W książce Deum sequere abp Carlo Maria Viganò po raz kolejny dzieli się z odbiorcami swoimi przemyśleniami na tematy związane z wiarą i nie tylko! Duchowny wiele miejsca poświęca kwestii Mszy Świętej Wszech Czasów, a dokładniej mówiąc jej zubożeniu, jakie dokonało się w efekcie postanowień II Soboru Watykańskiego. W dziele znajdują się również teksty odnoszące się do obecnie panującej sytuacji geopolitycznej. Arcybiskup Carlo Maria Viganò ustosunkowuje się m.in. do pandemii, konfliktu za naszą wschodnią granicą, czy kryzysu energetycznego.
Ciągłość ideologiczna między farsą pandemii a kryzysem rosyjsko-ukraińskim jest widoczna nawet poza dowodami wydarzeń i wypowiedziami zaangażowanych podmiotów, w tym, że sprawcy obu są ci sami, wszyscy przypisywani globalistycznej kabale Światowego Forum Ekonomicznego.
Hierarcha Kościelny widzi w obecnej sytuacji drugie dno. Dzieląc się swoimi spostrzeżeniami, ukazuje przed czytelnikiem zupełnie inną stronę obserwowanych obecnie na świecie wydarzeń. Dokąd zmierza świat? Jaką przyszłość planuje nam zgotować globalna władza? Czym w istocie jest Wielki Reset? Czy w „Nowym porządku” przewidziane jest miejsce dla Kościoła?
Psycho-pandemia oznaczała pierwszy poziom prawdziwego i właściwego ataku zainicjowanego w celu przejęcia kontroli nad rządami. Dziś próbują oni jedynie ominąć władzę polityczną, która do tej pory służyła jedynie jako zwykły wykonawca rozkazów. Pod pretekstem pandemii narzucili systemy śledzenia szczegółowej kontroli populacji, w tym systemy śledzenia poszczególnych obywateli, którzy zostali zaszczepieni razem z eksperymentalnym serum genowym.
Wy, którzy pozwalacie sobie zakazywać Świętej Mszy Apostolskiej, czy kiedykolwiek ją celebrowaliście? Wy, którzy z wysokości waszych liturgicznych katedr gardzicie „starą Mszą”, czy kiedykolwiek rozważaliście jej modlitwy, jej obrzędy, jej starożytne i święte gesty? W ostatnich latach zadawałem sobie to pytanie wiele razy: ponieważ ja sam, choć znałem tę Mszę od najmłodszych lat; choć nauczyłem się do niej służyć i odpowiadać celebransowi, gdy byłem tak mały, że nosiłem jeszcze chłopięce spodenki, prawie o niej zapomniałem i ją straciłem. Introibo ad altare Dei.
Klęczenie zimą na lodowatych stopniach ołtarza, przed wyjściem do szkoły. Pocenie się w gorące letnie dni pod moimi szatami ministranta. Zapomniałem o tej Mszy, choć była to Msza, podczas której otrzymałem święcenia kapłańskie 24 marca 1968 r.: w epoce, w której można było już dostrzec oznaki rewolucji, jaka wkrótce potem miała pozbawić Kościół jego najcenniejszego skarbu, narzucając w to miejsce fałszywy rytuał.
Otóż ta Msza, którą reforma soborowa anulowała i zakazała w pierwszych latach mojego kapłaństwa, pozostała jako odległe wspomnienie, jak uśmiech znajdującej się daleko ukochanej osoby, spojrzenie zaginionego krewnego, dźwięk niedzieli z jej dzwonami, przyjaznymi głosami. Ale było to coś, co miało związek z nostalgią, młodością, entuzjazmem epoki, w której zobowiązania kościelne miały dopiero nadejść, w której wszyscy chcieli wierzyć, że świat może podnieść się z następstw drugiej wojny światowej i zagrożenia komunizmem z odnowionym duchowym rozmachem. Chcieliśmy myśleć, że dobrobytowi ekonomicznemu może w jakiś sposób towarzyszyć moralne i religijne odrodzenie naszego narodu. Wydawało nam się to możliwe, mimo rewolucji 1968 roku, okupacji, terroryzmu, Czerwonych Brygad, kryzysu na Bliskim Wschodzie. Tak więc pośród tysiąca zobowiązań kościelnych i dyplomatycznych skrystalizowała się w moim umyśle pamięć o czymś, co w rzeczywistości pozostało nierozwiązane, co przez dziesięciolecia było „chwilowo” odłożone. Coś, co cierpliwie czekało, z pobłażliwością, jaką okazuje nam tylko Bóg.
Moja decyzja o ujawnieniu skandali amerykańskich prałatów i Kurii Rzymskiej była okazją, która sprawiła, że ponownie zacząłem rozważać, w innym świetle, nie tylko moją rolę jako Arcybiskupa i Nuncjusza Apostolskiego, ale moje kapłaństwo, które służba najpierw w Watykanie, a ostatnio w Stanach Zjednoczonych, w pewien sposób pozostawiła niekompletne: ukierunkowane bardziej na byciu kapłanem niż posłudze. A to, czego do tej pory nie rozumiałem, stało się dla mnie jasne dzięki nieoczekiwanej okoliczności, kiedy moje osobiste bezpieczeństwo wydawało się zagrożone i zostałem zmuszony do życia niemal w ukryciu, z dala od pałaców Kurii. To właśnie wtedy to błogosławione odsunięcie się, które dziś uważam za rodzaj wyboru, doprowadziło mnie do ponownego odkrycia Świętej Mszy Trydenckiej. Dobrze pamiętam dzień, w którym zamiast ornatu założyłem tradycyjne szaty liturgiczne z ambrozjańskim cappino i manipularzem. Przypominam sobie strach, jaki odczuwałem, wypowiadając po prawie pięćdziesięciu latach te modlitwy z Mszału, które ponownie wypłynęły z moich ust, jakbym je przed chwilą wyrecytował. Słowa psalmu Judica me, Deus oraz Munda cor meum ac labia mea nie były już słowami ministranta czy młodego seminarzysty, ale słowami celebransa, mnie, który po raz kolejny, śmiem twierdzić, że po raz pierwszy, celebrował przed Trójcą Przenajświętszą. Bo choć prawdą jest, że kapłan jest osobą, która żyje zasadniczo dla innych – dla Boga i dla bliźniego – to również prawdą jest, że jeśli nie ma on świadomości własnej tożsamości i nie pielęgnuje własnej świętości, to jego apostolstwo jest jałowe jak brzęk cymbałów.
Abp Carlo Maria Viganò: Włochy po wyborach i odrzucenie globalizmu
Abp Carlo Maria Viganò: Wojna na Ukrainie – pułapka globalistów
Abp Carlo Maria Viganò: Musimy pokonać piekielny Wielki Reset
Abp Carlo Maria Viganò: Wielki Reset i labirynt covidowych kłamstw
Kup teraz:
https://3dom.pro/19346-deum-sequere-listy-arcybiskupa-vigano.html
14 grudnia 2022 o 15:24
Prawdziwy pasterz Kościoła