Publikacja dokumentu o ironicznym tytule Traditionis custodes spotkała się po prawej stronie Internetu z licznymi komentarzami utrzymanymi w buntowniczym lub żałobnym tonie. Niesłusznie. Z punktu widzenia sedewakantysty wydarzyło się coś dobrego. Aby to dostrzec, należy wziąć pod uwagę kilka faktów.
Decyzja Franciszka/ks. Jerzego Bergoglia, czyli osoby uważanej przez większość świata za papieża, może spowodować, że Msze Święte wszech czasów nie będą „sprawowane” przez ludzi dobrej zapewne woli, którzy nie otrzymali święceń kapłańskich ważnych w Kościele katolickim. Należy przy tym zaznaczyć, że te Msze, dopuszczone czy tolerowane przez zwierzchników Kościoła Novus Ordo (a może raczej: nabożeństwa naśladujące Msze), były „sprawowane” w kształcie zmienionym w 1962 r., czyli kilka lat po śmierci ostatniego w dotychczasowych dziejach papieża – Piusa XII. Należy unikać budzących wątpliwości sakramentów i celebracyj.
Dla środowisk, które na własny użytek nazywam „petrystycznymi” sensu largo, jest to czas próby i wyboru. Ludzie uważający się za katolików nie mogą kwestionować najważniejszej prerogatywy kogoś, kogo uznają za namiestnika naszego Pana Jezusa Chrystusa. Tymczasem w reakcjach na Traditionis custodes łatwo znaleźć wypowiedzi rozmaitych „nadpapieży”, ferujących oceny, jakie działania ich formalnego zwierzchnika można uznać za katolickie, a jakie wykraczają poza ich wizje katolicyzmu. Te oceny nie pojawiły się zresztą w ostatnich dniach, gdyż w mediach uchodzących za prawicowe można znaleźć je od kilku lat. Zwykle brakuje „kropki nad i”: nieuprzedzony i logicznie myślący odbiorca takich komentarzy widzi, że dla ich autorów, nawet najbardziej krytycznych wobec poczynań ks. Bergoglia, nie ma sprzeczności pomiędzy głoszeniem poglądów niekatolickich, łącznie z łamaniem pierwszego przykazania, a byciem papieżem. Zarzucają swojemu „papieżowi”, że walczy z Tradycją, czyli z niezmiennym nauczaniem Kościoła, lecz wciąż widzą w nim reprezentanta Boga – którego jedyną misją jest przecież prowadzenie wiernych ścieżką świętości. Podważając prerogatywy zwierzchnika i uzurpując funkcję weryfikatorów jego nauczania, wikłają się w liczne sprzeczności. Ulegają duchowi protestanckiemu.
W praktyce Franciszek/ks. Jerzy Bergoglio musiałby być głową dwóch Kościołów: katolickiego i Novus Ordo, aby petryści sensu largo mogli z czystym sumieniem uznać te aporie za nieistotne i niegodne namysłu. Jeżeli jednak są w ich gronie jacyś autentyczni tradycjonaliści, powinni zorientować się, że jest to niemożliwe. Brutalnie wypychani za drzwi świątyń Novus Ordo, mają okazję, aby okazać się konsekwentnymi w życiowych wyborach – przyjmując stanowisko sedewakantystyczne. Nadal mniejszościowe, ale jedyne, które nie popada w sprzeczności. Odwagi!
Adrian Nikiel
Źródło: legitymizm.org
Najnowsze komentarze