life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Wojciech Kwasieborski: Droga do Wielkiej Polski leży na Wschodzie

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Historia nie dostarcza nam przykładu narodu, który byłby narodem silnym politycznie i twórczym cywilizacyjnie, a równocześnie pozbawionym ducha imperialistycznego i zdobywczego. Żywotność fizyczna i duchowa podobnie u jednostki, jak i w narodzie idzie w parze z aktywną, przedsiębiorczą postawą wobec otaczającej rzeczywistości. Naród żywotny i prawdziwie wielki jest zawsze narodem imperialistycznym, to znaczy przekraczającymi politycznie, gospodarczo lub cywilizacyjnie swoje formalne granice i kształtującym otaczający obcy świat według właściwych sobie narodowych, cywilizacyjnych ideałów.

Narody, które tej ambicji nie posiadały, nie miały ochoty wpływać na bieg, toczącego się poza ich granicami, życia, które ograniczały się jedynie do ochrony swej politycznej całości, padały prędzej czy później ofiarą bliższych i dalszych sąsiadów, tracąc swą polityczną, gospodarczą lub cywilizacyjną niezależność. Zanik ambicji wpływania na życie otaczającego środowiska jest zawsze w narodzie jednym z charakterystycznych objawów zbliżającego się rozkładu i upadku.

Towarzyszył on schyłkowi imperium rzymskiego, towarzyszył również rozkładowi szlacheckiej Rzeczypospolitej. Towarzyszył – powtarzam – jej rozkładowi. W okresach bowiem naszej świetności i siły patrzeliśmy daleko po za granice Rzeczypospolitej z myślą o organizowaniu środkowej i wschodniej Europy według polskich zasad politycznych i cywilizacyjnych.

Głównym, a przy tym najtrwalszym i najowocniejszym przejawem twórczego instynktu imperialistycznego naszego narodu była polska ekspansja na Wschód. Poszliśmy na wschód, gdyż ten kierunek rozwoju był dla nas najłatwiejszy, napotykał na względnie najmniejsze przeszkody. Łatwość ta, brak oporów, wymagających dla przezwyciężania wielkiego i ciągłego wysiłku woli wpłynęły w dalszych następstwach bardzo ujemnie na typ polskiego charakteru narodowego. Poszliśmy na wschód, nie rozwiązawszy na zachodzie problemu pruskiego. Błąd ten okupiliśmy strasznie wysoką ceną. Można wyliczyć znacznie więcej błędów, tkwiących w kierunku i charakterze polskiej ekspansji. Nie wolno też zamykać na nie oczu, gdyż – powtarzam – za drogo nas one kosztowały.

Równocześnie jednak wschodni kierunek polityczno-cywilizacyjnego rozwoju Polski rozszerzył znakomicie nasz obszar narodowy, zapewnił nam trwałe panowanie nad ziemiami, bez których bylibyśmy dziś narodem małym i słabym. Obszar narodowy Polski piastowskiej kończył się na Niemnie, Bugu i Sanie. W chwili zaś upadku Rzeczypospolitej nasz język i nasza cywilizacja panowały w Wilnie i we Lwowie, sięgając nierzadko jeszcze głębiej na wschód. Kto jest dziś dumny z polskości Mickiewicza, niech nie potępia zbyt surowo jagiellońskiego „błąkania się po manowcach”. Bez niego nie mielibyśmy bowiem Mickiewicza, a wschodnia granica naszej cywilizacji kończyłaby się na Linii Bugu. A ładna byłaby to Polska, choćby nawet z Gdańskiem, Warmią i Śląskiem Opolskim, ale kończąca się gdzieś koło Brześcia i Białegostoku!

Gdyby nasza ekspansja na wschód postępowała przy równoczesnym zdrowym rozwoju wewnętrzno-państwowym, gdyby nie odbywała się kosztem najżywotniejszych interesów Polski nad Bałtykiem, gdyby, wreszcie, nie rujnowały jej zdobyczy najazdy tatarskie, bunty kozackie i wojny moskiewskie, Polska etniczna i Polska cywilizacyjna posunęłyby się niewątpliwie w głąb Białej Rusi i Ukrainy i utrwaliły tam na zawsze naszą państwową granicę. Byłaby to równocześnie granica cywilizacji rzymskochrześcijańskiej, ugruntowanej na gruzach świata turańsko-bizantyńskiego.

Niewątpliwym dowodem małości atmosfery życia Polski dzisiejszej jest spokojna rezygnacja większości opinii polskiej z idei polskiego imperializmu, z myśli o potężnym, zdobywczym wyjściu naszej energii politycznej, gospodarczej i cywilizacyjnej poza traktatowe granice Rzeczypospolitej, z myśli o nowej fazie polskiej ekspansji, organizującej po polsku tę wielką połać Europy, w której mieszkamy. Postanowienia, zapadłe w Wersalu i w Rydze, stanowią dziś dla przeciętnego Polaka niewzruszoną, uświęconą normę naszej polityki, na którą jedynie lekkomyślny a szkodliwy awanturnik może podnieść rękę. W tym przekonaniu wychowuje społeczeństwo cała plejada tzw. poważnych publicystów. Uczą nas dopasowywać nasze dążenia i ambicje dziejowe, naszą gwałtowną chęć pełnego, wielkiego narodowego życia do ram, które bądź to ofiarował nam półobłąkany, a całkowicie okiełznany przez masonerię i żydowskich finansistów, prezydent zamorskiego mocarstwa, bądź też któreśmy sami krwawo wywalczyli, ale jeszcze w okresie narodzin niepodległego państwa, a więc w dniach, gdyśmy byli słabi, niezorganizowani, stawiający pierwsze, niepewne kroki na drodze życia państwowego.

Nowe pokolenie polskie wnosi w polityczne życie Narodu odrodzoną polską myśl imperialistyczną. Młody ruch narodowy, wychowany w tradycjach politycznych Narodowej Demokracji wypisał na swych sztandarach hasło odzyskania ziem polskich, odciętych od Rzeczypospolitej granicą wersalską: Śląska Opolskiego, Gdańska, Warmii i Mazurów. Ostrze tego programu skierowane było wyłącznie na zachód. Dziś hołduje mu część nowego pokolenia, pozostająca pod wpływami Stronnictwa Narodowego i pod urokiem doktryny politycznej jego duchowego mistrza. Ruch Narodowo-Radykalny program ten rozszerzył i pogłębił.

Twierdzimy, że zadaniem państwa wielkiego Narodu jest nie tylko objęcie swymi granicami wszystkich ziem polskich, ale także otworzenie nowego szerokiego pola dla jego cywilizacyjnego, etniczno-politycznego i gospodarczego rozwoju. Dziś po dwustu latach winien odżyć przerwany w wieku XVIII rozwój terytorialny naszych sił narodowych, rozwój zasięgu ich cywilizacyjnego wpływu. Chcemy iść naprzód, zdobywać, organizować, chcemy podjąć, przerwane przed wiekami, dzieło i rozszerzyć obszar panowania naszej cywilizacji.

Rozszerzyć – w jakim kierunku?

Dla każdego, kto orientuje się w układzie narodowościowym, kulturalnym i demograficznym otaczającej nas połaci lądu europejskiego, jest rzeczą oczywistą, że nasza ekspansja może mieć dzisiaj prawie wyłącznie kierunek wschodni.

Za naszą zachodnią i południową granicą, rozciągają się obszary, przeważnie gęsto zaludnione, zamieszkałe przez narody, dojrzałe w swym dziejowym rozwoju, o wykrystalizowanym i zindywidualizowanym obliczu cywilizacyjnym. Panujący tam układ demograficzny, polityczny i cywilizacyjny jest już w wysokim stopniu skrzepły, zdradzający tendencje statyczne. Natomiast, graniczący z nami, Wschód Europy jest jeszcze w znacznej mierze surowy, jego indywidualność narodowa jeszcze niedojrzała, jego typ cywilizacyjny dość miękki i płynny, jego możliwości gospodarcze i demograficzne bardzo dalekie od wyczerpania.

Nad Wschodem Europy mamy pełną przewagę cywilizacyjną, nie posiadamy jej natomiast nad Zachodem. Na zachodzie możemy jedynie poprawić nasze granice państwowe, ugruntować ich polityczną trwałość, objąć nimi te ziemie, których fala niemczyzny nie zdołała jeszcze całkowicie zalać. Ale większe możliwości rozwojowe dla nas tam nie istnieją. Nie wiemy, jaka będzie przyszłość narodu niemieckiego, dziś wszakże nie sposób myśleć poważnie o powrocie Polski nad Łabę. Trudno, z pod grubej warstwy niemczyzny nie odgrzebiemy już słowiańskiej Pompei. Historia nie da się tam odwrócić.

Możliwości natomiast otwierają przed za granicą wschodnią.

Możemy przesunąć granicę cywilizacji rzymsko-chrześcijańskiej w głąb dzisiejszego imperium Sowietów i ugruntować jej panowanie na gruzach świata turańsko-bizantyjsko-komunistycznego. Możemy rozbić wschodniego sąsiada na szereg państw narodowych, możemy przemożnie wpływać na procesy społeczne, indywidualizujące narodowościowo, podbite ongiś przez carat, obszary. Możemy podporządkować ukraińskie zlewisko morza Czarnego wraz z jego bogactwami naturalnymi polskiemu systemowi polityczno-gospodarczemu; możemy stanąć nad morzem Czarnym, uzyskując bezpośrednie wyjście na bliski Wschód azjatycki, turecko-perski oraz drogę w głąb azjatyckiego lądu, idącą przez Afganistan do Indii, otwierającą przed Polską niezmierzone perspektywy wpływu cywilizacyjnego i korzyści gospodarczych…

Oczywista, w uszach przeciętnego Polaka, karmionego dziś przez urzędową propagandę „mocarstwową” frazeologią, takie plany brzmią, jak fantastyczna, nieprawdopodobna bajka. Nie świadczy to bynajmniej o ich nierealności, a jedynie o małości i przyziemności dzisiejszego życia polskiego. Nie dorastamy dziś do takich planów. To prawda. Ale mamy wolę dorosnąć wraz ze świadomością, że biada nam, jeśli okażemy się za mali. Polsce nie wolno być małą pod groźbą zniszczenia…

Szczegółowe przedstawianie polskich możliwości rozwojowych na Wschodzie wykracza poza ramy niniejszego szkicu, ograniczyłem się więc jedynie do scharakteryzowania ich w sposób najogólniejszy. Z tych pobieżnych uwag wypływa jednak jeden oczywisty i zasadniczy wniosek: bezwzględną przeszkodą, stojącą na drodze do urzeczywistnienia naszej wschodniej misji, jest państwo rosyjskie. Rosja stanowi tu przeszkodę bez względu na swą treść społeczno-polityczną, niezależnie od tego, czy jest Związkiem Radzieckim czy też będzie miała jakąkolwiek inną formę ustrojową. Posiadanie pszenicznej Ukrainy, zagłębia donieckiego i wybrzeży czarnomorskich jest dla Rosji pod każdym względem sprawą ogromnej doniosłości.

I dlatego też musi nadejść kiedyś chwila, w której ostrze polityki polskiej zwróci się przeciwko wschodniemu sąsiadowi, rozbijając jego – specjalnie dla nas ważne – prowincje na szereg państw narodowych. Najżywotniejszy interes Polski nakazuje, by zamiast jednolitego i centralistycznego mocarstwa, które stoi na drodze naszej niezbędnej ekspansji, rozciągał się za obecną wschodnią granicą Rzeczypospolitej szereg mniejszych organizmów państwowych, opartych o Polskę, podporządkowanych naszemu systemowi politycznemu. Bez rozbicia obszarów, ujarzmionych ongiś przez carat, na zespół państw mniejszych i słabszych, nasza droga na Wschód, ku wybrzeżom morza Czarnego pozostanie zamknięta. A drogę tę trzeba otworzyć dla Wielkiej Polski i – podkreślam to z naciskiem – tylko dla Wielkiej Polski.

Wojciech Kwasieborski

WojciechKwasieborskiNR

Warszawa, 1939.


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Podobne wpisy:

Subscribe to Comments RSS Feed in this post

14 Komentarzy

  1. Zajeżdża trochę Dankiem, ale starczy nam Królewiec z Lwowem, ale bez przyłączenia do Podkarpacia.

    • Królewiec odpada, zgoda co do Lwowa – pod warunkiem, że zostaną za wczasu spolonizowane – etnicznie niżeli kulturalnie. Polskość to kwestia krwi niżeli religii czy kultury.

    • Włączenie Wileńszczyzny miałoby więcej sensu niżeli odbijanie Lwowa przez internetowych LARPerów. Z banderowcami na ich ziemi byłoby za dużo bólu głowy.

    • Nie masz racji tutaj, Zadrużny. Tu trzeba sięgnąć do Kwasieborskiego, Jeziorańskiego i tego, jak Gomułka rozwiązywał sprawy indemnizacji oraz kwestie Ziem Zachodnich z RFN czy NRD.

      Ilekroć Polska zyskiwała tereny, które ograniczały granicę terytorialną z danym państwem, tj. Ziemie Zachodnie w 1945 czy granica z ZSRR z 1923 r, zyskiwała nieco luźniejszą politykę względem każdego z byłych jej zaborców.

      Przyłączenie Kaliningradu do Polski miałoby takie korzyści geopolityczne, że pozwoliłoby Polsce (może poza demoliberalną kastą polityczną) uniezależnić się od USA czy Rosji i i odbudować całe Północne Mazury, tak, aby przypominały bliżej to, co jest w rejonie Olsztyna.

      Wówczas przedłużenie szybkich kolei z Giżycka do Gusiewa i budowa S63 przez Węgorzewo do Królewca miałoby sens, jako propagandowy symbol przejęcia reszty rządów nad byłymi Prusami.

      Pozostałby aspekt odbudowy urbanistycznej Królewca, który z racji wyglądu przypomina obecnie bliżej krakowską Nową Hutę.

    • Co ma wspólnego z Polską i Polakami współczesny obwód Kaliningradzki? To ziemia historycznie bałtycka, kulturowo niemiecka a etnicznie rosyjska. Równie dobrze można by domagać się dołączenia do Polski szwedzkiej Gotlandii.

    • Gdańsk też był kiedyś bałtycki, słowiański też i kulturowo niemiecki.

      Ano trochę ma. Kętrzyńskiego no i polską Biblię, tłumaczoną w 1526 roku przez Murzynowskiego w Królewcu. A Rosjanie, jako Słowianie, nie byliby problematyczni dla Polski i szybko staliby się tym, czym są na Łotwie, albo się nawet by spolonizowali. I rok 1945, kiedy pomimo obietnic Stalina go nie dostaliśmy. Została w ten sposób taka wielka kropa, stanowiąca oko Rosji na Polskę. A zawsze celem Polski była redukcja granic z państwami o szczególnym balaście historycznym dla niej, co potem pomagało jej w funkcjonowaniu wewnętrznym.

    • Temat Prus Wschodnich i Polski był poruszany w 1848 r. przez posłów niemieckich i dalej Romana Dmowskiego, który pisał o nieuświadomieniu polskiej mniejszości na tych terytoriach. A co do kwestii politycznych i społecznych, wygląda tam trochę tak, jak wyglądała Polska lat 90. Typowo postkomunistycznie.

      No i jeśli byś chciał Wileńszczyznę, to byś miał strasznie rozciągniętą granicę bez Królewca

      Inna sprawa, co z ziemiami Śląska Cieszyńskiego i tą znaną powszechnie nierównością terenów po 1958 r.

    • „Nowe pokolenie polskie wnosi w polityczne życie Narodu odrodzoną polską myśl imperialistyczną. Młody ruch narodowy, wychowany w tradycjach politycznych Narodowej Demokracji wypisał na swych sztandarach hasło odzyskania ziem polskich, odciętych od Rzeczypospolitej granicą wersalską: Śląska Opolskiego, Gdańska, Warmii i Mazurów. Ostrze tego programu skierowane było wyłącznie na zachód. Dziś hołduje mu część nowego pokolenia, pozostająca pod wpływami Stronnictwa Narodowego i pod urokiem doktryny politycznej jego duchowego mistrza. Ruch Narodowo-Radykalny program ten rozszerzył i pogłębił.”

      Nigdy nie było tak, że polski ruch narodowo – radykalny w II RP nie wykluczał przyłączenia Królewca, a do tej koncepcji odnosił się von Moltke, oferując w zamian za pokój Polsce Śląsk Opolski, Piłę, Słupsk i Prusy Wschodnie. Potem został internowany.

  2. Potem zostaje kwestia, co z Grodnem przy tak niskiej jakości polityki rządów demoliberalnych wobec Białorusi, stanowiących połączenie Amnesty International, Unii Europejskiej, Fundacji Batorego i Departamentu Stanu USA z mesjanistycznym spierdoleniem, z którym Polska ma problem od czasów Mickiewicza.

    • Narzuca się to, że wobec Białorusi można iść trzema drogami:

      1. Wyłączyć i zamknąć Biełsat i powiedzieć do widzenia Cichodajskiej, ogólnie, wydać ją Łukaszence (niech się puszcza z Sorosem i innymi jej handlarzami w lesie, a co nas to obchodzi), może i Borys też i postawić na handel z Białorusią i odbudowę kolei od Czarnej Białostockiej i w Białowieży na Białoruś,
      2. To samo, tyle, że w zamian za Grodno,
      3. To, co jest obecnie.

  3. Kwasieborski wymaga więc pewnej aktualizacji o III RP i pewne problemy, związane z wpływem Departamentu Stanu USA, BND na polskie MSZ i wywiad po 1987 r., wytwarzającym to mesjanistyczne spieprzenie polskich elit.

  4. Obecnie droga do Wielkiej Polski leży w realizacji planów na infrastrukturę drogową i kolejową, odcięciu się dalej od Unii Europejskiej, NATO, ONZ, WHO i kliki ŚFE z Davos i nacjonalizacji ich własności w Polsce, pójściu w obronę życia poczętego i w obronę humanizmu przed transhumanizmem i posoborowiem oraz w odbudowę górnictwa węglowego i hutnictwa, równomierny rozdział przemysłu na całym obszarze Polski i wszystkich gałęzi przemysłowych, które mogą być tworzone w Polsce.

    • A także osądzenia demoliberalnych elyt Trzeciej Rzeczy czy przywrócenia godności Waldemarowi Pańko, Olewnikowi, Dębskiemu, Darkowi Ratajczakowi,
      Andrzejowi Lepperowi czy panu Brunonowi Kwietniu. Kwestie terytorialne zostają z racji ogromu zadań dla Polski na którymś tam planie.

  5. Wojciech Kwasieborski (1914 – 1940) – jeden z czołowych działaczy Ruchu Narodowo-Radykalnego,, Falanga”, redaktor, publicysta. Absolwent Gimnazjum im. Jana Zamoyskiego, oraz Wydziału Prawa UW, Kierował w swojej szkole Narodową organizacją Gimnazjalną, podczas studiów członek oddziału Akademickiego 0bozu Wielkiej Polski. Członek Komitetu Redakcyjnego ,,Akademika Polskiego”, w którym pełnił funkcję przewodniczącego sekcji historii ruchu narodowego. Wstąpił do ONR, a po rozłamie związał się z grupą Bolesława Piaseckiego (RNR Falanga). W 1937 roku wszedł w skład Komitetu Redakcyjnego Ruchu Młodych pod kierownictwem Bolesława Piaseckiego, którego owocem prac stały się Zasady Programu Narodowo-Radykalnego. Do 1939 roku członek ścisłego kierownictwa,,Falangi”. Pełnił funkcję kierownika Grup Szkolnych Ruchu Narodowo-Radykalnego ,,Falanga” oraz redaktora naczelnego powołanego do życia w tymże roku periodyku ,,Przełom”. Swoje artykuły zamieszczał w: ,,Szczerbcu”, ,,Jutrze” ,,Falandze”, ,,Ruchu Młodych”, ,,Pro Christo”. Był autorem dwóch broszur programowych:,,Podstawy narodowego poglądu na świat” oraz ,, Podstawy narodowo-radykalnej przebudowy szkoły polskiej”

    Po wybuchu II wojny światowej działał w konspiracji w konfederacji Narodu. Aresztowany przez Niemców i rozstrzelany w masowej egzekucji w Palmirach w nocy z 20 na 21 czerwca 1940 roku.
    *
    Więcej o Kwasieborskim:
    https://www.nacjonalista.pl/2012/07/03/arkadiusz-meller-wojciech-kwasieborski-1914-1940-jeden-z-czolowych-dzialaczy-rnr-falanga/

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*