Czy jest jakaś granica podłości w polityce nie do wymyślenia i przekroczenia? Masowe mordy i ludobójstwa? Nie, ta „banalność zła” przez swą powtarzalność często już nawet nie porusza. A może odebranie niewinnym ofiarom dobrego imienia, uczynienie ich winowajcami bądź przynajmniej zrównanie ich z oprawcami? Tak, pod względem moralnym to jest jeszcze gorsze. Aliści to jeszcze nie ostatni stopień perfidii na jaką wznieść się może zdeprawowana wola ludzka. Opowiem wam historię to ilustrującą.
Był sobie w XX wieku, choć żył krótko, hiszpański poeta José Maria Hinojosa Lasarte (może ktoś pamięta, że poświęciłem mu tu onegdaj biogram w Kalendarzyku Reakcjonisty). Jego życie było nie tylko krótkie, ale i burzliwe, pewne zwrotów, zanim dotarł do Domu Ojca. Urodził się w roku 1904 w zamożnej rodzinie andaluzyjskiego ziemianina, był więc prawdziwym arystokratycznym „paniczykiem” (señorito). Była to też rodzina bardzo katolicka (zwłaszcza matką) i młody Hinojosa otrzymał staranne katolickie wykształcenie w kolegium jezuickim. Niestety, jak to często bywa, w wieku młodzieńczym zaczął się buntować. Ta się wiązało z początkami jego twórczości poetyckiej ( w sumie zdążył napisać około 200 wierszy), w której pojawiły się akcenty obrazoburcze, w quasireligijno-erotycznych wizjach i metaforach. Były one utrzymane w poetyce surrealistycznej (Hinojosa był pierwszym hiszpańskim surrrealistą, a niektórzy twierdzą, że nawet jedynym prawdziwym). Inni surrrealiści trochę nim pogardzali że względu na jego status społeczny, ale chętnie biesiadowali i podróżowali na jego koszt.
Wraz ze związaniem się z tą grupą zaczął się także radykalizować społecznie – podobno rozmyślać nawet o kolektywizacji latyfundium swojej własnej rodziny. I właśnie dlatego pojechał do ZSRR, aby zapoznać się z tamtejszymi „doświadczeniami” w tym zakresie. Lecz ta podróż przywróciła mu rozum, bo zorientował się, że nie zaoferowano mu tam nic oprócz kłamstw, imitacji i zainscenizowanych pokazów. Wraz z tym przełomem politycznym, który dokonał się około roku 1930, wrócił także do wiary katolickiej (antycypując tym znacznie późniejsze nawrócenie, też najpierw na monarchizm, a później na katolicyzm, Salvadora Dalego, który go wówczas potępił).
Przemieniony Hinojosa rzucił się w świat prawicowej polityki. Najpierw zainteresowała go Hiszpańska Partia Nacjonalistyczna J. M. Albiñany (też później zamordowanego przez Czerwonych, choć przed śmiercią zdążył wezwać swoich zwolenników, aby wstąpili w szeregi karlistów), później Partia Ludowa (która ostatecznie przyłączyła się do karlistów) i reprezentująca interesy andaluzyjskich latyfundystów Partia Agrarna (coś jak nasi Chrześcijańscy Rolnicy w II RP), wreszcie – nie zrywając nigdy związków z agrarystami – swój ideowy dom odnalazł w karlistowskiej Comunión Tradycjonalista, do której wprowadził go przyjaciel ojca i jeden z szefów karlizmu (też proweniencji agrarystycznej), J.M. Lamamié de Clairac. Zaangażowanie Hinojosy we Wspólnotę Tradycjonalistyczną od 1932 roku było bardzo intensywne, a przejawiało się przede wszystkim wygłaszaniu licznych odczytów i konferencji w miastach andaluzyjskich oraz w pracy w Wydawnictwie Tradycjonalistycznym.
Kiedy wybuchła wojna domowa, a powstanie w rodzinnym mieście Hinojosy, czyli w Maladze, nie powiodło się, 24 lipca on sam wraz z ojcem i bratem zostali aresztowani przez policję frentepopulista i osadzeni w więzieniu. Niecały miesiąc później, nocą 22 sierpnia, zostali wywleczeni stamtąd wraz z 40 innymi więźniami i zastrzeleni na cmentarzu św. Rafała oraz zakopani w zbiorowej mogile.
Zamordowanie Hinojosy było tematem dla lewicy szczególnie niewygodnym, ponieważ automatycznie nasuwała paralelę z rozstrzelanym przez stronę przeciwną innym poetą, F. Garcią Lorcą i zakłócało jego kult jako „ofiary faszyzmu”. Próbowano więc go jakoś „zneutralizować”, a to przez deprecjonowanie wartości jego poezji (w czym celował dawny kolega surrealista, jeden z największych łajdaków w gronie literatów, który podczas wojny denuncjował adresy ukrywających się pisarzy, wzywając milicję,aby zabrała ich „na spacerek”, a nawet lubił przysłuchiwać się wyciu torturowanych przez CzeKę w centrali telefonicznej – Rafael Alberti), a to imputując poecie homoseksualizm, co miało go skompromitować w oczach katolickiej prawicy, co jednak nie tylko że nie wypaliło, ale znaleziono dowody, że Hinojosa źle znosił towarzystwo pederastów (był zresztą zakochany w arystokratce i pionierce lotnictwa w Andaluzji, Anie Freüller Valls).
Kiedy te wszystkie zabiegi spaliły na panewce, a twórczość Hinojosy powoli wracała do obiegu kulturalnego, wymyślono coś – i tu wracamy do naszego wyjściowego pytania – coś wyjątkowo perfidnego. W 2014 roku, na cmentarzu, na którym Hinojosa, jego ojciec i brat oraz pozostali więźniowie zostali zamordowani, postawiono pomnik-mauzoleum „ku czci, którzy oddali życie w obronie wolności i demokracji, i których szczątki spoczywają tutaj lub w innych miejscach, jako ofiary barbarzyństwa represji frankistowskich”.
Odebrać ofiarom i odwrócić sens o 180 stopni tego za co umierali – czyż może być coś bardziej podłego?
Jacek Bartyzel
José María Hinojosa Lasarte
Źródło: myslkonserwatywna.pl
Najnowsze komentarze