Pamiętam czerwcowe dni 1992 roku, kiedy miałem tę przyjemność uczestnictwa w Pielgrzymce Tradycji Katolickiej na trasie Chartres-Paryż. Było to moje pierwsze, osobiste spotkanie z Kościołem wolnym od modernizmu i soborowych wypaczeń. Na francuskich ścieżkach naszej trzydniowej wędrówki, poznałem istotę właściwej jedności chrześcijańskiej. Coś, czego nie można było porównać z atmosferą religijną naszego Kraju, mimo tak spektakularnej i powszechnej religijności oraz całokształtu tegoż folkloru. To tak, jakby porównać zderzenie świata zatartych drogowskazów, z rzeczywistością średniowiecznej mistyki, tak niezwykłej, fascynującej, wzbudzającej u ludzi szacunek. Jako osoba, która nie miała wcześniejszej możliwości uczestnictwa w mszach rytu trydenckiego, było to niezwykłe przeżycie, które rzuciło blask prawdy, wytyczając dalszą drogę mojej Wiary. Dla przybyszy z piastowskiego kraju wiele mogłoby dziwić w państwie, które nosi miano „najstarszej Córy Kościoła”. Chociażby to, że owe kościoły podczas nabożeństw niedzielnych najczęściej są puste. W życiu religijnym Francja posunęła się do stanu mody na bezbożność, a szacunek do miejsc kultu religijnego, ogranicza się jedynie do podziwu architektury sakralnej. W takim kraju, Kościół Katolicki, wierny swojej misji i nauce, zapełniał jedną paryską świątynię St. Nicolas du Chardonnet, wywalczoną przez wiernych dla sprawowania Mszy Trydenckiej.
W państwie, które głośno krzyczy o prawach człowieka i o równości społecznej, katolicy są traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Manifestacja takiej religijności we Francji niesie w sobie ryzyko drwin, szyderstw, obelg, różnego rodzaju nacisków ze strony „oświeconego” bractwa. Mowa oczywiście o katolicyzmie tradycyjnym, bowiem tylko taki w osobie kapłanów bywa widzialny. Księża z kręgu novus ordo już dawno tam porzucili swoje sutanny, aby z różnych powodów nie dawać przykładów nietolerancji (!!!). Tak, więc jedynie kapłani katolickiej Tradycji bywają rozpoznawalni na paryskich ulicach i to oni doświadczają dobrodziejstw demokracji. Paradoksalnie, to najwięcej przykrości oraz utrudnień katolikom tradycyjnym, nie sprawiła masońska V republika, ale moderniści, którzy starali się za wszelką cenę udusić w zarodku to, co zostało konsekrowane przez Piusa V „po wsze czasy”. To dlatego, wszystkie świątynie katolickie, chociaż ziejące pustką, były zamknięte dla wiernych tradycji, którzy tysiącami przybywali na pielgrzymkę Chartres-Paris. Msza św., zamiast w katedrze, została odprawiona na polach przed świątynią, podobnie jak Msza, która kończyła nasze trzydniowe pielgrzymowanie- u stóp bazyliki Sacre-Coeur, na wzgórzu Montmartre. Wędrując drogami zielonych pól galijskich, czuliśmy wyraźnie, ze to my jesteśmy tym kościołem katolickim, który niesie Prawdę. Ten Kościół łaciński, pojawiał się na ulicach stolicy Francji w pielgrzymowaniu i głoszeniu tego, co było domeną kapłanów i wyznawców przed Soborem Watykańskim II, a wcześniej stanowiło atak wszelakich lóż oraz antykatolickiej synarchii. Tradycja Katolicka, której kulminacją było wyświęcenie przez abpa M. Lefebvre`a, czterech biskupów, dnia 30 czerwca 1988 roku, otworzyła oczy zarówno katolikom, jak i przeciwnikom Kościoła. Ci pierwsi, zagubieni, ale wierni tradycji, dostali to, na co czekali od wielu lat. Uzyskali możliwość uczestnictwa w Kościele wszech czasów, bez fałszywie pojętego ekumenizmu, wypaczania magisterium oraz protestantyzacji liturgii i rytów. Wszyscy poszukujący Wiary, chcący ja rozumieć i przeżywać w taki sposób, w jaki robili to chrześcijanie od czasów Soboru Trydenckiego, uzyskali taką możliwość. Dzięki Bractwu św. Piusa X, Tradycja katolicka przetrwała – dała początek odrodzeniu duchowemu wielu ludziom na świecie.
Wrogowie Kościoła Rzymskiego stale widzą w Tradycji zagrożenie dla modernistycznej i synkretycznej wizji świata. Świata, dla którego kościół posoborowy jest w stanie odrzucić ortodoksję katolicką w imię ekumenizmu. Jan XXIII, Paweł VI i Jan Paweł II pielęgnowali takiemu obrazowi chrześcijaństwa, w którym Kościół rezygnował systematycznie ze swojego oręża. Jednostronnie ulegał przeobrażeniu w kierunku instytucji humanistycznej, oczywiście nie całkowicie, ale w sposób niezwykle zauważalny. Niektórzy z obserwatorów trafnie oceniali spotkania ekumeniczne mianem „kotła wyznań”, z którego poza wrzeniem nic nie wynika. Ale moderniści osiągali przy tym to, co Święci Kościoła przez wieki całe potępiali i przed czym napominali papieży, kapłanów i wiernych. Przeszło dwadzieścia jeden lat po tzw. „schizmie”, jak ten stan wyższej konieczności nazywali moderniści, ojciec święty Benedykt XVI, dnia 21 stycznia 2009 roku zdjął owa ekskomunikę, przywracając całemu Bractwu Świętego Piusa X pełnię praw kanonicznych, choć do całkowitej regulacji jego statusu, zapewne jeszcze długa droga. Pamiętam jeszcze te czasy, kiedy Bractwo było traktowane przez niektórych kapłanów gorzej niż protestanckie sekty. Prawda zwyciężyła; po tylu latach nadziei, trwania w Wierze, po latach wytężonej pracy codziennej ofiarnych kapłanów, dla których słowa Jezusa Chrystusa były rozumiane jednoznacznie. Pracę, która wykonało Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X, to olbrzymie dzieło ocalenia Kościoła, głoszenie wiernym właściwej nauki, wolnej od błędów, wolnej od herezji, a przede wszystkim stała obecność szczególnie tam, gdzie istnieje potrzeba ocalenia depozytu Wiary. Nie można nie zauważać tego wszystkiego, czego dokonało Bractwo przez kilkadziesiąt lat ad majorem Dei gloriam. Może właśnie dlatego katolicy i kapłani dostrzegli w tym ostatnią deskę ratunku dla całego Kościoła, ratunku, który rozpoczyna się powrotem na drogę wierności magisterium. Może wreszcie zauważono, iż Kościół Rzymski nie jest od prowadzenia dialogu, ale przede wszystkim od głoszenia prawdziwej nauki, od nawracania; a chwały nie przynoszą mu jakiekolwiek reformy czy ekumenizm, a jedynie powiększające się zastępy świętych, wyznawców czy męczenników? Oceniając pontyfikat Jana Pawła II, jako jego rodacy, odnosimy wrażenie, ze był to przede wszystkim „nasz” papież, a nie papież Kościoła.
Bardzo subiektywne były nasze wrażenia, zawężające się raczej do relacji Polska-Watykan. Osobiście przekonałem się, że sam fakt posiadania Papieża-Polaka na Stolicy Apostolskiej, narzuca nam zbyt płytką oraz jednostronną ocenę jego pracy dla całego Kościoła na świecie. Widzieliśmy w nim, słusznie zresztą, największego Polaka, nie tylko XX wieku. Ale czy takie postrzeganie Karola Wojtyły, mogło nas zwolnić od krytycznej oceny jego pontyfikatu, jako głowy całego Kościoła? Benedykt XVI, dekretem z dnia 21 stycznia b.r., usunął kość niezgody, której autorem był jego poprzednik. Jednak mówienie o przezwyciężeniu kryzysu w Kościele, to ciągle zbyt daleko idące słowa. Przeciwnicy Tradycji, to przecież nie tylko wrogowie chrześcijaństwa, ale i niektórzy kapłani katoliccy, teologowie, dla których synkretyzm oraz wizja powszechnego braterstwa wyznań, zaciemniła i rozmyła istotę ich powołania, oraz charakter pracy apostolskiej. Zwycięstwo Tradycji w życiu Kościoła jest sygnałem, wskazującym właściwy środek zaradczy. Na Msze św. odprawiane w rycie tradycyjnym przychodzi coraz więcej wiernych. Nie są to jedynie osoby starsze, pamiętające czasy przedsoborowe, ale uczestniczą młodzi ludzie w wielu przypadkach wraz ze swoimi rodzinami i potrafią znakomicie odnaleźć w tym wszystkim swoją wewnętrzną drogę do sacrum.
Dzieło arcybiskupa Marcela Lefebvre`a, nie przeszło bez echa, nie wypaliło się, jak pragnęli tego wrogowie Świętej Wiary. Depozyt Tradycji został wielokrotnie pomnożony. Kościół wojujący – Kościół krucjat i świętych, Kościół wyznawców, mistyków i patriarchów, Kościół męczenników oraz ascetów; Święty Kościół Rzymski nie uległ herezji ekumenizmu, nie utonął w morzu modernistycznej poprawności oraz błędów. Chociaż nawet niektórzy ludzie prawicy narodowej potrafili odnosić się krytycznie do decyzji abpa Lefebvre`a, to Prawda i tak zwyciężyła! Drogą wiary i nadziei podążaliśmy wtedy nie tylko z Chartres do Paryża, ale z mroków świata ku światłości Nieba… Deo gratias, Monsigniore!
Tomasz J. Kostyła
11 lipca 2021 o 13:53
Szacun dla Tomka za obronę Tradycji i wierność poglądom przez tyle lat.
13 lipca 2021 o 18:40
Przypomne super wiersz Adama Asnyka, bardzo go polubilam w wykonaniu”Piwnicy pod baranami” Poezja spiewana cudowne:))
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich, ktorym los Polski I Europy lezy na sercu..
Miejmy nadzieję!
Miejmy nadzieję!… nie tę lichą, marną,
Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera,
Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno
Przyszłych poświęceń w duszy bohatera.
Miejmy nadzieję!… nie tę chciwą złudzeń,
Ślepego szczęścia płochą zalotnicę,
Lecz tę, co w grobach czeka dnia przebudzeń
I przechowuje oręż i przyłbicę.
Miejmy odwagę!… nie tę jednodniową,
Co w rozpaczliwym przedsięwzięciu pryska,
Lecz tę, co wiecznie z podniesioną głową
Nie da się zepchnąć z swego stanowiska.
Miejmy odwagę!… nie tę tchnącą szałem,
Która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem
Przeciwne losy stałością zwycięża.
Miejmy pogardę dla wrzekomej sławy
I dla bezprawia potęgi zwodniczej,
Lecz się nie strójmy w płaszcz męczeństwa krwawy
I nie brząkajmy w łańcuch niewolniczy.
Miejmy pogardę dla pychy zwycięskiej
I przyklaskiwać przemocy nie idźmy!
Ale nie wielbmy poniesionej klęski
I ze słabości swojej się nie szczyćmy.
Przestańmy własną pieścić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić:
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
Mężom przystoi w milczeniu się zbroić…
Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje
I przechowywać ideałów czystość;
Do nas należy dać im moc i zbroję,
By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość.
6 maj 1871
ADAM ASNYK: POEZJE