Jeśli komuś byłoby potrzeba poszlak, czy nawet dowodów, że Zachód pogrąża się w dekadencji, że to są – jakby powiedział Witkacy – jego „los ultimos podrigos” – to ma ich całe mnóstwo do wyboru. Oto przykłady. Kiedy pod koniec lat 70-tych po raz pierwszy byłem w Paryżu, przebywający tam cudzoziemcy, to znaczy – Arabowie, czy Senegalczycy – chcieli, by uważano ich za Francuzów. Nie tylko zresztą oni. Podczas winobrania pracowałem z jegomościem nazwiskiem Chmura. Miał ciemną skórę, ale nie był ani Murzynem, ani Hindusem. Kiedy po dwóch dnia wspólnej pracy doszliśmy do konfidencji, zapytałem go – a ty Chmura, coś ty za jeden – on odparł, że jest Francuzem. – Jasne – ja na to – ale tak naprawdę, to kto ty jesteś? Okazało się, że jest Maorysem – ale jego dziadek był sierżantem we francuskich wojskach kolonialnych, więc uważał się za Francuza. Minęło 20 lat i sytuacja się zmieniła. Kiedy socjalistyczny minister Lang rozpoczął wojnę z muzułmańskimi uczennicami, zabraniając im przychodzenia do szkoły w chustach, że niby zagrażają one „laickości Republiki”, jakiś muzułmański ośrodek wydał plakat, na jednej połowie przedstawiający Europejkę, pewnie Francuzkę, z „irokezem” na wygolonej głowie, z gołym brzuchem i tatuażami, a obok niej – ładną muzułmańską dziewczynę w chuście, zaś napis głosił: „co wybierasz?” Jasne było, że o żadnej integracji nie ma mowy, że jest tylko pogarda. Z podobną pogardą zetknąłem się wiele lat później w Victorii, stolicy Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Akurat odbywał się tam przemarsz białych golasów płci obojga, którzy w ten sposób przeciwko czemuś protestowali. Pochód zamykał goły starowina z balkonikiem, cały zsiniały, bo od Pacyfiku wiał chłodny wiatr. Z nosa zwisała mu kapka i wzbudzał wyłącznie politowanie. Ale chyba tylko we mnie – bo na chodnikach stali Chińczycy i Hindusi, którzy na widok białych golasów wprost tarzali się od śmiechu.
Jeszcze 100 lat temu nikomu nie przychodziła do głowy myśl, że kultura europejska jest taka sama, jak wszelkie inne, a już na pewno nie – że jest od tych innych gorsza. Nikt nie widział nawet potrzeby by to udowadniać. Po pierwsze dlatego, że nie byłoby komu, a po drugie – że to się rozumiało samo przez się. Teraz znaczna część Europejczyków, podobnie jak i Amerykanów, własną kulturą pogardza, wyobrażając sobie, że te inne są lepsze i rzeczywiście mają do zaproponowania coś, czego kultura europejska nie ma i nie będzie miała. Inna rzecz, że większość z tych ludzi tak naprawdę europejskiej kultury nie zna, a tylko w najlepszym razie jakieś jej imitacje, takie same, jak w Las Vegas imitacje wielkich miast świata. To zwątpienie dotknęło nawet najtwardszego jądra kultury, jakim jest religia. II Sobór Watykański to ziarno wątpliwości zasiał, no a teraz już w obfitości możemy spożywać owoce tego zatrutego drzewa w postaci np. „dialogu z judaizmem”, czy innymi takimi wynalazkami. Tymczasem religie mają to do siebie, że muszą być prawdziwe, bo jeśli są co do tego jakieś wątpliwości, to nie ma co się taką religią przejmować. Toteż na użytek ekumenizmu wykombinowano co innego; że w każdej jest ziarenko prawdy, że wszystkie drogi prowadzą na ten sam szczyt. W takiej jednak sytuacji o wyborze drogi decyduje jej wygoda; po co miałbym wdrapywać się na szczyt po stromych skałach, ryzykując w każdej chwili skręcenie karku, kiedy tuż obok wiedzie na szczyt wyasfaltowana droga, po której śmigają klimatyzowane autokary? Toteż nic dziwnego, że w tej sytuacji coraz więcej ludzi uznaje się za ostatnią instancję również i w tych sprawach, więc tylko patrzeć, jak demokracja zatriumfuje również w tej dziedzinie; Pana Boga będzie się wybierało w powszechnym głosowaniu, ustaliwszy uprzednio w referendum Jego przymioty. Właściwie już to mamy, skoro prezentujący się jako katolik, co prawda nowoczesny, niemniej jednak, pan Szymon Hołownia odgraża się, że gdy tylko w Polsce obejmie władzę, to zarządzi referendum w sprawie aborcji. A dlaczego tylko w sprawie aborcji? Czyż nie można urządzić referendum w sprawie uchylenia grzechu pierworodnego, czy zniesienia nie tylko piątego, ale również szóstego i siódmego przykazania?
Na naszych oczach spełnia się spostrzeżenie Mikołaja Gomeza Davili, że Kościół zwątpiwszy, iż ludzie będą postępowali zgodnie z jego nauczaniem, zaczął nauczać tego, co ludzie robią? Czyż nie do tego właśnie zmierza słynna „droga synodalna”? Akurat przeczytałem sobie takie parafialne podsumowanie tej całej „synodalności” i okazało się, że jedynym konkretem są pederaści – żeby ich nie „wykluczać”, ani nie „stygmatyzować”. Słowem – pełna amikoszoneria, oczywiście na początek, bo pederastom amikoszoneria na długo nie wystarczy i zapragną dominacji.
Podobne objawy dekadencji widać w nauce. Jeszcze opierają się jej nauki ścisłe, bo mosty nie powinny się walić, a samoloty nie powinny spadać – ale w pozostałych dziedzinach triumfuje „nauka przodująca” – jak Józef Stalin nazywał fantasmagorie Trofima Łysenki. Już nie wystarczy, że fakty ustala się drogą demokratycznego głosowania – jak to się stało z decyzją Światowej Organizacji Zdrowia, ze zboczenia płciowe nie są żadnymi zboczeniami, tylko szlachetnymi ”orientacjami”, a koryfeusze „nauki przodującej” nie ustają w ciągłym odkrywaniu coraz to nowych płci, od czego powstaje „straszliwa wiedza, że Byt się zgęszcza i rozrzedza”. W rezultacie niestabilna emocjonalnie szwedzka nastolatka „głupoty powagą najmądrzejszych wodzi za łby”.
Bo właśnie okazało się, że przez podobną sobie aktywistkę z partii Zielonych w norweskim parlamencie, została nominowana do pokojowej Nagrody Nobla. Z tymi Zielonymi jest tak samo, jak kiedyś z Czarnymi: „Czarni są Czerwoni, bo są jeszcze Zieloni”. Ale Czarni już się zorientowali, że walka z klimatem to rodzaj choroby umysłowej Białych, którym zieloność padła na mózgi, więc nie przeszkadzają im walczyć z klimatem, wszelako pod warunkiem, że oni nie będą im przeszkadzali wypić i zakąsić. Może i mają rację, bo gdyby wariat zaczął domyślać się, że może być wariatem, to by znaczyło, że wraca do zdrowia. Niech tedy się nawzajem duraczą genderactwem, niech się gżą wszyscy ze wszystkimi, zwłaszcza w kościołach podczas nabożeństw – bo w ten sposób – jak tłumaczyła tępawemu marszałowi Greczce Caryca Leonida – „moją staną się zdobyczą”. A wtedy będzie całkiem inna rozmowa – jak to w proroczej wizji przewidział Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Bania w Paryżu”, wspominając o Alim Khadafie, „jeszcze dzikszym od tygrysa”. – „Ali nie znosił zaś tych bab. Wnet by ją ubrał w gelabiję, spuściłby suce lanie kijem, po czym umieścił ją w haremie pod czujną eunucha strażą.” Czyż nie takie jest nasze przeznaczenie?
Stanisław Michalkiewicz
Tekst ukazał się w tygodniku „Najwyższy Czas!”. Źródło: michalkiewicz.pl.
21 marca 2023 o 16:14
Greta Thunberg została doktorem honoris causa wydziału teologii Uniwersytetu Helsińskiego XD. Czy są jakieś granice tego spierdolenia?
24 marca 2023 o 04:27
Jest. Jak Hołownia zakocha się w von den Leyen XD.