Pośród ludów Europy od dawna znikły namacalne ślady pogańskich kultów. Przeszły one do muzeów, w dziedzinę badań archeologicznych. Doprawdy, czyż moglibyśmy uwierzyć, żeby gdzieś w 150–200 kilometrów od Berlina ludność składała ofiary całopalne bogowi Torowi, lub żeby we Francji modlono się po nocach do dusz walecznych poległych nad Marną lub pod Verdun? Naturalnie, że nie! Ale to stosuje się do całej Europy, z wyjątkiem Rosji. Ten kraj „niemożliwych możliwości“ do naszych czasów tai w głębi mas narodowych żyjący kult bałwochwalczy, który przetrwał wieki, spokojnie żyjąc obok kościoła prawosławnego i oświaty XX wieku. Wcale nie mam tu na myśli wchodzących w skład Rosji plemion fińskich, lub mongolskich, jak Wociaki, Czuwasze, Mordwini, lub Kałmucy. Ostiacy, wśród których przechowały się pod wpływem pewnych etnograficznych i historycznych przyczyn kulty, zbliżone mniej lub więcej do pogaństwa przedhistorycznego. Mówię to o narodzie rosyjskim, który posiadł już „okno do Europy“ — Petersburg, chrześcijaństwo, wielkich uczonych, natchnionych poetów i… policję, broniącą do niedawna praw dynastii, cywilizacji i kościoła.
Mógłbym przytoczyć cały szereg przykładów pogańskiej psychologii i obyczajów bałwochwalczych, które są znane pośród narodu rosyjskiego, lecz myślę, że najbardziej jaskrawym będzie opis tego, com widział osobiście w gub. pskowskiej, a w kilka lat później w gub. czarnomorskiej. Pskowska gubernia była nawiedzana przez silne ulewy. Olbrzymie obszary łąk i pól zamieniły się w jeziora, które zlały się z licznymi tu bagnami i stawami. Rzeki wyszły z brzegów i zalały drogi. Wsie zostały odcięte od świata zewnętrznego. Zboże i trawa były zniszczone do szczętu. Chłopom grozić zaczęło widmo głodu. Nabożeństwa, odprawiane po siołach, nie pomagały. Deszcz lał dzień po dniu. Śród starców poszła gadka, że „dawni bogowie“ gniewają się na lud, który się od nich odwrócił, i że przyszła chwila konieczna dla ich przebłagania. Po chatach zmawiano się tajemniczo. Chłopi, widocznie, do czegoś się przygotowywali.
Było to na początku sierpnia, czy w końcu lipca. Pewnego wieczora tłumy starszych chłopów i kobiet pociągnęły brzegiem bagnistej rzeki, dążąc w stronę lasu, rosnącego na niewysokich pagórkach. Byłem z nimi, skorzystawszy z zaproszenia mego gospodarza, starego wójta wsi Płochowej. Ulewa nie ustawała. Zdawało się, że potoki ciepłej wody leją się z obłoków, które nisko i leniwie pełzły tuż ponad ziemią. Doszliśmy nareszcie do celu, przemoknięci do nitki. Jakiś bardzo stary chłop, ubrany w białe płócienne spodnie i takąż koszulę, był już na wyznaczonym miejscu. A miejsce to było bardzo niezwykłe. Na małej polanie, otoczonej wysokimi sosnami, stał olbrzymi pień dawno zgniłego drzewa, obok którego leżał omszały, sczerniały głaz. Mój gospodarz objaśnił mię, że to pień „drzewca boga Peruna“, a głaz służył za ołtarz, gdzie niegdyś palono ofiary na cześć tego straszliwego boga Słowian. Była noc czarna i beznadziejna. Słyszałem tylko plusk padającego deszczu, chlupanie nóg, z trudem wyciąganych z rozmiękłej, śliskiej ziemi, oraz ciche szepty kilkunastu ludzi, zebranych koło ołtarza Peruna.
— Zapalcie ognie! — rozkazał starzec, i natychmiast w różnych miejscach zabłysła, dymiąc, zapalona sucha kora brzozowa. Po kilku minutach rozdmuchano dwa duże ogniska, które nie dały się od razu zalać deszczowi. Wtedy starzec wyjął z zawiniątka, leżącego obok głazu, czarnego koguta i, umieściwszy go na ołtarzu, przerżnął mu gardło, a krwią zbroczył kamień, wołając:
— Dawni bogowie: Perun, Wołos, Dażdźbóg! — Pomóżcie ludziom swoim, uciszcie ulewę, rozkażcie wodom powrócić w ich łożyska! Modlimy się do was, was na pomoc przyzywając!
Chłopi i kobiety zaczęły się przysuwać do starca tak samo jak czynili to, być może, wczoraj, podchodząc pod błogosławieństwo popa z krzyżem, a starzec maczał ręce we krwi i znaczył nią głowy tych bałwochwalców XX-go wieku.
Tak było w pskowskiej gubernii; to samo powtórzyło się później w mojej obecności w gub. czarnomorskiej.
Nad Wołgą i Kamą do dnia dzisiejszego w domach miejscowych chłopów, przeważnie Mordwinów i Czuwaszów, widzieć można drewniane i gliniane figurki bogów pogańskich, stojące obok świętych obrazów i krucyfiksów w tak zw. „czerwonym kącie“, t. j. w rogu naprzeciwko drzwi wchodowych. Prawda, że ci chłopi chociaż często zwracają się o pomoc do „dawnych bogów“ i znoszą im skromne ofiary, — lecz gdy ci zawiodą ich oczekiwania, nielitościwie smarują ich oblicza różnymi brudami lub zawzięcie biją figurki batami.
Zmieniły się czasy, zmieniła się psychologia kultu. W ten sposób pogaństwo i jego duch przetrwały długi okres czasu, w którym ludzkość dążyła do doskonałości i cywilizacji. Szczególnie to daje się zauważyć w formie wiary w wiedźmy czyli czarownice, poślubione diabłu.
Ferdynand Ossendowski
Fragment z „Cień ponurego Wschodu”.
26 lipca 2022 o 15:16
Był najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem po Henryku Sienkiewiczu oraz jednym z najpopularniejszych autorów dwudziestolecia międzywojennego – jego książki zostały wówczas wydane w 80 milionach egzemplarzy. Za swój radykalny antykomunizm w okresie PRL został skazany na zapomnienie.
.
Ferdynand Antoni Ossendowski był pisarzem, podróżnikiem, działaczem politycznym i dziennikarzem. Zmarł 3 stycznia 1945 roku, w Grodzisku Mazowieckim. Śmierć najprawdopodobniej zaoszczędziła mu cierpień z rąk NKWD, którzy dopuścili się nawet rozkopania jego grobu, aby potwierdzić, czy pisarz rzeczywiście umarł.
.
Ossendowski był znienawidzony przez komunistów za wydaną w 1930 roku powieść biograficzną o Włodzimierzu Leninie – w której demaskował rewolucję październikową i jej przywódców – oraz za wspomnienia z Rosji z lat 1917-1920, w których opisywał zbrodnie bolszewików.
.
– O jego życiu wiemy tylko to, co sam powiedział – prof. Zbigniew Kopeć w audycji Doroty Gacek z cyklu „Spotkania z Dwójką”. – Korzystamy z jego wspomnień, utworów biograficznych i wywiadów, które udzielał prasie. Większość informacji pochodzi ze źródeł, których sam jest autorem.
.
Dorastał na Kresach w rodzinie szlacheckiej o tatarskich korzeniach. Żył najpierw w Lucynie, na terenie dzisiejszej Łotwy, a następnie w Kamieńcu Podolskim. Jako nastolatek przeprowadził się do Petersburga, w którym ukończył gimnazjum.
.
– W tym czasie razem z wujem wyruszył na wyprawę, podczas której mieszkali w namiocie, polowali i łowili ryby. To był jego pierwszy kontakt z przyrodą, który później zaowocował podczas wędrówek przez Syberię, gdzie Ossendowski radził sobie doskonale – powiedział prof. Zbigniew Kopeć.
.
W Petersburgu ukończył studia chemiczne i podjął pracę naukową. W jej ramach odbywał ekspedycje po Azji, które stały się inspiracją dla jego pierwszych książek podróżniczych.
.
Już wtedy dał o sobie znać jego porywczy temperament. Z powodu udziału w demonstracjach studenckich musiał uciec z Rosji. Trafił do Francji i uczył się na Sorbonie, gdzie poznał samą Marię Skłodowską-Curie.
Powrócił do Rosji i ponownie udał się na ekspedycje naukowe na Syberię. Kolejny raz podpadł carskiej władzy za udział w proteście przeciwko represjom wymierzonym w Królestwo Polskie podczas rozruchów rewolucji 1905 roku. Dostał wyrok kary śmierci, która została zmieniona na półtora roku więzienia. Po wyjściu na wolność tymczasowo się ustatkował i podjął pracę dziennikarza. Współpracował z rosyjskimi gazetami, a następnie zaczął pracę w polskim „Dzienniku Petersburskim”.
.
W Petersburgu zastał go wybuch rewolucji bolszewickiej w listopadzie 1917 roku. Nie miał złudzeń co do nowej władzy i uciekł z miasta w kierunku dobrze znanej mu Syberii.
– Sądził, że tam odbędzie się walka. Pojawiła się Ententa i będzie wspomagać Rosję w zwalczaniu rewolucji. Znalazł się w szeregach tzw. białej armii admirała Aleksandra Kołczaka. Według swoich wspomnień był tam jednym z ministrów, co jest pewnie informacją grubo przesadzoną – mówił prof. Zbigniew Kopeć w audycji Polskiego Radia z 2017 roku.
.
Podczas zawieruchy wojennej Ferdynand Ossendowski wszedł w posiadanie dokumentów, które potwierdzały finansowanie Włodzimierza Lenina oraz pozostałych przywódców rewolucji październikowej przez Niemców. Ściągnęło to na niego nienawiść bolszewików, spotęgowaną jeszcze bardziej po wydaniu w 1930 powieści „Lenin”, która demaskowała rewolucję oraz jej przywódcę.
.
Po klęsce Kołczaka dotarł do Mongolii, gdzie dołączył do grona zwolenników barona Romana von Ungerna-Sternberga, zwanego „krwawym baronem” ze względu na brutalne metody walki z bolszewikami. Jest to najbardziej tajemniczy rozdział życia Ossendowskiego, do końca nie wiadomo, czym zajmował się w Mongolii.
.
Po ucieczce z kraju opanowanego przez bolszewików dotarł do Stanów Zjednoczonych, w których w 1920 roku wydał książkę „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”. Opisał w niej swoją drogę przez Syberię i Mongolię. Powieść szybko stała się światowym bestsellerem i przyniosła autorowi rozgłos, ale również dyskusje na temat wiarygodności. Wiązały się z ambicjami naukowymi autora, który podpisywał się z tytułem „profesor doktor”.
.
– Zarzucano Ossendowskiemu, że jest niekonkretny, a jego doświadczenia są niemożliwe do przeżycia. Mylił się podstawowych sprawach odnośnie odległości, opisu gatunków i w związku z tym jest niewiarygodny jako naukowiec – mówił prof. Zbigniew Kopeć w audycji Doroty Gacek.
.
Ossendowski odpowiedział na krytykę. Dbał o wiarygodność następnych książek – podawał rozmówców, od których zasięgał informacji – oraz zrezygnował z naukowych pretensji.
.
Na początku lat 20. powrócił do Polski. Pomnażał fortunę zakrojoną na szeroką skalę działalnością wydawniczą. Wydał kilkadziesiąt książek podróżniczych i reportaży z rozlicznych podróży, m.in. do Afryki, Azji, ale również i po bezdrożach II Rzeczpospolitej.