Głoszenie całemu światu Królestwa Pana Naszego Jezusa Chrystusa a w Nim także społecznego panowania Naszego Zbawiciela było zawsze centralną zasadą w nauce Kościoła aż do Soboru Watykańskiego II. Tej zasadzie też najczęściej przeciwstawiały się ciemne siły antychrysta głoszące naturalizm tak żydowskiego jak i masońskiego pochodzenia.
Wstęp
Rzadko się zdarza, aby książka napisana wiele lata temu zdolna była przykuć uwagę Czytelnika i trzymać go w napięciu podczas lektury. To niewątpliwie zasługa irlandzkiego Autora, który, dotykając najgłębszych spraw egzystencjalnych, nie zatraca żywego kontaktu z otaczającą rzeczywistością. Ze zdumieniem stwierdzamy, że ta rzeczywistość sprzed wielu lat przypomina – wypisz, wymaluj – rzeczywistość, w której wypadło nam żyć dzisiaj. Jest w tej książce mowa o solidarności, ale o tej solidarności najistotniejszej, zakorzenionej w Chrystusie jako Głowie Ciała Mistycznego, którego członkami jesteśmy my wszyscy. Są w niej wyrzuty pod adresem katolików, którzy, nie zdając sobie sprawy z zagrożeń i podstępnych knowań tajnych zrzeszeń masońskich i działających jawnie organizacji żydowskich, nie potrafią się zjednoczyć i dają się wykorzystywać ciemnym siłom (u Autora: zastępom złych mocy) zła. A licho nie śpi! Atak na życie narodowe, na historię narodu, na świadomość narodową Polaków rozpoczyna się – jak zwykle – od ataku na Kościół, na religię, na wychowanie religijne, na obecność sacrum w życiu społecznym, kulturalnym, ekonomicznym i politycznym. Solidarni, chcielibyśmy przywrócić naruszony przez komunę (chciałoby się powiedzieć: przez żydokomunę) porządek w świecie. Lata osiemdziesiąte pokazały, że mógł to być jedynie ład ustanowiony przez Boga, odrzucony przez naród, który miał być jego rzecznikiem, i przywrócony przez Chrystusa. A „bez Chrystusa nie zrozumie się dziejów tego narodu” – te słowa wypowiedziane na placu Zwycięstwa w Warszawie 8 czerwca 1979 roku brzmią nam w uszach do dziś. Łaska uświęcająca, życie nadprzyrodzone, nadnatura w opozycji do masońskiego i żydowskiego naturalizmu to najgłębsze tematy tej książki, ale podane w atrakcyjnej i bardzo współczesnej formie. Bez tych elementów nadprzyrodzoności chrześcijaństwo byłoby jedną z wielu instytucji czysto ziemskich, mających swe naturalne pochodzenie, okres rozwoju oraz oczekujących swego nieuchronnego końca. Z chrześcijaństwem jest zupełnie inaczej. Autor jest w stanie przekonać o tym nieuprzedzonego Czytelnika, a temu, który żywi wobec tej religii, tego światopoglądu i tego stylu życia (obejmującego życie łaski i uczestniczenia w sakramentach) nie uzasadnione uprzedzenia, otworzy szeroko oczy na świat wartości dotychczas mu nieznany.
Niektórzy będą podejrzewać Autora o integryzm i ultramontanizm. O integryzm, to znaczy o głoszenie tezy, że Kościół jest instytucją nadrzędną także w stosunku do instytucji świeckich, do państwa, gospodarki, polityki, wychowania itp. Proponowany przez niego schemat boskiego planu organizacji społeczeństwa jest stosunkowo prosty. Najpierw Bóg (w trzech osobach boskich), potem Jezus Chrystus, Głowa Ciała Mistycznego, Kościoła katolickiego, kapłan i król odkupionej przez siebie ludzkości, a władza jego rozciąga się na cały świat i jest powszechna. W tej powszechnej doczesnej władzy królewskiej Chrystusa uczestniczy Kościół, któremu przysługuje tzw. pośrednia władza, a jako ustanowiony przez Boga jest stróżem całego prawa moralnego – naturalnego i objawionego – i ma obowiązek dokładać wszelkich starań, by moc Ewangelii mogła przenikać prawo i instytucje państwowe, by zasady Kościoła stały się zasadami życia publicznego. Można autora niniejszej książki podejrzewać o ultramontanizm, to znaczy o propagowanie poglądu powstałego „za górami” (tj. za Alpami) w stosunku do Francji i Niemiec i domagającego się podporządkowania wszystkich dziedzin życia doktrynie Kościoła wraz z ogłoszonym na I soborze watykańskim w 1870 roku dogmatem o nieomylności papieża. Dziś patrzymy nieco inaczej na te sprawy. Zmienił się ton wypowiedzi papieskich, ale nie znaczy to bynajmniej, że Kościół zrezygnował z prób oddziaływania na życie społeczne, gospodarcze i polityczne świata w znacznym stopniu zdechrystianizowanego. Jak trafnie wyraził się Julian Auleytner w rozmowie z Janem Wagnerem („Słowo – Dziennik katolicki” z 22 kwietnia 1996 roku), „… doktryna społeczna Kościoła zawiera wiele wartości uniwersalnych,…ukazuje ogromne możliwości aplikacyjne mogące prowadzić do powstania… uniwersalnej polityki społecznej… bazującej na humanistycznych wartościach wpisanych w naukę społeczną Kościoła…Ani <<socjaliści>>, ani liberałowie nie piszą encyklik czy traktatów, które generalizowałyby sytuację społeczną i formułowały ogólne diagnozy i inspiracje do działania. Taki charakter natomiast mają encykliki”. Niech nie dziwi zatem Czytelnika obfitość cytatów z encyklik papieskich, którymi Autor tej książki podpiera swe wywody. Jego końcowe uwagi – również z powołaniem się na dokumenty papieskie – o potrzebie łączenia się katolików brzmią nader aktualnie w chwili, kiedy politycy obozu solidarnościowego-niepodległościowego, niepomni kompromitujących doświadczeń z elekcji, którą nie żyjący już Wojciech Wasiutyński nazwałby „trzecim wstydem”, dokonują karkołomnych wysiłków myślowych i organizacyjnych, by „jednoczyć się poprzez dezintegrację” (toć to oksymoron!). Aktualność tych końcowych uwag Autora jest tak widoczna, że można by się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby rozpoczynać lektury tej książki… od końca.
Partie mówiące o antysemityzmie, o zagrożeniach ze strony żydomasońskiego naturalizmu dla życia politycznego, społecznego, gospodarczego łatwiej przemówią do współczesnego czytelnika niż te części książki, w których jest mowa o boskim planie uporządkowania świata, o Królestwie Chrystusowym czy Mistycznym Ciele Chrystusa. Jeśli ktoś chce, niech i w takiej kolejności zabiera się do lektury książki. Ale niech nie zapomina sięgnąć po tekst po raz drugi i odczytać go tak, jak to sobie zaplanował Autor. Tylko wtedy zrozumie najgłębsze przesłanie książki. Pojmie, że dla chrześcijanina antysemityzm, będący nienawiścią do rasy jako rasy, jest nie do przyjęcia (najgłębsze racje teologiczne podaje Autor), ale nie przesłoni mu to nakazu ochrony wartości chrześcijańskich i narodowych niszczonych systematycznie przez naturalizm (i wynikający z niego liberalizm i racjonalizm) żydowski i masoński. Występowanie w obronie należycie rozumianych interesów własnych przeciw niczym nie poskromionym aspiracjom śladowej wprost mniejszości żyjącej w naszym kraju nie może być uznawane za antysemityzm, a tak właśnie pojmują całą sprawę sami Żydzi i tam – jak to ładnie ujął Isaac Bashevis Singer – gdzie antysemityzmu nie ma, sami go wywołują. Znany noblista napisał: „Żyd współczesny nie może żyć bez antysemityzmu. Jeśli antysemityzm gdzieś nie istnieje, on go stworzy. Musi przelewać krew za ludzkość – toczyć boje z reakcją, martwić się o Chińczyków, Mandżurów, Rosjan, pariasów w Indiach, czarnych w Ameryce. Jest piewcą rewolucji, a jednocześnie domaga się dla siebie wszystkich przywilejów kapitalizmu. Chce wykorzenić nacjonalizm u innych, ale szczyci się przynależnością do narodu wybranego. Jak taki naród może żyć wśród obcych”. Autor niniejszej książki stwierdza, że słowem antysemityzm posługują się Żydzi „na oznaczenie wszelkiej formy opozycji w stosunku do nich samych i usiłują bez przerwy kojarzyć je z nieracjonalnością i nieadekwatnością w stosowaniu go. Najwidoczniej chcą, aby świat uwierzył w to, że każdy, kto przeciwstawia się roszczeniom żydowskim, jest w mniejszym lub większym stopniu upośledzony umysłowo”. Nieco wcześniej napisał: „Żydowskie wysiłki wyeliminowania nadprzyrodzonego życia łaski i wiary w Jezusa zmierzają nieuchronnie do ściągnięcia życia w dół do infraludzkiego poziomu. Musimy zatem przeciwstawiać się i udaremniać żydowskie wysiłki zmierzające do zapanowania nad naszym społeczeństwem i ukształtowania go według naturalistycznych wytycznych…władza nie powinna wpaść (można by powiedzieć, że nie powinna pozostawać) w ręce Żydów, albo też wpaść w ręce nominalnych czy byłych chrześcijan, masonów czy innych, którzy są zależni od Żydów albo trzymają razem z nimi.
Musimy zwalczać zakusy Żydów, którzy chcą podporządkować sobie poszczególnych katolików i całe kraje katolickie, z jeszcze większą siłą niż powinniśmy walczyć z masonerią, ponieważ Żydzi stanowią siłę naturalistyczną ściślej zorganizowaną i bardziej zwartą niż masoneria”. Czyż można biernie przyglądać się, jak na mocy przygotowywanych ustaw 2, 3 czy 10 tysięcy osób (szacunki są różne) odzyska (nie natychmiast, nie, ale – jak łaskawie się godzą – za kilkadziesiąt lat) własność należącą ongiś do 3,5 miliona osób mniejszości narodowej żyjącej przede wszystkim na terenach nie należących dziś do państwa polskiego? Czy czysto ukraińskie rządy w Kijowie i – mimo wszystko – czysto białoruskie rządy w Mińsku oraz czysto litewskie obecnie rządy w Wilnie zajmują się podobnymi sprawami jak te, które zaprzątają głowy politykom znad Wisły? Czy do pomyślenia jest, aby Kongres Polonii Amerykańskiej paktował z rządami w Kijowie, Mińsku i Wilnie w sprawie odzyskania dla pozostałych na terytorium tych państw Polaków dawnego mienia popolskiego: państwowego, militarnego, komunalnego, kościelnego itp., a następnie także (choćby za kilkadziesiąt lat) mienia prywatnego pozostawionego przez Polaków na byłych Kresach Wschodnich? Jak doszło do tego, że przedstawiciele władz państwowych z Warszawy, z okazji składania oficjalnych wizyt zagranicznych, „obowiązkowo” spotykają się z przedstawicielami jednej tylko mniejszości narodowej zamieszkującej kraj gospodarzy? Jak możliwe było powołanie pełnomocnika ministra spraw zagranicznych do spraw kontaktów z diasporą żydowską, kiedy nie ma dotychczas takiego pełnomocnika do spraw kontaktów z Polonią rozsianą po całym świecie? Odpowiedź nie wprost na te i inne podobne pytania znajdzie Czytelnik w tej oto książce napisanej wiele lat temu. Odrzucenie boskiego programu uporządkowania świata, próby całkowitego wyeliminowania ze świata nadprzyrodzonego Mesjasza, Chrystusa Króla, i zastąpienia go naturalistycznym, kolektywnym Mesjaszem, narodem jednej z wielu mniejszości, zamiana zbawczej śmierci Odkupiciela na zbiorową ofiarę zagłady, zignorowanie „Tego, który przyszedł” na rzecz tego, który dopiero ma nadejść i – co nie daj Boże – narodzić się w granicach naszego państwa – to nie tylko zagrożenie, to prawdziwy honor.
Jako katolicy i Polacy nie mamy nic przeciwko harmonijnemu współżyciu z innymi mniejszościowymi wyznaniami, narodowościami czy grupami etnicznymi, dopuszczamy możliwość całkowitej asymilacji. Ale nie możemy pozwolić, by mniejszościowe grupy nacisku zdominowały rdzenną ludność polską, prawdziwych gospodarzy tej ziemi od przeszło tysiąca lat (oburzające są próby zmiany znaczenia Rzeczpospolita obojga narodów, tj. narodu polskiego i litewskiego, na osiemsetletnie czy nawet tysiącletnie równouprawne bytowanie na ziemiach polskich „obojga narodów”, tj. niby narodu polskiego i żydowskiego; wygnani z Europy zachodniej Żydzi przybywali do kraju Polaków jako uciekinierzy z własną historią, językiem, kulturą, religią, żyli w gettach, strzegąc swej odrębności, i to pozwoliło im zachować tożsamość; procesy asymilacyjne zaczęły się dopiero pod koniec XVIII wieku), nie damy się zepchnąć do roli pariasów i pachołków obcych. „Mamy prawo i obowiązek – pisze Autor niniejszej książki – bronić naszego kraju i naszego narodu przed niesprawiedliwą agresją innego narodu. Ten obowiązek ciąży na nas w jeszcze większym stopniu, kiedy w grę wchodzi wierność naszego kraju Chrystusowi Królowi”. Pytanie: jaka będzie Polska i czyja będzie Polska, postawione kilka lat temu, nadal jest aktualne.
*
Książkę tę z najgłębszą pokorą i oddaniem Autor poświęca Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny, Królowej nieba i ziemi, Pośredniczce naszego życia nadprzyrodzonego, świętemu Michałowi Archaniołowi, księciu nadprzyrodzonych zastępów niebiańskich w walce z szatanem, pierwszym naturalistą, świętemu Józefowi, opiekunowi Kościoła powszechnego, świętej Joannie d’Arc, zwiastunce boskiego planu zaprowadzenia ładu w świecie, oraz świętej Teresie od Dzieciątka Jezus.
„Naturalizm to coś więcej niż herezja: to po prostu czysty, nie rozcieńczony antychrystianizm. Herezja podważa jeden czy też więcej niż jeden dogmat; naturalizm stanowi zanegowanie każdego dogmatu albo możliwość istnienia jakiegokolwiek dogmatu. Wynika stąd, że nieuchronnym prawem i zawziętą pasją naturalizmu stanie się chęć zdetronizowania naszego Pana Jezusa Chrystusa i usunięcie go ze świata. Takie ma być zadanie Antychrysta i taka największa ambicja szatana… Jak podkreśla sobór watykański w pierwszej konstytucji doktrynalnej, największą przeszkodą stojącą na drodze zbawienia współczesnego człowieka, wtrącającą w dzisiejszych czasach do piekła więcej ludzi niż kiedykolwiek, jest racjonalizm lub naturalizm… Naturalizm wszelkimi sposobami stara się wyeliminować naszego Pana Jezusa Chrystusa, naszego jedynego Mistrza i Zbawiciela, zarówno z umysłów ludzi, jak i z życia codziennego i obyczajów po to, by zaprowadzić królestwo rozumu albo królestwo natury. Już teraz tam gdzie przeszedł podmuch naturalizmu, wyschło prawdziwe 14 źródło życia chrześcijańskiego. Naturalizm oznacza całkowite wyjałowienie zbawienia i życia wiecznego”.
(Kard. Pie z Poitiers,The Kingship of Christ according to Cardinal Pie of Poitiers).
O. Denis Fahey urodził się 3 lipca 1883 w miejscowości Golden, hrabstwo Tipperary. Był najmłodszym z trzech synów Timothyego i Birgit Fahey’ów. Jeden z biografów Faheya stwierdził, że jego dom rodzinny, na wskroś katolicki, spełnił fundamentalną rolę jeżeli chodzi o formację przyszłego zakonnika; był dla niego pierwszą, a zarazem najważniejszą szkołą wiary.
Był dzieckiem uzdolnionym. W wieku lat 12 (a więc w roku 1895) wstąpił do Rockwell College, szkoły założonej i prowadzonej przez Zakon Świętego Ducha. Uczył się bardzo dobrze, lubił też sport – szczególnie często grywał w rugby. Oprócz tego z czasem coraz silniej dawało o sobie znać jego powołanie. Początkowo wiedzieli o nim jedynie najbliżsi, lecz już w wieku lat 17 Denis Fahey ostatecznie zdecydował się wstąpić do Zakonu Św. Ducha.
Swój nowicjat – zgodnie z życzeniem władz zakonnych – rozpoczął w podparyskim Grignon-Orly. Stan zdrowia nie pozwolił mu wprawdzie pozostać we Francji i tam dokończyć nauki, jednak epizod ów nie pozostał bez znaczenia na kształtowanie się światopoglądu Faheya. Jego pobyt we Francji przypadł bowiem na początek rządów René Waldecka-Rousseau – zwolennika kursu anty-klerykalnego (co miało związek m. in. z tzw. aferą Dreyfusa). Zdaniem wielu znawców problemu musiało to dać sumpt późniejszym przemyśleniom Faheya na temat stosunków państwo – Kościół.
Ostatecznie powrócił do Irlandii, a w roku 1904 rozpoczął studia na Royal University of Ireland – zresztą ukończone z wyróżnieniem. W roku 1907 złożył śluby zakonne, a następnie kontynuował naukę na papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, gdzie obronił doktorat z teologii. W murach Akademii św. Tomasza z Akwinu uzyskał dodatkowo doktorat z filozofii. Last but not east: to w Rzymie, w roku 1910, otrzymał z rąk kardynała Respighi’ego święcenia kapłańskie.
Po raz kolejny powrócił do Irlandii w roku 1912 i otrzymał stanowisko profesora filozofii w Kimmage Manor. Wykładał w zasadzie do końca życia – wyjątkiem były jedynie lata 1916 – 1919, kiedy to przebywał w Szwajcarii – pracował tam jako kapelan w służbie brytyjskich żołnierzy, internowanych w Müren niedaleko Lucerny.
Swoją działalność publicystyczną i pisarską rozpoczął już na początku lat 20-tych. Początkowo była ona związana z pracą naukową i dotyczyła przede wszystkim zagadnień filozoficznych i teologicznych. Z czasem spektrum zainteresowań o. Faheya objęło również sprawy polityczne i społeczne, co pogłębiło się po jego dołączeniu do An Ríoghacht – powstałej w roku 1926 grupy o. Edwarda Cahill’a, jezuity, której celem stała się jak najdalej idąca obecność wartości katolickich w życiu i prawodawstwie formującego się właśnie wolnego państwa irlandzkiego. O. Fahey działał w jej ramach aż do roku 1941, kiedy to zmarł o. Cahill. An Ríoghacht – ku jego ubolewaniu – zmieniła wówczas nieco swoje zainteresowania i cele polityczne na bardziej mainstreamowe, a to z kolej sprawiło, że sam on zdecydował się odejść i kontynuować dotychczasowe działania – ale już w ramach innej organizacji. W roku 1942 powołał własną: Maria Duce.
Maria Duce zyskiwała z czasem niemałe znaczenie, a ukoronowaniem jej działalności stała się przeprowadzona w roku 1949 kampania na rzecz poprawki do artykułu 44 konstytucji Irlandii. Tekst poprawki uznawał szczególną pozycję Kościoła Katolickiego w Irlandii, jakkolwiek pozostawał otwarty na prawo istnienia w kraju również innych wyznań. Zdaniem o. Fahey’a jest oczywiste, że Kosciół i Wiara Katolicka, mające charakter nadprzyrodzony, muszą zachować prymat pośród wyznań i religii stanowiących wytwór ludzkiego intelektu lub przejaw buntu wobec katolicyzmu (protestantyzm). Kampania uzyskała wprawdzie pewne rezultaty – m. in. poparcie władz hrabstwa Westmeath (1950), jednak ostatecznie nie udało się doprowadzić do osiągnięcia zamierzonego celu w postaci odpowiedniego zapisu w konstytucji.
Jakkolwiek ilość członków grupy prawdopodobnie nie przekroczyła 100, to wydawany przez nią miesięcznik „Fiat” cieszył się niemałą poczytnością – szczególnie pod koniec lat czterdziestych i na początku pięćdziesiątych.
Maria Duce nie spotkała się z przychylnym odbiorem episkopatu. Biskupi patrzyli dość podejrzliwie na radykalne w ich odczuciu poglądy grupy i jej lidera, co więcej – z obawy przed krytyką woleli nie być z nimi utożsamiani. Dość znamienny jest fakt, że rok po śmierci o. Faheya z inicjatywy jednego z nich zarządzono zmianę nazwy (od roku 1955 grupa funkcjonowała jako As Firinne – w wolnym tłumaczeniu Irlandczycy dla Prawdy). Nadal wydawano jednak „Fiat”, a członkowie środowiska rokrocznie pielgrzymowali do grobu o. Faheya modląc się o wyniesienie go na ołtarze.
O. Denis Fahey zmarł w szpitalu 21 stycznia 1954. Miał wówczas 70 lat. Pochowano go w Kimmage.
myslkonserwatywna.pl
Najnowsze komentarze