W ramach cyklu „Poezja na Nacjonalista.pl” prezentujemy poemat epicki autorstwa wybitnego pisarza, jednego z twórców dystrybucjonizmu oraz wielkiego przyjaciela Polski i Polaków.
*
Białe fontanny dźwięczą w wirydarzach słońca,
Sułtan Bizancjum do ich wtóru śmiech swój wtrąca,
Śmiech, który kaskadami jak fontanna pada:
Grozę w krąg sieje śmiech ten, twarz od śmiechu blada,
Broda jak bór wstrząsana, krwawy ust półksiężyc –
Wysłał flotę na morze i chce świat zwyciężyć.
Zamilkły w trwodze miasta u przylądków włoskich,
Adriatyk zastępów jego zląkł się morskich,
Papież ręce błagalne do królów wyciąga,
Do walki wzywa z wrogiem, który mu urąga.
Zimna Anglii królowa w zwierciadle się wdzięczy,
Cień Walezjuszów na mszy w roztargnieniu klęczy,
Od wysp Hiszpanii zmierzchłych cicho grają działa –
Twarz Sułtana od śmiechów głośnych w słońcu pała.
Cichy bębnów drgnął warkot zza gór nieboskłonu. –
Do boju z nich wyruszył Książę, pan bez tronu
I bez korony; chociaż zmazą rodu tknięty,
Jako rycerz Europy ostatni i święty,
Zdjął oręż z ściany zamku; jak trubadur słucha,
Ptak mu jakiś o Wschodzie, o Krzyżowcach grucha.
W ciszy bezbrzeżnej szumiąc dąży w skrętach drogi
Hufiec rycerzy Krzyża – mały, lecz bez trwogi.
Dźwięczą jękliwe dzwony, dział im wtórzą miedzie,
Z Wyprawą don Juan d′ Austria tak Krzyżową jedzie.
Flagi wojska napięte w zimnej nocy wichrze,
Ciemnieją swą purpurą, lśnią w pozłoceń iskrze,
Blask się pochodni w bębnach i brązach migoce,
Fanfary uderzają i trąby w pomroce.
Działa przodem się toczą, wódz za działem jedzie.
Brodę pogładził, okiem wesołym w krąg wiedzie,
Strzemię potrąca z wzgardą, jakby deptał trony,
Wódz wolnych sam jak sztandar świeci rozjaśniony.
Cześć, chwało Hiszpanii, cześć ci, cześć!
W oddali czeka morski brzeg,
Książę przyspiesza krok i bieg.
Mahomet śni w swym raju nad gwiazdami jutrzni,
(Juan potrąca groźnie ostrzami swych włóczni)
Mahomet z piersi hurys młodych szaty zrywa,
Blask oceanu i zórz go jasnych okrywa.
Powstając wstrząsa ziemią swych pawich ogrodów,
Nad drzewa się podnosi i głosami grzmotów
Przyzywa Azraela, czarnego demona,
Skrzydlatego Ariela i bożka Ammona.
“Olbrzymy i geniusze,
Z rozgwiezdnych przybądźcie tu pól,
W burzy takiej i zawierusze,
Jaką Salomon wzbudził król”.
Pędzą w purpurze i we krwi z zorzanych obłoków,
Z świątyń, gdzie żółte bóstwa się kryją wśród mroków,
Wstają w szatach zielonych z wód sinej komory,
Gdzie nieb przepaście, zły czar i ślepe potwory.
Nad nimi śluzy prądów, wodorost oślizgły,
Choroba je przygniata małżów, trąd perlisty.
Podnoszą się w lazurze mgieł studni srogiej,
Przed Mahometem się gromadzą, liżą nogi.
On zaś mówi: “Przetrząsnąć góry, gdzie są mnichy,
Przesypać piaski pustyń, by zniknął ślad lichy
Po kościach świętych, ścigać giaurów w dzień i w nocy,
Bo to, co nam groziło ongi, wraca w mocy.
Pieczęcią Salomona zamknęliśmy wszystko
Pod słońcem: cierpień, trudów, wiedzy, łez źródlisko,
A oto gwar się podniósł w górach i poznaję:
Ten sam to gwar jest, który wstrząsał nasze kraje
Przed czterema wiekami. To ten, co nie rzecze:
“Kismet”, nie wierzy w losy rzucone człowiecze,
To Ryszard, Rajmund, Gotfryd, to rycerze, którzy
Z śmierci się śmieją, kiedy o los walczą duży.
Nogami ich stratujcie! Walczmy o swój pokój!”
Warkot usłyszał bębnów, szczęk armat u wód stoku,
(Don Juan d′ Austria wiedzie rycerzy na wojnę)
Okrzyki, grzmoty, znów brzegi spokojne:
Z Iberii wypadł grom!
Porzucił książę kraj i dom!
Alkazaru pusty stoi prom.
Święty Michał z skał wyspy spogląda na morza,
(Don Juan zbrojny przez wód żegluje bezdroża).
Gdzie Anioł patrzy po wodach, gdzie fala wciąż wraca,
Gdzie rybacy i żagle czerwone i praca,
Lancą potrząsa anioł, skrzydłami porusza,
Przez Normandię głos poszedł, lecz nikt się nie rusza,
Nikt z pomocą nie spieszy. Pełno na północy
Kwestii zawiłych, sporów, wszędzie ślepe oczy,
Wszędzie zgaszony zapał, gniew, entuzjazm, ogień.
Nad bratem brat się znęca, chce być wyższy odeń,
Mordują się nawzajem, nie chcą znać Chrystusa,
Jeśli piętnem potępień jest znaczona dusza.
Nienawidzą Marii, choć jest matką Boga.
Ale don Juan d′Austria mknie po wód rozłogach,
Przez burzę pędzi i przez dżdżystych dni zaćmienie.
Puzony jego huczą i warg huczy tchnienie:
Bogu w niebiosach cześć!
Chwałą niechaj brzmi pieśń!
Tak do statków koła
Don Juan d′Austria woła.
Król Filip z Złotym Runem na szyi w komnacie,
(Don Juan d′Austria w zbroi na pokładzie).
Ściany z atłasów czarnych, jak grzechu powaby,
Karły się wynurzają z nich, sługi i raby.
Król czarę w ręku trzyma, patrzy w jej kolory,
Dotyka czary, dzwoni – i zbladł nagle chory.
Twarz jak grzyb robakami i trądem stoczony,
Jak zioła oszklonymi znieczulone domy,
Śmierć z dna pucharu wyszła, śmierć dzieł w które wierzył.
Don Juan d′Austria właśnie na Turka uderzył,
Polowanie rozpoczął, rozpuścił ogary –
Od brzegów się Italii odgłos niesie, gwary,
Głosami krzyczy dział,
Strzałem mówi na strzał –
Rozpocząwszy kanonadę
Wiedzie książę w bój armadę.
Papież się o wieczorze w kaplicy znajdował
(Don Juan w ogniu stoi, dym dział w okrąg powiał)
W monstrancji gdzie twarz Boga się ukrywa co dnia,
Za oknami tajemnic, w których świat się zdrobnia,
Jak w zwierciadle ogląda papież w groźnym zmierzchu
Półksiężyc na wojennych galeonów wierzchu,
Których pan jest – Ukryty. Cień rzucają hardy
Na Krzyż, Zamek Anioła i szyk wojsk otwarty,
Lwów zakrywają postać na statkach Wenecji.
A ponad okrętami pałac wodzów świeci,
Pod nimi kazamaty, w nich tłum przytroczony
Galerników chrześcijan, więźniów rząd ruchomy,
Ludzie – jeńcy, górnicy odcięci od światła,
Uciemiężonych naród; których jasność zgasła.
Podobni niewolnikom, którzy w dni zaraniu
Schodów stopnie pod niebo wznieśli bogom w dani,
Lub tłumom niemym na babilońskim granicie
Co pod rumakiem Króla chcą ratować życie.
Nie jeden rozum stracił w tej czeluści piekła,
Do której wciąż patrzyła stróżów twarz zaciekła.
O Bogu już zwątpili, nie czekali znaku – –
(Tymczasem don Juan – linię przełamał w ataku!)
Z krwawych okrętów ogniem dział kieruje książę,
Jak dowódca piratów krwią zabarwia grąże.
Szkarłat posoki płynie przez komnaty ze złota
Tam gdzie trzymano jeńców; rozrąbał ich wrota.
Łamie ścian szranki, wolność przywraca tysiącom.
Bladzi, zdziwieni, ślepi patrzą w jaśń ślepiącą.
Cześć, Hiszpanii cześć!
Bogu podziękę nieść!
Potęgę wrogów ukrócił,
Braciom don Juan wolność wrócił.
Cervantes na galerze miecz do pochwy kładzie
(Don Juan z wieńcem wraca w kawalkadzie),
Patrzy: na drodze rycerz tuła się hiszpańskiej,
Chudy i błędny. Śmieje się, – nie śmiech sułtański
To jednak. Śmieje się, miecz w pochwę wkłada krwawy
(Lecz don Juan d′Austria wraca z Krzyżowej Wyprawy).
*
29 kwietnia 2024 o 19:40
„„Nigdy nie brałem poważnie mych książek, ale poglądy moje biorę zupełnie poważnie” — napisał Chesterton. Z takiej postawy płynęło dużo nieporozumień miedzy czytelnikiem a pisarzem. Czytelnik katolicki przyzwyczajony był, że odwieczna naukę katolicka podawano mu w formie szczególnie ciężkiej, pompatycznej i nudnej, ale za to łopata w głowę. Chesterton poglądy swoje ubrał w barok lśniących paradoksów i dzięki temu zwyciężył tylko u najinteligentniejszych, których nie bywa wielu. Był pisarzem elity i nie zniżył się do tłumu. Nawet z chwila, gdy się nawrócił na katolicyzm i zaczął, piórem głosić Ewangelie, dopatrywano się w tym pozy lub paradoksu.”
https://www.nacjonalista.pl/2015/09/13/adam-doboszynski-gilbert-keith-chesterton-wrog-plutokracji/