Nie idzie już słuchać tych poddanych tresurze Poliniaków, którzy niczym pies oczekujący na kość powtarzają „w Ukrainie”, rzekomo z uwagi na szacunek dla Ukraińców. Warto jednak przede wszystkim szanować język ojczysty. Znany filolog Gościwit Malinowski, dr hab. nauk humanistycznych w dziedzinie literaturoznawstwa, profesor nadzwyczajny w Instytucie Studiów Klasycznych, Śródziemnomorskich i Orientalnych Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Wrocławskiego słusznie napisał:
Każdy kto mówi „w Ukrainie” nie tylko mówi jak kacap, używa rusycyzmu, ale do tego usuwa Ukrainę z serc i pamięci Polaków. Pojawiający się niekiedy argument, że mówiąc „w Ukrainie” podkreślamy, że chodzi o państwo, a nie o region (i do tego jeszcze region, do którego Polska zgłasza jakieś pretensje terytorialne) jest absurdalne, ponieważ w ten sam sposób określamy także państwo, które nigdy nie było regionem Polski, ani nawet Rzeczypospolitej – „na Węgrzech”.
Dlatego w przypadku Ukrainy i Węgier, jeśli chcemy podkreślić, że chodzi nam nie o kraj, a o dzisiejsze państwo, brakuje nam tego dookreślenia „republika”, „królestwo”, „księstwo”, „cesarstwo”, jakie mamy w innych nazwach. Dlatego musimy sobie sami je dopowiedzieć i pisać małą literą, bo to nie jest część nazwy państwa, a więc:
- na Ukrainie ale w państwie Ukraina
- na Węgrzech ale w państwie Węgry
A poza tym:
Putin mówi „w Ukrainie” („в Украине”). Nie mów jak Putin!
Znany językoznawca prof. Jan Miodek najpierw wypowiedział się na ten temat w sposób następujący:
Zdecydowanie „na”! Proszę pana, proszę się nie martwić tym, bo ja teraz słyszę: „Litwa jest teraz samodzielnym państwem, Białoruś samodzielnym państwem, Ukraina samodzielnym państwem, powinniśmy przestać z tym „na” i mówimy „w”. Nie, proszę pana. Odwieczna tradycja jest taka, że mówimy do Urugwaju, do Paragwaju, do Argentyny. Do Niemiec, do Portugalii, do Francji, do Hiszpanii. Ale od wieków jeździmy na Węgry, na Litwę, na Łotwę, na Białoruś i na Ukrainę i to jest tylko znakiem, proszę pana, właśnie tych odwiecznych relacji między nami.
Później jednak, zapewne pod presją „postępowców” i politycznej poprawności stwierdził w rozmowie z portalem TuWroclaw.pl, że obie formy są poprawne.
Najlepiej zaś cały „spór” podsumował Leszek Żebrowski:
Ludzie specjalnej troski – niezwykle podatni na tandetną propagandę miotają się od ściany do ściany, chcąc specyficznie zabłysnąć. No cóż, wolno im. Ale to nie znaczy, że owczym pędem musimy wszyscy temu ulegać. Nastała moda (?) na szczególną niby poprawność (czyli niepoprawność), czego przejawem jest m.in. kacapienie własnego języka. Zwrot: „w Ukrainie”, choć zdarzał się w przeszłości, jest dziś uznawany za rusycyzm. A Polacy nie gęsi, więc nie powinni zbiorowo gęgać.
Oto np. Tomasz Terlikowski wzywa: „dla kogoś jakieś moje słowa mogą mieć złe brzmienie”. I domaga się stosowania moskwicizmu, bo jakoby gdzieś, dla kogoś stosowanie poprawnej formy może mieć… złe brzmienie. A zatem przypomnijmy – Taras Szewczenko (największy wieszcz Ukrainy, choć Mickiewicz to przecież nie był) pisał tak:
„Syny moje! orły moje!
Ej, na Ukrainę!”Ale przecież pisał i tak:
„Jak to Lachów Hajdamacy
Wyrżną w Ukrainie”.To drugie ma już dobre brzmienie, prawda?
„Sława Ukrainie! Herojam Sława!” – to były na ogół ostatnie słowa, jakie słyszeli Polacy przed śmiercią. Te słowa mają dla nas „dobre brzmienie”. A może nawet bardzo dobre. Czyż nie?
Na podstawie: nacjonalista.pl/facebook.com
2 kwietnia 2022 o 21:00
Brawo! W końcu ktoś się odniósł do tego zbiorowego zidiocenia! Kaleczyć własny język, żeby zrobić dobrze obcym? No to już szczególnie perwersyjna forma masochizmu narodowego. Za niedługo Polacy będą tak samo upodleni i skundleni jak Niemcy i będą się bali nawet krzywo spojrzeć na inne narodowości zamieszkujące NASZ kraj! Otrzeźwienia!
14 czerwca 2022 o 16:23
W Małorosji