Maurycy Barrès, jako pisarz i artysta, należy do literatury pięknej. Wszelako forma powieściowa, której w swych utworach używa, oraz poetyczny sposób przedstawienia rzeczy — są wyrazem myśli filozofa i myśliciela społecznego a czynny udział w życiu publicznym i działalność publicystyczna czynią z niego polityka praktycznego.
Zastrzec się więc musimy z góry, że jeśli zamierzamy pisać o Barrèsie, to tylko jako o myślicielu i polityku, a nie jako o pisarzu i artyście. Nie będziemy więc ani roztrząsali jego sposobu pisania, ani usiłowali oznaczyć jego stanowisko i miejsce w literaturze francuskiej. Niechaj się tym zajmują krytycy literaccy, odpowiednio uzdolnieni i przygotowani. Zamierzamy natomiast zwrócić uwagę czytelnika polskiego na myśliciela, który w rozwoju swej myśli o istocie społeczeństwa i zadaniach człowieka doszedł do poglądu identycznego z tym, który stanowi głębszą treść kierunku demokratyczno-narodowego w Polsce. Ten swój pogląd Barrès nazwał nacjonalistycznym.
Interesować nas przeto może Barrès nie tyle ze względu na wyniki swych rozmyślań, bo w nich nie znajdziemy dla siebie nic nowego, nic takiego, czego by już nie było w pismach twórców kierunku demokratyczno-narodowego, ile raczej ze względu na drogę, którą myśl tego wybitnego pisarza przebyła, oraz na głębokie ujęcie i artystyczną formę przedstawienia rzeczy. Zaczął Barrès od założeń krańcowego indywidualizmu i długą a mozolną pracą wewnętrzną doszedł do nacjonalizmu; dzieła jego przeto nie są zwartym i logicznym wykładem skończonej doktryny, lecz raczej szczerym i wiernym pamiętnikiem rozwoju wewnętrznego. „Nie szedłem – mówi autor – wprost ku prawdzie, jak strzała do celu. Ptak, lecąc, szuka drogi, drzewa w moim kraju rosnące wypuszczają gałęzie stopniowo, jedne wystrzelają z drugich, wszelka też myśl postępuje stopniowo. Nie znaleziono ranie, jak perłę skończoną, pewnego pięknego poranku między dwiema połowami muszli. W dziele moim niema sprzeczności, lecz jest rozwój; nie panuje w nim wprawdzie logika szkolna, lecz jest natomiast wyższa logika—drzewa szukającego światła i rozwijającego się pod wpływem konieczności wewnętrznej”. Barrès jest nieodrodnym dziecięciem swego czasu i warunków, w których się rozwijał. Zna cały współczesny ruch filozoficzny, naukowy i literacki, a krytycyzm, sceptycyzm i wszelkie prądy, nurtujące w umysłowości końca XIX-go wieku, nie są mu obce. Nie zamykał przed nimi swego wrażliwego umysłu, lecz wziął je w siebie, przetrawił, sprawdził i… przezwyciężył. Wyniki przeto, do których doszedł, tym są ciekawsze i gruntowniejsze, a wiara jego, lubo wyrażona słowami używanymi już nieraz, posiada treść nową i ważną, nie przeciwstawia się życiu współczesnemu, nie jest negacją najnowszych zdobyczy ducha ludzkiego, lecz ich opanowaniem i zharmonizowaniem, syntezą, dokonaną przez jednostkę wrażliwą, posiadającą umysł niezwykły i dar słowa niepospolity. Mutatis mutandis można porównać dzieło Barrèsa z tym, co dla Polski zrobił Wyspiański. Poeta nasz był również człowiekiem na wskroś współczesnym, znającym wszystko, co poruszało umysły poetów i myślicieli nie tylko w Polsce, lecz i w innych krajach. Rozpoczynał dzieło swoje w czasach, gdy wiele haseł, do niedawna świętych, zaczęto uważać tylko za słowa beztreściwe. Humanitaryści, etycy i esteci zgodnie uznali, że do rzędu przeżytków i starych rupieci zaliczyć należy pojęcia ojczyzny, narodu, patriotyzmu. Wyspiański pracą ducha swego, poprzez najśmielsze rzuty myśli ludzkiej, doszedł do pospolitego zda się wniosku, że „Polska — to jest wielka rzecz”, właściwie zaś słowom tym nadał treść nową, a dawnym hasłom przywrócił siłę i znaczenie. Kto chce, by ostateczny wniosek jego rozumowania wyraził się w twierdzeniu: „Polska — to jest wielka rzecz”, ten musi oprzeć się na przesłance, że każdy naród, każda zbiorowość ludzka, mająca cechy narodu. Test „rzeczą wielką” dla jednostki, jest nią i dla ludzkości. W takim znaczeniu porównywamy dzieło Barrèsa z dziełem Wyspiańskiego.
Wcześnie zaczął Barrès zawód pisarski, bo jeszcze jako dwudziestoletni młodzieniec wydał pierwszy tom swych prac pod napisem: „Sous l’oeil des barbares”, w których wystąpił przeciwko tym, którzy inaczej niż on pojmowali zadania życia, przeciwko „barbarzyńcom, mającym odmienne o życiu marzenie”. Młody wychowaniec centralistycznej i niwelującej szkoły francuskiej po opuszczeniu jej murów postanowił rozwijać się podług swej własnej logiki, zburzyć w sobie wszystko, co było naleciałością z zewnątrz, obcą jego duchowi, i znaleźć własnym wysiłkiem cel życia, zrozumieć jego sens i zadania. Metoda, którą świadomie czy nieświadomie zastosował, jest metodą, sformułowaną przez Kartezjusza: zacząć od wątpienia o wszystkim, szukać prawd oczywistych i z nich dopiero budować cały gmach poznania. „Stwierdziłem, że nasza moralność, nasza religia, nasze poczucie narodowości są rzeczami obalonymi — powiada Barrès, — które nie dają nam już wskazań, jak żyć należy: nim więc mistrzowie nasi odbudują nam prawdy, trzeba opierać się na jedynej rzeczy realnej — na poczuciu swego ja”.
Podobnie jak dla Kartezjusza zdanie: Cogito ergo sum było kamieniem węgielnym całego systemu filozoficznego, tak samo dla Barrèsa pojęcie ja, jako jedyna rzecz oczywista,
jest punktem wyjścia w rozwoju jego ducha i poglądu na świat i życie.
Następną zaś prawdą, opartą na doświadczeniu osobistym, było, że człowiek nigdy nie jest tak szczęśliwy, jak wtedy, gdy ulega silnym, podniecającym ducha wrażeniem, szczęście zaś to pomnaża się przez analizę doznawanych wrażeń i stanu swego „ja” w chwili, gdy się te wrażenia odbieraj. Stąd wynika jasna reguła, będąca naczelnym przykazaniem życiowym: należy odczuwać jak najwięcej i analizować jak najwięcej („Il faut sentir le plus possible en analysant le plus possible”).. Na tej maksymie opiera się to, co Barrès nazywa culte du moi, a co jest ćwiczeniem swej jaźni, mającym na celu wyrobienie jak największej wrażliwości i uzdolnienia do odbierania jak największej ilości silnych wrażeń. Należy więc poddać swoje ja systematycznej gimnastyce, która by pozwoliła je opanować i uzdolnić do prawdziwego, intensywnego życia wewnętrznego; należy dążyć do tego, by stać się „człowiekiem wolnym”, żyjącym według własnej logiki, stosownie do wrodzonych zdolności i usposobień, nie poddając się regułom, narzuconym przez ludzi inaczej czujących przez „barbarzyńców”.
Poszukiwanie tak pojętego szczęścia, dążenie, do wolności, zawierające w sobie jednocześnie „używanie życia” w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu, jest istotną treścią pierwszego okresu w wewnętrznym rozwoju Barrèsa. Szuka on tych wrażeń wszędzie, gdzie Je znaleźć można: w obcowaniu z wielkimi duchami ludzkości, w obcowaniu z najpiękniejszymi i pełnymi uroku i treści miejscowościami, w obcowaniu wreszcie z duszą ludu, z ziemią, z przyrodą. Wszystkie zaś te czynniki, których działaniu się poddaje, stanowią dla niego nie tylko powód do rozkoszy, źródło wrażeń podniosłych i przyjemnych, lecz dostarczają mu jednocześnie przesłanek do budowania swego ja, do stwarzania swego świata wewnętrznego.
Duchy, które Barrès uważa za pokrewne: Benjamin Constant, Saint-Beuve i inni — są mu przewodnikami w odnajdywaniu samego siebie, w powolnej pracy uwalniania się z pod wpływu „barbarzyńców”, poddaje się ich działaniu, ćwicząc jednocześnie swój umysł systemem, zaczerpniętym z „Ćwiczeń duchowych” Ignacego Loyoli. A gdy mu się wydaje, że już wziął od mistrzów wszystko, co mu dać mogli, szuka nauki w obcowaniu z krajami, z miejscowościami, które mu się wydają pokrewne, to znaczy — które wszczepiły mu pewne pierwiastki swej kultury: poddaje się więc oddziaływaniu Lotaryngii — swej ściślejszej ojczyzny, Wenecji i Włoch, Hiszpanii, wreszcie Grecji.
W czasie swoich podróży, w obcowaniu z innymi krajami i narodami, trzyma się stale własnej metody korzystania z doznawanych wrażeń. Stara się poznać treść wewnętrzną miast, krajów i narodów, odkryć prawa rządzące ich rozwojem i wyciągnąć z nich naukę dla siebie. Przez obserwację i analizę istoty narodu obcego dąży do głębszego poznania istoty własnej i dlatego przede wszystkim szuka tych narodów, w których rozwoju odczuwa intuicyjnie podobieństwo z rozwojem własnym, chce „budować sobie duszę z piękności obcych.” „Aż do ostatecznego znużenia umysł mój będzie poszukiwał ziem nowych, ażeby moja praca wewnętrzna rozszerzała się, zbogacała i wyrażała się w postaci coraz wyraźniejszej, w coraz bardziej uchwytnej.”
Oczywiście zwrócić się musiał Barrès przede wszystkim do swej ściślejszej ojczyzny -— do Lotaryngii, by w niej „szukać prawa swego własnego rozwoju”. I nie doznał zawodu, bo stała mu się „zwierciadłem dokładniejszym i pewniejszym, niż wszyscy analitycy”. W historycznym rozwoju Lotaryngii uwydatnia się dokładnie, że pomimo jej śmierci, polegającej na zlaniu się z Francją, jedna z cech życia tego kraju przetrwała: „poczucie obowiązku, wyrażające się pod postacią dzielności wojskowej”. Staje więc jasno przed Barrèsem jego posłannictwo, jako jednego z ostatnich przedstawicieli swojej rasy — „stanie się jej świadomością i sumieniem”. Rozwój, odbywający się w myśl niezłomnych praw, nieświadomie powinien znaleźć w nim swego tłumacza, powinien po nim, jak po przewodniku elektrycznym, przejść do duszy francuskiej. Z poznania ziemi ojczystej i ze znajomości jej dziejów wyprowadza więc Barrès swoje posłannictwo, wzbogaca swoją jaźń i uczy się głębiej i dokładniej ją rozumieć. Wnioski ostateczne wszelako wyprowadza znacznie później, po dłuższym doświadczeniu.
Kraje obce niejednako działały na duszę naszego autora. Uczył się z nich zawsze, ale nie zawsze pogłębiał jaźń swoją. Grecja na przykład, której kultura oddziałała niewątpliwie na wszystkie narody europejskie, przejęła go podziwem, ale nie wzruszyła. „Rozumiem równowagę i harmonię cywilizacji greckiej, ale jej nie przeżywam”. Grecja działa tylko na jego rozum, nie porusza serca; badając ją, nie przechodzi on przez uczucia bliskie i drogie. Wstrząsa natomiast najgłębszymi pokładami jego duszy Wenecja, a współżycie z tym miastem prowadzi go do odkrycia nowych prawd, do poznania nowych dziedzin swego ja. Stwierdzenie, że Wenecja współczesna jest chwilą tylko w życiu duszy weneckiej, prowadzi bezpośrednio do spostrzeżenia, że on sam jest tylko momentem w rozwoju istoty wiecznej. Dochodzi zaś do tego nie drogą rozumowań, kunsztownych sylogizmów, lecz przez głębokie wczucie się w dzieje miasta i żyjącej w nim społeczności, przez obcowanie z najsubtelniejszym wyrazem rozwoju duszy Wenecji — ze sztuką jej. Wskazań dla siebie szuka wreszcie w dziejach sztuki włoskiej z epoki Odrodzenia i odnajduje w niej etapy rozwoju, które zdają mu się być wzorem dla rozwoju jednostki. W prymitywach i artystach aż do Rafaela włącznie, widzi objawy duszy zbiorowej, która stara się stwierdzić swoje istnienie, wywalczyć sobie prawo do życia. Po dokonaniu tego dusza chce stworzyć własną koncepcję życia, stworzyć własny swój świat. Leonardo da Vinci i Michał Anioł są wcieleniem tych właśnie dążności. Stworzywszy własny świat, dusza pragnie zużytkować nabyte doświadczenie, wydatkować ten zasób, który zdobyła (całe malarstwo włoskie po Michale Aniole). Na wzór i podobieństwo tej wewnętrznej logiki, rządzącej rozwojem duszy zbiorowej, buduje Barrès prawa rozwoju jednostki. Po wyswobodzeniu się z pod władzy „barbarzyńców”, po afirmacji samoistnego bytu, pragnie on stworzyć sobie świat własny, a raczej własną koncepcję otaczającego świata, by później przejść do zużytkowania nabytych doświadczeń.
Nie wybiegajmy wszelako nazbyt do drugiego okresu twórczości naszego autora, który upaja się jeszcze własną jaźnią i za jedyne prawo uznaje nakaz ćwiczenia swej wrażliwości i czerpania rozkoszy z przeżywanych wrażeń. Nie dostrzega on nieuniknionych konsekwencji, wynikających z tego, że poczuł się jedną tylko chwilą w rozwoju istoty i wiecznej i wiecznie się doskonalącej i pragnie być „człowiekiem wolnym”, to znaczy „obcym dla świata zewnętrznego, obcym dla własnej przeszłości, obcym w stosunku do swych instynktów, znającym tylko przemijające wzruszenia, które sam sobie wybiera”[1]. W upojeniu poczuciem siły i niezależności, dochodzi do myśli, że „byłoby dobrym systemem życia nie posiadać domu, mieszkać gdziekolwiek w świecie. Własny dom jest jakby przedłużeniem przeszłości, bo przechowuje wzruszenia wczorajsze. Zrywając nieustannie swój związek z przeszłością, chciałbym, by życie wydawało mi się co rano nowym, by każda rzecz była dla mnie początkiem.
Nowe doświadczenie, zetknięcie się z ludem i z ziemią miało dopiero przekonać Barrèsa, że podobne zerwanie wszelkich więzów społecznych nie jest konsekwencją założeń, z których wyszedł, nie jest drogą do zupełnego rozwoju jaźni i nie daje zadowolenia wewnętrznego.
***
Początkiem dalszego rozwoju było zwątpienie o prawdach poprzednio zdobytych. „Zgubiłem się we włóczędze i nie wiem, gdzie odnaleźć jedność swego życia” — wyznaje Barrès na pierwszych stronicach „Jardin de Bérénice”. By tę jedność wewnętrzną zdobyć, wypełnić pustkę, która się rodzi w duszy, przerzucić most przez gromadzące się wątpliwości, zwraca się do ludu i do ziemi, w nadziei, że w obcowaniu z nimi, w zgłębieniu ich istoty i praw, potrafi poznać samego siebie i stanąć w obliczu praw rządzących rozwojem jego jaźni, a przez to odzyskać utraconą równowagę wewnętrzną. I nie zawodzi się: w pełnym skupienia obcowaniu z „duszą ludu” i z ziemią znajduje rozwiązanie wątpliwości; w świadomości jego zjawiają się nowe pojęcia, przed oczami duszy stają nowe a oczywiste prawdy. „Berenice i równina (dusza ludu i ziemia) ujawniają wyraźnie to niezmienne, którego nie mogłem odnaleźć w sobie”. Dusza ludu — to ogół tych wszystkich nieświadomych instynktów, które wytworzyły się przez długie wieki istnienia narodu i które są istotnym źródłem aktów woli duszy zbiorowej. W życiu zaś ludu przejawia się „siła kierująca światem”, pierwiastek boski. Nic przeto dziwnego, że „każde poruszenie jego duszy odsłania istotę natury i jej praw”.
Pod powłoką różnorodnych zjawisk dostrzega Barrès światło, które mu „wyjaśnia harmonię skrawka ziemi i świata całego. To światło ukryte — to poza-świadomość (l’inconscient, das Unbewusste), ogień podtrzymujący świat przez całą wieczność”. „Obcując z prostaczkami, spostrzegłem, jak w każdym z moich czynów z siłami świadomymi współdziałają siły nieświadome, te same, które spostrzegamy u zwierząt i roślin”. „Instynkt właściwie stwarza przyszłość, instynkt panuje nad nieznanymi mi częściami mojej istoty”.
Wenecja dała Barrèsowi poczucie, że jest tylko cząstką istoty wiecznej, jednym momentem w jej nieustannym rozwoju. Nowe doświadczenia wskazały mu, że ciągłość ta przechowuje się w tych dziedzinach jego duszy, które są poza świadomością i w których tkwią źródła jego instynktów, wytworzonych przez zmarłych i przez ziemię. „Tak więc lud dał mi duszę swoją, moją i ludzkości”. „Przez badanie duszy Lotaryngii i rozwoju cywilizacji weneckiej zrozumiałem, jakie miejsce zajmuję w rozwoju mojej rasy, spostrzegłem, że jestem tylko momentem długotrwałej kultury, jednym wśród wielu innych objawem siły, która istniała przede mną i będzie istniała po mnie. Ale Lotaryngia i Wenecja zamykały mię jeszcze w pewnych grupach, nie pozwalały mi wyjść poza własną rodzinę. Masy ludowe dopiero pozwoliły mi dotrzeć do fundamentów ludzkości”.
Nieuniknioną konsekwencją odnalezienia w sobie dziedziny poza świadomej, która rozwija się pod wpływem zmarłych i pod wpływem ziemi, musi być poczucie w swej jaźni części społecznej obok części indywidualnej i zjednoczenie się z jedyną wyraźnie określoną i nakładającą uchwytne obowiązki zbiorowością — z narodem. Lud i ziemia dały Barrèsowi ideę narodową i pojęcie ojczyzny, doprowadziły go od indywidualizmu do nacjonalizmu, były czynnikami, które ostatecznie dostarczyły mu materiałów do stworzenia sobie świata na obraz i podobieństwo swoje.
Jednostka tak jest zależna od społeczeństwa, którego jest częścią, od jego teraźniejszości i przeszłości, że się ani poznać, ani sił i zdolności swoich rozwinąć nie może, o ile zerwie węzły, które ją łączą ze zbiorowością. Nie masz przeto indywidualności ani jej potęgi poza społecznością. „W gruncie rzeczy — powiada Barrès,—praca mojej myśli sprowadza się do poznania, że „ja” indywidualne jest podtrzymywane i odżywiane przez społeczeństwo.” W innym zaś miejscu mówi: „Zasługą moją jest wysnucie indywidualizmu właśnie z tych zasad karności, które większość cudzoziemców ma w swych instynktach lub znajduje w swej religii”. „Czuję się częścią zbiorowości nieco trwalszej niż sam jestem; wyobrażam sobie przeznaczenie nieco bardziej uzasadnione niż moje nietrwałe życie. Poprzez upokorzenie myśl moja, z początku tak dumna z tego, że jest wolna, dochodzi do stwierdzenia swej zależności od tej ziemi i od tych zmarłych, którzy na długo przed moim urodzeniem stworzyli ją w najdrobniejszych szczegółach”.
Odczucie nowych prawd decyduje o dalszej drodze życiowej Barrèsa. Dotychczas był egotystą „człowiekiem,, który zachowuje swe namiętności dla swej kaplicy wewnętrznej”, oddawał się kontemplacji i analizie swych stanów wewnętrznych; obecnie dochodzi do wniosku, że lepiej być człowiekiem czynu, „fanatykiem”, bo to „dostarczy mu więcej rozkoszy”, wzbogaci go nowymi wrażeniami, nieznanymi i niedoznawanymi, pozwoli na istotne rozwinięcie wrodzonych zdolności i sił, będących w duszy w stanie zarodku.
Egotystą jest ostatnim wyrazem swej epoki, fanatyk rozpoczyna przyszłość, jest jej twórcą. Rozpoczyna więc życie nowe, odradza się na gruzach swej dawnej istoty. „Za każdym razem, gdy czuję, że coś nowego rodzi się we mnie, mogę powiedzieć sobie: Coś umarło w mojej duszy! Każdy odcień nowy zawiera w sobie pojęcie odcienia, który zanika. Czucie dzisiejsze zastępuje czucie wczorajsze. Pewien stan świadomości może powstać w nas tylko przez śmierć tego ja, którym byliśmy wczoraj. Za każdym razem, gdy odnawiamy swoje „ja”, poświęcamy część siebie i dlatego możemy wówczas powiedzieć: „qualis artifex pereo”. Tym okrzykiem kończy się pierwszy okres życia poety, przestaje on zajmować się wyłącznie swym życiem wewnętrznym i zaczyna dążyć do tego, by się stać świadomością swego narodu.
W innych on wyrósł warunkach i wśród innego narodu, nie masz więc w jego przemianie tego bólu i tej głębi, jakie towarzyszyły pracy wewnętrznej, dokonywającej się w duszy naszego poety, gdy powiedział o sobie: „Obiit Gustavus, natus est Conradus” ale istota przemiany jest ta sama i powtarza się w duszach miary niezwykłej, gdy od cierpień własnych przechodzą do odczucia cierpień zbiorowości, gdy prócz świadomości swego ja stają się świadomością narodu żywego, tej najbardziej określonej i realne] zbiorowości.
***
Przez szereg doświadczeń, przez zdobycie kilku prawd oczywistych dochodzi Barrès do ustalenia tych wartości, które są dlań celem w życiu. Ujęcie zaś tego „zaufania do życia” w postać słowa należy niewątpliwie do najpiękniejszych ustępów z jego dzieła. Niepodobna przytaczać całości tego wyznania wiary, stanowiącego ostatni rozdział książki „Les amitiès françaises”, streszcza je sam autor w zdaniach następujących:
„Ażeby zwyciężyć życie i zatryumfować nad zwątpieniem, trzeba ująć w system kulturę naszych uczuć i naszych myśli. Chodzi o obmyślenie mądrej ekonomiki naszych sił, o zorganizowanie naszej energii i o wyjście z nieporządku barbarzyńskiego dla dopełnienia swego przeznaczenia”. „Francja zbudowała tradycję, którą trzeba podtrzymywać i rozwijać, a ta praca wystarczyłaby prawie do dania treści i sensu naszej działalności; ale nade wszystko tradycja ta składa się z obyczajów, z uczuć subtelnych, z doświadczeń takich, które najlepiej nas zabezpieczają od brutalnych uderzeń losu, będącego niezmordowanym wynalazcą bólu”. „Honor, jak u Corneillea, miłość, jak u Racinea, i kontemplacja, jakiej nam dostarcza wieś francuska, — oto, według mego przekonania, szlachetni i jedynie płodni mistrzowie, których powinniśmy sobie wybrać”. Honor, miłość i zespolenie z krajem Barrès pojmuje jako dziedzictwo po przodkach i tak o tym mówi: „Ażeby te dobra mogły być przyswojone naszej słabości, ażeby nas nie przygniotły swoją wielkością, muszą być oczyszczone, przetworzone i przyswojone przez szereg zmarłych, podobnych do nas”. A dalej o stosunku do świata otaczającego: „Niechaj świat przestanie do mnie przemawiać, jeśli z kolej nie raczy mnie też wysłuchać”. Wciąż szum morza, wciąż samotność gór, wciąż dreszcz równin uprawnych: jakaż to martwa wspaniałość! Pewnego dnia na koniec ujrzałem myśli swe wypisane w przyrodzie; w chwili gdy przyroda roztaczała przede mną potęg będące źródłem moich uczuć, ja przeczuwałem, że z kolei może ona przejąć niektóre z cech moich. Zdarzyło mi się to, gdy z Sion patrzyłem na Lotaryngię, gdzie spędziłem lat dziecinne, gdzie są moje groby, gdzie chciałbym po śmierci nawet uszlachetniać dusze, nieco niewolnicze. Gdzie indziej czuję się jak cudzoziemiec, który z niepewnością wypowiada kilka zdań ułamkowych, lecz w krainie nad Mozelą czuję się jak gest ziemi, jak moment w jej życiu wiecznym, jak jeden z pędów, które rasa moja co roku pokrywa kwiatami, i wiem, że jeśli potrafię dosyć kochać, to będę mógł stać się jej sercem”.
Musiała więc dusza poety przede wszystkim obronić swoją istność, uwolnić się z pod wpływu „barbarzyńców” by następnie zbudować własny świat wewnętrzny, odnaleźć cel istnienia na miarę swoją. A gdy ta praca została dokonana, rozpoczyna się wydatkowanie zdobytych zasobów, wy prowadzanie konsekwencji z prawd, dojrzanych wzrokiem ducha.
Stworzywszy sobie własny i pewny punkt widzenia, spogląda Barrès na otaczający go świat i zaczyna pełnienie swego posłannictwa, postępując aż do końca według prawa, dojrzanego poprzez sztukę Odrodzenia w rozwoju duszy włoskiej („Exister.” — „Se créer un univers”. — „Se jouer”). Zaczyna wygrywać nagromadzone zasoby swej duszy.
Pełen miłości synowskiej i niepokoju, zwraca wzrok ku narodowi francuskiemu, by sobie zdać sprawę z jego sił, ze stanu obecnego i z widoków na przyszłość. Smutek napełnia jego serce, bo naród jest daleki od tego ideału, który poeta był sobie stworzył. Z bystrością umysłu niezwykłą, z dokładnością mistrzowską poddaje analizie duszę współczesnej Francji — w trylogii, noszącej tytuł ogólny: — „Le roman de l’energie nationale”[2]. Przyczyny rozstroju wewnętrznego upatruje przede wszystkim w porwaniu nici, wiążących oświeconą część narodu ze zmarłymi i z ziemią, która jest następstwem wychowania niwelującego i bezdusznego w zaniku opinii publicznej, w racjonalizmie, zaprzeczającym istnienia instynktów i opartym na przekonaniu, że ustrój społeczny może być zmieniony przez uchwały parlamentu i nowe prawa, w rozpowszechnieniu doktryn międzynarodowego humanitaryzmu, wreszcie w formie rządów parlamentarnych, nieprzystosowanych do istniejących we Francji warunków, a oddających władzę w ręce kliki polityków zawodowych pasożytów na zdrowym ciele narodu.
Barrès jest głębokim znawcą psychiki tłumu i wszelkich zbiorowości ludzkich. Rozumie on doskonale, że duch narodu nie jest sumą pierwiastków, tkwiących w duszach poszczególnych składających go jednostek, lecz jest wielkością nową, rozwijającą się i reagującą na wszelkie bodźce i wpływy według praw odrębnych. W błyskach myśli poety odsłaniają się przeto najgłębsze pokłady duszy francuskiej, w całej nagości stają przed nami przyczyny rozkładu i słabości Francji współczesnej — mimo dzielności Francuzów, mimo bogatego dorobku umysłowego i uczuciowego, wciąż wzrastającego, i mimo bogactwa materialnego. Od czasu do czasu wybucha zdrowy instynkt narodu (okres gen. Boulangera) ale nie mogąc znaleźć sobie kierownika, dorastającego do wielkości zadania, upada, pozwalając dalej szerzyć zniszczenie.
Obok krytyki tego, co jest, znajdujemy program naprawy Rzeczypospolitej.
A najpierw wychowanie[3], które nie ma niweczyć odrębności indywidualnych i prowincjonalnych, lecz rozwijać przyrodzone zdolności i szanować tradycje. Nie może ono polegać na dostarczaniu umysłowi pewnej sumy wiadomości, na podaniu mu pewnego sposobu myślenia, lecz powinno dążyć do wydobycia z duszy tych zasobów, które w mej spoczywają, do rozbudzenia wrażliwości ducha przez szereg wrażeń i obrazów odpowiednich. „Dziecko, w którego duszy dojrzano i uszanowano wzruszenia dziedziczne, któremu dostarczono obrazów, mających związek z minionym życiem ojczyzny i rodziny, będzie posiadało w sobie siłę i pewność, których nie może dać żadna dialektyka, będzie zdolne do walki w życiu, mając wiarę własną, czyli zdrowie moralne”. Nie rozum należy kształcić przede wszystkim, lecz uczucie i wolę, bo te czynniki decydują przede wszystkim w życiu ludzkim. „Trzeba, by wychowawca umiał znaleźć obrazy, które byłyby czymś żywym w codziennym życiu chłopca, obrazy, które by wywoływały w jego duszy muzykę”.
Jednostki, posiadające silny i świadomy związek z przeszłością i z teraźniejszym życiem narodu, stają się materiałem społecznym, są zdolne do uprawiania w sobie tych pól duszy, na których rosną i rozwijają się uczucia społeczne. Jednostki takie są jakby cząstkami żywego organizmu narodowego — są moralnie związane z narodem.
Wśród takiej społeczności istnieje opinia publiczna silna i niezależna, a obok etyki indywidualnej — etyka społeczna, którą nasi pisarze ochrzcili mianem egoizmu narodowego. W polityce wreszcie jedynym i rozstrzygającym kryterium jest interes narodowy. „Nacjonalizm każe sądzić o wszystkim ze stanowiska francuskiego”.
Nie potrzebujemy tu rozwodzić się ani uzasadniać — zbyt to dla nas znane myśli, — że nieuniknioną konsekwencją stanowiska narodowego jest demokratyzm i upatrywanie postępu ludzkości nie w niwelacji indywidualności narodowych, lecz w rozwoju tych indywidualności i w wolnym ich współzawodnictwie i współdziałaniu.
Jest wreszcie Barrès wrogiem współczesnego ustroju parlamentarnego we Francji, jako obcego duchowi narodu francuskiego, jak również przeciwnikiem centralizacji a zwolennikiem decentralizacji administracyjnej i daleko posuniętego samorządu prowincjonalnego. „Rodzina, składająca się z jednostek — oto gmina; rodzina, składająca się z gmin — oto prowincja; rodzina, składająca się z prowincji — oto naród; rodzina, składająca się z narodów — oto, obywatele-socjaliści, ludzkość sfederowana, do której dążymy, wzmacniając ojczyznę”.
Kreśląc kilka uwag powyższych o programie politycznym i społecznym Barrèsa, nie mieliśmy zamiaru podawania jego treści choćby w formie najkrótszej, pragnęliśmy tylko wskazać, że obejmuje on całokształt zagadnień społecznych i politycznych, daje na wszystkie kwestię bieżące polityki wewnętrznej we Francji jasną i konkretną odpowiedź. Zauważyć wszelako w tym miejscu należy, że Barrès nie stworzył stronnictwa politycznego, opartego na owym programie. Jest wprawdzie posłem do Izby, ale dążeniem jego było zawsze nie organizowanie nowego stronnictwa parlamentarnego, lecz danie Francji świadomości politycznej, wychowanie nowego pokolenia i wypracowanie konkretnego wyrazu dla nieświadomych w ogólności dążeń narodowych. Do takiej pracy znalazł towarzyszów niewielu, a dość silne przed kilkoma laty stronnictwo nacjonalistyczne było tylko powstałem do wyborów parlamentarnych zgrupowaniem niezadowolonych z polityki ówczesnego ministerium, słowem — było nową frakcją parlamentarną, stojącą na poziomie moralnym i umysłowym innych stronnictw francuskich. Zgrupowanie to ideałom Barrèsa nie odpowiadało i po niepowodzeniach wyborczych rozpadło się. Są obecnie w Izbie francuskiej opozycjoniści z pod różnych sztandarów, powołujący się częstokroć na interesy narodowe, lecz niema stronnictwa nacjonalistycznego. Istotną zasługą i polem pracy Barrèsa jest oddziaływanie na dusze swych współrodaków przez dzieła swoje i artykuły publicystyczne, co też czyni niezmordowanie.
W logicznym rozwoju swej działalności Barrès przedsięwziął wreszcie dzieło, do którego — jak powiada — przygotowywał się nawet wówczas, kiedy nie wiedział, że je kiedyś przedsięweźmie.
***
Rzeczą jasną jest dla każdego, kto wyszedł z tych założeń, co Barrès, że siła wewnętrzna narodu, jego bogactwo materialne, jego wytwórczość naukowa i artystyczna — mają wartość istotną jako dorobek na rzecz ludzkości całej; stąd wynikać musi dbałość o rolę swego narodu wśród narodów innych. A to tym bardziej, że w czasach nowożytnych współzawodnictwo między narodami zaczyna być silniejsze niż kiedykolwiek dawniej. Ziemia staje się już za ciasną dla wszystkich dążności i ambicji. Każda indywidualność narodowa pragnie wywalczyć sobie jak najdogodniejsze warunki bytu i rozwoju, rozszerzyć posiadane terytorium i pole dla swej ekspansji.
Kto zaś wierzy, że dusza jego narodu zawiera pewne pierwiastki cenne dla ludzkości, że jest zwierciadłem, odbijającym pewne strony wiecznej prawdy, wiecznego dobra i wiecznego piękna, dla innych narodów niewidoczne, ten za obowiązek już nie tylko względem swego ja, ale i względem całej ludzkości uznać powinien walkę o zapewnienie narodowi swemu miejsca godnego wśród innych narodów.
Od rozważań nad wewnętrznym stanem Francji zwraca się przeto Barrès do tego, co za istotne swe zadanie uznaje, do uświadomienia swemu narodowi jego zadań zewnętrznyc, do wskazania mu dróg, po których powinien kroczyć, aby się „nie zmniejszać”, aby swój cenny dorobek, w ciągu długich wieków kultury zdobyty, zachować i pomnożyć.
Francji zaś, jej duchowi, jej ziemi i ludowi zagraża sąsiad wschodni.- państwo Niemieckie. Wieki już trwająca walka kultury francuskiej z germanizmem, tocząca się nad brzegami Renu, nie ustała, — łudzić się bowiem nie należy, że za niechcianie myśli o odzyskaniu utraconych po wojnie 1870 roku prowincji ułagodzi potęgę germańską. Kto z najbardziej wysuniętych wałów ustępuje, ten ułatwia tylko postęp nie przyjacielowi, zachęca go do posunięcia się naprzód stopą zaborczą.
Na ziemiach Lotaryngii toczyły się te boje, — z kresów tych przeto powstał najwymowniejszy głosiciel hasła obrony narodowej. Zatracenie w morzu germańskim jego wzgórz i i dolin rodzinnych boleć go musi bardziej niż kogokolwiek, a że nie może wystąpić z bronią w ręku, przeto spełnia inaczej swoją misję: wprowadza do świadomości narodowej myśl o konieczności walki, porusza w tym celu najsubtelniejsze struny duszy francuskiej. „Na granicy wschodniej mój mały naród przez wieki całe odgrywał rolę główną w tej walce ras, w której jestem skromnym żołnierzem. Pisałem był przed kilkoma laty, że będzie to szczytem mego pisarskiego zawodu, jeśli kiedyś zdołam rzucić więcej światła na walkę, toczącą się nad Renem, walkę między duszami i w duszy każdej”. Na szalę wydarzeń rzuca swój umysł niepowszedni i swój talent artystyczny. „ Coraz mniej mam wiary w skuteczność wywodów logicznych. Gdy najdoskonalszy dialektyk zmusza nas, byśmy go słuchali, najczęściej przekonywa nas tylko o swej wyższości umysłowej, ale nie przekonywa o tym, że ma słuszność. Trzeba rzucić w umysły nasiona-wyobrażenia tak silne, by działały dalej, nawet wówczas, gdy już zamilkniemy”. W myśl tego założenia rozpoczął Barrèsa książką swą „Au service de l’Allemagne” nowy cykl dzieł pod ogólnym tytułem „Les bastions de l’Est”, w których zamierza przedstawić „jedną scenę z długiej tragedii, rozgrywającej się nad Renem między romanizmem a germanizmem”.
Bo walka nie ustała, toczy się ona dalej środkami pokojowymi w duszach — o dusze mieszkańców krain, wcielonych do państwa Niemieckiego; a celem Barrèsa — wykazanie, że „nie jest w mocy zwycięzcy zmiana krwi w żyłach zwyciężonego”. Któż bardziej od nas zdolny jest pojąć całą głębię i cały sens tego krótkiego zdania!
Aby Barrèsa zrozumieć, nie wystarcza poznać treść rozwoju jego ducha; trzeba ten rozwój przeżyć razem z autorem, czytając jego dzieła głębokie i piękne. Korzyścią zaś obcowania z nim jest nie tyle poznanie jego poglądów, ile zdobycie metody, odnalezienie drogi, wiodącej do poznania praw rozwoju duszy indywidualnej i zbiorowej przez obcowanie ze zmarłymi i z ziemią.
Stanisław Kozicki
[1] „Un homme libre”. 1889.
[2] „Les déracinés” (1807); „L’appel au soldat (1900); „Leurs figures” (1903).
[3] „Les amities françaises”. 1903.
29 stycznia 2021 o 14:40
Stanisław Kozicki (ur. 5 kwietnia 1876 w Łępicach, zm. 28 września 1958 w Polanicy-Zdroju) – polski polityk i publicysta ruchu narodowego, współpracownik Romana Dmowskiego.
.
W 1899 roku wstąpił do Ligi Narodowej, a w 1902 roku przystąpił do SND. W kwietniu 1904 był współorganizatorem unickiej pielgrzymki do Rzymu. Był w grupie przyjętej na audiencji przez papieża Piusa X.
.
Pomimo intensywnej pracy politycznej, często wyjeżdżał za granicę, w 1904 wyjechał na wakacje do Francji. Zamieszkał w Paryżu, gdzie przebywała także jego przyszła żona Maria Czaykowska (15 sierpnia 1878 – 8 czerwca 1963), malarka z Krakowa. Pobrali się 30 listopada 1907 roku w kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Po ślubie Koziccy wyjechali ponownie na dwa lata do Paryża. Był tutaj wolnym słuchaczem Szkoły Nauk Politycznych, gdzie zaznajomił się z problematyką polityki międzynarodowej, która odtąd będzie przedmiotem jego publicystyki[5], zafascynował się także współczesną myślą narodową francuskiego filozofa, monarchisty i twórcy koncepcji nacjonalizmu integralnego, Charlesa Maurrasa. Od 1910 roku wchodził w skład Komitetu Centralnego Ligi Narodowej i Zarządu Głównego Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego. W odpowiedzi na deklarację wodza naczelnego wojsk rosyjskich wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza Romanowa z 14 sierpnia 1914 roku, podpisał telegram dziękczynny, głoszący m.in., że „krew synów Polski, przelana łącznie z krwią synów Rosyi w walce ze wspólnym wrogiem, stanie się największą rękojmią nowego życia w pokoju i przyjaźni dwóch narodów słowiańskich”. Był członkiem Komitetu Narodowego Polskiego. W 1918 roku został członkiem Komitetu Narodowego Polski w Paryżu. Po przyjeździe do Paryża w grudniu 1918 roku został mianowany przez Dmowskiego sekretarzem generalnym delegacji polskiej na konferencję paryską zakończoną podpisaniem traktatu wersalskiego.
.
W maju 1920 roku powrócił do Polski i zamieszkał w Poznaniu. W 1922 roku został wybrany na posła do Sejmu z listy Związku Ludowo-Narodowego, zostając najpierw członkiem prezydium klubu, potem zaś jego przewodniczącym oraz prezesem Zarządu Głównego ZLN. Gdy 3 lutego 1926 roku objął funkcję ambasadora RP w Rzymie, obóz sanacyjny, na czele z Kazimierzem Świtalskim, dyskredytował nowego ambasadora, imputując mu poparcie dla włoskiego faszyzmu. W wyniku tej kampanii odwołano go z Rzymu 1 grudnia 1926 roku. Do 1925 roku był posłem, a w latach 1928–1935 (przez dwie kadencje) senatorem. Wybrany do Senatu w 1928 roku z listy Związku Ludowo-Narodowego z województwa lubelskiego[8]. Już w końcu lat dwudziestych nie wierzył w możliwość utrzymania pokoju w Europie, był szczególnie krytyczny wobec Ligi Narodów. Apelował, aby nie zaniedbywać wysiłków w celu przygotowania Polaków do wojny. Po 1935 roku wycofał się z czynnej działalności politycznej.
.
W chwili wybuchu wojny mieszkał w Warszawie. Podczas okupacji gen. Stefan Rowecki zaproponował Kozickiemu uczestnictwo w komitecie doradczym. Propozycja Grota została przyjęta. Stanisław Kozicki, mając zaufanie do szefa Związku Walki Zbrojnej, popierał tzw. akcję scaleniową wszystkich grup politycznych i wojskowych. Był redaktorem wielu pism. Kiedy w 1910 roku wrócił z Francji do Warszawy, Roman Dmowski powierzył mu stanowisko redaktora naczelnego „Gazety Warszawskiej”, a w Przeglądzie Narodowym zajmował się sprawami polityki międzynarodowej. Od 1914 do 1918 roku redagował „Gazetę Polską”, w Poznaniu kierował „Kurierem Poznańskim” i „Przeglądem Wszechpolskim”. Od 1924 roku redagował ponownie Gazetę Warszawską.
.
Gdy wycofał się z polityki, podjął pracę jako tłumacz i pisarz historyczny. Poświęcił się wtedy studiom nad twórczością Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego, czego owocem stała się praca o polskiej myśli politycznej okresu romantyzmu.
.
Od 1945 roku współpracował z pismami katolickimi, „Tygodnikiem Powszechnym” i „Kierunkami”. W marcu 1947 roku został członkiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu. Napisał jeszcze kilka artykułów, lecz „Tygodnik Powszechny” odmawiał ich publikacji. Później zajął się pisaniem książki Historia Ligi Narodowej. Zajmował się również tłumaczeniem prac naukowych autorów obcych na język polski.
.
Po upadku powstania opuścił Warszawę, mieszkał najpierw w Śmiłowicach koło Proszowic, potem od stycznia 1945 roku w wyzwolonym Krakowie. Kiedy jednak w okresie walki władz z opozycją antykomunistyczną przed referendum w 1946 i pierwszymi wyborami do Sejmu w 1947 roku spostrzegł, że jest inwigilowany przez UB, 20 marca 1947 roku przeniósł się na daleką wówczas prowincję, do Polanicy-Zdroju. Zmarł w 1958 roku w wieku 82 lat; na polanickim cmentarzu spoczywa wspólnie z żoną Marią z Czaykowskich Kozicką. We wrześniu 2000 roku jego sylwetkę zaprezentowano na wystawie Towarzystwa Miłośników Polanicy „Oni byli tu pierwsi”, rok później z inicjatywy TMP odsłonięto tablicę upamiętniającą Stanisława Kozickiego przed domem przy ul. Elsterskiej 6, w którym mieszkał z żoną od marca 1948 roku