Będę wam mówił o dwóch rodzajach tej cnoty: pokorze wewnętrznej i zewnętrznej.
Pokora zewnętrzna polega na tym, żeby:
Nie chwalić się przed ludźmi dobrymi uczynkami i powodzeniem, nie opowiadać o swoich zaletach, a nawet o błędach, nie powtarzać, co inni mówią o nas dobrego.
Ukrywać swoje dobre uczynki, jałmużny, modlitwy, pokuty, dobrodziejstwa wyświadczone bliźniemu oraz niewidzialne łaski, których nam Bóg udziela.
Nie cieszyć się z pochwał i samemu tylko Bogu przypisywać uczynek, z powodu którego ludzie nas chwalą; dobrze jest skierować rozmowę na inny temat, żeby przerwać pochwały.
Nie mówić o sobie – ani źle, ani dobrze. (Są ludzie, którzy często mówią o sobie źle po to, żeby ich chwalono. To fałszywa pokora. Nie mówcie o sobie nic i miejcie to głębokie przeświadczenie, że jesteście nędzni i że Bóg z litości tylko trzyma was na świecie.)
Nigdy nie kłócić się z równymi sobie; trzeba ustąpić, jeśli pozwala na to sumienie. (Niech nam się nie wydaje, że słuszność jest zawsze po naszej stronie – bo czy nie mylimy się często? Tylko człowiek pełen pychy chce zawsze postawić na swoim.)
Nie smucić się ani nie żalić, kiedy nas ganią – świadczyłoby to o braku pokory. (Wzorem Dawida trzeba dziękować Bogu, kiedy ludzie odpłacają nam złem za dobro.)
Wzorem Chrystusa, który był napełniony urąganiami i wzorem Apostołów, którzy się cieszyli, że mogą cierpieć z miłości do Zbawiciela, trzeba chętnie znosić prześladowania i zniewagi, bo to będzie naszym szczęściem i nadzieją w godzinie śmierci.
Nie uniewinniać się i nie usprawiedliwiać, jeśli dopuściliśmy się czynu godnego nagany. (Zazwyczaj w takich razach ludzie uciekają się do kłamstw i wykrętów. Gdyby nas niesłusznie posądzano, starajmy się milczeć, jeżeli nie ucierpi na tym chwała Boża. Tak postępowała młoda dziewica, Święta Marina. Mogła z łatwością oczyścić się z zarzutów, ale tego nie zrobiła.)
Pragnąć rzeczy przykrych i skromnie się ubierać.
A na czym z kolei polega pokora wewnętrzna?
Otóż na tym, żeby:
Myśleć o sobie pokornie, nie chwalić się w sercu i mieć to głębokie przekonanie, że według nauki Chrystusa, bez łaski nie możemy nic dobrego uczynić; bez niej nie potrafimy nawet Imienia Jezus godnie wymówić.
Nie martwić się, gdy inni widzą nasze błędy, bo wtedy mamy sposobność upokorzenia się.
Być zadowolonym z darów, jakie otrzymujemy i nie martwić się, że inni są bogatsi, zdolniejsi, cnotliwsi.
Poddawać się woli i sądom innych, jeśli nie jest to przeciwne naszemu sumieniu. (Człowiek naprawdę pokorny przypomina umarłego, który nie gniewa się, gdy go krzywdzą, ani nie cieszy się, gdy go chwalą.)
Na tym zatem polega chrześcijańska pokora, która czyni nas miłymi Bogu i ludziom.
Zastanówcie się teraz, czy posiadacie tę cnotę. Jeżeli jej nie macie, to módlcie się o nią gorąco do Boga, aż ją otrzymacie. Bo bez niej z całą pewnością królestwa niebieskiego dostąpić nie sposób.
św. Jan Maria Vianney
30 sierpnia 2020 o 17:33
Św. Jan Maria Vianney urodził się w 1786 roku, dorastał w prostej francuskiej rodzinie. Kształtowała się też w niej jego mocna wiara, świadkowie wspominali, że jako malec recytował z pamięci nawet długie litanie. Wiele osób upatrywało w nim przyszłego kapłana. Powołanie kapłańskie odkrywał dzięki proboszczowi z Ecully. Ten próbował uczyć Jana łaciny, ale zrezygnował po 10 latach bezskutecznej edukacji.
Dopiero jako 25-latek został przyjęty do seminarium. Tu również miał ogromne problemy z nauką, usunięto go z tego powodu z seminarium. W końcu jednak pozwolono mu zdać egzaminy już po francusku, nie po łacinie i w 1815 roku przyjął święcenia kapłańskie.
3 lata później trafił na parafię do maleńkiej wioski, Ars, w której mieszkało zaledwie 230 osób. Po 40 latach jego posługi do Ars przybywało kilkadziesiąt osób. z całej Francji. Jak to możliwe?
Początki jego posługi duszpasterskiej były trudne. Mieszkańcy wioski nie byli zbyt gorliwymi wiernymi, na niedzielnej mszy pojawiało się kilka osób, Ars nie cieszyło się dobrą opinią. Również Vianneya nie przyjęto tam szczególnie ciepło – wyglądał nędznie i wydawał się mało zdolny. Stał się obiektem kpin, szydzono z niego i oczerniano.
Tymczasem kapłan robił wszystko, by przybliżyć ludzi do Boga. Modlił się za nich, umartwiał – spał na gołych deksach i pościł. Vianney wiedział, że jest za tych ludzi odpowiedzialny, że jego duszpasterska troska musi być poświęceniem siebie samego dla zbawienia innych. Wiele godzin spędzał na modlitwie, często przed Najświętszym Sakramentem.
O Boże mój, wolałbym umrzeć miłując Ciebie, niż żyć choć chwilę nie kochając… Kocham Cię mój Boski Zbawicielu, ponieważ za mnie zostałeś ukrzyżowany… ponieważ pozwalasz mi być ukrzyżowanym dla Ciebie. O Boże mój, pozwól mi nawrócić moją parafię: zgadzam się przyjąć wszystkie cierpienia, jakie zechcesz mi zesłać w ciągu całego mego życia
Starał się być zawsze dostępny dla ludzi. Z oddaniem sprawował Eucharystię, często można było go spotkać w konfesjonale. Z czasem zaczęto w nim dostrzegać niezwykłego kapłana i spowiednika. Penitenci przyjeżdżali do Ars z całej Francji. Przejęty Vianney płakał nad grzechami ludzi, starał się budzić w nich pragnienie skruchy, ale zawsze zaznaczał, jak piękne jest Boże przebaczenie. Dzięki sakramentowi pokuty wielu osobom umożliwił przystępowanie do komunii, co było dla niego ogromną radością.
“Gdy w parafii jest święty proboszcz, to jest to dobra parafia, jeśli mamy do czynienia z dobrym proboszczem, to mamy średnią parafię. A gdzie jest zły proboszcz, tam jest żadna parafia”.
Vianney był również nękany przez demony. Jak sam mówił, to dlatego, że nawracał ludzi. Potwierdziło to też spotkanie z opętaną kobietą, która wykrzyczała do niego “Ile ty mi cierpień każesz znosić!… Gdyby takich trzech było na ziemi, moje królestwo byłoby zniszczone. Ty zabrałeś mi więcej niż 80 tysięcy dusz”
Za najważniejszy punkt duszpasterstwa w parafii Vianney uważał Eucharystię. Był przekonany, że “wszystkie dobre dzieła razem wzięte nie dorównują ofierze Mszy św., gdyż są to dzieła ludzi, podczas gdy Msza św. jest dziełem Boga”. Dawał również wskazówki innym kapłanom, by przygotowywali się solidnie do Mszy i odprawiali ją w skupieniu. Miałteż świadomość stałej obecności Chrystusa w Eucharystii. Spędzał przed tabernakulum długie godziny na adoracji, “o świcie lub wieczorem. “On tam jest!” – mawiał w czasie kazań, wskazując na tabernakulum.
Dużo pracy wkładał Vianney także w przygotowanie kazań. Miał świadomość swoich ograniczonych zdolności, więc wieczorami wczytywał się w dzieła teologów i mistrzów duchowych. Uważał, że “Pan nasz, który jest samą prawdą, nie przywiązuje mniejszej wagi do swego słowa, niż do swego ciała”. Jego kazania były krótkie i proste. Wolał w nich ukazywać “pociągający aspekt cnót niż brzydotę wad”, a także “szczęście płynące ze świadomości, że jest się kochanym przez Boga, zjednoczonym z Bogiem, że żyje się w Jego obecności, dla Niego”.
– Kapłan „nie żyje dla siebie; żyje dla was” – powtarzał swym parafianom św. Jan Maria Vianneya. Jan Paweł II powiedział, że Proboszcz z Ars jest “wymowną odpowiedzią” na próby kwestionowania tożsamości kapłana, która opiera się nie na uznaniu ze strony świata, lecz na jego uczestnictwie w staraniach Boga o to, aby wszyscy ludzie byli zbawieni”. Papież Polak przypominał, że kapłańska tożsamość objawia się w twórczym rozwijaniu przejętej od Jezusa Chrystusa miłości dusz.
Wyniszczony ascezą i chorobami Jan Maria Vianney zmarł 4 sierpnia 1859 r. po 41 latach pobytu w Ars. Został beatyfikowany w 1905 r. przez św. Piusa X. Natomiast Pius XI kanonizował go w 1925 r., a cztery lata później ogłosił św. Jana Marię patronem wszystkich proboszczów Kościoła katolickiego. Jego imię zostało również włączone do Litanii do Wszystkich Świętych.
https://stacja7.pl/swieci/sw-jan-maria-vianney-skromny-ksiadz-proboszcz/