Schemat jest ten sam w każdym kraju. Najpierw powoływanie się na jakieś śmieszne głosowanie, w wyniku którego wykreślono homoseksualizm z listy chorób. Później oswajanie zboczeń w mediach, a na końcu więzienia dla tych, którzy nie godzą się z narzucanymi przez dewiantów postulatami (walka z „homofobią”). W Polsce zwyrole bazują również na jakiś ckliwych historyjkach.
Właśnie porozlepiali na ulicach miast plakaty z napisem „kochajcie mnie mamo i tato”. Chodzi o to, że według statystyk 80 procent rodziców „nie akceptuje” dzieci oddających się sodomii. A zdaniem organizatorów kampanii, powinni „akceptować”. Przypomina mi to dyskusję sprzed lat z panem Biedroniem i panem Poniedziałkiem, w której uczestniczył jeszcze pan Janusz Majcherek, no i ja. Dyskusja nie była ciekawa, bo panowie sodomici ograniczali się do przedstawiania postulatów roszczeniowych, na które zareagowałem, że tolerancja oznacza cierpliwe znoszenie czegoś, z czym się nie zgadzam, co uważam za wstrętne i niebezpieczne, ale z racji wyższego rzędu, jak np. spokoju społeczny, czy miłości bliźniego, cierpliwie to znoszę. Na to pan Majcherek uświadomił mnie, że tak było kiedyś, a teraz to już nie wystarczy. Teraz tolerancja oznacza akceptację. Ale konieczność akceptacji oznacza, że nie mogę już ujawnić swego zdania, jeśli okazałoby się sprzeczne z rozkazem akceptacji. Tak oto społeczeństwo zostało sterroryzowane przez wpływowych promotorów zboczeńców, którzy zresztą swoich przypadłości nie uważają za zboczenie, powołując się na uchwałę podjętą w 1990 roku przez WHO w drodze głosowania. Mniejsza już o kompetencje tej zbiurokratyzowanej szajki, ale co możemy ustalić przez głosowanie? Tylko – jak głosowali uczestnicy tego przedsięwzięcia – bo już nawet nie to, o czym wtedy myśleli i czym się kierowali. Jest to więc opinia absolutnie bezwartościowa i gdyby nie przedstawili jej wysoko postawieni biurokraci, tylko jakiś zwykły obywatel, to w najlepszym razie nikt nie zwróciłby na niego uwagi, a w najgorszym – oddał w ręce infirmerów. Tymczasem w ciągu ostatnich 30 lat ta opinia awansowała do rangi dogmatu, z którym nie można dyskutować, tylko przyjąć go do aprobującej wiadomości. Na jej podstawie organizatorzy kampanii chcą zmusić, a w każdym razie nakłonić rodziców, by pod groźbą oskarżenia o „homofobię” przynajmniej udawali, że kochają swoje dziecko, bez względu na to, co ono robi. Jest to oczywiście forma totalniactwa, ale nie o to już chodzi, tylko przede wszystkim o powtórkę z historii, Podobnie jak za bolszewików, wszyscy mają zostać poddani terrorowi doktrynerskich urojeń, nie mających żadnego pokrycia w rzeczywistości. Tymczasem „homofobia” jest zdrowym społecznym odruchem obronnym przez terrorem tego doktrynerstwa, a przede wszystkim – jego tragicznych społecznych następstw – bo przecież wszystkie zboczenia też obracają się wokół fizjologii.
Na podstawie: nacjonalista.pl/michalkiewicz.pl
Pismo Święte i Tradycja przeciwko zboczeniom
Kampanie polskich nacjonalistów przeciwko zboczeniom
Najnowsze komentarze