Co jakiś czas w mediach i w internetach wybucha kolejna „afera” o podłożu „neofaszystowskim”: a to ktoś układa z wafelków symbole szczęścia, a gdzie indziej ktoś inny podniesie prawą rękę w charakterystycznym geście, ewentualnie zamieści na swoim profilu zdjęcie L. D. Jak coś takiego ujrzy światło dzienne najpierw słychać głośne „aj waj” ze strony gadzinówek i innych znanych „ośrodków”, które kwiczą, że przez umieszczenie cytatu Leona już jutro cała prawica ruszy na Warszawę, aby zdobyć władzę i likwidować emigrantów, gejów, żydów i inne nadwrażliwe grupy społeczne.
Taka reakcja nikogo nie powinna dziwić, bo poprzez wyolbrzymienie skali zjawiska i wymyślenia „problemów” i „zagrożeń” takie organizacje uzasadniają przed sobą i przed społeczeństwem zasadność własnej działalności i istnienia, a dodatkowo pozwala im to opluwać własny kraj w mediach zachodnich. Służy to również do powielania pedagogiki wstydu, by przypomnieć tubylcom nadwiślańskim ich miejsce w nowym wspaniałym świecie: dla polskich liberałów „tenkraj” zawsze musi być miejscem na wpół dzikim, gdzie dochodzi do przemocy fizycznej na tle nienawiści (oczywiście ofiarą tej przemocy zawsze musi być przedstawiciel tej czy innej „mniejszości”), łamania „praw człowieka”, gdzie już jutro zapanuje totalitaryzm, gdzie łamana jest konstytucja.
Jednym ze środowisk najbardziej podatnych na pedagogikę wstydu w Polsce jest szeroko pojęta prawica. Z upływem lat zjawisko to tylko się pogłębia. Jeżeli wcześniej różni publicyści i organizacje prawicowe zaczynali się tłumaczyć dopiero po przywołaniu ich do tablicy przez specjalistów od „potrząsania sumieniem”, to po 15 czerwca 2019 roku wiele osób kojarzonych z prawicą postanowiło poprzez twittera prewencyjnie zapewnić opinię publiczną o potępieniu tej myślozbrodni. Dwie minuty nienawiści w wykonaniu mediów miały miejsce nieco później. Po tym, jak kurz z bitwy internetowej upadł, a faszyzm, nazizm i Bóg co wie jeszcze zostało gremialnie po raz kolejne potępione, warto się zastanowić nad jedną kwestią: czemu służy takie internetowe auto-da-fé w wykonaniu publicystów i działaczy prawicowych? Nie chcą być kojarzeni z faszyzmem? Można otworzyć dowolny artykuł poświęcony narodowcom w prasie liberalnej, by zobaczyć, że najdłużej i najgłośniej się odcinający i tak są nazywani faszystami. Do niczego się nie przydały lata budowania „nacjonalizmu z ludzką twarzą”: demoliberalny establishment ich nie zaakceptował i nie ma takiej możliwości, by elity przyjęły ich do swojego klanu. Posypanie głowy popiołem powoduje tylko zatarcie ich pozycji ideowych, bo nagle polski narodowiec musi popierać demokrację liberalną, gospodarkę kapitalistyczną, „sojusz” z hegemonem zza Oceanu i obecność obcych wojsk na terytorium Polski, natomiast osoby stojące na pozycjach antyliberalnych i antyatlantystycznych nie są dopuszczane do głosu, a często też rugowane ze struktur organizacyjnych. Organizacje narodowe dostosowują swój przekaz do środowisk, które nigdy nie będą go w stanie zrozumieć i nigdy go nie zaakceptują, natomiast skutecznie zniechęci środowiska bardziej ideowe do stałej współpracy z pokutującymi nacjonalistami.
Antyfaszyści narodowi zapominają, że samo słowo „faszyzm” straciło już swoje znaczenie pierwotne, stając się pospolitą obelgą. W narracji liberalnej faszystami są polscy nacjonaliści (niezależnie od przynależności organizacyjnej) i rosyjscy nacbole, katoliccy tradycjonaliści i szyicki Hezbollah, Jarosław Kaczyński i Władimir Putin, Donald Trump i Recep Tayyip Erdogan. Obecnie faszyzm oznacza wszystko, czyli tak naprawdę nic. Krzyki liberalnych mediów, oskarżające kogokolwiek o faszyzm należy skwitować chłodnym uśmieszkiem, a nie publicznym posypaniem głowy popiołem.
Eugeniusz Onufryjuk
Zdjęcie: rawpixel.com
Źródło: Xportal.press
6 kwietnia 2024 o 22:17
Ale to nie jest śmieszne.Tak 90 % Polaków o Nacjonalizmie wiedzę czerpie z GW czy TVN.Szkoda,że Nacjonalistów nie zaprasza się do tv.DLA mnie to duma być Nacjonalistą.