W kołach monarchistów energicznie podtrzymywana jest pogłoska o wyratowaniu cara i jego następcy z niewoli bolszewickiej. Jest to spekulacja polityczna.
Co do pogłoski o istnieniu cara Mikołaja II, to muszę zaznaczyć, że to jest apokryf, lub polityczna legenda. Materiał śledczy zebrany za rządów Kołczaka przez sir George Eliotta oraz specjalną Komisję Śledczą, moje nareszcie rozmowy w Omsku z aresztowanymi żołnierzami, obecnymi przy egzekucji carskiej rodziny, i nareszcie spotkanie się w Tientsinie z bratem bezpośredniego mordercy — Jurkowskiego nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do stracenia całej rodziny Cara.
Pozwolę sobie uczynić to małe odstąpienie od mojej opowieści i przytoczyć rozmowę z Jurowskim, która zupełnie była w zgodzie z tem, co wyznali aresztowani przy Kołczaku w Jekaterynburgu żołnierze z warty więzienia carskiego.
Z Moskwy przyszedł rozkaz likwidowania Romanowów, — opowiadał mi Jurowskij, — lecz musiano to uczynić w ten sposób, żeby cała odpowiedzialność padła na miejscowy sowiet Jekaterynburga, który powinien był zachować pozory samodzielnego działania i wyroku nad carską rodziną. Organizacja sprawy była polecona memu bratu, który udał się do batalionu ochotniczego III Międzynarodówki i oznajmił mu, że miejscowa „Czeka“ wydała wyrok śmierci na cara i jego rodzinę, i że dziś ochotnicy mogą się pomścić na carze za uciemiężenie narodu. Lecz ochotnicy milczeli, i nie znalazło się śród nich nikogo, który by chciał zamordować Romanowów. Słowem powtórzyło się to, co już raz miało miejsce, gdy moskiewski sowiet chciał zamordować cara w Tobolsku. Wtedy mój brat, wziąwszy ze sobą kilku Łotyszów i Madziarów w nocy udał się do domu Ipatjewych, zmienionego w więzienie dla carskiej rodziny, i oznajmił carowi, że on wraz z żoną i dziećmi będzie przeniesiony do przygotowanego dla nich lokalu w piwnicy domu i to natychmiast. Car obojętnie przyjął tę wiadomość, rodzina zaś bardzo się przeraziła; zaczęły się szlochania, krzyki i prośby. Wtedy mój brat uspokoił wszystkich, twierdząc, że załoga Jekaterynburga po części się zbuntowała i żąda śmierci Romanowów. Sowiet zaś postanowił bronić cara, a dla technicznego ułatwienia obrony jest zmuszony przeprowadzić rodzinę do piwnicy. Carowa i córki szybko się uspokoiły i dziękowały memu bratu, ściskając mu dłoń. Gdy Romanowych przeprowadzono do piwnicy, brat oznajmił im, że są oni skazani na śmierć i podał sygnał do strzału. Żaden z żołnierzy jednak nie strzelił. Wtedy mój brat wystrzałem z Kolta zabił Cara. Rozległa się bezładna strzelanina, po której przy życiu pozostała tylko carowa. Śmiertelnie raniona podniosła się z ziemi, schwyciła poduszkę z łóżka stróża i, kryjąc się za nią, przeraźliwie zaczęła krzyczeć. Wtedy jedyny Rosjanin-żołnierz, będący śród Łotyszów i Węgrów, pchnął ją bagnetem w pierś przez poduszkę i dobił. Nad rankiem ciała porąbano, wywieziono do lasu, polano naftą i spalono.
To mi opowiadał brat Jurowskiego, członka Kolegium Jekaterynburskiej „Czeki“ i mordercy carskiej rodziny.
Więc widzimy zatem, że pomimo zupełnie ustalonych danych o śmierci Romanowów, w partii monarchicznej istnieje mistyczne przekonanie, że ostatni car jest uratowany i myśli o losach całego kraju, mając na myśli opamiętanie się swego „ukochanego narodu“, całą siłą pary dążącego do zagłady cywilizacji, moralności kościoła i samej Rosji, która już od roku przeszło stała się tylko pojęciem geograficznym, nie należącym do nikogo terytorium, zaludnionym przez anarchicznie nastrojone tłumy, topiące resztki swojej inteligencji, swojej kultury, swojego prawa do miana człowieka. Nie dziw więc, że podczas, gdy socjaliści-emigranci, zwalczając się wzajemnie, marzą jeszcze o socjalistycznym raju… aby tylko bez Lenina, Trockiego i „Czeki“, — inteligencja rosyjska, coraz bardziej łącząca się z monarchistami, zaczytuje się Apokalipsą, szukając w niej przyszłych dróg dla Rosji. Jest to straszny objaw bezwoli, słabości absolutnej i obłędu niebezpiecznego.
Ten ruch apokaliptyczny zjawił się pod wpływem Rasputina, nie dlatego jednak aby ten tajemniczy awanturnik propagował go. Odwrotnie! Kilku wybitnych dostojników kościoła prawosławnego zaczęło uważać Rasputina za Antychrysta. Gdy wybuchła pierwsza rewolucja i cały ruch anty-dynastyczny i anty-państwowy wskazywał na zbliżającą się katastrofę w Rosji, studiowanie „objawień apostoła Jana“ stało się nieomal jakąś manią, która przeszła później w sferach wyższych w modę, w dowód arystokratyzmu ducha. Na czele tej antypaństwowej ideologii stanęło czworo ludzi: syn wielkiego księcia Konstantego — Joann, arcybiskup Omski Sylwester, biskup Nowogrodzki Jewdokim i biskup Tobolski Pimen.
Bardzo interesującą postacią był wielki książę Joann. Chrześcijański mistyk, zagłębiony w studiach ksiąg kanonicznych starego, wschodniego obrządku człowiek, odczuwający pociąg do ascetyzmu i ostro krytykujący zdeprawowane życie Carskiego Sioła, takim był książę Joann. Lubiany w sferach uprawiających mistykę chrześcijańską, otoczony czcią ze strony duchowieństwa, marzący o mnisim habicie, był on przedmiotem wydrwiwań w sferach dworskich, gdzie szczególnie odznaczał się dowcipami pod jego adresem minister spraw wewnętrznych Mikołaj Makłakow, znany twórca anegdotek, dowcipów, i krotochwil, które zdecydowały jego karierę, i powołały go w bardzo odpowiedzialnej dobie na posterunek ministra, regulującego wzburzone życie kraju. Książę Joann był zapisany na „czarnej liście“ dworskiej, tak skrzętnie prowadzonej przez wszechwładnego komendanta Carskiego Sioła i alter-ego hrabiego Frederyksa, — generała Wojejkowa, nigdy się nie zjawiał na carskich przyjęciach i chętnie był widziany w salonach liberalnie lub mistycznie myślącej inteligencji. Ciekawą jest rzeczą, że gdy się zjawiły pierwsze dążenia kościoła prawosławnego do utworzenia patriarchatu dla obrony i utrwalenia wschodniego greckiego kultu i dla walki z katolicyzmem, pierwszym kandydatem na tron patriarchy był młody ks. Joann. Rewolucja jednak unicestwiła te plany, gdyż książę Joann został zamordowany przez bolszewików w Ałapajewsku.
Nie mniej interesującą, lecz daleko wybitniejszą postacią jest biskup Jewdokim. Pochodzenia chłopskiego, człowiek o wysokim wykształceniu straszliwej siły woli, asceta, przypominający kapłanów pierwszych wieków chrześcijaństwa, o ideologii sekciarskiej, Jewdokim pozyskał ogromny wpływ na swoją diecezję, a sława jego sięgała daleko. Będąc jednym z przywódców walki z Antychrystem, zawdzięczając swoim wpływom został na swoim posterunku przy bolszewikach, którzy obawiali się go więcej niż patrjarchy moskiewskiego i wszechrosji Tichona. W 1921 r. Jewdokim nagle rozpoczął agitację na korzyść oddania bogactw i kapitałów cerkiewnych i klasztornych na rzecz pomocy głodnej ludności Rosji. Agitacja ta miała zupełne powodzenie. Sowiecki rząd zaraz wszedł w bliski stosunek z autorem tak wygodnego dla bankrutującego komunizmu projektu. Jewdokim zaczął pracować z Sowietami. Lecz nie zmiana poglądów biskupa i nie cele humanitarne prowadziły go do pomocy Sowietom, upadającym pod ciężarem ekonomicznych powikłań. Jewdokim też się uciekł do wypróbowanego w Rosji sposobu walki — prowokacji. Biskup zrozumiał, że bolszewicy obawiają się w Rosji tylko jednej pozostałej siły — wpływu kościoła i jak najmniej, po pierwszym wybuchu październikowej rewolucji, dotykali tego niebezpiecznego dla siebie punktu. Trzeba było sprowokować prześladowanie kościoła.
Bolszewicy opierając się na pomocy biskupa Jewdokima, rekwirowali bogactwa i majątki kościoła, lecz po trochu stawali się bardziej zuchwałymi i zaczynali dopuszczać się grabieży. Popi i parafianie stawiali opór, wynikały starcia, surowe wyroki i poważne krwawe walki, które znajdywały posłuch w innych miejscowościach, i w ten sposób myśl walki o kościół ze „sługami Antychrysta“ szerzyła się. — Jednak Sowiety zwyciężyły. Najpierw biskup Jewdokim, a za nim sam patriarcha Tichon ulegli Sowietom i stali się ich wiernymi pomocnikami, ku wielkiemu zgorszeniu ludu, kościoła i emigracji rosyjskiej. — Idea walki o kościół zgasła, jak wszystkie szczytne hasła Rosji.
Ferdynand Ossendowski
Fragment z „Cień ponurego Wschodu”.
25 kwietnia 2022 o 10:23
Był najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem po Henryku Sienkiewiczu oraz jednym z najpopularniejszych autorów dwudziestolecia międzywojennego – jego książki zostały wówczas wydane w 80 milionach egzemplarzy. Za swój radykalny antykomunizm w okresie PRL został skazany na zapomnienie.
.
Ferdynand Antoni Ossendowski był pisarzem, podróżnikiem, działaczem politycznym i dziennikarzem. Zmarł 3 stycznia 1945 roku, w Grodzisku Mazowieckim. Śmierć najprawdopodobniej zaoszczędziła mu cierpień z rąk NKWD, którzy dopuścili się nawet rozkopania jego grobu, aby potwierdzić, czy pisarz rzeczywiście umarł.
.
Ossendowski był znienawidzony przez komunistów za wydaną w 1930 roku powieść biograficzną o Włodzimierzu Leninie – w której demaskował rewolucję październikową i jej przywódców – oraz za wspomnienia z Rosji z lat 1917-1920, w których opisywał zbrodnie bolszewików.
.
– O jego życiu wiemy tylko to, co sam powiedział – prof. Zbigniew Kopeć w audycji Doroty Gacek z cyklu „Spotkania z Dwójką”. – Korzystamy z jego wspomnień, utworów biograficznych i wywiadów, które udzielał prasie. Większość informacji pochodzi ze źródeł, których sam jest autorem.
.
Dorastał na Kresach w rodzinie szlacheckiej o tatarskich korzeniach. Żył najpierw w Lucynie, na terenie dzisiejszej Łotwy, a następnie w Kamieńcu Podolskim. Jako nastolatek przeprowadził się do Petersburga, w którym ukończył gimnazjum.
.
– W tym czasie razem z wujem wyruszył na wyprawę, podczas której mieszkali w namiocie, polowali i łowili ryby. To był jego pierwszy kontakt z przyrodą, który później zaowocował podczas wędrówek przez Syberię, gdzie Ossendowski radził sobie doskonale – powiedział prof. Zbigniew Kopeć.
.
W Petersburgu ukończył studia chemiczne i podjął pracę naukową. W jej ramach odbywał ekspedycje po Azji, które stały się inspiracją dla jego pierwszych książek podróżniczych.
.
Już wtedy dał o sobie znać jego porywczy temperament. Z powodu udziału w demonstracjach studenckich musiał uciec z Rosji. Trafił do Francji i uczył się na Sorbonie, gdzie poznał samą Marię Skłodowską-Curie.
Powrócił do Rosji i ponownie udał się na ekspedycje naukowe na Syberię. Kolejny raz podpadł carskiej władzy za udział w proteście przeciwko represjom wymierzonym w Królestwo Polskie podczas rozruchów rewolucji 1905 roku. Dostał wyrok kary śmierci, która została zmieniona na półtora roku więzienia. Po wyjściu na wolność tymczasowo się ustatkował i podjął pracę dziennikarza. Współpracował z rosyjskimi gazetami, a następnie zaczął pracę w polskim „Dzienniku Petersburskim”.
.
W Petersburgu zastał go wybuch rewolucji bolszewickiej w listopadzie 1917 roku. Nie miał złudzeń co do nowej władzy i uciekł z miasta w kierunku dobrze znanej mu Syberii.
– Sądził, że tam odbędzie się walka. Pojawiła się Ententa i będzie wspomagać Rosję w zwalczaniu rewolucji. Znalazł się w szeregach tzw. białej armii admirała Aleksandra Kołczaka. Według swoich wspomnień był tam jednym z ministrów, co jest pewnie informacją grubo przesadzoną – mówił prof. Zbigniew Kopeć w audycji Polskiego Radia z 2017 roku.
.
Podczas zawieruchy wojennej Ferdynand Ossendowski wszedł w posiadanie dokumentów, które potwierdzały finansowanie Włodzimierza Lenina oraz pozostałych przywódców rewolucji październikowej przez Niemców. Ściągnęło to na niego nienawiść bolszewików, spotęgowaną jeszcze bardziej po wydaniu w 1930 powieści „Lenin”, która demaskowała rewolucję oraz jej przywódcę.
.
Po klęsce Kołczaka dotarł do Mongolii, gdzie dołączył do grona zwolenników barona Romana von Ungerna-Sternberga, zwanego „krwawym baronem” ze względu na brutalne metody walki z bolszewikami. Jest to najbardziej tajemniczy rozdział życia Ossendowskiego, do końca nie wiadomo, czym zajmował się w Mongolii.
.
Po ucieczce z kraju opanowanego przez bolszewików dotarł do Stanów Zjednoczonych, w których w 1920 roku wydał książkę „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”. Opisał w niej swoją drogę przez Syberię i Mongolię. Powieść szybko stała się światowym bestsellerem i przyniosła autorowi rozgłos, ale również dyskusje na temat wiarygodności. Wiązały się z ambicjami naukowymi autora, który podpisywał się z tytułem „profesor doktor”.
.
– Zarzucano Ossendowskiemu, że jest niekonkretny, a jego doświadczenia są niemożliwe do przeżycia. Mylił się podstawowych sprawach odnośnie odległości, opisu gatunków i w związku z tym jest niewiarygodny jako naukowiec – mówił prof. Zbigniew Kopeć w audycji Doroty Gacek.
.
Ossendowski odpowiedział na krytykę. Dbał o wiarygodność następnych książek – podawał rozmówców, od których zasięgał informacji – oraz zrezygnował z naukowych pretensji.
.
Na początku lat 20. powrócił do Polski. Pomnażał fortunę zakrojoną na szeroką skalę działalnością wydawniczą. Wydał kilkadziesiąt książek podróżniczych i reportaży z rozlicznych podróży, m.in. do Afryki, Azji, ale również i po bezdrożach II Rzeczpospolitej.