Młodsi Czytelnicy nie pamiętają tych reklam, w których Polacy na emeryturze mieli odpoczywać pod palmami. Tak obiecywali demokratyczni zaprzańcy w trakcie słynnej reformy emerytalnej rządu Buzka. Oczywiście reżimowe gnidy zapewniły sobie świetlaną przyszłość, a Polacy jak zwykle dostali zapłatę za swoją naiwność.
Po marcowej waloryzacji emeryturę niższą niż minimalna pobierało ponad 333,4 tys. osób – o ponad 53,5 tys. więcej niż w marcu 2019 roku. Wzrost jest szybszy, niż wynikało z prognozy pracodawców.
By zasłużyć na chociażby emeryturę minimalną, trzeba ukończyć pełny wiek emerytalny (60 kobiety, lub 65 lat mężczyźni) i mieć wymagany minimalny okres składkowy (20 lat kobiety, a pięć lat więcej mężczyźni). Okazuje się, że takich wymagań nie spełnia coraz więcej osób. Federacja Przedsiębiorców Polskich (FPP) oraz Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej (CALPE) przygotowały raport na podstawie danych ZUS. Obie organizacje wskazują, że od kilku lat ostrzegały, że polski rynek pracy charakteryzuje się dużym udziałem nieobjętych ubezpieczeniem społecznym umów zlecenia. A to przekłada się na gwałtowny wzrost liczby osób pozbawionych prawa choćby do minimalnej emerytury.
Jeszcze w 2011 r. emeryturę niższą od minimalnej pobierało zaledwie 23,9 tys. osób. Oznacza to, że w ciągu 9 lat liczba osób bez prawa do minimalnej emerytury zwiększyła się blisko 14-krotnie. Obecnie już 5,6 proc. emerytów w ZUS – zarówno z nowego, jak i starego systemu – otrzymuje świadczenie poniżej minimum.
Tak kończy się kapitalistyczny wyzysk i masowe stosowanie swego czasu umów-zleceń. Ten wielki problem społeczny z pewnością da znać o sobie w kolejnych latach.
Na podstawie: businessinsider.com.pl
16 czerwca 2020 o 11:52
Kapitaliści szantażowali ludzi „albo umowa-zlecenie, albo nie ma pracy”. Za chwilę MOPS-y będą miały, albo już mają, kolejnych podopiecznych.