W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Mamy dziś bardzo niezwykły komentarz naszego Pana do Jego matki, który przez wiele stuleci zaskakiwał komentatorów Pisma Świętego, jak wyjaśnić, dlaczego nasz Pan powiedział gdy nasza Pani zwróciła się do niego z prośbą: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Brzmi ostro i zimno. Jest na to wiele wyjaśnień. Ale dzisiaj podam wam wyjaśnienie, które moim zdaniem jest najbardziej sensowne.
Leży ono w tym, że nasz Pan jest zaabsorbowany swoim ukrzyżowaniem. Nasz Pan jest zarówno Bogiem, jak i człowiekiem, jak wiemy, w związku z czym w normalnym porządku rzeczy doświadczyłby w swojej ludzkiej naturze nieopisanej radości z powodu intensywnego zjednoczenia między boską naturą a ludzką naturą. I tak na przykład Przemienienie było naturalną konsekwencją jego bycia Bogiem. W swoim życiu publicznym musiał stłumić skutki swego zjednoczenia z drugą osobą Trójcy Świętej, ponieważ w normalnych okolicznościach zjednoczenie to objawiłoby się w wizji takiej jak Przemienienie. Ponieważ tak bardzo został przemieniony, że apostołowie nie mogli nawet spojrzeć. Kryli się ze strachu. Zakryli oczy, ponieważ światło było tak wielkie. To jest to, co zwykle czyni zjednoczenie z boskością.
Ale nasz Pan nie przyszedł jako ktoś, kogo można tylko podziwiać lub na Niego patrzeć, ale przyszedł jako Zbawca, a zatem jako ofiara za nas. Jego jedynym celem było cierpienie i ukrzyżowanie. Jego Najświętsze Serce było zdominowane przez tę skłonność do śmierci. Jego umysł był całkowicie zajęty śmiercią. Tak często mówi w ewangeliach o swojej godzinie, dzisiaj mówił o tym: moja godzina jeszcze nie nadeszła. A godzina to Jego śmierć.
W ewangeliach czytamy, zaraz po przemienieniu, schodząc z góry Tabor, mówi swoim apostołom, aby nie opowiadali o tej wizji nikomu, aż do śmierci i zmartwychwstania. Zapewniając tym samym, że nikt nie ujrzy chwały Jego boskości, ponieważ chciał nieustannie przedstawiać siebie jako ofiarę grzechu. I zauważ, że zawsze nazywa siebie synem człowieczym. Nieustannie akcentuje swoje człowieczeństwo i chociaż czynił wiele cudów, aby udowodnić swoją boskość, nigdy nie pozwolił sobie w swojej świętej ludzkiej naturze cieszyć się tą boskością. Mógłby tego doświadczyć, co dałoby mu wewnętrzną radość, ale raczej skupił się na swoim ukrzyżowaniu i śmierci, na roli ofiary za grzechy.
Po wskrzeszeniu Łazarza, gdzie ponownie udowodnił swoją boskość, Nasz Pan głosił Żydom w Jerozolimie i usłyszano głos mówiący: Uwielbiłem go i uwielbiam go ponownie. To jest od Boga ojca, jest w J 12:28. Ale nasz pan odpowiedział: jeśli zostanę wywyższony od ziemi, przyciągnę wszystkich do siebie. A św. Jan komentuje, że miał na myśli swoją śmierć. Tak więc nie wziął nawet tego uwielbienia, tych słów chwały od swojego ojca przed wszystkimi tymi Żydami, którzy w niego nie wierzyli. Nie wziął tych słów i chwały z nich płynącej, raczej wrócił do swojej śmierci.
I zawsze mówił o sobie jako o synu człowieczym. Jak powiedziałem, aby podkreślić swoją rolę jako ofiary za grzechy. Chwali świętą Marię Magdalenę na krótko przed swoją śmiercią za to, że namaściła go olejem w domu Łazarza, gromiąc tych, którzy ją za to krytykowali, ponieważ ta oliwa kosztuje olbrzymią ilość pieniędzy. I powiedział, zostaw ją w spokoju, bo zachowała to na dzień mojego pogrzebu, to znaczy, że wolał usługi związane z jego śmiercią, niż te, które dotyczą jego życia.
I nawet po chrzcie naszego Pana, kiedy Ojciec i Duch Święty potwierdzili jego boskość, Pismo Święte mówi, że Duch Święty go wypędził, to jest to słowo, wypędził go na pustynię. A to dlatego, że nasz Pan był głęboko pochłonięty cierpieniem, aby stać się ofiarą za grzechy. Poszedł więc na pustynię, aby pościć przez 40 dni i 40 nocy. Aby cierpieć, od cierpienia rozpoczynać swoją świętą posługę.
Po tym czasie, kiedy Bóg potwierdził Jego boskość, gdy głosił w Jerozolimie, nasz Pan się ukrył. Nie czerpał żadnej chwały w swojej boskości. Celowo jej sobie odmówił. Aby być ofiarą za grzechy od samego urodzenia, aż do zakosztowania śmierci na krzyżu.
Widzimy to w Ewangelii. Nigdy nie widzieliśmy, aby nasz Pan cieszył się. Nigdy się nie śmieje. Zawsze jest postrzegany jako poważny. To, co mówi ludziom, nigdy nie jest lekkie. Jest zawsze poważny, a to dlatego, że jego umysł, jego święty ludzki umysł nieustannie pogrąża się w śmierci na krzyżu, ciągle jest nią zajęty, nie może myśleć o niczym innym, albo powinienem powiedzieć, że nie chce myśleć o czymkolwiek innym. Jest po to, aby pełnić wolę swego Ojca, a ta jest, że ma zostać ukrzyżowany.
Popatrzmy na Jego niemowlęctwo: urodził się w stajni. Tak zaczyna się pasja i zaczyna się od pierwszego dnia. Musiał uciekać przed Herodem i przebywać w Egipcie, jakbyś był zwykłym dzieckiem. Nie miał żadnych przywilejów, nie wysyłał aniołów, aby powstrzymywali żołnierzy Heroda, nie chronił się, pozwalając innym umrzeć. Nie, on uciekł, tak jak zwykłe ludzkie dziecko. Przeszedł obrzezanie, które Bóg ustanowił w Starym Testamencie jako pokutę za grzechy. To była zapowiedź, pierwszy akt jego męki, pierwsze przelanie krwi. A potem wracając z Egiptu, musiał wymknąć się Archelausowi, który był następcą Heroda, i uciec do Nazaretu w Galilei. Żył w skrajnej nędzy w Nazarecie.
Postanowił się uczyć. W Ewangelii jest powiedziane, że wzrastał w mądrości, wieku i łasce. To jest zgodne z jego ludzką naturą. Ciesielstwa uczył się od św. Józefa. Odłożył na bok swoją wlaną wiedzę, którą posiadał nawet w swojej ludzkiej naturze, odłożył na bok swoją boską wiedzę. Chciał uczyć się ciesielstwa od św. Józefa, aby, jak mówi List św. Pawła, był podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu.
Nasz Pan ofiarował się więc w nieustannym całopaleniu, Holokaust był ofiarą spalaną w świątyni. Całkowite poświęcenie, całkowite zniszczenie ofiary. Ofiarował siebie w ciągłym Holokauście, nieustannie kontemplując i przewidując swoje cierpienie i śmierć. Na samą myśl o tym pocił się krwią w ogrodzie oliwnym. To była kulminacja tej kontemplacji jego śmierci.
Dlatego nasz Pan nieustannie żył swoją pasją i dlatego był zawsze wewnętrznie smutny i opuszczony. To prawda, że miał uszczęśliwiającą wizję w swoim ludzkim umyśle, ale mimo to zrobił wszystko, co musiał, aby ogarnąć tę pasję w swoim umyśle i poczuć jej skutki. To była część Jego ofiary za grzech.
Tak jak fizyczne ciało Chrystusa musiało zostać ukrzyżowane, tak też jego mistyczne ciało, kościół, musi zostać ukrzyżowane. Wystarczy, że członki będą przypominać głowę. Św. Paweł stwierdza to jasno: Albowiem tych, jak mówi, odnosząc się do Boga Ojca, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna. To znaczy, że ci, których przyciąga do siebie łaską, upodabniają go do obrazu swego Syna a obraz Jego Syna to Chrystus ukrzyżowany. Wszystkie obrazy Chrystusa, prawie wszystkie, odnoszą się do Jego męki, nawet Najświętsze Serce powraca do Jego męki, a nasz Pan zachował, nawet po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu pięć ran jako świadectwo Jego męki. Święta ofiara mszy to Jego pasja, to centrum naszej religii.
Tak więc członki mistycznego ciała są zbawieni dzięki dostosowaniu się do głowy w Jego pasji. Łaska Odkupiciela powoduje taką samą skłonność do cierpienia, jaka była w duszy Odkupiciela. Dlatego wierni muszą umrzeć dla wszystkiego, aby żyć tylko dla Chrystusa, to znowu św. Paweł. Musimy umrzeć dla tego świata i żyć dla Chrystusa. Chrystus nie przyszedł bowiem, aby odnowić ogród Eden. Jego odkupienie nie było usunięciem wszystkich skutków grzechu, Jego odkupienie miało dać nam środki do oczyszczenia się z grzechu przez chrzest i sakrament pokuty oraz dać naszym własnym ofiarom wartość, wartość odkupieńczą. Nasze codzienne noszenie krzyży otrzymuje wartość odkupieńczą. Pamiętaj o trzech rzeczach, które powiedział, zaprzyj się samego siebie, bierz codziennie swój krzyż i chodź za mną, to jest formuła pójścia do nieba, bierz swój krzyż codziennie. To jest duchowość Katolicka i codzienne podejmowanie krzyża, czy to przez przeciwności w twoim życiu, choroby, ból, problemy. Codzienne noszenie krzyży. Nawet ciężar twoich obowiązków stanu ma wartość, ponieważ jest ofiarą.
Ofiara jest na nas odciśnięta, krzyż kładzie się na czole niemowlęciu, to jedna z pierwszych rzeczy, które kapłan czyni podczas chrztu i naznacza się krzyżem wielokrotnie, na bierzmowaniu biskup naznacza cię krzyżem. Jest częścią naszego życia, jest esencją naszego życia duchowego, w przeciwieństwie do protestantyzmu. Mówiłem też wiele razy, idea protestancka jest taka, że pozostajemy w grzechu, nawet po chrzcie i w jakichkolwiek aktach wiary, pozostajemy w stanie grzechu, ale Bóg wybacza nam nasze grzechy w tym sensie, że On wie że jesteśmy grzesznikami. Nie możemy wyjść z grzechu, On wie, że jesteśmy grzesznikami i nam wybacza. Niedawno widziałem na luterańskim kościele: 3 gwoździe plus jeden krzyż to przebaczenie. (three nails + one cross = four-giveness) I to jest bardzo, bardzo protestanckie, idea jest taka, że Bóg dobrze wie, że jesteśmy grzesznikami, a to Marcin Luter to powiedział, ale przebacza nam, jeśli w niego wierzymy. Nie ma więc krzyża w duchowości protestanckiej, nie ma codziennej ofiary. W duchowości katolickiej to jest wszystkim. Więc te dwie religie są bardzo, bardzo różne pod tym względem.
Ponieważ Matka Boża najbardziej upodabnia się do Chrystusa, musi mieć w jak największym stopniu obraz Zbawiciela, Syna Bożego, w sobie. Konieczne było, aby wyrzekła się radości swojego boskiego macierzyństwa i uczestniczyła w cierpieniach swojego Syna. Nasz Pan chciał, aby była Jego towarzyszką w odkupieniu rodzaju ludzkiego. Ona sama była wolna od grzechu, będąc Jego towarzyszką i Ona miała przestrzegać tych samych zasad, co On. Więc nigdzie nie dał jej żadnej możliwości chlubienia się Jej boskim macierzyństwem, tak jak On sam odrzuca jakąkolwiek możliwość chwały własnej boskości. Można powiedzieć: radowania się z niej. Taka była Jej rola i to wyjaśnia wiele rzeczy w Piśmie Świętym.
Nasza Pani musiała wieść życie w biedzie i zapomnieniu. Musiała urodzić Chrystusa w stajni, wyobraź sobie teraz, że jakaś kobieta powiedziałaby ci: musiałam urodzić moje dziecko w stajni. Powiedziałbyś: och, biedaczko! Ale nasza błogosławiona Pani, Matka Boża, urodziła swoje dziecko w stajni, śmierdzącej stajni. Musiała uciekać przed Herodem jak zwykła kobieta, wszystko w swoim życiu musiała robić jak zwykła kobieta.
W świątyni nasz Pan nie dał Matce wymówki ani pocieszenia za to, że nie było Go przez 3 dni. Weszła i powiedziała, dlaczego nam to zrobiłeś, twój ojciec i ja cię szukaliśmy. A on odwraca się i mówi do niej: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?, znowu rodzaj zimnej odpowiedzi dla Niej. Można by pomyśleć, że powiedziałby: och mamo, przepraszam, albo więcej wyjaśnień: naprawdę musiałem tu zostać, żeby uczyć tych ludzi. Ale nie, Czemuście Mnie szukali?. I znowu to ma Jej powiedzieć, nauczyć Ją, że Jej boskie macierzyństwo w tym życiu nie będzie miało żadnych przywilejów. I że musi zajmować się sprawami ojca.
Na weselu w Kanie odpowiada na jej prośbę: niewiasto. Nie matko, ale niewiasto, by przypomnieć Jej, że musi być oderwana od swojego boskiego macierzyństwa, tak jak On jest oderwany od chwały swojej boskości. Wtedy wydaje się, że odrzuca Jej prośbę w dość zimny sposób, czyż to moja lub twoja sprawa? Jednak On zrobił dokładnie to, czego chciała, zauważcie to. We wspaniały sposób uczynił galony i galony wina, te dzbany dały wiele, wiele setek galonów wina. Najlepszego wina. Bóg nie stwarza niczego drugiej kategorii. Zrobił dokładnie to, czego chciała. Ale w sposobie, w jaki do niej zwracano się, był ten przekaz, to żądło, moglibyśmy powiedzieć, mówiąc: Nie mogę pozwolić Ci się chlubić Twoim boskim macierzyństwem. Nie powiedział jej: matko, po prostu powiedz mi, czego ode mnie chcesz, zrobię to. Nie powiedział jej tego. Nie zapominajcie, że przebywał wśród innych ludzi.
Jest incydent w ewangelii, kiedy on głosił, a kobieta z tłumu, mówi, podnosząc głos, powiedział do niego: błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi które ssałeś. Ale on powiedział: Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je. Więc znowu nie pochwalił tam swojej matki. Chociaż to Ona najbardziej ze wszystkich zachowała słowo Boże. Kto słyszał słowo Boże lepiej niż Najświętsza Maryja Panna, która usłyszała je od anioła Gabriela i która słuchała, jak nasz Pan mówił przez całe swoje życie ukryte przez 30 lat. Jakie tajemnice zostały jej przekazane przez te 30 lat? Słuchała słowa Bożego, a któż je lepiej zachowywał? Potem w jej łonie zachowała Słowo, przez duże „S”, w swoim łonie. A więc to jest bezpośrednia pochwała naszej Błogosławionej Pani, słuchacze nie rozumieją tak tego, ale to jest pochwała naszej Błogosławionej Pani. Protestanci używają tego w pierwszej kolejności, aby powiedzieć: patrzcie, Katolicy są szaleni w oddawaniu czci Najświętszej Maryi Pannie. W rzeczywistości jest to największa pochwała, jaką mógł Jej złożyć. Jest to również zaproszenie, abyś ty też mógł być jak moja matka, ty także możesz być uświęcony tak, jak ona jest uświęcona, jeśli usłyszysz słowo Boże i zachowasz je, to znaczy przestrzegaj przykazań. Nie tylko słuchaj a potem idź i grzesz.
W innym przypadku ktoś mu powiedział: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą». Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: «Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?» I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką». Ponownie odmawia Jej tego zaszczytu, który normalnie należałby się Jej. A Ona stoi właśnie tam, chce wejść i porozmawiać z nim. Nie pozwolił jej, a to dlatego, że musiała być z nim blisko związana w tej ofierze. Musiała być najbardziej upodabniana do Jego Najświętszego Serca w Jego woli, aby stać się ofiarą za grzechy. Jest to dla nas tajemnicze, ale zrozumiemy, jeśli spojrzymy na wszystkie te wydarzenia w Ewangelii.
Na krzyżu ponownie nazywa ją niewiastą. Niewiasto, oto twój syn. Nie mówi matko. I uczynił to, aby ją wyróżnić, ponieważ On sam był oddzielony od wszelkich myśli pocieszenia, wszystkich myśli o wielkości z powodu zjednoczenia z boskością z Jego strony, a jej wielkością jako matki Boga. To nie był odpowiedni moment na to i już wtedy została jej pozbawiona.
Tak więc uwielbienie Maryi nastąpi po Wniebowstąpieniu i dlatego świętujemy Jej Wniebowzięcie jako nasze największe ze wszystkich świąt. Jej królowanie, a nawet Jej macierzyństwo, w październiku jest święto Bożego macierzyństwa. Jest też wiele innych świąt Najświętszej Maryi Panny, Matki Bożej. Więc Jej chwała jest teraz doskonała. To się dokonało, ale nie był to czas w życiu publicznym naszego błogosławionego Pana.
To cierpienie w tym życiu jest oderwaniem się od świata, jest zadośćuczynieniem za nasze własne grzechy i jest uczestnictwem w odkupieńczym akcie Chrystusa, o ile nasze cierpienie jest ofiarowane jako zadośćuczynienie za nasze własne grzechy i grzechy innych. Innymi słowy, nasze cierpienie jest naszą codzienną ofiarą uwielbienia, dziękczynienia i przebłagania za grzechy, tak jak święta ofiara na Kalwarii i jak codzienna święta Ofiara Mszy. Odkupienie Chrystusa nadaje wartość naszym ofiarom, musimy je składać w ciągu naszego życia i dlatego im bardziej Bóg cię kocha, tym więcej krzyży otrzymasz. To jest formuła, która sprawia, że nasze umysły doznają pomieszania. Ale im bardziej nas kocha, tym więcej krzyży włoży na nasze plecy.
Ale święci to rozumieją. To prawda, w każdym żywocie świętych, oni nie zadowalają się czekaniem na krzyże, oni ich szukają. Biorą je na siebie. Zdają sobie sprawę, że jest to znak miłości Boga. Św. Ignacy Loyola martwił się, że Bóg nie pochwalał jego zakonu, ponieważ jak powiedział sprawy układają się zbyt dobrze. Nie ma wystarczającej liczby przeszkód, nie ma krzyży, sprawy układają się zbyt dobrze, a on uważał, że to oznaka złego nastawienia ze strony Boga. Tak rozumieją wszystko, co tutaj wyjaśniam, rozumieją to głęboko, mają to samo przekonanie, tę samą troskę o konieczność poświęcenia się, konieczność bycia ofiarą w tym życiu. To nie jest życie dla chwały, to życie dla ofiary i poświęcenia się.
W związku z tym Matce Bożej nie pozwolono cieszyć się w tym życiu żadną radością ani pociechą bycia matką Boga, ale musiała mieć taką samą obsesję na punkcie cierpienia za grzech, jak Jej boski Syn. Dlatego właśnie w czasie Ofertorium, gdy kapłan ofiarowuje hostię do konsekracji, w oczekiwaniu na ofiarę, mówi się o tym, że jest to pokuta za grzechy, jeśli czytasz modlitwy na ofiarowanie. Składa on tę ofiarę przed konsekracją. Kiedy w tym sensie ofiarowuje hostię i kielich, ty składasz swoją ofiarę, ponieważ zbiera się zbiórkę. I to nie jest tylko praktyczna rzecz, dzięki której utrzymujemy ogrzewanie w kościele lub klimatyzację, zależnie od przypadku. To jest twój udział w Ofierze. To jest oddanie części siebie, to twoja praca, jest to po prostu wymiana twojej pracy. Wasze codzienne ofiary związane z uprawą roli. Która to uprawa jest jedną z kar za grzech pierworodny, a my uprawiamy rolę na wiele sposobów.
Kiedy podchodzisz i zapalasz świecę, nie dajesz czegoś tylko po to, by zapłacić za świecę, poświęcasz się trochę. Kiedy dajesz pieniądze za Mszę, nie tylko pomagasz w utrzymaniu księdza, ale składasz ofiarę. Nie zbliżasz się do Boga bez ofiary. Tak jak Matka Boża i św. Józef musieli złożyć ofiarę przy ofiarowaniu Jezusa w świątyni. To jest nasz los w tym życiu, to sposób, w jaki wielbimy Boga. Jest to sposób, w jaki oddajemy cześć Bogu, poprzez ofiarę. A ta ofiara nie jest jedynie jakąś ceremonią przy ołtarzu, ale wnika głęboko w wasze dusze.
Jakich duchowych lekcji należy się nauczyć? Po pierwsze, życie chrześcijańskie polega na oderwaniu się od świata i pokucie za grzechy. To nie jest przywrócenie raju. Nowa religia chciałaby to postrzegać jako przywrócenie raju, uczynić ten świat lepszym miejscem do życia, oddając się międzynarodowemu socjalizmowi. To jest nowa religia i staje się coraz bardziej widoczna, nigdy nie będzie rajem i tak naprawdę to, co oni robią, sprawi, że świat będzie coraz bardziej nieszczęśliwy. To życie to miejsce oderwania się od świata i zadośćuczynienia za grzechy.
Po drugie, doskonałość życia chrześcijańskiego polega na naśladowaniu cierpień Chrystusa w zjednoczeniu z miłością Najświętszego Serca do grzeszników i w jedności ze świętą Ofiarą Mszy św. Na tym polega istota powołania kapłańskiego. I powołania zakonników, którzy pomagają kapłanom w ich pracy, ostatecznie pomagając wiecznemu najwyższemu kapłanowi, w ratowaniu dusz. To właśnie robią kapłani, to właśnie robią zakonnicy. Pomaganie wiecznemu arcykapłanowi w ratowaniu dusz.
To zjednoczenie z miłością odkupieńczego Najświętszego Serca jest tym, co napędza powołanie, tak jak nasz błogosławiony Pan został wypędzony przez Ducha Świętego na pustynię. Tak więc w tych młodych mężczyznach i tych młodych kobietach jest łaska, która popycha ich do oddania życia w ofierze, do porzucenia wszystkich doczesnych rzeczy, których ludzie słusznie pragną, pocieszenia rodziny i dzieci, wyrzeczenia się własnej woli, gotowość pójścia tam, gdzie wierni ich potrzebują, wszędzie tam, gdzie wzywają ich grzesznicy. Całkowicie oddać swoje życie Bogu, tak jak On całkowicie oddał życie, swoje życie całkowicie nam. Na tym polega doskonałość życia chrześcijańskiego, życia zakonnego, kapłaństwa. A ci młodzi ludzie w wielu przypadkach nie potrafią wyjaśnić, dlaczego są napędzani. Ale jest popęd, to jest konieczność, praktycznie w nich, aby to zrobić. Tak jak nasz Pan został wypędzony na pustynię i troszczył się o bycie ofiarą grzechu. I pochodzi to od trzeciej osoby Trójcy Przenajświętszej, nie ma naturalnego powodu tego powołania.
A ilu kapłanów jest w kalendarzu świętych, którzy poszli na swoje męczeństwo i zmarli. Ilu księży żyło życiem monastycyzmu, ubóstwa. Święty Antoni, opat, udał się na pustynię, aby uciec od świata, aby zacząć doskonale kochać Chrystusa, właśnie to inspiruje Duch Święty, aby przyprowadzić kapłanów do ołtarza Boga i przyprowadzić zakonników do ich ślubów. I to jest piękna rzecz. Celem tego życia jest udowodnienie naszej miłości do Boga.
Święty Jan od Krzyża mówi, że zostaniesz osądzony na podstawie tego, jak bardzo kochałeś, co oznacza miłość do Boga, zostaniesz osądzony na podstawie tego, jak bardzo kochałeś. A miłości nie dowodzi przyjemność, ale ofiara. Nie szanujemy naszych żołnierzy, którzy zginęli lub zostali ranni na wojnie, ponieważ dobrze się bawili. Czcimy ich z powodu ich ofiary, którą sami z siebie złożyli, a więc w mniejszym lub większym stopniu dla nas wszystkich, dla niektórych bardziej niż dla innych, niemniej jednak zasadą duchowości katolickiej jest ofiara.
Trzecią lekcją, jaką należy się nauczyć, jest to, że mistyczne Ciało Chrystusa musi zostać upodobnione do fizycznego ukrzyżowanego Ciała Chrystusa i musi składać Bogu swoją codzienną ofiarę cierpienia. I zawsze musi być gotowe na męczeństwo.
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
bp Donald J. Sanborn
Publikacja po zgodzie Autora polskiego tłumaczenia (https://novusordo-pl.blogspot.com).
*
Polecamy jedyną taką książkę w Polsce – „Anatomia soborowej destrukcji” to zbiór artykułów, traktujących o przyczynach kryzysu w Kościele. Każdy z nich to swoista bitwa o prawdę katolicką, dokumentująca dorobek księdza biskupa Donalda J. Sanborna przez blisko pięćdziesiąt lat jego kapłaństwa i ponad dwadzieścia biskupstwa. Szczegóły wydawnictwa TUTAJ.
9 sierpnia 2022 o 15:10
Ksiądz Rafał Janusz Trytek, Kraków, Rzymskokatolicka Parafia Matki Bożej Królowej Polski obok Wawelu, ul. Sarego 18/2
Rewolucyjne, protestantyzujące reformy wprowadzone w latach sześćdziesiątych, wywołały od razu falę krytyki ze strony środowisk integralnie katolickich.
W 1969 r. ukazała się Krótka analiza krytyczna Novus Ordo Missae, podpisana przez kardynałów Ottavianiego i Bacciego.
Prawdziwym inicjatorem protestu był jednak arcybiskup Lefebvre, który, niestety, nie miał odwagi podpisać się pod dokumentem.
Głównym autorem analizy był dominikański teolog o. Michał Ludwik Guerard des Lauriers (późniejszy biskup).
Postać to nadzwyczaj ciekawa. Guerard des Lauriers był bowiem przez pewien czas spowiednikiem papieża Piusa XII, a przede wszystkim współautorem tekstu dogmatu o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny.
W latach pięćdziesiątych dominikanin ten był także naczelnym teologiem przygotowującym treść dogmatów o Wszechpośrednictwie NMP i Jej Współodkupicielstwie.
Dogmaty te padły ofiarą modernistycznego ekumenizmu, ponieważ przeszkadzały w zbliżeniu z protestantami. Warto dodać, że ich przeciwnikiem był Jan XXIII (1958-1963), który jeszcze jako arcybiskup sprzeciwiał się ogłoszeniu przez Piusa XII prawdy Wiary o Wniebowzięciu Maryi. Oczywiście, z pobudek ekumenicznych.
W latach siedemdziesiątych katoliccy tradycjonaliści stawiali samotnie opór rewolucji neoprotestanckiej, broniąc zaciekle katolickiej Mszy przed rewolucjonistami z Watykanu, którzy wszędzie narzucali nowy obrządek. W tym czasie katoliccy integryści często działali wspólnie, nie dzieląc się według klucza lefebvryzm ? sedewakantyzm ? ugodowcy.
Dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych zaczęły się podziały według kryterium nastawienia do modernistów z Rzymu. Jednakże dochodziło w tym okresie cały czas do fluktuacji i przetasowań na scenie katolickiego tradycjonalizmu.
Znana jest sprawa odejścia bardzo wielu księży Bractwa Św. Piusa X do środowisk indultowych, ale zdarzało się (i nadal, niestety, zdarza), że na ?indultyzm? przechodzili także sedewakantyści (choć było ich dużo mniej niż ?konwertytów? z ?lefebvryzmu?).
Dziś wielu z nich zajmuje ważne stanowiska w ruchu Ecclesia Dei. Przełożonym Instytutu Dobrego Pasterza jest ks. Filip Laguerie, który przez krótki czas ? po święceniach w Ecône w 1979 r. ? był zdecydowanym sedewakantystą. We Francji istnieje też wspólnota, opierająca się na regule III Zakonu Św. Dominika pw. Św. Wincentego Ferrariusza, którą współzakładał o. Guerard des Lauriers, a która obecnie jest ważną częścią środowiska indultowego.
Podobnych przypadków jest jeszcze sporo. Na polskim podwórku istnieje ciekawy casus Michała Buszewskiego z Warszawy, który będąc entuzjastycznym zwolennikiem linii Benedykta XVI, powołuje się często na poglądy arcybiskupa Lefebvre?a, a także czerpie wybiórczo z tezy Cassiciacum biskupa Guerarda (tzw. sedeprywacjonizm, czyli sedewakantyzm niepełny).
A na poważnie: wiele z osób, które zdecydowały się przyłączyć do ?Watykanu?, uczyniło tak tylko dlatego, że wierzą, iż ks. Ratzinger będzie prowadził politykę zupełnie różną od swego poprzednika. Śmiem twierdzić, że ewentualna beatyfikacja Jana Pawła II przez Benedykta XVI byłaby zimnym prysznicem dla tych indultowców, dla których epoka bp. Karola Wojtyły była synonimem najgorszej modernistycznej teologii i doprowadziłaby ich na pozycje, na których ja stoję ? uznania, że obecne władze kościelne są faktycznie pozbawione jurysdykcji (władzy) nad katolikami z powodu przylgnięcia i głoszenia herezji i błędów.
Natomiast otwarta niechęć do Kościoła katolickiego, jaką p. Teluk imputuje na równi sedewakantystom i lefebvrystom (to z kolei we wcześniejszym artykule Świat bez Kościoła) jest niczym innym jak tylko aktem katolickiej samoobrony przed tymi, którzy są wilkami w owczej skórze.
Jak ma zareagować autentyczny katolik, gdy domniemany przywódca Kościoła oskarża tenże Kościół o różne zbrodnie i śmie go publicznie upokarzać tak jak to uczynił Jan Paweł II w 2000 r. przepraszając za winy Kościoła?
Czyż postawa bp. Karola Wojtyły, który na równi z lewakami, antyklerykałami i innymi wrogami katolicyzmu oskarża katolicyzm o niepopełnione przez niego zbrodnie, nie jest atakiem na Kościół? Sytuacja jest taka, że albo trzeba zgodzić się z Janem Pawłem II i przekreślić chwalebną przeszłość Kościoła, albo bronić autentycznej Wiary przed nim. Tertium non datur!
Tę postawę kontynuuje w pewnym stopniu również Benedykt XVI, co widać na przykładzie modlitw wielkopiątkowych o nawrócenie żydów. Na skutek żydowskich protestów, ks. Ratzinger zdecydował się złagodzić ich wymowę, usuwając fragment o ich zaślepieniu.
Dla katolika jest skandalem, że na skutek żądań wrogów Kościoła i Chrystusa, ba, Jego zabójców, ingeruje się w treść katolickiej liturgii. Ta praktyka trwa zresztą już od lat sześćdziesiątych, kiedy to zaproszono protestantów, by współreformowali ryt Mszy oraz sakramentów święceń kapłańskich i biskupich. Ci, którzy nie wierzą ani w Ofiarę Mszy Świętej, ani hierarchiczne kapłaństwo, są współautorami rytów modernistycznych sakramentów!
Ekumaniacka chęć przypodobania się wrogom katolicyzmu nie znajduje zresztą wśród nich zrozumienia.
Po reformie wielkopiątkowych modłów za żydów podniósł się ich jazgot, ponieważ Benedykt XVI nie usunął fragmentu o konieczności nawrócenia. Na próżno modernistyczny kardynał Kasper pospieszył z wyjaśnieniem, że tego nawrócenia nie należy brać na poważnie. Mleko się rozlało i ks. Ratzinger stał się obiektem ataków antyantysemitów.
W tym miejscu można pozwolić sobie na taką oto refleksję: układanie się z wrogami i handlowanie z nimi katolicką prawdą nie przyniosło jeszcze żadnych pozytywnych efektów, a doprowadziło jedynie do rozmycia ortodoksji.
Tę politykę rozpoczął już abp Angelo Roncalli (Jan XXIII), usuwając w roku 1960 z modlitw Wielkiego Piątku fragment mówiący o żydowskiej wiarołomności (słynne pro perfidis Judaeorum) dla przypodobania się tym, których moderniści uważają za swoich starszych braci w wierze.
Ponieważ żydzi odrzucili Jezusa i Go zabili, utracili wiarę w prawdziwego Boga, którego Chrystus jest przecież Jednorodzonym Synem.
To dlatego Syn Boży nazywał współczesnych sobie judaistów synami diabła i zaprzeczał, by mieli Abrahama za swego Ojca.
Ta katolicka nauka, zawarta w Piśmie Świętym i nauczaniu Ojców Kościoła, była obowiązująca przez wszystkie czasy, aż do chwili obecnej, z tym że w latach sześćdziesiątych moderniści, którzy opanowali materialne struktury Kościoła, wyrzekli się jej, stając się młodszymi braćmi żydów w apostazji.
Katolicy, świadomi powyższych faktów, walczą już od dziesiątków lat za nieumniejszoną wiarę katolicką, pomimo wszelkich związanych z tym trudów i wyrzeczeń, ponieważ bardziej chcą się podobać Bogu, aniżeli ludziom, zwłaszcza, kiedy ci ostatni nie chcą zachowywać nieskażonej modernizmem i nowinkarstwem nauki, ogłoszonej przez samego Chrystusa.
Ta walka trwała na długo przed tym, gdy p. Tomasz Teluk usłyszał o Mszy Trydenckiej i zaczął się angażować w powierzchowny tradycjonalizm grup indultowych.
Ba, paradoks polega na tym, że jeśli dzisiaj dostęp do tradycyjnej Mszy jest lepszy niż jeszcze przed dwudziestu laty, to dlatego, że nieprzejednani tradycjonaliści walczyli o nią wbrew rzekomej władzy kościelnej, która zresztą nie omieszkała ekskomunikować tych biskupów katolickich (zarówno sedewakantystów, jak i lefebvrystów), którzy zdecydowali się przekazać apostolską sukcesję dla ratowania tradycyjnie katolickich i na pewno ważnych sakramentów.
To właśnie wyświęceni przez tych biskupów księża, stanowili pionierską kadrę w ruchu Ecclesia Dei, czego ja, rzecz jasna, nie poczytuję im za zasługę. Pochodzili oni zresztą głównie ze środowisk skupionych wokół arcybiskupa Lefebvre?a i byli Jego ? co prawda niechcianym ? duchowym potomstwem.
Doradzałbym p. Telukowi poza tym większą powściągliwość w operowaniu epitetami, takimi jak sekta. Obracając się w kręgach konserwatywno-liberalnych, bardzo łatwo być zaliczonym do fanatycznych sekciarzy i faszystów.
Ponadto p. Teluk, powinien pozbyć się złudzeń, że jeśli będzie odcinał się od ?radykałów?, to zyska tym w oczach modernistów. Ci bowiem traktują z reguły indultowców podobnie jak sedewakantystów i zwolenników Bractwa św. Piusa X, czyli nie najlepiej…
kwiecień 2008
Ks. Rafał Trytek