W dniu 26 stycznia 1797 roku w Petersburgu przedstawiciele Austrii, Prus i Rosji zawarli ostateczną konwencję rozbiorową Rzeczpospolitej. Dokument ten zawierał zapis, że „Królestwo Polskie obecnie i na zawsze uznane jest jako nieistniejące”. Ponadto zapowiadało likwidację „wszystkiego co by przypominało jego istnienie”. Na lekcjach historii młodzi Polacy mogą dowiedzieć się, że rozbiory Polski były wynikiem agresywnej polityki naszych sąsiadów. Myślę, że główną przyczyną upadku naszego państwa była jego wewnętrzna słabość, która nie uszła uwadze naszym sąsiadom. Podwaliny pod degrengoladę, która trawiła Rzeczpospolitą w XVIII wieku zostały położone na długo przed upadkiem naszej Ojczyzny.
Kiedy w 1370 roku umarł król Polski Kazimierz Wielki jego następcą został siostrzeniec Ludwik Andegaweński, król Węgier. Monarcha ten chcąc zapewnić tron krakowski dla jednej ze swoich córek w 1374 roku w słowackich Koszycach nadał polskiej szlachcie przywileje, które zabraniały m.in. królowi ustanawiania nowych podatków bez zgody stanu szlacheckiego. Przywilej koszycki jest początkiem procesu osłabienia władzy monarszej i przesunięcia ciężaru władzy w stronę stanu rycerskiego (szlacheckiego). W dalszych latach proces ten uległ pogłębieniu. W 1430 roku starzejący się król Władysław Jagiełło nadał przywilej w Jedlni (potwierdził go w Krakowie trzy lata później) w zamian za obietnicę wybrania jego syna na króla Polski. W tym miejscu należy rozprawić się z kolejnym mitem, który jest rozpowszechniany w polskich szkołach. Pierwszym królem elekcyjnym nie był Henryk Walezy, ale Jadwiga Andegaweńska. Potomkowie Władysława Jagiełły posiadali władzę dziedziczną jedynie w Wielkim Księstwie Litewskim, na królewski tron w Krakowie byli wybierani przez szlachtę. Oczywiście nikt nie wyobrażał sobie wybrać innego kandydata niż Jagiellona, ponieważ każdy inny wybór oznaczałby zerwanie unii personalnej z Litwą. Nie przeszkodziło to naszej rozzuchwalonej szlachcie narobić rabanu, gdy w 1529 roku król Zygmunt Stary odważył się na sejmie w Piotrkowie ogłosić swoim następcą swojego dziewięcioletniego syna (elekcja vivente rege). W efekcie tego incydentu już rok później wydano statut na mocy, którego ustanowiono elekcję viritim. Na mocy tego dokumentu elekcja nowego króla mogła następować jedynie po śmierci poprzednika, a co więcej mógł przybyć na nią każdy szlachetnie urodzony. W efekcie tego zapisu kandydatami na króla Polski byli m.in. protestancki król Szwecji Jan Waza, prawosławny car Iwan Groźny, jego syn Fiodor (elekcja 1573) oraz „wisienka na torcie”, chan krymski Adil Girej (elekcja 1669).
Od 1573 roku cała władza w Rzeczpospolitej znalazła się de facto w rękach stanu szlacheckiego. Każdy nowo wybrany król musiał podpisać podstawowe prawa ustrojowe Rzeczpospolitej (artykuły henrykowskie) oraz swoje osobiste zobowiązania (pacta conventa). Na mocy artykułów henrykowskich polityka wewnętrzna i zewnętrzna zależała od woli przedstawicieli szlachty zgromadzonych na sejmie. Król został sprowadzony do roli „prezydenta” który nie ma wpływu na losy państwa. Tradycyjnie król stanowił najwyższą instancję sądowniczą. Jednak w naszym kraju musiało być na opak i w 1578 roku sejm wymusił na Stefanie Batorym powołanie Trybunału Koronnego, tym samym poważnie uszczuplając prerogatywy sądownicze monarchy. Trybunał nie rozpatrywał jedynie spraw z zakresu zbrodni stanu (przeciwko monarsze lub państwu).
Szlachta niczym cnoty siostry strzegła swojej „złotej wolności” i wręcz alergicznie reagowała na wszelkie próby wzmocnienia władzy królewskiej, które to były podejmowane przez Zygmunta Wazę jak i jego syna Jana Kazimierza. Szlachta wymusiła na Zygmuncie Wazie przyłączenie szwedzkiej części Inflant do Rzeczpospolitej co stało się zarzewiem długoletnich wojen ze skandynawskim królestwem, jednocześnie jednak konsekwentnie odmawiała uchwalenia podatków na cele wojenne. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rzeczpospolita przystąpiła do wojny ze Szwedami praktycznie bez floty oraz bez środków na opłacenie żołdu dla żołnierzy. We wrześniu 1605 roku pod Kircholmem wojska dowodzone przez hetmana litewskiego Jana Karola Chodkiewicza rozgromiły przeważające liczebnie siły króla Szwecji Karola Sudermańskiego. Do tej wspaniałej wiktorii mogłoby nie dojść gdyby Jan Karol Chodkiewicz nie sięgnął do swojej prywatnej szkatuły i nie opłacił wojska. Trudności finansowe Rzeczpospolitej staną się przyczyną dla którego zwycięstwo to zostanie zaprzepaszczone politycznie i już w roku następnym Szwedzi odzyskają utracone twierdze. Wydarzenie to nic nie nauczyła izby poselskiej, która była odpowiedzialna za uchwalenie środków finansowych na wojnę i pomimo, iż Rzeczpospolita odniosła kilka zwycięstw nad Szwedami m.in. na redzie Gdańska 28 XI 1627 r. i pod Trzcianą 27 VI 1629 r. to finalnie wojna o ujście Wisły (1626-1629) zakończyła się rozejmem w Altmarku (26 IX 1629 r.) na mocy, którego Szwecja pobierała cło z portu w Gdańsku w wysokości 3,5%. W ten sposób Rzeczpospolita po części finansowała udział Szwecji w wojnie trzydziestoletniej. Jak to powiedział Napoleon Buonaparte „Naród, który nie chce karmić własnej armii, będzie karmić cudzą”. Niepowodzenia w wieloletnim konflikcie ze Szwecją nie zraziły sarmackiej braci i demokracja szlachecka trwała w najlepsze. O tym, że Rzeczpospolita jest kolosem na glinianych nogach przyszło się ponownie przekonać gdy w 1648 roku wybuchło powstanie Chmielnickiego. Pusty skarbiec nie pozwolił na definitywne rozprawienie się z kozacką rebelią i w wewnętrzne sprawy naszego państwa wmieszała się Moskwa. W myśl powiedzenia „Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, Rzeczpospolita zawarła z Moskwą rozejm andruszowski (1667) na mocy, którego utraciliśmy lewobrzeżną część Ukrainy wraz z Kijowem.
Już na sejmie w czerwcu 1661 r. Jan Kazimierz z nieprawdopodobną dokładnością przewidział rozbiory Rzeczpospolitej i apelował o przeprowadzenie reform ustrojowych. Tradycyjnie szlachta i magnateria torpedowała wszelkie pomysły króla pod zarzutem chęci wprowadzenia przez niego „absolutum dominium”. Zniechęcony Jan Kazimierz abdykował w 1668 r. Na kolejne nieszczęścia nie trzeba było długo czekać. W sierpniu 1672 r. Turcy zdobywają twierdzę w Kamieńcu Podolskim, która miała kluczowe znaczenie dla ochrony Podola. Twierdza upadła ponieważ tradycyjnie zabrakło funduszy na opłacenie załogi i modernizację fortyfikacji. W magiczny sposób pieniądze znalazły się gdy Imperium Osmańskie zażądało corocznego haraczu. Panowie posłowie poszli po rozum do głowy i zamiast na haracz dla muzułmanów, środki finansowe przeznaczono na opłacenie armii, która pod dowództwem hetmana Jana Sobieskiego odniosła wspaniałe zwycięstwo pod Chocimiem (11 XI 1673 r.).
Wiktoria chocimska zapewniła Janowi Sobieskiemu koronę królewską i mimo, że w 1683 r. uratował Europę od tureckiego najazdu to nie zdołał uchronić swojej Ojczyzny przed upadkiem. Po śmierci Jana Sobieskiego w 1696 r. Rzeczpospolita z podmiotu polityki międzynarodowej staje się jej przedmiotem. W 1701 r. Fryderyk Hohenzollern, władca Brandenburgii i Prus Książęcych, które do 1657 r. były lennem Rzeczpospolitej ogłosił się „królem w Prusach”. Władze Rzeczpospolitej nie uznały tego tytułu, ale nie miało to żadnego znaczenia praktycznego. Utworzenie królestwa Prus stało się faktem. Hohenzollernowie snuli plany rozbioru Rzeczpospolitej na długo zanim upadek naszego państwa stał się faktem. Już w 1656 r. Brandenburgia stała się jedną ze stron traktatu z Radnot. Dokument ten przewidywał rozbiór Rzeczpospolitej. Na nasze szczęście wybuchła wojna duńsko – szwedzka, a wojska księcia Siedmiogrodu Jerzego Rakoczego zostały pokonane w lipcu 1657 roku przez armię koronną. Wydarzenia te spowodowały, że ustalenia traktatu w Radnot nie wyszły w życie. W zaistniałej sytuacji Fryderyk Wilhlem dokonał wolty i podczas „potopu” szwedzkiego (1655- 1660) przeszedł na stronę Rzeczpospolitej, oczywiście nie za darmo. Ceną jaką musiała zapłacić Rzeczpospolita była utrata kontroli nad Prusami Książęcymi (traktaty welawsko – bydgoskie 1657).
Utworzenie królestwa Prus w 1701 r. nie było jedynym nieszczęściem, które dotknęło Rzeczpospolitą u progu XVIII wieku. Rok wcześniej wybuchła wojna północna i miała potrwać, aż do roku 1721. Rzeczpospolita pomimo zachowania neutralności w tym konflikcie ucierpiała ponieważ na jej terytorium były prowadzone działania wojenne. Podczas jej trwania Rosja i młode królestwo Prus, które były zainteresowane utrzymaniem słabej pozycji Rzeczpospolitej na arenie międzynarodowej, zawarły traktat w Poczdamie (1720). Dokument ten gwarantował wszelkie „dobrodziejstwa” jakie niosła ze sobą „złota wolność” m.in. wolną elekcję i liberum veto czyli doskonałe narzędzia do ingerencji w wewnętrzne sprawy Rzeczpospolitej przez naszych sąsiadów. Dwanaście lat później do duetu Rosja – Prusy dołączyła Austria i zawarto tzw. „Traktat trzech czarnych orłów” od nazwiska inicjatora określany również jako „Traktat Loewenwolda”. Umowa ta miała na celu niedopuszczenie do elekcji na króla Polski syna Augusta II Mocnego i tym samym doprowadzenie do zerwania unii personalnej Rzeczpospolitej z Saksonią.
Podczas elekcji w 1764 roku „praworządności” w Rzeczpospolitej strzegły rosyjskie bagnety. Monarchą został ex kochanek carycy Katarzyny II – Stanisław August Poniatowski. W latach 1767-68 odbył się tzw. „sejm repninowski”. Swoją nazwę zawdzięcza nazwisku rosyjskiego posła w Warszawie – Nikołaja Repnina. Sejm ten uchwalił „prawa kardynalne Rzeczpospolitej” czyli potwierdził „złotą wolność” szlachty. Gwarantką tych praw była nie kto inny jak caryca Katarzyna II, więc Rzeczpospolita oficjalnie stała się rosyjskim kondominium.
Naturalnie słabość Rzeczpospolitej nie uszła uwadze pozostałych naszych sąsiadów, którzy postanowili powiększyć swoje włości kosztem naszego państwa. W tym miejscu należy dokonać sprostowania informacji, która jest rozpowszechniana na lekcjach historii. Pierwszy rozbiór w sensie prawnym miał miejsce w roku 1772, kiedy to 5 VIII w Petersburgu podpisano traktaty rozbiorowe, ale należy jednocześnie podkreślić, że wojska austriackie już w II 1769 r. rozpoczęły okupację Spisza, a latem następnego roku dokonały zajęcia starostw: nowosądeckiego, nowotarskiego oraz czorsztyńskiego.
Główną przyczyną upadku Rzeczpospolitej był jej ustrój. Wywodzący się ze stanu szlacheckiego posłowie często nie chcieli uchwalić wystarczających podatków na opłacenie wojska dlatego armie Rzeczpospolitej praktycznie zawsze musiały ścierać się z przeważającym liczebnie przeciwnikiem, a fortyfikacje często były zaniedbane. W III 1652 r. klient hetmana Janusza Radziwiłła, Władysław Siciński po raz pierwszy użył liberum veto. Za panowania Augusta III Sasa (1733-1763) zrywanie sejmów stało się niechlubną tradycją. Doprowadziło to do paraliżu państwa. Brak sprawnej administracji musiał odbić się na finansach publicznych, a przez to na zdolności obronnych kraju. To słabość Rzeczpospolitej spowodowała, że powstał pomysł jej rozbioru. Powierzchnia Rzeczpospolitej w 1771 roku wynosiła 733,5 tys. km2. Jednak do obrony tego rozległego terytorium RP dysponowała bardzo skromnymi siłami zbrojnymi. Sejm rozbiorowy (1772-75) uzyskał zgodę zaborców (!) na 22 tys. stawek żołdu, ale ze względów finansowych nie osiągnięto tego pułapu. Sejm w 1776 zredukował stan armii do 12 tys. stawek żołdu, a w 10 lat później podniósł do 13 tys. stawek żołdu. Sejm Czteroletni (1788-1792) uchwalił podniesienie stanu armii do 100 tys. żołnierzy, brak finansów i trudności w rekrutacji spowodował zmniejszenie etatów do 64 tys.
W tym miejscu należy zastanowić się jakim potencjałem dysponowali nasi wrogowie. W omawianym okresie Rosja posiadała 300 tys. żołnierzy ( populacja 20 mln ludzi), Austria 280 tys. żołnierzy przy podobnej populacji, natomiast Prusy, których liczba mieszkańców szacowana jest na 5-6 mln w chwili objęcie władzy przez Fryderyka II (1740 r.) posiadały 83 tys. żołnierzy. Gdy w 1786 r. król Prus opuszczał ziemski padół, potencjał militarny państwa wzrósł do 190 tys. ludzi pod bronią. Ponadto Fryderyk II wykorzystał fakt, że nikt nie strzegł granic Rzeczpospolitej i zalewał nasz kraj fałszywą monetą. W ten sposób uzyskał kosztem naszego kraju sumę około 25 milionów talarów. Dla porównania budżet Prus w 1786 r. wyniósł 31 mln. talarów. Dla naszej gospodarki był to ogromny cios, ale z obiektywnego punktu widzenia, Fryderyk II zasłużył na swój przydomek „Wielki”. Gdyby Rzeczpospolita posiadała takiego monarchę o szerokich prerogatywach to do rozbiorów z pewnością by nie doszło. Niestety, jak powszechnie wiadomo o silnej władzy monarszej w Rzeczpospolitej można było sobie jedynie pomarzyć. Jak wszyscy wiemy w naszym kraju władzę sprawowali posłowie uzbrojeni w „żelazne” liberum veto. Naturalnie, nie uszło to uwadze królowi Prus, który stwierdził, że „Za pieniądze można w Polsce wszystko zdziałać”. Przytoczona wypowiedź Hohenzollerna jasno pokazuje to trawiąca Rzeczpospolitą degrengolada ustrojowa była prawdziwą przyczyną upadku naszego kraju. Agresywna polityka sąsiadów była spowodowana faktem, że dostrzegli dobrą okazję do zdobyczy terytorialnych naszym kosztem. Silnego państwa nikt nie atakuje, „sezon na leszcza” trwa cały rok, jest to gatunek pozbawiony okresu ochronnego. W XVIII w. tym „leszczem Europy” była sparaliżowana ustrojowo Rzeczpospolita.
W tym miejscu należy się zastanowić czy demokracja jest złym systemem? Przykład Republiki Siedmiu Zjednoczonych Prowincji Niderlandzkich pokazuje, że kolektywny organ potrafi sprawnie zarządzać państwem, ale do tego potrzebne jest poczucie wspólnoty, której w I Rzeczpospolitej zabrakło. Pomimo różnić Rosja, Prusy i Austria posiadały wspólny mianownik: były państwami o ustroju absolutystycznym. Silna władza monarsza to szybkość podejmowania decyzji czyli sprawny aparat administracyjny. Jest to szczególnie potrzebne w okresie kryzysów w państwie. Nawet republikański Rzym znał instytucję dyktatora wybieranego na okres szczęściu miesięcy w celu zażegnania trudności. Zasada liberum veto znajduje się na przeciwległym biegunie i była ona wręcz zaproszeniem dla naszych wrogów, aby za cenę kilku srebrników przekupić posła, który zerwie sejm i w ten sposób zablokuje uchwalenie niezbędnych aktów prawnych.
Obrońcy ustroju I Rzeczpospolitej często podnoszą argument, że u naszych sąsiadów panował „zamordyzm”, a u nas złota wolność i tolerancja. Wolność i przywileje dotyczyły jedynie szlachty, która wg. szacunków stanowiła 8-10% mieszkańców Rzeczpospolitej. Chłopi nie posiadali nawet wolności osobistej. Dla porównania w absolutystycznej Szwecji chłopi byli nie tylko wolnymi ludźmi, ale byli również posiadaczami większość ziemi w kraju. Oczywiście szwedzka szlachta nie była tym faktem zachwycona i podjęła nawet próbę „położenia łapy” na ziemi uprawnej, a w ten sposób dokonania ekonomicznego podporządkowania sobie chłopów, ale w sukurs oraczom ze Skandynawii przyszedł monarcha, który zrobił użytek ze swoich szerokich prerogatyw i ukrócił śmiałe plany szlachetnie urodzonych. W ten oto sposób szwedzcy oracze nie podzielili nieszczęsnego losu swoich kolegów znad Wisły.
Polski Patriota
23 września 2021 o 22:51
Dobry, syntetyczny tekst. Często mówi się o tylko o rozbiorach, a przecież procesy rozkładowe trwały dziesiątki, jak nie setki lat.
7 grudnia 2021 o 17:43
„Chłopi nie posiadali nawet wolności osobistej. Dla porównania w absolutystycznej Szwecji chłopi byli nie tylko wolnymi ludźmi, ale byli również posiadaczami większość ziemi w kraju.”
To jest kluczowa i znakomita uwaga, a przy okazji świetny argument w dyskusji z przeciwnikami własności prywatnej. To też niejako tłumaczy stosunek chłopstwa przez lata do kwestii utraty niepodległości i nie można tego tłumaczyć pewną obojętnością tej warstwy społecznej w ówczesnym czasie na kwestie, nazwijmy je, pozamaterialne. Wandea jest tego dobitnym przykładem, ale tam nie było takiego poddaństwa jak w I RP.