Ujmując jak najkrócej nasze położenie gospodarcze, powiemy: Polska ma znaczne zasoby naturalne i gęstą ludność, silnie wzrastającą, brak jej narzędzi produkcji, brak jej pełnego wyzyskania sił produkcyjnych, czyli brak jej kapitału. Jeżeli ludność wzrosła a kapitał odpowiednio się nie powiększa, to wtedy maleje dobrobyt ludności. Jeżeli w Polsce ludność wzrosła co najmniej o 400.000 głów, to nie wystarczy utrzymać sił wytwórczych kraju na dotychczasowym poziomie; musi się je powiększyć w szybkim bardzo tempie, bo w przeciwnym razie zapanuje na trwałe bieda i zmaleje znaczenie Polski w świecie, przybliżą się zagrażające jej niebezpieczeństwa. Innymi słowy, trzeba wytwarzać kapitał produkcyjny. Proces jego nagromadzania się tylko wtedy odbywać się będzie pomyślnie, gdy sprzyjać mu będzie polityka państwa, gdy pomnażania kapitału nie będzie się uważało za przestępstwo, gdy każdy, kto chce oszczędzać, będzie miał pewność, że jego oszczędności nie ulegną konfiskacie lub zniszczeniu. Dzisiejsza wytwórczość wymaga nakładów długoterminowych, amortyzujących się nieraz dopiero po bardzo długich latach. A więc warunkiem jej podtrzymania i rozwoju jest powszechne przeświadczenie, że można bezpiecznie kapitały umieszczać w produkcji, że nie zmarnuje ich żadna zmiana ustroju państwa, ani żadna polityka państwowa.
Powiedzmy wyraźnie: podstawą rozwoju gospodarczego jest bezpieczeństwo własności. Nie wynaleziono dotychczas systemu, który by mógł zastąpić skutecznie ustrój oparty na prywatnej własności. Zasady jej, zachwiane mocno w wielu państwach w okresie, który bezpośrednio nastąpił po wojnie, odzyskują swoje dawne znaczenie, jako podstawa wytwórczości i całego ustroju społecznego. Godzi się z niemi nawet socjalizm w państwach zachodnich, gdy dochodzi do władzy. Im szybszy jest powrót do tych zasad, im radykalniej zrywa się z niedorzecznością socjalizacji życia gospodarczego, tym szybszym jest wyzdrowienie z powojennego kryzysu. Tak np. śmiałość prywatnej inicjatywy i wiara społeczeństwa w bezpieczeństwo kapitału, ulokowanego w produkcji, jest jedną z podstaw odradzającej się potęgi gospodarczej powojennych Niemiec.
Polska leży między Zachodem i Wschodem. To położenie wycisnęło swoje piętno na naszym ustroju społecznym, na naszym ustawodawstwie i tendencjach społecznych. Jakkolwiek wzorujemy się nieraz niewolniczo na urządzeniach zachodnich, to jednak, o ile chodzi o stosunek naszego ustawodawstwa i polityki do zasady prywatnej własności, wpływy wschodnie, powiedzmy wyraźniej wpływy bolszewickie, są bardzo duże. Im prędzej przezwyciężymy ten „Wschód w Polsce”, tym mocniejsze podstawy zyska nasz rozwój gospodarczy.
Albowiem ponad wszystkimi błędami i konkretnymi niedomaganiami naszej polityki gospodarczej góruje jedna ważna przeszkoda: uczucie niepewności, czy warto robić nakłady na dłuższą metę, czy warto lokować pieniądze w produkcji, która natychmiast nie przynosi rezultatów. U nas nie tylko że mało jest kapitału, ale i ten, co jest, lęka się trwalszych produkcyjnych zatrudnień. Obawia się, że z powodu podatków nie będzie dość rentowny. Lęka się, że w polityce wezmą górę żywioły kapitałowi wrogie i zastosują do niego represje. W tych warunkach także i ludzie mniej zamożni wolą nie nieść swoich oszczędności do kas i banków, lecz nieprodukcyjnie chowają je u siebie. Wiele jednostek wciąż jeszcze kupuje dolary lub otwiera sobie rachunek w bankach obcych, ze szkodą dla gospodarstwa narodowego. Popyt na papiery długoterminowe jest słaby; jeżeli wzrasta, to bardzo wolno. Wielu ludzi zamiast niepewnych korzyści z oszczędzania, woli przyjemność płynącą z natychmiastowej konsumpcji. W tych warunkach może rozwinąć się pogoń za doraźnymi zyskami, zapanować kapitał spekulacyjny, tuczący się na ogólnym zubożeniu, gdy ledwo wegetuje kapitał wytwórczy.
Jak rozproszyć te obawy, jak zapobiec tym różnym niebezpieczeństwom? W normalnych warunkach gwarancją trwałości ustroju społecznego są ustawy państwa. Ale ustawy wystarczą, gdy w parze z niemi idzie poczucie prawne społeczeństwa, gdy siła opinii publicznej jest tak wielka, że nie dopuści ona do aktów przeciwnych poczuciu prawnemu. Własność prywatna musi być zagwarantowana mocniej, niż przez zwyczajne, pisane ustawy; musi stać się instytucją społeczną, której nie wstrząsają ani zmiany rządu, ani zmiany ustaw. Przez szereg lat trawiła nas gorączka ustawodawcza. Uchwala się szybko różne ustawy, nie zawsze zgodne z konstytucją, nie zawsze dostatecznie przemyślane, często niewykonalne i nie wykonywane w praktyce. Los najważniejszych ustaw zawisł często od przypadku, od paru głosów większości. Nie stworzono u nas w Izbie wyższej dostatecznie silnego hamulca przeciw zbyt pośpiesznemu ustawodawstwu. Zmieniające się często rządy nie przeciwdziałały eksperymentom ustawodawczym, milczały nieraz w najważniejszych sprawach, nie chcąc narażać się przypadkowym większościom. Duch kompromisu nie miał granic, nieraz godzono się na mniejsze zło, by uniknąć większego, w rezultacie słabła powaga nawet i tych żywiołów, które reprezentowały w parlamencie pierwiastek rozwagi i umiarkowania. W ostatecznym wyniku brak jest wiary w trwałość naszej linii ustawodawczej, nawet dobra ustawa nie jest w możności przywrócić zachwianego zaufania, bo każdy się obawia, że ustawę można zmienić jutro lub za miesiąc w kierunku zupełnie nieoczekiwanym. Obecnie parlament nie ma dawnej siły i powagi, pędzi żywot anemiczny. Ale nie wzmogła się wiara w trwałość naszego ustroju społecznego, a równocześnie wzrosły na sile żywioły przewrotowe.
W tych warunkach niema mowy o atmosferze, sprzyjającej odbudowie sił wytwórczych, o wzmożeniu naszej produkcyjnej pracy w takim tempie, jakiego wymaga nasza liczba ludności, nasze zasoby naturalne i niebezpieczne położenie międzynarodowe. Nie można się tym pocieszać, że osłabł rozpęd radykalizmu społecznego, że zawiodły próby upaństwowienia wszystkiego naokoło i że żywioły socjalistyczne zajmują pozycję raczej obronną i są skłonne do kompromisu. Niewątpliwie smutne doświadczenia wykazały bezsensowność prób socjalizacji naszego życia gospodarczego, ale jest ono wciąż jeszcze zbyt mocno przesiąknięte pierwiastkami socjalistycznymi, by mogło nabrać należytego rozpędu. Jeżeli socjaliści zapowiadają, że na razie nie pragną ostrej walki z kapitałem, i chcą zaczekać, aż ten kapitał się wzmoże, by wówczas przypuścić do niego szturm generalny, to ta perspektywa nie jest zbyt zachęcająca, o ile by w przyszłości socjalizm miał szerzej wywierać stanowczy wpływ na nasze życie państwowe. W tych warunkach nie może być mowy o powrocie wstrząśniętego zaufania.
Ustrój społeczny, w którym żyjemy, nie jest dostatecznie utrwalony. Zagrażają nam wrogowie jawni w postaci komunizmu i wrogowie ukryci, którzy co prawda odraczają na później swoje ataki, lecz niemniej podrywają zaufanie w trwałość stosunków społecznych. W tej atmosferze braku zaufania w przyszłość i niepewności, nie wystarczy wiadomość, że rząd, który w danej chwili rządzi, liczy się z koniecznościami życiowymi i nie zamierza atakować prywatnej własności. Rządy są zmienne, ustawy i dekrety też łatwo się zmienia. W czym innym trzeba szukać bardziej trwałych gwarancji. By społeczeństwo mogło uwierzyć, że naprawdę w Polsce wytwórczość jest bezpieczna, że można robić nakłady, z których będą istotnie korzystały przyszłe pokolenia, że można pracować z wiarą, że się dzieciom zostawi nienaruszony owoc pracy życia, trzeba czegoś więcej, niż deklaracji rządowych, niż ustaw i dekretów, niż bankructwa zapędów socjalistycznych. Trzeba zorganizować naród na zasadach poszanowania prawa własności i porządku prawnego. Organizacja ta musi być tak silna, by przetrzymała wszelkie wstrząśnienia, by siłą reprezentowanej przez siebie opinii mogła przeciwstawić się wszelkim próbom przewrotu i usiłowaniom radykalizmu, niszczącego wytwórczość. Taka organizacja nie może być tylko organizacją czynników, bezpośrednio zainteresowanych w bezpieczeństwie kapitału, czynników ekonomicznie silnych. Poszanowanie prawa własności musi tkwić w masach. W tej organizacji obok pracodawców muszą się znaleźć i pracownicy, obok wielkich kapitalistów i mali kapitaliści. Gdy ogromna większość społeczeństwa zrozumie, że bezpieczeństwo prawa własności, możność gromadzenia oszczędności i rozszerzenie warsztatów pracy produkcyjnej jest niezbędnym warunkiem naszego rozwoju gospodarczego, że jest koniecznością chroniącą nas od bezrobocia, nędzy i zależności od obcych, to wówczas wróci zaufanie i nasze życie gospodarcze nabierze pełnego rozpędu. Jeżeli zaś warstwy tak zwane „gospodarcze” nie zrozumieją tych wielkich celów politycznych, a poprzestaną na doraźnych koncesjach, które można uzyskiwać od każdorazowego rządu, a jeżeli z drugiej strony głodni i bezrobotni pracownicy będą nadal widzieli w kapitale swojego wroga, którego bezlitośnie trzeba tępić, to czekają nas bardzo smutne przejścia.
Wniosek stąd bardzo wyraźny: potęga gospodarcza narodu zawisła jest w dzisiejszej dobie od tego, czy ten naród wzmaga swoje siły wytwórcze, czy gromadzi kapitał. O gromadzeniu kapitału nie może być mowy, jeżeli w społeczeństwie nie ma przekonania o bezpieczeństwie rezultatów oszczędności i pracy, jeżeli poderwana jest lub może być poderwana zasada prywatnej własności. By zabezpieczyć jej poszanowanie, by zapobiec zamachom na nią, naród musi być mocno zorganizowany, by zdołał wymóc na wszystkich bezwzględne uznanie dla powyższych zasad i umiał przeciwstawić się wszelkim próbom zamachów na podstawy ustroju społecznego.
prof. Roman Rybarski
4 maja 2021 o 20:40
Roman Rybarski urodził się 3 lipca 1887 roku w Zatorze, zmarł 6 marca 1942 roku w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau.
.
Był ekonomistą, posłem II i III kadencji II RP, kluczowym działaczem Narodowej Demokracji, profesorem, ministrem skarbu (w latach 1919-1921) oraz dyrektorem departamentu skarbu. Pochodził ze starej rodziny mieszczańskiej; w latach 1898-1906 r. uczęszczał do gimnazjum w Rzeszowie. Studiował na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, w 1910 r. uzyskał tytuł doktora praw. W grudniu 1910 r. rozpoczął pracę jako praktykant w Namiestnictwie. W tym samym roku dołączył do Ligi Narodowej. Rok później wyjechał do Oxfordu, Londynu i Paryża, w 1912 r. odwiedził USA i Włochy. W latach 1912-1913 r. zakończył przewód habilitacyjny; pracował na UJ jako docent prywatny, a cztery lata później został profesorem nadzwyczajnym w zakresie skarbowości. Dzięki działalności publicystycznej stał się czołowym działaczem ruchu narodowego.
.
W 1919 roku wyjechał do Paryża jako ekspert delegacji polskiej na konferencji pokojowej. Zajmował się także emisją waluty a od lutego 1920 r. pracował w Ministerstwie Skarbu przy Władysławie Grabskim, skąd odszedł w 1921 r. Kilka miesięcy później Senat Politechniki Warszawskiej powołał go na katedrę Ekonomii Politycznej; w październiku 1922 został profesorem zwyczajnym. Po powrocie z Paryża odgrywał znaczącą rolę w Związku Ludowo-Narodowym, działał jako lider obok Romana Dmowskiego; był ekspertem gospodarczym – sformułował program gospodarczy i społeczno-narodowy podczas konferencji krajowej w 1925 r. W grudniu 1926 r. utworzono OWP (Obóz Wielkiej Polski), w którym Roman Rybarski miał silną pozycję – zajmował się zagadnieniami politycznymi. W marcu 1928 roku został Posłem II Kadencji II RP oraz został przewodniczącym koła parlamentarnego Związku Ludowo Narodowego.
.
Po podziale narodowców na “starych” i “młodych” Roman Rybarski znalazł się we frakcji “starych”. Od 1930 r. był aktywnym posłem w Sejmie II i III Kadencji. Po 1935 roku władzę w OWP przejęli “młodzi”, w związku z tym Rybarski nie odgrywał znacznej roli w tym ugrupowaniu. Rok później ukazała się jego ostatnia praca “Skarb i pieniądz za Jana Korybuta i Jana III” z serii “Handel i polityka handlowa Polski w XVI stuleciu”, podczas wojny zginęła praca poświęcona czasom Zygmunta Augusta. Wydał w tym samym czasie “Idee przewodnie gospodarstwa Polski”. Sprzeciwiał się monopolom, koncesjom, przymusowym ubezpieczeniom społecznym, wysokim podatkom i pożyczkom na wysoki procent.
.
Po wybuchu II w. ś. został prezesem Stronnictwa Narodowego. Od września 1939 działał też w organizacji Służba Zwycięstwu Polski. W 1941 r. objął stanowisko dyrektora departamentu skarbu w ramach Polskiego Państwa Podziemnego. 17 maja został aresztowany razem z 70 innymi członkami SN i wywieziony do Oświęcimia. Po kilkumiesięcznym pobycie zmarł z powodu choroby lub został rozstrzelany w marcu 1942 roku.