Moskwa była dla mnie całkowicie obca. Przyjechałam do niej jeszcze jako miesięczne dziecko. Urodziłam się w majątku babci nad Donem, ale do osiągnięcia wieku 25 lat moje życie przebiegało w Moskwie. Lubiłam ją, jak wszyscy moskwianie, była taka miła, jedyna w swoim rodzaju, piękna w swojej starości: tysiące cerkwi, błyszczących złotymi kopułami, budynki o najprzeróżniejszej architekturze, pałace, pomniki, kaplice z cudownymi ikonami, na przykład Matki Bożej Iwerskiej, czy inne, monastery, Kreml i jego historyczne świątynie, pełne niezwykłych, świętych pamiątek. A co teraz? Na tym samym miejscu szkaradne, wielopiętrowe domy w stylu żydowskim, prostokątne pudełka, z masą wąskich okien; żadnych kapliczek, ani cerkwi, oprócz kilku, pozostawionych na kłamliwy pokaz. Kopuły kremlowskie nie błyszczą, jak słoneczka, ale stoją – mroczne, czarne. Niektórzy mówią, że ściągnięto złocenia, a niektórzy uważają, że na opustoszałych cerkwiach, w których panuje ohyda spustoszenia, kopuły same poczerniały. Nie ma już na Kremlu Monasteru Czudowskiego, ani żeńskiego Monasteru Wniebowstąpienia. W mieście zlikwidowano wszystkie monastery, zniszczono pomniki, nie ma Bramy Triumfalnej, nie ma Czerwonej, nie ma Baszty Sucharewej, tego, co stanowiło piękno Moskwy. Nad miastem wisi mgła, z powodu fabryk, na ulicach niemal sami Żydzi, ubrani w drogie futra, no i komuniści. Jeśli na ulicy pojawi się jakiś oberwany, inteligentny przechodzień z opuszczoną głową, można z dużą dozą pewności powiedzieć, że to człowiek z dawnych wyższych warstw szlacheckich, albo kupieckich, który z niewiadomych przyczyn ocalał. A najstraszniejsza ze wszystkiego jest muzyka międzynarodówki płynąca z Baszty Spaskiej przy Świętych Wrotach w Moskwie, zamiast przepięknej modlitwy “Kol’ sławien nasz Gospod’ w Sionie”. Nad pałacem na Kremlu, w którym mieszka Stalin, jak gdyby płonie ogromny ogień piekielny: w środku pałacu, na dachu, znajduje się niewidoczny z ulicy rezerwuar; schowano w nim gigantyczne światło elektryczne, które z dołu oświetla prawdziwy las jaskrawych, jedwabnych, czerwonych flag na długich drzewcach. Gdy wiatr je rozwiewa, daje to pełną iluzję ognia.
W miejscu Świątyni Chrystusa Zbawiciela piętrzy się szkielet budowanego Pałacu Sowietów. W gazetach pisali, że na pytanie jakiegoś cudzoziemca: “Czy budujecie nową wieżę Babel?”, Stalin odpowiedział: “Tak, tylko z tą różnicą, że wieża w Starym Testamencie upadła, a jeśli chodzi o moją wieżę, to nie ma takiej siły, która mogłaby ją skruszyć”.
Wiem od inżynierów budowniczych, że największą zasługę w budowie tego pałacu, o ile oczywiście będzie on skończony*, ma nie Stalin, a Ameryka. Gdy sowieccy inżynierowie kładli najgłębszy fundament, to dwukrotnie zmywała go woda podskórna z rzeki Moskwy. Wtedy zaproszono amerykańskich inżynierów, którzy położyli fundament na okrągłych poduszkach. Ja oczywiście nic z tego nie rozumiem, ale tak mówili inżynierowie. Budynek miał mieć taką wysokość, żeby figura Lenina stała wyżej, niż obłoki. W chwili mojego rozstania z Moskwą akurat trwała dyskusja o tym, że trzeba by było coś zmienić w architekturze, gdyż obawiano się, że statua nie wytrzyma burz magnetycznych. Koncepcja zrodzona przez szatańską pychę. Lenin, jak na wszystkich pomnikach, miał mieć wysunięty do przodu palec wskazujący. W tym palcu planowano stworzenie kilku pomieszczeń, a w drugiej ręce miał mieć latarnię, której światło miało być widoczne w promieniu 100 km. Wszystkie budynki dookoła, w dużej odległości, miały być zburzone. Dotyczyło to również bardzo starego, tak zwany “Kniażego Dworu”, późniejszego muzeum Aleksandra III: ten ogromny, marmurowy budynek z masywnymi, ale pięknymi kolumnami, miał być w całości odsunięty dalej, o wiele metrów.
Jeśli chodzi o zaopatrzenie ludności Moskwy i innych miast na całym obszarze Rosji w żywność i w pozostałe artykuły niezbędnej potrzeby, sprawa wyglądała następująco: komuniści mieli wszystkiego w obfitości. Rozkoszne wystawy (oczywiście nie takie, jak w błogosławionych czasach carskich) w tak zwanych “zamkniętych przydziałowych” sklepach, były tylko zgorszeniem dla tych, którzy nie mieli prawa do nich wchodzić. Drzwi obydwu rodzajów sklepów były obok siebie: z jednych wychodzą Żydzi, partyjni, zarówno wojskowi, jak i cywilni, wynoszą paczki najwyborniejszych przekąsek, owoców i w ogóle wszystkiego, co im było potrzebne, wychodzą w skórzanych kurtkach z sytymi, zadowolonymi z siebie twarzami. Przy drugich zaś drzwiach stoi nie kończąca się kolejka za porcją chleba, pełna wściekłych ludzi, którzy musieli w niej stać nie jedną godzinę. Gdy zaczęły chodzić słuchy o zbliżającej się wojnie z Niemcami, to zapobiegliwa władza sowietów, począwszy od 1939 roku, zaczęła coś tam wyrzucać również dla ludzi, a w 1940 i 1941 roku można było w każdym sklepie kupić słodycze w cenie od 3 rubli 50 kopiejek do 60 rubli, kto ile chciał, po pół kilo, a nawet po kilogramie. Nawet te, które były po 3 ruble 50 kopiejek były niezłe, bardzo słodkie. Można było kupić po 100 gram masła, jeśli postało się w kolejce w kilku sklepach. Przy czym w kolejkach dochodziło nie tylko do bójek, ale nawet do zabójstw, gdy ktoś chciał przejść do przodu. Niejednokrotnie zabijano kamieniem, albo butelką, uderzając po skroni. Żydzi nigdy nie stali w kolejce, wszystko mieli w domu, sprzedawali u siebie, nie otwarcie. Strach było chodzić po ulicach. Takie złodziejstwo, takie rozboje, o których nie słyszano, jak myślę, w żadnym kraju. Podetną brzytwą torebkę albo kieszeń i wyciągną wszystko tak zręcznie, że nawet nie poczujesz. Jeśli zaś ktoś zobaczy, że kogoś okradają, nie może nic powiedzieć. Jeśli takiego człowieka w ciągu dnia lub dwóch dni nie zabiją wspólnicy szajek złodziejskich, to w najlepszym razie okaleczą. Znam taki fakt, gdy pewna nieostrożna dziewczyna krzyknęła: “Obywatelu, wyciągają wam wszystko z kieszeni”. Nie przeszła nawet kilku kroków, jak chłopaczek w wieku lat 16-tu odciął jej brzytwą nos i uciekł. Dawniej było tak, że jeśli ktoś czegoś się bał i zobaczył carskiego żołnierza, to poczuł oparcie i obronę, ale przy sowietach, jeśli ktoś był sam na ulicy i widział czerwonoarmistę, to wierzący szybko zaczynał się modlić, a niewierzący ze strachu zaczynał się miotać, szukając ukrycia. Niech zaprzecza temu, kto chce, ale taka właśnie była najprawdziwsza prawda.
W ten sposób mieszkałam sobie cicho w Możajsku, prawie z nikim się nie spotykając, i jeździłam do Moskwy. W 1940 roku byłam na Paschę na tajnym nabożeństwie. Po liturgii, wróciwszy do siostry, znajduję wezwanie: “Obecność w możajskim wydziale finansowym w niedzielę, w porze przedpołudniowej, celem złożenia sprawozdania z produkcji kwiatów i regulowania podatków – obowiązkowa”. Musiałam pierwszym pociągiem wracać do Możajska. Przyszłam, pokazuję wezwanie. “Możecie iść, dzisiaj wasza sprawa nie będzie rozpatrywana”. Chcieli po prostu zepsuć mi Święto. Powróciłam tego samego dnia do Moskwy i wpadłam w wielki smutek, przypomniałam sobie mój przytulny pokój gościnny w Jarosławiu i muzykę Musorgskiego “Noc na Łysej Górze”. Często grałam ten przepiękny utwór na cztery ręce z mężem, albo najstarszym synem. Kto zna ten utwór, ten na pewno pamięta, że opowiada on o tym, jak pod Kijowem buszowała o północy siła nieczysta. Dźwięki były tak bardzo sugestywne, że przed oczami, w akompaniamencie świstu i demonicznego wycia stawały latające wiedźmy, czarne rogi zderzały się ze sobą, wierciły się, pląsały ogony… Lecz oto w momencie największego triumfu siły nieczystej nad Kijowem (gdy pojawia się jutrzenka w postaci różowego paska na wschodzie) rozlega się dźwięk dzwonu cerkiewnego zapowiadającego jutrznię. Wiedźmy zaczynają się miotać, idą z wizgiem w rozsypkę i nieczyste, straszne dźwięki ucichają. W Boskiej ciszy rodzącego się poranka miarowo, uderzenie za uderzeniem, rozlegają się dźwięki dzwonów już nie w jednej, a w wielu cerkwiach i świętych monasterach. Musorgski w zadziwiająco celny sposób przekazał cały obraz zwycięstwa modlitwy nad piekłem. Flet pasterza, beczenie owiec, śpiew ptaków, budzących się na spotkanie słońca, wszystko to było w dźwiękach cudownie rzeczywiste. W mojej głowie zrodziło się porównanie: czyż muzyczny geniusz Musorgskiego nie wygłosił tu proroctwa? Może rozlegnie się jeszcze nad Moskwą, przy wschodzącej jutrzence pokajania mocne uderzenie Iwana Wielkiego (mówią, że z powodu wielkości i ciężaru tego dzwonu nie można go było zdjąć). Przerażona jego władczymi dźwiękami, które zmuszają do drżenia ziemię, cała nieczysta moc antychrystowa rozproszy się i schowa się w otchłani piekła ze strachu przed Groźną Wszechmocą Bożą, która przez dźwięk tego dzwonu powie: “Dość!” Na Spaskich Wrotach zegar zagra “Kol’ sławien”, a zamiast piekielnego ognia nad pałacem będzie powiewała trójkolorowa flaga rosyjska. Na chwilę dałam się ponieść fantazjom. Ale straszna rzeczywistość władzy GPU otrzeźwiła świadomość. Nikt nie zna dnia, ani godziny, jeszcze nie nadszedł czas! Trzeba cierpliwości.
W ten sposób minęły ponad trzy lata. Prześladowania wierzących nie tylko nie łagodniały, ale przeciwnie, z powodu słuchów o zbliżającej się wojnie, nabierały coraz okrutniejszego charakteru. Na wszystkich spotkaniach mówiono tylko o nowych prześladowaniach. Synowi pewnej kobiety z Możajska, wsadzonemu do więzienia, który był całkowicie niewinny i nie popełnił żadnego przestępstwa, w przeciągu kilku miesięcy wyrywali powoli włosy, chcąc go zmusić go do przyznania się. Włosy miał bardzo gęste, kręcone: gdy wrócił do domu, był całkowicie łysy. Wypuścili go, gdyż znaleźli przestępcę. Na przesłuchaniach w GPU zaczęli stosować straszne, nieludzkie sposoby. Jeśli ktoś był całkowicie niewinny i nie mógł się przyznać do czegoś, czego nie uczynił, przyprowadzali maleńkie, albo nawet i duże dzieci i na oczach matki lub ojca zaczynali je męczyć. Co to był za dramat, nie ma nawet co mówić, jest to oczywiste. Po czymś takim rodzice brali na siebie wszelkie możliwe winy.
Znaczna większość ludzi żywiła ukrytą nienawiść do Stalina i do komunistów, ale strach, strach, którego nie da się opisać żadnymi słowami, doprowadzał do małoduszności również i tych ludzi, którzy zdawali się być silni duchem. Wielu z nich w trakcie przesłuchań wyrzekało się nawet wiary w Boga. Niejednokrotnie słyszałam, jak owi nieszczęśnicy usprawiedliwiali się w taki sposób, że gdy się wyrzekali, to tylko w słowach i na piśmie, a w duszy pozostają wierzący. Ale Zbawiciel powiedział: “Kto zaprze się Mnie przed ludźmi, tego i Ja zaprę się przed Ojcem Moim”. Człowiek, który doświadczył i widział przerażające koszmary w Rosji sowieckiej, nie jest w stanie potępić takich ludzi. Nie każdy ma w sobie siłę, by przyjąć męczeństwo i wtedy oczywiście człowiek kaja się i pokłada nadzieję na wybaczenie w Bożym Miłosierdziu; lecz żeby wybawić się od prześladowań uczęszcza na fałszywe nabożeństwa w cerkwiach, w których duchowieństwo samo nie wierzy w istniejącą tam łaskę Bożą. Gdyby bowiem wierzyło, nie dopuściłoby najstraszniejszego bluźnierstwa w Sakramencie Najświętszych Tajemnic Ciała i Krwi Chrystusa: kapłanów zobowiązano do tego, by zawsze mieli dwie łżyce – jedną dla zdrowych, drugą zaś dla chorych, celem uniknięcia zarazy.
W tamtych dniach nie przydarzyło mi się nic takiego, o czym warto by było pisać, oprócz wolnych wyborów. Już miesiąc naprzód na wszystkich domach, ulicach, sklepach, słupach, kioskach itd. rozklejano plakaty, na których wielkimi literami było napisane: “Głosujcie na Stalina”. Ból po utracie dzieci był tak ogromny (chociaż śmierć nie była tak straszna, gdy były one przy mnie), że postanowiłam nie iść. Gospodarze mojego pokoiku błagali, żebym poszła, gdyż zostaliby zaaresztowani za to, że wynajmowali pokoik kontrrewolucjonistce, na którą nie złożyli donosu. Nie mogłam zasnąć przez całą noc poprzedzającą wybory, z powodu wewnętrznego rozdarcia. Znałam opinię ludzi wysokiego ducha, że w tej sytuacji, przy takim gwałcie i przymusie ze strony władzy, nie ma innego wyjścia, jak tylko się podporządkować. I ludzie ci podporządkowywali się temu, jak zresztą i wielu innym rzeczom. Żadne niewolnictwo na świecie nie może równać się z niewolnictwem bolszewickim. Noc była bardzo mroźna i buszowała gęsta zamieć. Było jeszcze całkiem ciemno, gdy rozległo się natarczywe pukanie w moje okienko i słowa: “Otwierać!” Byłam jeszcze w łóżku i otwarła gospodyni. Bez zbędnych słów weszło do mnie dwóch komsomolców i komsomołka. Rozkazali mi ubrać się w ich obecności, wyprowadzili na ulicę, na której stały sanie. Posadzili mnie i przywieźli do budynku wyborczego. Za ogromnym stołem, przystrojonym wawrzynem oraz stojącymi na środku popiersiami Lenina i Stalina siedziało kilku komunistów z alfabetycznymi listami, stało też kilka urn. Zaznaczyli mnie na liście, dali kopertę z włożoną kartką i powiedzieli: “Zaklejcie i rzućcie do wskazanej urny”. Koperty dali w odpowiedniej kolejności. Jeśli ktoś był zainteresowany treścią kartki, mógł wejść do kabiny, w której za cienką firanką widniała sylwetka ukrytego agenta. To najprawdziwsza prawda!
Ludzie, którzy nie przyszli, albo napisali inne nazwisko, byli aresztowani: czasami na miejscu, a czasami po upływie krótkiego czasu.
Na koniec moich wspomnień mogę jeszcze podać pewne ciekawe dane o osobowości Stalina i innych oburzających faktach.
Własność nieruchoma, przepiękne budynki we wszystkich miastach Rosji, była właścicielom konfiskowana i przekazywana na własność komunistom jako nagroda za ich zasługi wobec władzy! Przytoczę tu jeden fakt, który będzie wystarczający. W Moskwie, na Wozdwiżence był dom bardzo bogatych kupców Morozowów. Był to cudowny pałac. W nagrodę za zasługi otrzymał go Gorki. Na bramie ściągnięto szyld Morozowa i powieszono Gorkiego. Wszystkie gazety, począwszy od “Prawdy” informowały o tym prezencie Stalina.
Drugi przystanek za Moskwą, gdy jechać koleją na Smoleńsk, to stacja Kuncewo. W odległości kilku wiorst od niej, z kaprysu sług antychrystowych, wznoszono ogromnie kosztowne pałace – letnie rezydencje rozrywkowe Stalina, Woroszyłowa, Budionnego itd. Do pałaców tych prowadziła szosa, na którą nikt nie miał prawa wchodzić. Na całej jej długości (25 wiorst) stała policja GPU. Organizowano tam orgie i bale, na których “trudziły się” kobiety sowieckie. W tych czasach powszechnego głodowania obsypywane były brylantami i innymi drogocennymi kamieniami, upijały się szampanem, drogimi winami, jadły najbardziej wyszukane przekąski, kolacje i owoce.
Gdy około godziny 6-7 Stalin wyjeżdżał z Kremla, to na całej trasie jego przejazdu zatrzymywano ruch. Masy policjantów zmuszały wszystkich do skręcania w inne ulice, a Stalin pędził z szybkością błyskawicy po pustym Arbacie i dalej. Z przodu jechał samochód, w którym na wszelki wypadek, w obawie przed zamachem, jechał ktoś ucharakteryzowany na Stalina, zaś w drugim samochodzie – on sam, albo w rudej peruce, albo z białą brodą i z wąsami.
Wszyscy o tym wiedzieli, ale bali się o tym mówić nawet szeptem. I jego dosięgnie sąd, tak, jak króla Antiocha z biblijnej księgi Machabeuszy. Dla nas, którzy przyjechaliśmy na Zachód w ostatnich latach, jest zaskoczeniem, że prawie nikt nie zna tutaj prawdy o śmierci Lenina i o losie jego mumii. Uległ rozkładowi już za życia. Było to coś strasznego, oczywista kara Boża. Gdy mimo to, z ogromnym trudem, zabalsamowali go i położyli w mauzoleum na Placu Czerwonym, to zapadł się razem z trumną i znikł. Mauzoleum zostało zbudowane nad kanalizacją kremlowską i Lenin zapadł się właśnie do niej, do odchodów. Odnaleźli go o wiele sążni dalej. Teraz leży tam figura woskowa, dlatego wszyscy ci, którzy chcą być w mauzoleum, zarówno zwolennicy, jak i ciekawscy, muszą szybko przechodzić koło niego i nie mają prawa się zatrzymywać. Wszyscy inżynierowie, którzy budowali mauzoleum, zostali oddani pod sąd (tajny), oskarżeni o umyślne przestępstwo i rozstrzelani. Jest to fakt historyczny.
Pod koniec 1940 i na początku 1941 zaczęły chodzić uporczywe słuchy o wojnie z Niemcami. Od dnia przekroczenia granicy przez wojska niemieckie wjazd do Moskwy został zabroniony wszystkim, poza partyjnymi i funkcjonariuszami GPU. Usiłowałam prosić o pozwolenie na wyjazd do siostry, ale nie dostałam. Zostałam więc w Możajsku. Nie jest moim celem opisywanie wydarzeń wojennych, powiem tylko prawdę o tym, że gdy zbliżał się front, na rozkaz Stalina, uciekający w szalonej panice komsomolcy podpalali miasta butelkami z naftą. Nie było widać jeszcze żadnych Niemców, a płomień już buszował ze wszystkich stron. Dwa dni przed wkroczeniem Niemców do Borodina został spalony, albo raczej – całkowicie oszpecony (gdyż nie został całkowicie zrujnowany) historyczny Sobór w Możajsku. Gdy Niemcy zajęli Borodino, nakazano uciekać na tyły. Stałam, rozmyślając, na ganku domu. W mieście dokonywano masowych aresztów i wszystkich, których podejrzewali o sympatię wobec Niemców, natychmiast, po odprowadzeniu w kierunku przedmieść, rozstrzeliwali. Armia Czerwona wycofywała się w panice. Pewien nieznany mi człowiek, przebiegając koło mnie, zatrzymał się na chwilę i szybko powiedział: “Obywatelko Urusowa, jeśli macie taką możliwość, to natychmiast się ukryjcie. Jesteście na liście skazanych i zaraz was aresztują”. Stojąca ze mną sąsiadka powiedziała: “Wie pani, kto to jest? To z GPU, znam go osobiście”.
Wzięłam węzełek i szybko, przez sady i ogrody, uciekłam na wieś, leżącą na skraju miasta, gdzie przygarnęła mnie rodzina znajomego chłopa. Dobę spędziliśmy w wykopanej, przykrytej deskami i trawą jamie. Bój trwał krótko. Po upływie 24 godzin, nad ranem, Niemcy zajęli Możajsk.
Ciężki kamień świadomości, że oto Rosja dostaje się pod panowanie obcego państwa, tego rana jednak spadł mi z serca. Z piersi wszystkich, którzy miłowali swoją najdroższą ojczyznę, Rosję, wyrwało się westchnienie ulgi i wyzwolenia z piekielnego życia.
Nikt wtedy nie wierzył w zwycięstwo Stalina. Niemcy pod Moskwą. W ciągu trzech dni ją zajmą i uwolnią zamęczonych, tych, którzy jeszcze żyją, z obozów Północy i Syberii, ze strasznego więzienia na Łubiance. Ludzie spotykali Niemców rzucając się na kolana, podnosząc ręce do nieba, dziękując Bogu. Wszyscy płakali i gratulowali sobie nawzajem. Był to nieopisany poryw radości…
Natalia Władimirowna Urusowa
Fragment książki „Macierzyński płacz Świętej Rusi. Wspomnienia”.
Neosowieciarze w Rosji wciąż honorują katów własnego narodu…
*Pałac Sowietów miał być zwieńczony 100-metrową statuą Lenina. W całości miał mieć 415 metrów wysokości – czyli być najwyższym budynkiem na świecie w tamtych czasach. Do 1941 położono fundamenty. Wojna przerwała budowę, której nigdy już nie wznowiono. Na miejscu cerkwi Chrystusa Zbawiciela, aż do momentu jej odbudowania w latach 90-tych XX wieku, znajdował się otwarty basen-pływalnia, z podgrzewaną wodą, czynny również w zimie.
Źródło: https://swiadectwoprawdy.files.wordpress.com
Komentarz redakcji Nacjonalista.pl: Księżna Natalia Władimirowna Urusowa to prawdziwy świadek upadku Rosji i zastąpienia jej przez judeobolszewickie imperium zła. Jej wspomnienia są niezwykle cenne – ukazują antychrześcijańskie oblicze rewolucji z 1917 roku, jej etnicznych beneficjentów, hipokryzję „obrońców ludu pracującego miast i wsi”, a także współpracę między komunistami a kapitalistami z Ameryki. Przypomina również, jak ludność zachowywała się wobec wkraczających wojsk niemieckich. Niestety zaślepieni pogaństwem i nienawiścią Niemcy nie potrafili tego wykorzystać i przysłużyć się Cywilizacji. Wybrali terror, mordy i dlatego przegrali. Ciekawe, jak zareagowałaby dziś księżna na fakt, że po tylu latach w Moskwie wciąż istnieje Mauzoleum Lenina i stawia się pomniki masowym mordercom Rosjan? Jak zareagowałaby na fakt, że neosowieckie dziedzictwo wciąż zatruwa dusze wielu Rosjan, a elity tego kraju dodatkowo skażone są toksycznymi owocami liberalizmu? Nie znamy odpowiedzi, ale jako katolicy znamy przesłanie Matki Bożej z Fatimy i ono jest kluczem do zrozumienia obecnej sytuacji.
Najnowsze komentarze