Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Obywatel Stanów Zjednoczonych żydowskiego pochodzenia, Isaac Feingold, zostaje aresztowany w jednym z krajów muzułmańskich. Nie żeby był jakiś’ szczególny powód. Ot, tak dla kaprysu.
Reakcja jest natychmiastowa. Żydowskie organizacje szaleją, prezydent Clinton (niekoniecznie on – może być również republikanin) wygłasza przemówienie pełne pogróżek pod adresem władz państwa tolerującego takie bezeceństwo (wspomina nawet o Holocauście), a amerykańscy oficjele bezustannie czuwają nad bezpieczeństwem pechowego turysty.
Kilka miesięcy później, po szczęśliwym powrocie Isaaca do domu, Steven Spielberg kręci film fabularny o gehennie swojego rodaka, który zostaje nominowany do nagrody „Oscara” (ostatecznie zwycięża inny jego obraz poświęcony pionierskim Żydom – budowniczym pierwszych kibuców w Palestynie – z Debrą Winger, Winoną Ryder, Jeffem Goldblumem, Topolem oraz zwyczajowo Barbarą Streisand
w rolach głównych).
A gdyby tak na odwrót…
W roku 1989 młody Palestyńczyk, Anwar Mohamed, opuścił okupowany przez Izrael zachodni Brzeg Jordanu. Osiedlił na Florydzie, otrzymał amerykańskie obywatelstwo. Dziewięć lat później wiedziony tęsknotą Arab postanowił spędzić trzytygodniowe wakacje w starej ojczyźnie.
Nie zapomni ich do końca życia. Aresztowano go w momencie, gdy postanowił odwiedzić siostrę mieszkającą w sąsiedniej Jordanii. Podczas przesłuchań przywiązywano nieszczęśnika do krzesła tak dokładnie, że stracił czucie w rękach. Jego głowę zdobił brudny worek, a ogólną atmosferę uprzyjemniała nieznośnie głośna muzyka rockowa. Izraelczycy zaserwowali mu nadto „ślepą”, betonową celę i mocno dietetyczne jedzenie. Wiadomo – izraelska demokracja w działaniu. Nie o mą jednak chodzi, wszak nie zajmujemy się pojęciami i zjawiskami abstrakcyjnymi.
Ciekawsza jest reakcja pracowników amerykańskiego konsulatu na cierpienia było me było – rodaka. Otóż odwiedzili go dwukrotnie w więzieniu, ale raczej nie uwierzyli w martyrologiczną wersję wydarzeń przedstawioną przez ofiarę. Jeden z nich jasno oświadczył skołowanemu Mohamedowi, iż nie może działać w sprawie oskarżeń o tortury, ponieważ „byłoby to pańskie słowo przeciwko ich (oprawców – DR) słowom”.
Incydent z Anwarem Mohamedem zdenerwował nie na żarty Amerykanów arabskiego pochodzenia, którzy nie bez racji oskarżyli rodzime władze o stosowanie „podwójnych standardów” postępowania wobec obywateli. Najcelniej rzecz ujął James Zogby, prezydent Instytutu Arabsko-Amerykańskiego w Waszyngtonie, utwierdzając bez ogródek, że gdyby coś takiego przydarzyło się amerykańskiemu Żydowi, można tylko wyobrazić sobie skalę oficjalnych protestów.
Afera ta ma jednak i pozytywny, bo edukacyjny walor. Amerykańska opinia publiczna dowiedziała się bowiem, że Izrael stosuje konwencjonalne dla Bliskiego Wschodu metody śledcze. W ten sposób po raz kolejny zakwestionowany został dziewiczy wizerunek głównego sojusznika USA w tym rejonie świata (i nie tylko w tym). Być może zmusi to w przyszłości amerykańskiego prezydenta do wypowiedzenia tych kilku szyderczych słów: „Izraelczycy? Te orientalne skurczybyki… No, ale nasze skurczybyki!”.
dr Dariusz Ratajczak
Fragment z książki „Tematy jeszcze bardziej niebezpieczne”. Szczegóły wznowionego wydawnictwa TUTAJ.
Najnowsze komentarze