Katolickie wydawnictwo „Présences”, kierowane przez Henryka Daniel-Ropsa wzięło sobie za cel pracy zestawienie opinij rozmaitych osób na tematy pewnych, wybitnie atrakcyjnych zagadnień chwili. Mimo szeregu usterek i pomimo, że sam, osobiście, niechętnie odnoszę się do takiego „ankietowego” systemu pracy nie mogę nie przyznać, iż wydawnictwu należy się za jego wysiłki szczere uznanie. Każde zjawisko oświetlone jednocześnie z rozmaitych stron nabiera zupełnie innego wyglądu i sprawia, że często porzucamy tani oportunizm a usiłujemy choć przez chwilę – i naturalnie tylko w myśli – stanąć także po „drugiej stronie barykady” by zrozumieć naszych przeciwników.
Są jednakże i ciemne strony takiej pracy. Jeżeli mianowicie nie traktujemy poszczególnych wypowiedzeń jako dyskusji ale staramy się – co się często zdarza kierownikom wydawnictwa – znaleźć dla nich punkt wspólny, wpadamy w niebezpieczny, trącący kompromisem eklektyzm, eklektyzm na który nie ma miejsca w katolicyzmie. Katolicyzm musi być miłosierny, ale nie może być tolerancyjny, musi wybaczać ale nie może ustępować. „A niechaj mowa wasza będzie: tak, tak, nie, nie a co nadto więcej jest, od złego jest”. (Mat. 5, 37).
O ile ta kompromisowość więcej śmieszyła niż raziła w poprzednich książkach o tyle w ostatnio wydanym tomie, poświęconym kwestii żydowskiej po prostu oburza. Można zawsze wysłuchać zdania przeciwnika ale szewska pasja ogarnia człowieka, gdy z wypowiedzeń ludzi, szwarcujących w sposób aż nadto wyraźny swoiste idee żydofilskie robi się… głos opinii katolickiej. Bo i proszę:
Polskie pogromy
Zaczyna się od wstępu, który ogólnie omawia zamieszczone w książce opinie przeciwników antysemityzmu: Mayera, Dupuis i Maritaina. Dowiadujemy się tu, że dziwny – zaiste – los wszędzie prześladuje Żydów, bo gdzie tylko dłużej posiedzą, tam zaraz wybuchają prześladowania. Autor przedmowy stwierdza, że w chwili obecnej prześladowania istnieją wszędzie nie tylko w Niemczech, nie tylko w „Polsce, która stała się teatrem prawdziwych pogromów”, nie tylko w Rumunii, na Litwie, w Algierze ale nawet we Francji poczyna się budzić „kompleks Dreyfusa”.
Po tym pouczającym wprowadzeniu, następuje artykuł płk. Mayera, który omawia pokrótce dzieje prześladowań. Wynika z artykułu, że Żydzi byli prześladowani wszędzie i zawsze, ale nikt nie wie dlaczego. Ani jednym słowem nie mówi pisarz o roli Żydów w Europie w średniowieczu, o tym, że byli nie tylko lichwiarzami ale i handlarzami niewolników (Gallus, Dytmar), że zdradzali krzyżowców w czasie krucjat i że wspomagali Arabów hiszpańskich przeciwko chrześcijanom. Po Mayerze mamy artykuł anonimowego („ze zrozumiałych względów”) Niemca, który powtarza powszechnie dziś już znane, dzięki wyrwaniu się pewnego pana niedostatecznie, jak się okazało, obeznanego z teologią, wywody o „żydostwie” Chrystusa:
„W krwawej tajemnicy Izraela, akt który się dokonywa dziś w Niemczech ma znaczenie specjalne, przede wszystkim dlatego, że łączy naszą krew. Winniśmy wyznawać Żyda (!) Jezusa, ponieważ Żyd jest prześladowany”.
Casus Maritain
W następnym artykule znany filozof i filosemita (założyciel organizacji „Przyjaciół Izraela”) Jakub Maritain rzuca gromy na wszystkich, którzy ośmieliliby się czuć antysemitami. Maritain – i to jest bardzo charakterystyczne dla niego – lubi się obracać w obłokach, nie spostrzegając rzeczywistości. Nie widząc więc zupełnie różnicy między Izraelitami Starego Testamentu a żydostwem, wychowanym na Talmudzie, chce koniecznie dostrzec w Żydach – których nota bene nie uważa ani za naród ani za rasę, co jak sądzę, jest wstępem do ogłoszenia siebie za Żyda duchowego -zbawców świata, tajemniczy lud wykonywający wciąż jeszcze swoją misję.
Jeżeli dla Maritaina sprawa Żydów jest sprawą „tajemniczą” a problem żydowski problemem „nierozwiązalnym”, stanowisko takie zgadza się całkowicie z jansenistycznym podłożem filozofii autora „Humanisme integral”. Niewątpliwie losy narodu żydowskiego w świetle słów świętego Pawła są zagadką. Lecz jeżeli Apostoł przepowiedział powrót Żydów do Prawdy, o tyle nie ma w jego słowach nic co by pozwalało przypuszczać, iż Żydzi zostaną zwróceni Łasce jako „naród wybrany”. Odrzucenie powierzonej misji pozwoliło w równej mierze uczestniczyć wszystkim narodom w dziele Bożym i chcieć temu zaprzeczyć trzeba w pierwszym rzędzie zaprzeczyć samej Ofierze Chrystusowej i temu iż „wypełnienie” starego Testamentu było jednocześnie jego zamknięciem.
Żydzi wykonują nadal swoją rolę, ale to nie jest już „misja”. Niegdyś słudzy jedynego Jahwy stoją dziś w opozycji do każdej idei teocentrycznej. A że ich wkład burzycielski obraca się prawie zawsze przeciwko nim samym – (Żydzi walczyli z chrześcijańskim państwem średniowiecznym, by poprzez doświadczenia liberalizmu i socjalizmu pchnąć myśl ludzką w stronę restytucji chrześcijańskich form państwowości, Einstein przeciwstawiając się poglądom astro-fizycznym Laplace’a, słabo mieszczących się w ramach myśli katolickiej, otworzył drogę głęboko chrześcijańskim hipotezom Lemaitre’a, a także indetermistycznym odkryciom Plancka i Bohra, Freud zmącił myśl ludzką ideą panseksualizmu, który w rezultacie skierował ogólną uwagę na psychologiczną rolę spowiedzi i uplastycznił, aż nadto wyraźnie istotę grzechu pierworodnego) – to już jest dziełem przemądrej woli Bożej, która, nie uznając i nie dopuszczając dualizmu we wszechświecie, nawet dziełami szatana (Hiob) posługuje się zgodnie ze swym życzeniem.
Lecz Maritain nie tylko głosi za Bloyem hasło: „zbawienie przez Żydów”, lecz także upomina kraje, w których antysemityzm „wprawdzie nie jest tak dziki jak u rasistów niemieckich, ale gdzie karmiony przesądami i namiętnościami żąda osobnych praw dla Żydów lub ustaw, które by ich zmuszały do emigracji”. Nie ma wątpliwości – porównując te słowa z uwagą we wstępie – iż chodzi tu przede wszystkim o Polskę, tym bardziej, że Maritain cytuje tu stawiane Żydom zarzuty z oskarżeniem o szerzenie demoralizacji na pierwszym miejscu. Lecz te zarzuty są – zdaniem Maritaina -„pozbawione wartości”. Człowiek, który sam był zresztą w Polsce, posuwa się do twierdzenia, że tylokrotne wypowiedzi dostojników kościelnych – choćby słynna odpowiedź dana rabinom przez ks. kard. Kakowskiego – są pozbawione wartości!
Tragiczne Niemcy?
Do czegóż więc wzywa Maritain? Do asymilacji? Nie – do tworzenia „wspólności narodowych”, kierujących się zasadą pluralizmu. Wszystko to jest przedziwnie mętne, ubrane, jak wszystko u Maritaina, w szatę słów na wyrost, zaciemniającą istotną treść. O ile jednak można zrozumieć autora „L’art et scholastique”, żąda on dla Żydów umożliwienia im rozwoju w duchu narodowym:
Szkoda, że nasz anty-antysemita nie przeczytał nader ciekawego a sąsiadującego z jego artykułem artykułu R. Dupuis „Hitler i Żydzi”. Otóż Dupuis omawiając z dużą dozą obiektywności stosunek hitleryzmu do Żydów stwierdza w zakończeniu:
„Jeżeli nawet urzędy państwowe (w Niemczech) są zamknięte dla Żydów, to jednak mają oni zawsze dostęp do handlowych biur prywatnych. Wiele placówek nader ważnych jest po dziś dzień w rękach Żydów i nikt temu nie przeszkadza, nikt nie stara się tam Żydów traktować w inny sposób niż aryjczyków.
Żydów wprawdzie usunięto z narodowych organizacyj kulturalnych, ale zaraz stworzono Reichsverband der jüdischen Kulturbünd dla zorganizowania żydowskiego życia kulturalnego. Nie wolno naturalnie Żydom zajmować się teatrem, prasą czy literaturą aryjską, ale wolno publicystom i artystom żydowskim tworzyć żydowski teatr, prasę czy literaturę… pod jednym tylko warunkiem, że nie będą szkodzić wyższym celom cywilizacji niemieckiej.
I tak samo jeżeli surowy numerus clausus uniemożliwia w praktyce Żydom studiowanie na uniwersytetach i liceach niemieckich, to jednak pomaga się im w tworzeniu liceów (a jutro być może uniwersytetów) żydowskich, w których usunięci z katedr uczelni aryjskich profesorowie będą mogli odnaleźć utracone stanowiska”.
Ława obrońców i oskarżycieli
P. Gastineaud stara się wytłumaczyć niechęć, jaką w świecie budzą Żydzi ich wewnętrznym dualizmem. Żyd jest nastawiony jednocześnie na marzenie i na skrajnie materialistyczną doczesność. Zależnie od tego, który impuls przeważa, mamy albo fanatyków i utopistów albo przebiegłych kalkulatorów. Żydzi mają wreszcie talent popełniania wszelakich „gaff”; cytuje tu np. autor „studium” Bluma o małżeństwie wydane po raz drugi akurat wówczas, gdy Blum był premierem. Żydzi od czasu średniowiecza są motorem rewolucji światowej, gdyż:
„państwo średniowieczne opierało się na zasadzie teocentrycznej; odkąd Żyd zdołał się do niego wcisnąć, stał się automatycznie czynnikiem rozbicia. Postawa Żydów jest antynomiczna w stosunku nawet do samego istnienia państwa chrześcijańskiego”.
Żyd Mandel broni rodaków dowodząc, że są oni całkiem nieszkodliwi dla otoczenia z wyjątkiem dwóch typów: handlarza – nieuczciwego i pozbawionego zupełnie skrupułów, oraz „intelektualisty”, doktrynera, niestałego w swych wierzeniach, jednego z tych, którzy tworzą sztukę i literaturę niszczycielską, „nie dlatego aby chcieli coś naprawdę obalić ale dlatego, że chcą robić wokół siebie hałas i uważają nieobecność perwersji za poważny brak. Czasami są w modzie”. I wtedy taki Żyd zaczyna gadać od rzeczy: „jeżeli jest poetą, nie zna się na prozodii, jeżeli jest malarzem nie ma pojęcia o rysunku”. Uwagi Mandla są nad wyraz słuszne, tylko…, że w tych dwóch typach wyczerpuje się całe niemal bez reszty żydostwo.
Oprócz Gastineaud i Mandla pisze jeszcze w tym dziale R. Postal o Żydach w Alzacji i D. de Rougemont o powołaniu i przeznaczeniu Izraela. Ten ostatni, jako protestant – w większym może jeszcze stopniu niż Maritain miesza żydostwo współczesne z Izraelem starożytnym.
Palestyna i Madagaskar
Interesujący jest rozdział następny, w którym wypowiadają się rozmaici autorzy na temat zaczątków państwa żydowskiego w Palestynie. R. Montagne przedstawia ciekawy obraz stosunków tam panujących i choć nie ma dość słów uznania dla kolonistów żydowskich, którzy nie tylko, że z niesłychaną energią potrafią się przystosować do warunków pracy na roli, ale także umieją zastosować w swym dziele – wszystkie zdobycze współczesnej cywilizacji, jednak stwierdza równocześnie, że rozbudzony nacjonalizm arabski nie da się stłumić, ale będzie zawsze groźny – i coraz groźniejszy dla niemniej silnego uczuciowo lecz słabszego moralnie i fizycznie nacjonalizmu żydowskiego. Entuzjastami Palestyny są Żydzi A. Spire i S. Lando. Obaj jednak podkreślają trudności, z jaką spotyka się kolonizacja żydowska. Spire woła o pomoc dla zbiegów, którzy „uciekając przed prześladowaniami polskimi, rumuńskimi i niemieckimi powracają po raz trzeci do swej ziemi rodzinnej dwa razy utraconej, ale nigdy nie zapomnianej”.
Problem palestyński jest bez wątpienia trudny. Prawdą jest co mówią zgodnie wszyscy pisarze, że Palestyna nie pomieści więcej niż półtora, no, dwa miliony mieszkańców. Z drugiej strony Żydzi na każdą propozycję wyjazdu odpowiadają jednogłośnie: „pojedziemy, ale do Palestyny”. W ich uporze tkwi, obok niewątpliwie godnego uznania – i będącego najszlachetniejszym uczuciem współczesnego żydostwa – przywiązania do ziemi pradziadów, pragnienie, aby stworzeniem atmosfery beznadziejności i nierozwiązalności odsunąć sprawę likwidacji diaspory ad calendas graecas. Że Żydzi tak rozumują, trudno się temu dziwić. Dziwić się możemy tylko katolikom, którzy nad beznadziejnością problemu łamią ręce.
Tak właśnie czyni S. Campbell, katolik angielski, odrzucając zgodnie z życzeniem Żydów projekty Madagaskaru, Ugandy, Kanady, Brazylii. Diasporę uważa za stan szkodliwy, gdyż kieruje Żydów ku zawodom, które ich wykolejają moralnie, ale stwierdza jednocześnie, że nie lepiej jest w Palestynie, gdzie: „syjonizm ewoluuje między kapitalizmem a rodzajem komunizmu”, odrywając Żydów od mozaizmu i w ogóle od religii.
Campbell roni łzy nad Żydami wyczytując w Times’ie o straszliwych okrucieństwach, których są ofiarami. „Ostatnio – powiada – gdy doniósł nam Times o pogromie w Polsce, pomyśleliśmy zaraz o tym tragicznym paradoksie: naród katolicki przez wieki torturowany, który się połączył by odzyskać wolność, używa tej wolności, by męczyć i zabijać…” Zdanie to opatruje wydawnictwo uwagą, że chodzi tu autorowi prawdopodobnie o pogromy „Mińsk, Przitik, Brest-Litovsk”. Bardzo pięknie dobrano przykłady: w wszystkich tych miejscowościach, owszem, byli zabici – ale Polacy przez Żydów. W Mińsku wachmistrz Bujak przez Żyda Chaskielewicza, w Przytyku Wieśniak przez tłum żydowski, w Brześciu posterunkowy Kędziora przez Ajzyka Szczerbowskiego.
Śladem Bloya
Ostatni rozdział książki nosi tytuł: „Dramat duchowy Izraela”. Otwiera go wstęp, w którym czytamy, że tragedią problemu żydowskiego jest jego zeświecczanie:
„Próżno byśmy starali się szukać rozwiązania ziemskiego dla tego problemu, będącego w swej istocie problemem teologicznym i metapsychicznym. Ruchy, które Izrael wywołuje wśród narodów, nie mogą zniknąć; im także nie wolno zniknąć, bo to zniknięcie pociągnęłoby za sobą zagładę wartości zasadniczych, których nosicielem jest naród żydowski”.
Po tym, aż nadto wymownym wstępie – nie wymagającym chyba komentarzy – następuje artykuł Jerzego Cattaui. Artykuł rozwija szeroko myśl, którą rzucono we wstępie. Według autora to Żydom przypada zasługa tworzenia kultury i cywilizacji europejskiej. Weszli do Europy:
„gdzie czekały ich dwa tysiące lat doświadczeń i cierpień ale gdzie dobrze im było żyć i cierpieć wspólnie z narodami, jeszcze wówczas barbarzyńskimi, które użyźniali swoją działalnością i które poczęły się do nich upodabniać”.
Gdzież ten wpływ żydowski i to upodabnianie? Autor nie waha się śpieszyć z dowodami. Wszak Żydzi Raski, Levi ben Gerson i Majmonides byli natchnieniem (dosłownie „inspiré”) dla Alberta Wielkiego i św. Tomasza z Akwinu, zaś opisy piekła i nieba przez Abul-Elael-Maari służyły za wzór dla Dantego. Znacznie łatwiej uwierzymy w notatkę, że Żyd Jochanan Aleman stał przy boku Aleksandra VI…
Właściwie – zdaniem autora – chrześcijaństwo nie wniosło do religii Starego Testamentu żadnych nowych pojęć. Kabała „wiedziała” już, że Bóg jest Absolutem, Słowem i Życiem („Czyż takie pojęcie mógł stworzyć człowiek?” zapytuje w tym miejscu Cattaui sugerując, że i… Talmud jest dziełem Objawienia). Życie jest oczekiwaniem na Boga a jego owocem winna być miłość („Nawet najlepszego z pogan zabij! – zasada talmudyczna Szymona ben Jochaj). Bóg znany jest w swej trójosobowej postaci. Trzeba się doń modlić sercem. I t. d., i t. d. Słowem Żydzi wiedzieli wszystko. A dlaczego odeszli? Czy pamiętacie hipotezę pewnego filozofa, który twierdził, że Judasz, wydając Chrystusa Żydom „poświęcił się”, gdyż ktoś musiał tej zbrodni dokonać, aby Łaska mogła się rozlać na wszystkich ludzi? Autor – podobnież – chce widzieć w Żydach dobrowolną ofiarę:
„A jeżeli od Izraela jego Boski Oblubieniec zażądał także śmierci i pełnej ofiary?”
Wyznanie osobiste
Po krótkim i ciekawym artykule ks. Bonsirven T. J. zwracającym uwagę na szczerość wielu nawróceń z mozaizmu, mamy artykuł R. Schwoba. Krótki ten artykuł zasługuje na specjalną uwagę. Autor jest Żydem, katolikiem i patriotą francuskim. Stop dość osobliwy. A jednak w tym bolesnym wyznaniu człowieka, który będąc Żydem, nie chce nim być i nie będąc Francuzem chce nim zostać, zarysowuje się prawdziwa tragedia narodu, który tak długo walczył z poczuciem narodowym u innych, tak długo potępiał przywiązanie do religii, tradycji, ziemi, języka, sam jednocześnie – w ciszy swych domów – pielęgnując starannie wszystkie te, zwalczane u innych uczucia, że w końcu najuczciwsi z jego przedstawicieli, zniechęceni fałszem i obłudą wyrzekają się narodu o obliczu Janusa. Schwob przeżył ten rozłam boleśnie. Początkowo czuł się:
„jednocześnie Żydem i Francuzem – a w ten sposób nie należałem do żadnego narodu… Jest to objaw, jak sądzę, bardzo częsty u ludzi należących do mojej rasy. – Ale… atmosfera sekty, która mnie otaczała, była po prostu nie do zniesienia”.
Stał się Francuzem i musiał się stać antysemitą. Potem stał się katolikiem i zrozumiał, że tylko katolicyzm może uratować Żydów:
„Bo gdy stają się chrześcijanami, tracą nie swoją żywotność, ale swoją truciznę”.
Nie rozumie tylko jednego, że Żyd, aby jego nawrócenie stało się prawdziwe, musi skończyć z egzystencją koczowniczego „wschodniego plemienia” a odnaleźć swój byt narodowy. W przeciwnym razie jego religia będzie w sprzeczności z jego życiem.
Książkę otwierają trzy listy Claudela. W jednym z nich, zwróconym do Międzynarodowego Kongresu Żydów znakomity poeta potępia prześladowanie niemieckie, w drugim jednak, przesłanym na ręce Daniel-Ropsa, zaznacza:
„Jest faktem niezaprzeczonym, że Żydzi stoją w pierwszym szeregu partyj wywrotowych socjalnych i religijnych. Być może, służąc zadaniom destrukcyjnym, są posłuszni jakiemuś opatrznościowemu powołaniu. Lecz trudno się dziwić, że ich zachowanie wywołuje reakcję”.
Tak się przedstawia świeżo wydana książka, Nie przynosi ona zaszczytu wydawnictwu, które służąc idei katolicyzmu pozwoliło, aby pod jego opiekuńczym skrzydłem wypowiadali się ludzie, szkodzący z całą świadomością sprawie katolickiej. Należy się także spodziewać, że dobór materiału wywoła protesty tych osób, których wypowiedzi jak ks. Bonsirven, czy Claudela, zostały wtłoczone między skandaliczne wprost artykuły wojującego żydostwa.
Nas zainteresować powinna propaganda, którą Żydzi stosują – kierując ją przeciwko Polsce – w książce przeznaczonej dla czytelnika katolickiego. Znamy ich i wiemy, że są do tego zdolni. Ale obowiązkiem naszym jest zaprotestować, gdy poważne wydawnictwo katolickie drukuje tego rodzaju kłamstwa i pozwala, by się nimi karmiła katolicka opinia francuska.
Jan Dobraczyński
„Prosto z Mostu”, nr 1, 1938.
Najnowsze komentarze