczemy,
A w półsłówkach, półrozmówkach naszych Cień górala kremlowskiego straszy.
Palce, tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa, Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada.
Śmieją się karalusze wąsiska
I cholewa jak słońce rozbłyska.
Wokół niego hałastra cienkoszyich wodzów: Bawi go tych usłużnych półludzików mozół.
Jeden łka, drugi czka, trzeci skrzeczy, A on sam szturcha ich i złorzeczy.
I ukaz za ukazem kuje jak podkowę —
Temu w pysk, temu w kark, temu w brzuch, temu w głowę.
Miodem kapie każda nowa śmierć
Na szeroką, osetyńską pierś
Chciałoby się rzec: o jeden wiersz za dużo, ale prawdziwa poezja nie dusi w sobie prawdy, nie barykaduje jej, nie zniewala niepamięcią w świadomości tych pojęć, które powinny wyjść na świat. I tak się stało.
Dlatego po wielkim poecie Mandelsztamie pozostały nam jego liczne utwory poetyckie, eseje, a po jego żonie mamy dwa tomy wspomnień. Niech was nie zniechęci fakt, wydawca tych wspomnień (Agora S.A.), ani kilka słów samego Arona Szechtera, który chciałby zapewne widzieć w Mandelsztamach biednych żydów wiecznych tułaczy, ofiary nieustannych pogromów. Nic z tego. Osip i Nadieżda, należeli do innej kategorii ludzi, niż ci, którzy z nadzieją albo z euforią poparli rewolucję, którzy z radością przyjęli nowy porządek. Mandelsztamowie, którzy pozostali w Rosji poradzili sobie z tym w taki sposób, w jakim radzili sobie Rosjanie żydowskiego pochodzenia wtapiający się w rosyjskość, unikając przy tym bolszewizmu. Charakteryzował to zjawisko asymilacji Jurij Slezkine w książce „Wiek żydów”, którą warto przeczytać.
Osip Mandelsztam, urodzony w Warszawie w zasymilowanej rodzinie żydowsko – polskiej w roku 1891, zmarł w łagrze tranzytowym Wtaraja Rieczka 27 grudnia 1937 roku w drodze na Kołymę. Został pochowany w zbiorowej mogile.
Nadieżda Mandelsztam, urodzona w Saratowie w zasymilowanej rodzinie żydowskiej w roku 1899, zmarła w Moskwie 29 grudnia 1980 roku. Była chrześcijanką, na jej grobie stoi duży kamienny krzyż.
Tomasz J. Kostyła
Najnowsze komentarze