Kto by pomyślał, że zdobędzie się na takie zuchwalstwo? Gdyby to był Putin, to co innego. Wiadomo, że Putin zdolny jest do wszystkiego, więc również do tego, by odbyć podróż pokutną do Kijowa. Ale Książę-Małżonek? – i to zaraz po tym, jak przez ekspertów z rządowej telewizji został urzędowo uznany za ruskiego agenta? Co prawda przyczyną tej nominacji było podziękowanie, jakie lekkomyślnie złożył Stanom Zjednoczonym po pomyślnych eksplozjach, dzięki którym nieznani sprawcy „rozszczelnili” bałtyckie gazociągi Nord Stream 1 i Nord Stream 2, ale wplatało się to w ruską „narrrację”, a w związku z tym pośrednio uderzało w Ukrainę. Wprawdzie Amerykanie pobłażliwie uznali wypowiedź Księcia-Małżonka tylko za niefortunną, ale co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Amerykanie mogą sobie patrzeć na Księcia-Małżonka z pobłażaniem, ale u nas takie świętokradztwo płazem ujść nie może. Toteż nie tylko obóz dobrej zmiany obsmarował Księcia-Małżonka w telewizji, nakręcając specjalny film, w którym wielokrotnie został on zdemaskowany, jako ruski agent, ale również obóz zdrady i zaprzaństwa nakazał mu złożyć samokrytykę, a jeśli nawet nie, to zgodnie z zaleceniami orwellowskiego Ministerstwa Prawdy – zatrzeć haniebne podziękowanie w sieci. Książę posłusznie zatarł, ale niestety pozostał ślad po zatarciu, niczym u cesarza Klaudiusza, który kiedyś zatarł pewnemu obywatelowi naganę cenzorską. Że obóz dobrej zmiany skorzystał z okazji, by Księcia-Małżonka natychmiast pryncypialnie zdemaskować, to nic dziwnego. Losy jego rządu wiszą bowiem na cienkiej nitce amerykańskiego poparcia, bez którego zostałby on w jednej chwili zdmuchnięty, jak gromnica, więc nawet ostatni ciura wie, że trzeba spełniać wszystkie życzenia Naszego Najważniejszego i chyba nawet Naszego Jedynego Sojusznika, nawet życzenia niewyrażone, bo w przeciwnym razie Nasz Jedyny Sojusznik może upodobać sobie w Rafału Trzaskowskim, który nie tylko jeszcze w maju dogadał się z amerykańskimi Żydami i to takimi, których żaden amerykański prezydent zlekceważyć się nie ośmieli, ale w dodatku podlizuje się sodomczykom i kobietom, które nie tylko za darmo, to znaczy – na koszt państwa – ale nawet własnoręcznie by powyskrobywał, więc dla tamtejszej Partii Komuni… to znaczy, pardon; jakiej tam znowu Komunistycznej, kiedy to przecież Partia Demokratyczna? – jest lepszym kandydatem na jasnego idola naszego bantustanu, niż starzejący się i popadający w coraz to gorsze, sprośne błędy Niebu obrzydłe, a w każdym razie obrzydłe Panu Naszemu z Waszyngtonu Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński. Skoro nawet my to wiemy, to Naczelnik wie to jeszcze lepiej i uwija się jak w ukropie, żeby Naszemu Najważniejszemu, a może nawet Naszemu Jedynemu Sojusznikowi dogodzić. Stąd właśnie wszystkie niezależne media, futrowane przez strategiczne spółki Skarbu Państwa, dzięki czemu ceny paliw płynnych są u nas już wyższe, niż w Niemczech, zajęły takie pryncypialne stanowisko w sprawie demaskowania Księcia-Małżonka.
W tej sytuacji Księciu-Małżonku nie wystarczyła już pozycja Księcia-Małżonka, więc wpadł na pomysł, by w ramach politycznej terapii, odbyć pielgrzymkę ekspiacyjną do Kijowa, do którego pielgrzymują pielgrzymi z całego świata, a jeśli nawet nie z całego, to w każdym razie z tej jego części, która w ten czy inny sposób jest uzależniona od USA. Tedy do Kijowa pielgrzymował nie tylko Naczelnik Państwa, ale i prezydent Duda, nie tylko niemiecki kanclerz, ale i amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin, który przy okazji wyjaśnił, że celem tej wojny jest „osłabienie Rosji”, a w takim razie Ukraińcy mają z nią tyle wspólnego, że zostali wkręceni w maszynkę do mięsa, jak nie przymierzając Polska w 1939 roku. Pojechał tam także Jego Eminencja Konrad kardynał Krajewski, za pośrednictwem którego papież Franciszek okazał kiedyś serce „transseksualnym prostytutkom” z Ameryki Południowej. Ponieważ papież Franciszek wcześniej dopuścił się myślozbrodni przeciwko Panu Naszemu z Waszyngtonu, którą nieubłaganym palcem wytknął mu pan redaktor Tomasz Terlikowski, to pielgrzymka Jego Eminencji miała, przynajmniej częściowo, charakter pokutny. Toteż strona ukraińska zadbała o to, by pokuta Eminencji wypadła, jak się należy i kiedy już się roztasował, to zaraz usłyszał strzały, co skłoniło go do szybkiego wycofania się na z góry upatrzone pozycje. O ile jednak dla odbycia pokuty, zresztą – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – zastępczej, wystarczyły odgłosy strzałów, to w przypadku Księcia-Małżonka trzeba było obmyślić pokutę poważniejszą. Toteż kiedy tylko dotarł do Kijowa z przebłagalnymi darami i znalazł się w hotelu, to natychmiast rozległ się alarm lotniczy. Księciu-Małżonku wyjaśniono, że „tu fałszywych alarmów nie ma”, w związku z czym polecono mu udać się do schronu, co uczynił skwapliwie, ale godnie – jak przystało na Księcia-Małżonka, co to się kulom nie kłaniał, jak w swoim czasie inny jasny idol w osobie generała Karola „Waltera” Świerczewskiego. Jak pamiętamy, podobny incydent heroiczny był udziałem pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który po pełnym proroczych wizji przemówieniu w Tbilisi, udał się w rejon walk, gdzie jednak usłyszał tylko, jak ktoś „strzela strzałami” Tak właśnie wyraził się na wiecu w Lublinie w marcu 1968 roku pewien Syryjczyk, wyjaśniając, że interwencja ZOMO wobec studentów była łagodna, bo w Syrii, to „strzelali strzałami”. Okazuje się, że tradycję gościnnych Gruzinów przejęli serdeczni Ukraińcy, więc skoro wojna, jaką USA toczą tam z Rosją do ostatniego Ukraińca przechodzi w stan przewlekły, to w tej sytuacji każdy ma szansę wyleczyć się politycznie. Mam na myśli szczególnie Donalda Tuska, którego obóz „dobrej zmiany” najwyraźniej podprowadza do sytuacji, w jakiej znalazł się jeden z bohaterów nieśmiertelnego poematu „Towarzysz Szmaciak”. Chodzi o byłego sekretarza partii Wardęgę, co to „samego jeszcze znał Stalina”. Miał on z żoną Sabiną o pierwszorzędnych korzeniach syna Aleksa, który – podobnie jak pan redaktor Michnik – miał „mózgowe zwoje” wskutek czego zaczął gęgać, a potem wdał się w „antypaństwową aferę”. „Szmaciak śmiał się, widząc jak stary, jak w ukropie, zwija się, by ratować chłopię”, Chociaż tedy wojna przechodzi w stan przewlekły, to jednak periculum in mora, bo właśnie dotarły do nas skrzydlate wieści, jak to prezydent Biden „podniósł głos” na prezydenta Zełeńskiego, kiedy ten, swoim zwyczajem, zaprezentował mu ukraińską postawę roszczeniową. Jeśli tedy prezydent Zełeński się nie utemperuje, to wojna na Ukrainie ze stanu przewlekłego może przejść w fazę „zamrożonego konfliktu”, zwłaszcza gdy jeszcze w wyniku wyborów do Izby Reprezentantów Kongresu w listopadzie w Kongresie większość uzyska Partia Republikańska.
Stanisław Michalkiewicz
Tekst ukazał się w tygodniku „Najwyższy Czas!”. Źródło: michalkiewicz.pl.
Najnowsze komentarze