Bernard Alfred Nobel (1833-96), fundator sławnej nagrody, sądził, że wynaleziona przez niego metoda masowej produkcji dynamitu uniemożliwi raz na zawsze wszelkie wojny, bo owa substancja wybuchowa w masowym użyciu okaże się tak straszna, iż ludzkość zrezygnuje z wszelkiego bicia się. Okazało się, że były to złudzenia. Później też wielokrotnie różnego rodzaju pacyfiści łudzili się, to, że wszelka wojnę uniemożliwi, obawa przed gazami bojowymi, to, że uspokajająco wpłynie na ludzkość perspektywa masowego użycia czołgów, później znów zastosowanie lotnictwa bombardującego, wreszcie mówiono, że wojna bakteriologiczna sprawi, iż ludzie zrezygnują z masowych gwałtów. Ale nic takiego dotąd się nie udało, wojny ciągle się wydarzały, aż po dzień dzisiejszy, kiedy to na przykład Iran i Irak biją się ze sobą od sześciu lat, chociaż nikt na świecie nie wie dokładnie, o co im chodzi. Nikt zresztą się o to, równie dokładnie, nie dopytuje, dwa te dosyć kąśliwe i maniakalne państwa azjatyckie zajęły się sobą i nie rozrabiają gdzie indziej. Wiadomo: ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś…
Do roli zapobiegającego wojnom uspokajacza pretenduje dziś z kolei broń atomowa. Wiadoma bomba wystrzelona z wyrzutni rakietowych, umieszczonych na lądzie bądź też w samolocie, na statku czy w łodzi podwodnej, zniszczyć może precyzyjnie wybrane cele w Europie, Ameryce lub Azji, ewentualnie w razie potrzeby rozwalić cały kontynencik. Trzeba powiedzieć, że swoją zapobiegawczo-odstraszającą rolę w Europie bomba atomowa jak dotąd spełniła: w naszej części świata, na którą skierowane jest wszakże tysiące wyrzutni z rozmaitych stron i miejsc, od 41 lat nie było wojny. Czyli, że chwilowo (piąte dziesięciolecie) na kontynencie europejskim, gdzie rozpoczęły się wszakże kiedyś dwie najstraszniejsze światowe wojny, sprawdza się starożytna zasada si vis pacem para bellum: „jeśli chcesz mieć pokój, przygotowuj wojnę!”.
A jak będzie dalej? Zdumiewa mnie trochę, że w przeróżnych międzynarodowych naradach na ten temat uczestnicy zastanawiają się głównie nad zmniejszeniem posiadanych zasobów bomb i wyrzutni. A przecież nie chodzi tutaj o ilość, lecz o sam fakt pierwszego czy drugiego rzucenia bomby: po kilku takich rzutach nie będzie już po co rzucać bomb następnych, bo prawdopodobnie nie będzie już w kogo, a nie wiadomo dobrze, czy będzie jeszcze komu, w tej problematyce przecież, nie decyduje ilość, która jest właściwie obojętna, lecz jakość, czyli sama decyzja użycia bomby. A nawet, gdy po różnych konferencjach państwa się nuklearnie rozbroją, to jednak, nawet podczas konfliktu konwencjonalnego, może się gdzieś zawieruszyć jakaś zapomniana atomowa łódka podwodna, która rozstrzygnie sprawę, niszcząc miasteczka wielkości Londynu, Nowego Jorku lub Moskwy.
Stefan Kisielewski
2 sierpnia 2020 o 20:22
Spójrzmy na ostatni „konflikt” Chin i Indii na pograniczu. Oba państwa mają atomówki, więc żołnierze bili się na pięści