Z dawna obiecywałem sobie odrobić w okresie świątecznym zaległości w lekturze i recenzjach. Cztery dni na Boże Narodzenie, dwa dni na Nowy Rok i dwa na Trzech Króli – kumulacja świąt z niedzielami rzadka i umożliwiająca nareszcie solidne poczytanie, gdy na co dzień ma się zaledwie czas na czytanie przypadkiem, pomiędzy powrotem z redakcji a pójściem do teatru lub na koncert, w nerwowej atmosferze ciągłych telefonów, niezałatwionych spraw wczorajszych i tych, które ma się załatwić jutro.
Ale solennie dawane sobie obietnice wyczyszczenia biurka recenzyjnego okazały się rychło marzeniem ściętej głowy. Im bliżej było świąt, tym bardziej niepokojąco rósł i spiętrzał się stos książek na biurku. Jakby wydawców ogarnął istny szał. Przez pół roku chyba nie ukazało się tyle nowych książek, ile przez tych kilka tygodni przedświątecznych.
Co wybrać i od czego zacząć? Tu nęci tytuł, tam znów nazwisko wiele obiecuje, oto głośna powieść świeżo przetłumaczona na język polski, to z kolei parę interesujących tomów szkiców literackich, znów powieści, powieści, powieści – i stopi: dwa grube, szare tomy, solidny format książki naukowej. Skąd się to zabłąkało pomiędzy kolorowe okładki beletrystyki? Tytuł: „Psychiatria”. Nazwisko autora. Jakub Frostig. Pierwsza myśl redaktorska, że będzie kłopot z wyszukaniem recenzenta. Książka jest niewątpliwie fachowym podręcznikiem uniwersyteckim i to w tak specjalnej dziedzinie, jak psychiatria.
Na półodruchowo, bez poważniejszych zamiarów, ot tak sobie, żeby zobaczyć, co to właściwie jest, rozciąłem kilka pierwszych kartek. Wstępne uwagi „Od autora” nie brzmią zbyt zachęcająco: „Przyjmuję z góry, że zainteresowani zawodowo czytelnicy są dokładnie obznajmieni z anatomią, histologią i fizjologią mózgu oraz kliniką objawów neurologicznych”. Nie jestem dokładnie, ani nawet niedokładnie zaznajomiony z tymi wszystkimi działami wiedzy medycznej – ale co prawda, nie jestem również czytelnikiem „zawodowo zainteresowanym” psychiatrią. Dlaczego więc nie spróbować jeszcze kilka kartek przejrzeć? No i ta właśnie próba stała się grobem wszystkich pięknych zamiarów odrobienia przez święta zaległości, bo, gdy zacząłem czytać dalej, to już nie byłem w stanie oderwać się od „Psychiatrii” Frostiga, aż jej nie przeczytałem do ostatniej kartki.
A proszę nie przypuszczać, że jestem jakimś zakonspirowanym w dziedzinie humanistyki przyrodnikiem z zamiłowania. Nic podobnego. Do nauk przyrodniczych w ogóle, a do medycyny w szczególności, żywiłem zawsze głęboką niechęć. Sprawiło to drażniące zarozumialstwo przyrodniczego, materialistycznego poglądu na świat, sprawiła to narastająca poprzez cały wiek XIX-ty pewność nauk przyrodniczych, że wszystko da się zmierzyć, zważyć i sklasyfikować, że już lada dzień będzie gotowa ostateczna formułka na mechanizm człowieka i wszechświata. Z czym oczywiście złączony pogardliwy stosunek do „bezpłodnych spekulacyj filozoficznych” tudzież „zbudowanych na piasku nauk humanistycznych”. I ten irytująco apodyktyczny ton panów przedstawicieli „wiedzy ścisłej”!
Owe pierwsze wrażenie, jakie się wynosi z książki Frostiga, jest, że ten nieznośnie apodyktyczny ton przyrodników należy już do przeszłości. Dokonał się przewrót. Ten sam przewrót, któremu daje wyraz Jeans na kartach swej przepięknej książki „Nowy świat fizyki”, ten sam przewrót, który zbudował most pomiędzy fizyką a metafizyką, jest równie dostrzegalny w nauce o wszechświecie, jak i w nauce o człowieku. Książka Frostiga, w swej części pierwszej, streszczającej teoretyczne podstawy psychiatrii, jest właściwie streszczeniem dzisiejszego stanu wiedzy o człowieku. Wiedzy biologicznej, fizjologicznej i psychologicznej. Ta właśnie część jest najbardziej frapująca dla laika.
Nieszczęśni laicy, skazani na bajania podstarzałych popularyzatorów, tkwiących umysłowością w mrokach zarozumialstwa ubiegłego wieku (Le stupide XIX siecle), z jasnego, prostego i niesłychanie przejrzystego wykładu Frostiga (przeznaczonego przez autora równie dla laików, jak i dla fachowców) mogą się dowiedzieć co naprawdę stało się i przesiliło w nauce ostatnich lat o człowieku: koniec już z mechanistycznym pojmowaniem skomplikowanego psychofizycznego organizmu człowieka!
Tak np. teoria o wyłącznej lokalizacji funkcji psychicznych w ośrodkach mózgu, jest dziś mocno zachwiana. Sprawa nie jest wcale taka prosta jak się to wydawało Wernickemu, Pawłowowi, czy Broce. Wzięła w łeb hipoteza, że wyobrażenia są „wpisane” w odpowiednie komórki mózgowe. Mechanistyczne ujęcie, że przez zniszczenie substancji mózgowej niszczeją i owe wyobrażenia, wpisane w dane komórki, nie znalazło potwierdzenia w faktach. Stwierdzono, że np. chorzy, którzy ulegli spowodowanej przez urażenie tzw. ośrodka Wernickego afazji sensorycznej (niezdolności rozumienia słów), w zależności od nastroju psychicznego rozporządzali raz większym, a drugi raz mniejszym zasobem słów (pod wpływem afektu chorzy mówią lepiej, niż w okresie zmęczenia). Jeden z psychiatrów podaje przykład klasyczny: chory, szukający słowa „nie” wykrzyknął wreszcie zrozpaczony: „ja nie umiem nawet „nie” powiedzieć”. Czyli: zaburzenia osobowości psychicznej nie dadzą się już dzisiaj rozwiązać jedynie przez analizę zaburzeń ośrodków mózgu. Toteż Frostig na zasadzie dzisiejszego stanu wiedzy wypowiada przekonanie, że kora mózgowa jest tylko narządem osobowości psychicznej człowieka, a nie tylko jej siedliskiem. Natomiast wielką rolę odgrywa tu tzw. napęd, i to odgrywa tak wielką rolę, że zaburzenia rozmaitych ośrodków mózgowych, przejawiają się często brakiem napędu. Ów zaś napęd jest to – „suma energii życiowo-uczuciowej, która napływa do ośrodków funkcjonalnych mózgu”.
Co to znaczy? Skąd ten napęd bierze swoją siłę? Tu już wchodzimy w problem istnienia osobnej energii psychicznej, problem, jak powiada Frostig, do dziś dnia nierozstrzygnięty. Nierozstrzygnięty dlatego, że przyrodnicy nie mogą ani rusz znaleźć źródeł tej energii psychicznej, a oczywiście jeszcze nie mają odwagi uciec się do kategorii nieprzyrodniczych. Wolą więc tylko delikatnie zaznaczyć, że istnieje pewna bliżej jeszcze nie zbadana zależność zmian napędowych od systemu gruczołów dokrewnych, wytwarzających w swych komórkach ciała chemiczne, zwane hormonami, a regulujących i utrzymujących w równowadze procesy fizjologiczne w organizmie ludzkim.
Tak więc dusza ludzka, której nie udało się zidentyfikować z mózgiem, ani która na razie nie chce się jakoś zmieścić w hormonach, zjawia się w nauce pod pseudonimem napędu czy energii psychicznej. To już wiele. Bardzo wiele. Zarozumialstwo przyrodnicze trąbi na odwrót.
Takich znamion odwrotu z ślepej uliczki mechanicznego poglądu na świat znajdujemy mnóstwo w książce Frostiga, referującej ostatnie zdobycze wiedzy. Choćby w jednym z najbardziej fascynujących rozdziałów o dziedziczności.
Tajemnica dziedziczności, która tak pasjonuje umysł ludzki, jest już dziś, przez rozwinięcie biologicznych podstaw słynnego prawa Mendla, prześwietlona bardzo głęboko. Oto mianowicie badaniami histologicznymi udało się wykryć, że właściwości dziedziczne związane są z pewnymi szczegółowymi formami, które znajdują się stale w jądrze każdej komórki rozrodczej. Ciałka te, które przez działanie pewnych barwników intensywnie się barwią, zostały nazwane chromosomami. Dla każdego gatunku zwierzęcego jest ilość chromosomów, zawartych w jądrach wszystkich komórek ustroju, zawsze ta sama. Każda komórka człowieka zawiera w sobie 48 chromosomów. Każda komórka rozrodcza, zarówno plemnik, jak i jajo, przebywa przed zapłodnieniem pewien cykl przemian, w których następstwie połowa chromosomów zostaje usunięta poza obręb komórki i ginie. Ponieważ zaś każdy chromosom z osobna jest nośnikiem innych właściwości dziedzicznych, przeto w akcie zapłodnienia łączy się 24 chromosomów noszących cechy dziedzicznie ojca z 24 chromosomami, noszącymi cechy dziedziczne matki w nową komórkę, zawierającą razem 48 chromosomów.
A teraz: które chromosomy po ojcu i matce z możliwych 48 i jakie właściwości dziedziczne zostają w akcie dojrzewania włączone? Ilość kombinacji, wynikających ze zmian permutacyjnych 48 czynników jest praktycznie nieskończona. Przypadek, że powstanie taka kombinacja, a nie inna… Zapewne. Ale gdy się to czyta, przychodzi na myśl analogiczny niemal przykład, jaki podaje Jeans w „Nowym świecie fizyki” o rozpadzie atomu radu, nie sposób przewidzieć, który z danej masy atomów rozpadnie się pierwszy. Przypadek? Jeans na to ma odpowiedź: nie przypadek, tylko wielka tajemnica, którą jednak możemy ująć matematycznie (w wypadku chromosomów będzie to formuła permutacji) a zatem musi się za nią kryć jakaś potęga wyznaczająca i kontrolująca, mająca coś wspólnego z naszym sposobem myślenia, wyrażającym się w matematyce. Czyli owa Wielka Myśl, która w metafizyce jeansowskiej jest synonimem Boga.
Nieustanność aspektów metafizycznych, odsłaniających się co krok w dzisiejszym stadium nauk przyrodniczych sprawia, że nawet ci uczeni, którzy w wywodach książkowych nie wykraczają ani o milimetr poza ramy terminologii swojej „ścisłej” wiedzy, zabarwiają jednak sposób przedstawienia rzeczy zupełnie inaczej, niż to miało miejsce do niedawna. Nawet w stylu pisarskim ginie przedział, który istniał dotąd między naukami przyrodniczymi a humanistycznymi. Książkę Frostiga czyta się z równym zainteresowaniem i zrozumieniem, jak np. książkę historyczną czy teoretyczno-literacką. Rzecz napisana jest z rozmysłem, tak, że równy z niej pożytek wynieść może fachowiec (który oczywiście zgruntuje ją głębiej), jak i każdy inteligent.
W pierwszej części daje Frostig, jak się już powiedziało, przegląd dzisiejszego stanu nauki o człowieku. Nagromadzone fakty z dziedziny filozofii, biologii i psychologii – jest tu i Freud, sprowadzony do właściwych wymiarów i nie bez pewnego uzasadnionego sceptycyzmu podana metoda testów psychologicznych, są typy konstytucjonalne Kretschmera i ich związek z charakterologią – układają się w umyśle czytelnika w obraz jasny i przejrzysty. Część II (Psychopatologia ogólna) i część III (Klinika zaburzeń psychicznych) zawierają już wiadomości bardziej specjalne. Ale i te wchłania się z niesłabnącym zaciekawieniem: poprzez nienormalne stany psychiczne rozumie się dopiero skomplikowany mechanizm psychiki ludzkiej. Przy tym np. charakterystyki typów psychopatycznych podane są w tak świetnej formie literackiej, że czyta się je jak charakterystyki beletrystyczne.
Zdarzyło się, że już po przeczytaniu „Psychiatrii” Frostiga miałem sposobność zapoznania się z jej autorem. Rozmowa potoczyła się o tych właśnie charakterystykach psychopatów. Zwróciłem uwagę na ich literackość.
– Ależ oczywiście! – zawołał autor „Psychiatrii” żywo. – My, psychiatrzy musimy się w opisie posługiwać bardzo podobną metodą do literatów. Powiedziałbym nawet więcej: przejęliśmy metodę od powieściopisarzy, tylko staramy się ją udoskonalić naukowo, uczynić bardziej ścisłą i dokładną w terminologii. Jakiż może być bowiem inny sposób odtworzenia czyjejś psychiki, co jest przecież stałem zadaniem psychiatry? Dostojewski, Proust czy Żeromski – to dla nas kopalnia. A ci pisarze osiągają nieraz taką celność w sprecyzowaniu pewnych stanów psychicznych do jakiej nam trudno dojść.
– Podam panu przykład. Jednym z częstych wypadków, z jakimi musi walczyć u chorych psychiatra, jest obluźnienie jądra osobowości psychicznej. Jak pomóc choremu w utwierdzeniu tego jądra osobowości, w odnalezieniu w sobie stałego punktu, jak mu wytłumaczyć o co chodzi? Uciekam się wtedy zawsze do „Popiołów” Żeromskiego. Pamięta pan tę scenę, kiedy Rafał Olbromski po śmierci Heleny de Witt w Tatrach, dostał się do więzienia na Orawie? Pamięta pan jego rozmowę z towarzyszem wspólnej celi, zbójnikiem Mocarnym? Mocarny opowiada Rafałowi o swych strasznych przejściach na karnym „sifcugu” na Dunaju. I Rafał rzuca wówczas pytanie: „Słuchaj, a jakżeś wytrzymał, jakżeś wyżył tyle lat?” Niech pan przeczyta odpowiedź Mocarnego, a znajdzie pan w niej najgenialniejsze, jakie znam, ujęcie sprawy jądra osobowości psychicznej.
Przeczytałem. Owa odpowiedź Mocarnego brzmi tak:
„– Jakek wyżył? He, bracie, powiem ci jako… Mas tu siedzieć – ani wiem, coś za jeden, ale cobyś wiedział: syćko przetrzymies, ino trza wiedzieć sposób.
– Jaki?
– Na jedno musis przystać: abo się głodem zamórz, łeb se o mur ozwal, abo kies chłop, kie mas siłę w żyłach i kościak, to se upatrz takie jedno miejsce w sobie, chyć się onego pazdurami – i trzym, a powiedz se tak: niekze ta! Niekze… Bij, kie mas wolom…
– Nic mi z twojej nauki… – rzekł Rafał, śmiejąc się ze swej gorzkiej doli, ostatnim uśmiechem.
– Bedzie cie biło rok, bedzie dwa. Ty sie trzym! Nic nie pytaj. Stępi się to złe, kij mu sie na drzazgi ostrzepie, straci władze i pójdzie se w djasi. Nie dam ci rady, rzece, boś chłop! Insy bedzie niby w sobie tęgi, ale go bieda w miesiąc stępi, bo siły nijakiej ni ma jako ten pniak w lesie; po wierchu mocny, ale go kopnij – ozleci sie, próchno z niego, jak ciasto. Taki se bedzie banował, a to na nic – to nagorse. Ty sie trzym! Choć i płono, choć i boli… Wytrzymies, nie bój sie nic. Ha, kie juz telo zdoles wytrzymać, to sie w tobie, bracie, siła zsiednie, jak krzemień. Władza na cie przyńdzie telo, co każdej biedzie do gardła skocys… A zdusis! Hej!”.
Oto przykład, jak psychiatria czerpie pomoc z literatury. Ale i literatura niejednego może się nauczyć z psychiatrii.
Stanisław Piasecki
17 lipca 2021 o 10:33
Stanisław Piasecki, ps. „Stanisław Mostowski” (ur. 15 grudnia 1900 we Lwowie, zm. 12 czerwca 1941 pod Palmirami) – polski działacz narodowy, dziennikarz, pisarz, żołnierz, publicysta, krytyk literacki i teatralny.
.
Brał udział w walkach o Lwów w 1918 i 1919. W 1920 jako ochotnik brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Studiował architekturę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie oraz prawo na Uniwersytecie Poznańskim. W tym czasie był członkiem Związku Akademickiego Młodzież Wszechpolska. W 1935 roku założył własny tygodnik literacko-artystyczny „Prosto z Mostu” prezentujący polską myśl nacjonalistyczną. Miał ambicje stworzenia z pisma prawicowej alternatywy dla lewicowo-liberalnego pisma „Wiadomości Literackie”.
.
Kiedy wybuchła wojna, zgłosił się na ochotnika do wojska. Stawiając opór wkraczającej znienacka Armii Czerwonej zdołał uniknąć sowieckiej niewoli i powrócił do Warszawy. Podjął działalność w strukturach konspiracyjnych Stronnictwa Narodowego. W grudniu ukazał się pierwszy numer podziemnego pisma pt. „Walka”, którego był współtwórcą i redaktorem. Redakcja mieściła się w mieszkaniu Piaseckiego. Fundusze na druk pisma czerpał z restauracji Arkadia, którą założył w suterenie Filharmonii Narodowej. W lokalu spotykali się młodzi konspiratorzy, a także nastoletni poeci: Onufry Kopczyński, Wacław Bojarski, Zdzisław Stroiński, Andrzej Trzebiński i Tadeusz Gajcy, którzy wkrótce założyli grupę literacką Sztuka i Naród. Przez jakiś czas gościom Arkadii na fortepianie przygrywał Witold Lutosławski.
.
W grudniu 1940 Piaseckiego aresztowało Gestapo. Po kilkumiesięcznych torturach w al. Szucha trafił na Pawiak. Po sąsiedzku, na oddziale kobiecym, znalazła się jego żona. 12 czerwca został rozstrzelany w Palmirach w zbiorowej egzekucji.
17 lipca 2021 o 10:34
„W chwili śmierci miał 41 lat. Przyszedł na świat we Lwowie, 15 grudnia 1900. Uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej i brał udział w III powstaniu śląskim. Już w latach studenckich związany z endecją, działał w Młodzieży Wszechpolskiej.
.
Po ukończeniu ekonomii na uniwersytecie w Poznaniu, przeniósł się do Warszawy, gdzie rozpoczął współpracę z „Gazetą Warszawską”. W 1935 roku założył własny tygodnik kulturalny „Prosto z Mostu”.
.
- Prawica zyskała tym tygodnikiem znakomite pismo społeczno-kulturalne, które bez kompleksów mogło rywalizować z dominującymi dotąd w tym segmencie prasy, lewicowo-liberalnymi „Wiadomościami Literackimi” – mówił dr Janusz Osica w audycji Andrzeja Sowy i Wojciecha Dmochowskiego z cyklu „Kronika niezwykłych Polaków”.
.
„Eksponowało swój katolicyzm, było nieprzejednane wobec liberalizmu i rozwiązań ustrojowych zachodniej demokracji, głosiło antysemityzm” – taka charakterystyka „Prosto z Mostu” przytoczona zostaje w audycji z cyklu „Kronika niezwykłych Polaków”. Stefan Kisielewski tak charakteryzował Piaseckiego w swoim „Abecadle Kisiela”: „szalenie ideowy, szalenie żarliwy, okropny nacjonalista, antysemita (…). Wielki talent redaktorski. Nawet ludzie, którzy nie zgadzali się z tą jego linią, pisali dla niego”.”
polskieradio24.pl/39/156/Artykul/1629500,Stanislaw-Piasecki-redaktor-ze-szkoly-Dmowskiego