Kiedy w aptekarskich dawkach film „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć”, wchodzi na ekrany kin w Polsce, przypomnijmy jak przyjęła go „postępowa krytyka” francuska, bo to najlepsza rekomendacja:
Paul Quinio z „Libération” pisze, że produkcja ta jest „przykładem toczącej się ofensywy konserwatywnej, która używa soft power do rozpowszechniania dusznych idei”. W konfrontacji rojalistów z republikanami ma czelność pokazywać pierwszych jako dobrych, a drugich jako złych. W rozmowie z tą gazetą historyk Guillaume Lancereau krytykuje scenarzystów, za „wbijanie do głów jak największej liczby ludzi reakcyjnej i manichejskiej wizji zdarzeń”. Publikująca w tej samej gazecie Elisabeth Franck-Dumas zżyma się na wyakcentowanie walki Charette’a i jego towarzyszy z abstrakcyjnymi i ewidentnie złymi koncepcjami republikańskimi, pragnąc w ten sposób zrewidować historię w duchu reakcyjnym.
Samuelowi Douhaire z magazynu „Telérama” nie podoba się, że wojna w Wandei została przedstawiona w filmie „przez okulary szuana i w wielkich chodakach” (czyli ówczesnym obuwiu wieśniaków). Xavier Leherpeur z „L’Obs”, umieszczając film w rubryce „Porażka Tygodnia”, idzie już w wulgarny slang i nawiązując do tytułu filmu oznajmia, że „lepiej umrzeć, niż pewnego dnia zobaczyć to historyczne gówno [nanar]”. Sposób opowiadania tej historii budzi obrzydzenie recenzenta, ponieważ stara się wzmocnić Chrystusowy wymiar głównego bohatera” i „mało jest w nim kina, dużo hałasu i furii prozelickiej, a wszystko to okraszone ciężkim przesłaniem chrześcijańskim”. Również Murielle Joudet z „Le Monde” używa wulgarnego zwrotu „historyczne gówno”, charakteryzujące się „audiowizualną owsianką”. Sylvestre Picard z miesięcznika filmowego „Première” donosi ze zgrozą, że dystrybucją filmu zajmuje się firma Saje specjalizująca się w filmach chrześcijańskich, jak „złowieszczo antyaborcyjna fikcja” „Nieplanowane”, a koproducentem jest Canal + należący do ultrakatolickiego miliardera Vincenta Bolloré. Zgrozy tej dopełnia fakt, że prolog do filmu napisał „bardzo stronniczy” historyk Reynald Secher, zwolennik „kontrowersyjnej tezy” o ludobójstwie Wandei.
Antoine Desrues na stronie internetowej „Large Screen” pisze, że produkcja Puy du Fou przedstawia się jako „rojalistyczny i integrystyczno-katolicki traktat, w którym Republika postrzegana jest jako system polityczny, który krok po kroku doprowadził do upadku ‘naszych’ wartości chrześcijańskich”, a główny bohater przedstawiony jest jako „niekwestionowana ikona z powodu swoich czynów i pozycji ideologicznej”. Desrues tak samo jako Picard „demaskuje podobieństwo filmu do „otwarcie ewangelicznego kina hollywoodzkiego” i potępia przesłanie filmu jako walkę cywilizacyjną Vincenta Bolloré, oraz załamuje ręce nad powrotem w 2023 roku „najbardziej totalnego obskurantyzmu, który nie troszczy się już nawet o zapewnienie sobie atrakcyjnej oprawy, aby zamaskować swój trujący [méphitique] zapach”.
Jacek Bartyzel
Źródło: facebook.com
***
7 stycznia 2024 o 11:16
„Samuelowi Douhaire z magazynu „Telérama” nie podoba się, że wojna w Wandei została przedstawiona w filmie „przez okulary szuana i w wielkich chodakach” (czyli ówczesnym obuwiu wieśniaków). Xavier Leherpeur z „L’Obs”, umieszczając film w rubryce „Porażka Tygodnia”, idzie już w wulgarny slang i nawiązując do tytułu filmu oznajmia, że „lepiej umrzeć, niż pewnego dnia zobaczyć to historyczne gówno [nanar]”. Sposób opowiadania tej historii budzi obrzydzenie recenzenta, ponieważ stara się wzmocnić Chrystusowy wymiar głównego bohatera” i „mało jest w nim kina, dużo hałasu i furii prozelickiej, a wszystko to okraszone ciężkim przesłaniem chrześcijańskim”. Również Murielle Joudet z „Le Monde” używa wulgarnego zwrotu „historyczne gówno”, charakteryzujące się „audiowizualną owsianką”. Sylvestre Picard z miesięcznika filmowego „Première” donosi ze zgrozą, że dystrybucją filmu zajmuje się firma Saje specjalizująca się w filmach chrześcijańskich, jak „złowieszczo antyaborcyjna fikcja” „Nieplanowane”, a koproducentem jest Canal + należący do ultrakatolickiego miliardera Vincenta Bolloré. Zgrozy tej dopełnia fakt, że prolog do filmu napisał „bardzo stronniczy” historyk Reynald Secher, zwolennik „kontrowersyjnej tezy” o ludobójstwie Wandei.”
Republika Francuska – masońskie, kabalistyczne gówno.
9 stycznia 2024 o 20:48
Koniecznie trzeba obejrzeć ten film.
12 stycznia 2024 o 10:41
Hm…, rozważyłbym dwie kwestie: film i temat filmu.
Temat filmu – prawda o Wandei boli francuzów od chwili gdy to się wydarzyło. Usiłują to zatuszować, zamilczeć, „wygunkować” i, w ten sposób, kazać światu i sobie, zapomnieć. Bo, gdyby to :wydarzenie” rozłożyć na drobne elementy to może się okazać że, może nie ojcami ale z pewnością gorliwymi naśladowcami z własną inwencją: pacyfikacji za pomocą wojska, makiawelizmu jego dowódców, masowej zbrodni, ludobójstwa, sadyzmu i bestialskiego okrucieństwa wobec słabych (czytaj, starców, kobiet i dzieci, nawet tych w łonach matek), itd. byli sami Francuzi. A to, przecież, nie może być prawda, prawda!?
Film – niestety kompletnie nie dorasta do wagi tematu jaki porusza. Wprawdzie trudno mieć pretensje do aktorstwa, scenografii i zdjęć ale całość, niestety, jest słaba. Wychodzi się z kina trochę rozczarowanym. Zupełnie inaczej niż po seansie „Sound of freedom”.
Ale oba, koniecznie, trzeba obejrzeć bo …