Dziennikarze, zwłaszcza z niezależnych mediów nierządnych, zachodzili w głowę, dlaczegóż to rząd nie powiadomił obywateli o tragedii w Przewodowie od razu, tylko dopiero po kilku godzinach, a i to w taki sposób, że nie wiadomo, co się właściwie stało. Tymczasem wyjaśnienie wydaje się proste; rząd nie wiedział, co właściwie miałby powiedzieć i dlatego najpierw skonsultował się z prezydentem Bidenem – na jaką wersję on się zdecyduje. Wtedy i my będziemy wiedzieli, co myślimy i wtedy nasze przemyślenia podamy do wierzenia narodowi. Piszę to bez ironii, bo o ile pierwotnie poczciwie myślałem, że mieliśmy do czynienia z nieszczęśliwym wypadkiem, to reakcja strony ukraińskiej skloniła mnie do podejrzeń, że wcale nie musiał to być przypadek. Strona ukraińska najpierw zadeklarowała, że nie będzie utrudniała śledztwa, które w tej sprawie prowadzi Polska, ale potem coś musiało się stać, bo nagle tamtejsi dygnitarze zaczęli żądać „dowodów”, że rakieta wystrzelona została z Ukrainy. Od kogo tych dowodów żądali i jakich – trudno zgadnąć, skoro strona amerykańska już następnego ranka podała informację, że jeden z samolotów NATO śledził lot tej rakiety, a niedawno okazało się, że wykrył ją także polski radar. Potem było jeszcze gorzej; prezydent Zełeński oświadczył, że „jest pewien” iż rakieta nie została wystrzelona z Ukrainy, bo zapewnił go o tym dowódca tamtejszej armii, z którym on „jest na wojnie”. I to miał być ten koronny dowód. Ta bezczelność ukraińskiego prezydenta musiała dotknąć do żywego prezydenta Bidena tym bardziej, że i USA i NATO od początku obdarowały Ukrainę przywilejem pierwotnej niewinności, obarczając odpowiedzialnością za wszystko Putina. Toteż prezydent Biden ofuknął prezydenta Zełeńskiego, któremu zaraz zmiękła rura i oświadczył, że już „nie jest pewny” skąd właściwie ta cała rakieta pochodziła. Nie od rzeczy będzie tedy wspomnieć, że marzeniem prezydenta Zełeńskiego było, by wojna rozlała się poza granice Ukrainy, przede wszystkim na terytorium Polski, by i ona też została wkręcona w maszynkę do mięsa. W momencie, gdy wiele wskazuje na to, iż amerykański sekretarz obrony dogadał się z rosyjskim ministrem obrony Szojgu co do linii demarkacyjnej na Dnieprze, gdy prezydent Zełeński był nakłaniany do „elastyczności” w podejściu do rokowań z Rosją i wreszcie – gdy w dniach ostatnich rozpoczęły się w Ankarze tajne rozmowy amerykańsko-rosyjskie, o których nie wiemy nic poza tym, że „na pewno” nie dotyczą Ukrainy. W tej sytuacji wpuszczenie szczura, na którego – kto wie? – może NATO da się nabrać i wystosuje wobec Rosji jakąś ripostę, nie było wykalkulowane przez stronę ukraińską, którą rysująca się perspektywa „zamrożenia konfliktu” musi autentycznie przerażać?
Jak tam było, tak tam było; prawdy prawdopodobnie już nigdy się nie dowiemy tym bardziej, że nasz rząd nigdy by się nie odważył posądzić Ukrainę o coś podobnego, nawet gdyby dysponował twardymi dowodami, bo musiałby wtedy zrewidować swoją idiotyczną linię wiązania przyszłości Polski z przyszłością Ukrainy – bo wtedy czarno na białym okazałoby się, że interesy państwowe ukraińskie są całkiem inne, niż polskie. Poza tym ostatnie słowo – jak wykazał incydent w Przewodowie – należy do Amerykanów; co oni ustalą, w to my musimy wierzyć i szlus.
Możemy się o tym przekonać na przykładzie słynnych obchodów urodzin Adolfa Hitlera w głębokich lasach pod Wodzisławiem Śląskim. Ponieważ rzecz miała miejsce co najmniej 5 lat temu, przypomnę o co chodziło, trzymając się asekuracyjnie wersji oficjalnej. Oto przez głębokie lasy pod Wodzisławiem Śląskim wędrowała przypadkowo ekipa TVN z kamerą i wszystkimi innymi akcesoriami, kiedy z czeluści lasu dobiegły ją odgłosy, które nieomylnie rozpoznała, jako obchody urodzin Adolfa Hitlera. Kierując się tedy wspomnianymi odgłosami ekipa TVN trafiła w końcu na polanę, gdzie urodziny rzeczywiście się odbywały. Spokojnie sfilmowała przebieg całej uroczystości, poczem zapakowała manatki, wróciła do samochodu, a samochodem – do Warszawy. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że tak rewelacyjny materiał zostanie puszczony natychmiast na całą Polskę i świat – żeby wszyscy zobaczyli, jak to hitlerowcy panoszą się w Polsce, a w każdym razie – w głębokich lasach pod Wodzisławiem Śląskim. Ale co by komu z tego przyszło, gdyby ten materiał został puszczony w TVN akurat wtedy? Nic nikomu by z tego nie przyszło tym bardziej, że już po paru dniach wszyscy by o nim zapomnieli. Toteż wspomniany materiał został puszczony dopiero po 9 miesiącach, kiedy w Izbie Reprezentantów Kongresu USA miała być przez aklamację, a więc – bez żadnej dyskusji, ani głosowania – przyjęta ustawa numer 447, na podstawie której Stany Zjednoczone przyjęły na siebie obowiązek dopilnowania, by Polska zadośćuczyniła żydowskim roszczeniom odnoszącym się do tzw. „własności bezdziedzicznej”. Nawiasem mówiąc, całkiem niedawno sekretarz stanu Antoni Blinken przypomniał, że Polska ma w tej sprawie „najwięcej do zrobienia”. Na razie jednak trzeba jakoś zakończyć awanturę na Ukrainie, a wtedy pewnie do sprawy wrócimy.
To skoordynowanie momentu emisji reportażu o urodzinach Hitlera z terminem przyjęcia w Izbie Reprezentantów Kongresu wspomnianej ustawy, a także inne okoliczności, nasunęły podejrzenia, że mogła to być tzw. „ustawka”, to znaczy – że ekipa TVN po prostu zamówiła zainscenizowanie obchodów urodzin Hitlera, na których zupełnie przypadkowo się pojawi i je sfilmuje. Zgłosił się nawet jegomość, który zeznał, jakoby otrzymał od TVN 20 tysięcy złotych na zorganizowanie całego przedsięwzięcia, no i zorganizował je, jak tam potrafił. Prokuratura oczywiście wszczęła tak zwane „energiczne śledztwo”, ale w tym momencie na scenie pojawiła się ambasadoressa USA w Warszawie, pani Żorżeta Mosbacher, która przestrzegała, że jeśli ktoś ośmieli się podnieść świętokradczą rękę przeciwko TVN, to ręka ta zostanie mu przez władzę ludową odrąbana. Po tej deklaracji pani Żorżety informacje o energicznym śledztwie ucichły, jakby ręką odjął, a TVN wystąpiła przeciwko panu red. Karnowskiemu, który szczególnie przywiązał się do wersji o „ustawce” – żeby odszczekał i zapłacił. I po latach niezawisły sąd właśnie zadośćuczynił żądaniu TVN stwierdzając, że żadnej ustawki nie było. Najwyraźniej był tylko pełnym spontan i odlot, niczym w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy pana „Jurka” Owsiaka. Skoro jednak niedawno niezależna prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie tajnych więzień CIA w Starych Kiejkutach, to nieomylny to znak, że polsko-amerykański sojusz się coraz bardziej zacieśnia.
Stanisław Michalkiewicz
Tekst ukazał się w tygodniku „Najwyższy Czas!”. Źródło: michalkiewicz.pl.
30 listopada 2022 o 01:44
Szkoda, że pan Michalkiewicz nic nie powiedział o próbie odzyskania PKP Energetyki, gdzie p. Mosbacher również interweniowała.