Polskie państwo narodowe, zdolne do zapewnienia stabilnego rozwoju gospodarczego i dobrobytu Polakom, powstanie wtedy i tylko wtedy, kiedy Polacy będą mieli reprezentację własnej elity politycznej!
II Rzeczpospolita istniała zaledwie 20 lat. I w tym czasie zdołała wyrąbać w krwawych powstaniach i wojnach swoje granice w nowoczesnej Europie. Zdołała stworzyć z trzech różnych zaborów jednolite, nowoczesne państwo. Z nowoczesnym prawodawstwem, z liczącą się w świecie nauką i kulturą, ze sprawną administracją i silną armią. Zdołała przy stale niekorzystnej sytuacji międzynarodowej i olbrzymich wydatkach na siły zbrojne, zbudować magistralę węglową Śląsk – Wybrzeże, nowy port i nowe miasto Gdynia, Centralny Okręg Przemysłowy z nowoczesnym przemysłem zbrojeniowym, zrealizować z wielkim rozmachem Czteroletni Plan Inwestycyjny i stworzyć podstawy nowoczesnej infrastruktury przemysłowej. I to mimo wielkich, a często krwawych konfliktów społecznych i politycznych. Dlaczego była do tego zdolna? Bo miała patriotyczne elity państwowe i polityczne.
III Rzeczpospolita istnieje od 1990 roku. I jakie ma osiągnięcia?! Żadnych. A dlaczego? Bo nie ma patriotycznych elit państwowych i politycznych. Ma za to uzurpatorskie i kompradorskie pseudoelity.
Owszem, mamy wielu ultrapatriotów produkujących się choćby w „Gazecie Polskiej”, a nawet w mediach głównego nurtu. Tam doskonali felietoniści odkrywali tajemnice i powiadali, że grozi nam Judeopolonia, dziwnie pomijając fakt, że tę Judeopolonię to już mamy 70 lat z okładem. Tam znakomici publicyści i naukowcy ujawniali prawdę o tym, że Polska (za czasów koalicji PO-PSL) jest niesuwerenna, a rząd prowadzi antypolską, kompradorską politykę. Dziwnym trafem pomijają fakt, iż nigdy suwerenna nie była, a polityka gospodarcza i finansowa wszystkich rządów po 1989 roku była stale antypolska i kompradorska. Tam wybitni politycy opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej błyszczeli nagłym politycznym olśnieniem o braku patriotyzmu w polityce, parlamencie, rządzie i pałacu prezydenckim. I dziwnym trafem pomijają fakt, że ten sam brak patriotyzmu był i za ich parlamentowania i rządzenia. Że osobiście byli przy „okrągłym stole”. Że osobiście głosowali za „programem Balcerowicza”. Że osobiście popierali kolejne etapy wyprzedaży polskiego przemysłu w obce ręce, i to przez pełne ćwierć wieku.
Wspólną cechą tych wszystkich ultrapatriotycznych felietonistów, publicystów, naukowców i polityków jest to, że nigdy nie próbują analizować przyczyn tego stanu rzeczy. Nigdy nie próbują odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w III Rzeczpospolitej nie ma patriotycznych elit państwowych i politycznych? Jakie są tego przez 23 lata przyczyny socjologiczne i polityczne? Czy to niewidzialna ręka wolnego rynku jest winą naszej niedoli? Czy może Polacy są genetycznie upośledzeni na altruizm i dobro wspólne? No, ale wtedy tego też trzeba by dowieść i wyjaśnić. A tu nic. Ultrapatriotyczny demagogiczny słowotok i zero refleksji. Więcej. Całkowita blokada informacji o tych, którzy taką refleksję podejmowali i podejmują. Przypadek? Kto chce, niech wierzy.
Taka wybiórcza i demagogiczna, a przemilczająca podstawowe kwestie dla polskiej państwowości, ultrapatriotyczna krytyka jest celowa. Ma ona uwiarygodniać w oczach naiwnych Polaków kolejne fałszywe autorytety pseudopatriotyczne. Szczególnie polityków, a nawet całych partii czy organizacji politycznych. Ma budować do nich zaufanie polityczne, po to by, kanalizować w ślepym zaułku rodzące się siły patriotyczne, a nawet tworzący się powoli ruch narodowy. Po to, aby w decydującym momencie przetrącić mu kark, rozproszyć go i zniszczyć. Chciałem Was przed tym szczególnie ostrzec. Bo jak to ujął Marszałek Józef Piłsudski: Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.
Nasz kraj szybko może szybko zacząć stawać na nogi. Ale Polska musi mieć patriotyczną elitę polityczną na szczytach władz państwa – w parlamencie, w rządzie, pałacu prezydenckim, ministerstwach, urzędach centralnych i województwach. Gdy taka elita zacznie się wyłaniać i uwiarygodniać działaniem, Polacy zareagują zaufaniem i nową ożywczą energią w odbudowie własnego państwa i własnej gospodarki.
Mój znajomy Roman Kafel, rezydent Teksasu, w swoim obszernym tekście „Walka elit o Polskę” napisał: Członkiem elity trzeba się urodzić! Cechą konieczną – bez jakiej nie można być członkiem elity, jest altruizm i głęboko uświadamiana wewnętrzna potrzeba i poczucie obowiązku służby dla dobra swojego narodu! Świadoma i dobrowolna!
I taka elita rodzi się w Polsce stale i na nowo. Wielu Polaków uważa, że nasza elita została wybita przez Niemców i Rosjan w czasie okupacji. To wszystko nieprawda, ponieważ potencjalna elita codziennie się rodzi w dzisiejszych miastach i wsiach, wśród polskich rodzin inteligenckich, chłopskich i robotniczych. Bo tak jest na całym świecie. Jest to około 1% naszego społeczeństwa, czyli 380.000 ludzi. Na całym świecie 1% populacji to najbardziej inteligentna, odważna, kreatywna, altruistyczna i empatyczna część każdej rodzącej się populacji. Wystarczająca liczba na parlament, rząd, pałac prezydencki, ministerstwa, urzędy centralne i wszystkie województwa.
I w każdym kraju ta elita podlega stopniowej pozytywnej selekcji, poczynając od bardzo młodego wieku. Normalne systemy edukacyjne począwszy od przedszkoli mają za zadanie wyłapywać takie odkrywające się jednostki naturalnych liderów i otaczać je szczególną troską i opieką w procesie tzw. selekcji pozytywnej. Tylko w takim procesie grupa społeczna może liczyć na wychowanie prawidłowe swojej własnej elity, której z pełnym zaufaniem przekaże wszystko, czyli swój własny los i swoją przyszłość! Bo przyszłość zależy od jakości ludzi i tylko od ludzi.
Obecne badania globalnych amerykańskich korporacji, które stanęły w obliczu kryzysu, wskazują, że w sytuacji zawrotu ze spadku na wzrost, konieczna była wymiana elity, czyli prezydenta firmy i całej dyrekcji. Niektóre korporacje, jak np. Kimberly Clarke, globalny producent osobistych towarów, takich jak ręczniki papierowe, papier toaletowy, chemikalia do utrzymania czystości etc., wymieniły prezesa, dyrektorów i całą kadrę kierowniczą. Wymieniły je na ludzi, którzy mają cechy charakterystyczne dla rządów państw narodowych: fachowość, pokorę, lojalność, zdolność do budowania ludzkich zespołów i trwałej motywacji ludzi, wstręt do wszelkiej korupcji oraz poszanowanie i podtrzymanie godności wszystkich pracowników korporacji.
Trzeba podkreślić, że we wszystkich przypadkach byli to ludzie, którzy chcieli pomóc innym ze względu na swą altruistyczną naturę. Oni nie myśleli tylko o sobie pod względem zysku, ale przede wszystkim o sukcesie ich firmy, dla wspólnego dobra. Byli to ludzie z natury spokojni i tzw. domatorzy, którzy po pracy zajmowali się swoimi ogrodami, gotowaniem posiłków, czy też mieli inne „koniki” dla relaksu. Są to ludzie „rygoru i wigoru”, tzw. ludzie „krótkiego rękawa”, bo długi rękaw przeszkadza im w pracy. I potrafili oni zrobić totalny „make-over” korporacji, aby znowu była atrakcyjna dla klientów.
Z kadry kierowniczej odeszli natomiast niekompetentni egoiści, którzy głównie myśleli o jak najwyższym zysku, kosztem wyzysku pracowników i bez żadnej empatii dla innych ludzi. Dla samosatysfakcji musieli mieć wielkie domy, kosztowne samochody i nawet prywatne jachty, czy też samoloty. Tacy bufoni nie potrafili wydostać swoich korporacji z dołka w latach kryzysu. Wszystkie współczesne książki na tematy gospodarcze dokumentują, że takie „tradycyjne” menedżerskie gady, które jeszcze dziś mają stanowiska kierownicze, są na wymarciu, tak jak kiedyś dinozaury.
Podobnie obecna wroga nam, egoistyczna elita polityczna, która niezmienne rządzi naszym krajem od 1944 roku, musi być wymieniona na elitę narodową, aby nasz kraj miał szansę na zwrot (“turn-around”) w kierunku wzrostu. Aby każdy Polak, który chce pracować, mógł codziennie kupić przysłowiową kurę do garnka. Bez wymiany obecnej uzurpatorskiej pseudoelity na patriotyczną elitę narodową, koło zamachowe naszej gospodarki nigdy się żwawo nie potoczy.
I tak jak w edukacji czy w globalnych korporacjach, musi być uruchomiony w tym celu mechanizm pozytywnej selekcji. A podstawowym mechanizmem pozytywnej selekcji ludzi w demokratycznym państwie są demokratyczne wybory. O pozytywnej selekcji ludzi w polityce, a szerzej w państwie decyduje w ostateczności ordynacja wyborcza. To ordynacja wyborcza przesądza o tym, kto i dlaczego może zostać wybrany. Jest to rzecz podstawowa dla wyłaniania elit. A obecna proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu uniemożliwia pozytywną selekcję elity narodowej. To bowiem uzurpatorskie pseudoelity „okrągłego stołu” od ćwierć wieku ustalają swoje listy partyjne, na które potem mamy głosować. To oni prawem kaduka decydują, kto ma być w parlamencie i rządzie, a w konsekwencji w ministerstwach, urzędach centralnych i województwach. Polacy nie mają bowiem prawa wyborczego. Nie mogą sami kandydować bez ich zgody. W Polsce nie mamy patriotycznej elity narodowej, bo nie mamy demokracji. Bo ta demokracja obecna jest fasadowa. Jest fikcyjna przez tę proporcjonalną ordynację wyborczą.
I dlatego w tych wszystkich ultrapatriotycznych tekstach felietonistów, publicystów, naukowców i polityków nie ma ani słowa o przyczynach braku patriotycznej elity narodowej. Ani słowa o wyborczym mechanizmie pozytywnej selekcji polskiej elity. Ani słowa o fasadowej i fikcyjnej demokracji. Ani słowa o wprowadzeniu ordynacji większościowej. Bo o najważniejszym zawsze się milczy. Jeśli ma się nieczyste intencje.
W książce „Dobry dla Wspaniałego” wydanej w 2012 roku, amerykański autor John Collins określa kandydata na człowieka naszej „elity” jako człowieka “piątego wymiaru”. Tego nie można się nauczyć – takim trzeba się urodzić. Ułatwia to proces selekcji, aby nie dopuścić do władzy manipulanckich karierowiczów, egoistycznych pozorantów i skorumpowanych złodziei, których jest dzisiaj pełno w instytucjach ustawodawczych, wykonawczych i sądowych oraz w administracji centralnej i terenowej. Do selekcji naszej elity przydatne są nowoczesne testy psychologiczne, co jest o wiele ważniejsze niż lustracja prowadzona przez Instytut Pamięci Narodowej, która okazała się kosztownym, ale nieskutecznym narzędziem do eliminacji polskich patologii.
Kiedy w 1990 roku dzięki 140.000 podpisów poparcia zostałem Waszym kandydatem na prezydenta RP, „Gazeta Wyborcza” prowadziła szaloną nagonkę na wszystko, co było „czerwone”. Pod taką presją trudno mi było wtedy publicznie powiedzieć, że kraj bez dyrektorów i kierowników jest bez szans na wyjście z kryzysu. A przecież przed 1990 rokiem tylko członkowie komunistycznej partii PZPR mogli mieć kierownicze stanowiska. Wielu z nich było pod presją prasowej nagonki oraz szoku z powodu zmiany ustroju. I mimo, że wielu z nich miało potencjał, aby stać się częścią altruistycznej elity narodowej, optowali za szybką grabieżą, przez brak pewności swego losu. Większość przedsiębiorstw, gdzie pracowali jako dyrektorzy i kierownicy, została szybko sprywatyzowana przez grupę żydowskiej władzy i sprzedana za bezcen zachodniemu kapitałowi. Nawet banki. Teraz już są do pracy za starzy, ale jako mentorzy mogą wiele doradzić, bo odczuli, jak nas oraz ich samych złupiono, na własnej skórze. Dziś liczę głównie na zrozumienie nieskażonych komunizmem młodych ludzi, aby jak najszybciej, bez egoizmu wyselekcjonowali z siebie fachową elitę ludzi “piątego wymiaru”, aby ta grupa była gotowa w interesie wszystkich Polaków stworzyć nowy rząd.
Bo tylko taki rząd narodowy zapewni, że Polska, nasza Ojczyzna, będzie matką, a nie okrutną macochą.
Stanisław Tymiński
2 maja 2020 o 10:59
Wszystko pięknie, ładnie, a tu nagle czytam wypociny reklamujące ordynację większościową i wszystko się zesrało…
Państwa narodowego i elity narodowej nie stworzy żadna demoliberalna ordynacja, czy to proporcjonalna, czy większościowa. Żeby państwo stało się narodowe i z narodową elitą należy wprowadzić narodowy socjalizm, zastąpić demoliberalizm i pluralizm narodowym socjalizmem. A żeby powstał w Polsce silny ruch narodowo-socjalistyczny muszą się wyłonić charyzmatyczni i jednocześnie kompetentni liderzy. Wiedza, szerokie horyzonty + populizm = to jest klucz do sukcesu nacjonalistów w Polsce.
2 maja 2020 o 11:05
Dodam jeszcze jedną ważną rzecz – dlaczego populizm jest ważny? Bo im bardziej lider jest populistyczny tym lepszym jest materiałem na przywódcę, ma wyższe zdolności przywódcze.
Gdy rządzi też powinien być populistą – czyli musi prowadzić taką politykę, która jednocześnie jest zgodna z interesem narodowym i wywołuje w narodzie entuzjazm. Między innymi taki sposób można uniknąć rządów skorumpowanej nomenklatury.
2 maja 2020 o 22:15
Tacy pojawiają sie raz na 100 lat.
2 maja 2020 o 23:35
Nie przesadzałbym, że raz na 100 lat. O kogoś podobnego do Leppera nie jest wcale trudno. Problem jest tylko w tym, że zazwyczaj populiści mają słabe podstawy intelektualne i z tego powodu nie reprezentują za sobą żadnej koncepcji. Populista, który nie niesie ze sobą żadnej idei, żadnego światopoglądu jest nietrwały, jak odejdzie ze sceny politycznej to jego ruch się rozpadnie. Jak populista ma za sobą zaplecze w postaci ruchu reprezentującego konkretną ideologię to jest większa szansa na utrzymanie ruchu społecznego. Po I wojnie światowej mieliśmy wysyp populistów reprezentujących nie tylko nacjonalizm, ale też lewicowe ruchy społeczne. Obecnie radykalnie nacjonalistycznych populistów jest niewielu, ale to dlatego, że po IIWŚ wszyscy dostali antyfaszystowskiej sraczki. Co nie zmienia faktu, że o rozgarniętego populistę nie jest trudno. Wystarczy mieć podstawowe rozeznanie w sprawach najistotniejszych, wiedzieć, co jest słuszne np w sprawach obyczajowych, tożsamościowych, społecznych, ekonomicznych itd. Resztę (szczegóły) dopracują specjaliści.
Pierwszym podstawowym krokiem jest dobre zorganizowanie się. Poza tym uważam, że o ile nacjonaliści słusznie uważają marketing za patologię, która tylko w kapitalizmie mogła się pojawić, to jednak warto do walki politycznej użyć broni wroga, tzn nacjonaliści powinni zrozumieć znaczenie marketingu i powinni sami wykorzystać marketing do promocji własnego ruchu i własnych poglądów, w celach czysto populistycznych.
3 maja 2020 o 11:17
Ze wszystkim sie zgadzam co napisałeś. Charyzmatyczny lider, dobra organizacja, solidne podstawy ideologiczne. Ale to za mało. Trzeba zdobyć jeszcze poparcie a większość ludzi tak naprawde nie żyje ideą. Dlaczego Hitler zdobył władze a np.Mosley nie ? Bo w Niemczech trafił na podatny grunt. Zapaść gospodarcza, upokorzenie po wojnie. Do tego dodałbym jeszcze zdyscyplinowanie i specyficzny charakter Niemców.
3 maja 2020 o 12:13
Zupełnie nie rozumiesz sedna tego, co napisałem.
Ja nigdzie nie napisałem, że większość ludzi ma stać się ideowymi nacjonalistami, zresztą nie jest to nawet cel populizmu.
Nad przekształceniem społeczeństwa w nacjonalistyczne będzie pracowało nowo powstałe państwo nacjonalistyczne, społeczeństwo stanie się nacjonalistycznym w następnym pokoleniu od powstania państwa nacjonalistycznego.
Populizm ma tylko i wyłącznie pozyskać poparcie społeczne za pomocą miłych dla ucha haseł. Solidne podstawy ideologiczne i dobra organizacja mają być (przynajmniej na początku) na użytek wewnętrzny ugrupowania.
Nie chodzi też, żeby od razu zdobyć władzę. Na początek wystarczy stać się znaczącym ruchem politycznym w kraju. Jakby w większości krajów Europy tak się stało, to już byłoby coś. Władzy nigdy nie zdobywa się nagle, zawsze dzieje się to za pomocą następujących po sobie przemyślanych działań i zachodzących procesów związanych z tymi działaniami.
Przede wszystkim, należy sobie postawić pytanie – co niby nacjonaliści mieliby do stracenia w takim scenariuszu? Dlaczego nie mogliby nawet spróbować?
Z takim podejściem – „tacy się zdarzają raz na 100 lat” nacjonaliści nigdy nie zrobią kroku naprzód.
3 maja 2020 o 13:54
Czyli z tego co zrozumiałem musiałby powstać ,załóżmy, jakiś „cień” NOPu, taka równoległa partyjka o niezbyt radykalnym przesłaniu a z czasem uzyskania masowego poparcia, wchłonęłaby radykalny trzon nacjonalistyczny ?
3 maja 2020 o 15:25
Wspomniałeś o Mosleyu. Twoje zestawienie Hitlera i Mosleya uczy nas, że populizm nie wszędzie osiągnie taki sam rezultat. W jednym kraju szybciej osiągnie się zamierzone cele, w innym później. I tak Mosley przed wojną miał większe poparcie społeczne, niż obecnie mają brytyjscy nacjonaliści – oni mogą o takim ruchu społecznym pomarzyć. Dlatego ważne jest, żeby możliwie w jak największej liczbie krajów europejskich pojawili się nacjonaliści-populiści, którzy zdobędą poparcie. Te kraje, w których nacjonaliści najszybciej przejmą władzę i przeprowadzą narodową rewolucję będą geopolitycznym oparciem dla reszty nacjonalistów. W ostateczności Mosleyowi się nie udało, bo państwa nacjonalistyczne przegrały wojnę. Gdyby było inaczej, to by Brytyjczycy przestali wierzyć demoliberalnemu Churchillowi, zwróciliby się w stronę Mosleya, a w koloniach wybuchłby bunt.
3 maja 2020 o 17:26
„Czyli z tego co zrozumiałem musiałby powstać ,załóżmy, jakiś „cień” NOPu, taka równoległa partyjka o niezbyt radykalnym przesłaniu a z czasem uzyskania masowego poparcia, wchłonęłaby radykalny trzon nacjonalistyczny ?”
Wręcz przeciwnie. Populiści muszą być radykałami i nie mogą rezygnować ze swoich postulatów. Muszą tylko umieć ludowi sprzedać swoje postulaty, ich radykalizm musi się kleić. Ewentualnie mogą mniej epatować pewnymi postulatami, ale nie mogą się od nich odcinać. Tylko wtedy można złamać tabu i dotrzeć ze swoimi poglądami do społeczeństwa. Nacjonaliści nie mogą się kryć ze swoimi poglądami, jak szczury po kątach, muszą tylko umieć przekonywać ludzi do nich. Przede wszystkim, nacjonaliści muszą być w większym stopniu niż obecnie kojarzeni ze swoimi solidarystycznymi, syndykalistycznymi, korporacjonistycznymi, dystrybucjonistycznymi, generalnie prospołecznymi, propracowniczymi i stojącymi po stronie polskich przedsiębiorców postulatami społeczno-ekonomicznymi. Wyrobią sobie pozytywną markę, następnie muszą zacząć poruszać kwestie etniczne, rasowe i kulturowe, najlepiej w powiązaniu z kwestiami społeczno-ekonomicznymi.
3 maja 2020 o 19:16
Chociaż z drugiej strony nie jest to taki głupi pomysł, z tym, że trzeba to trochę zmodyfikować i uszczegółowić:
Na samym początku ruch nacjonalistyczny powinien się zjednoczyć i poprzez agitację (np uczestnicząc w strajkach różnych zawodów i reklamując tam własne pomysły) zyskać własną bazę społeczną, która potem urośnie w silniejszy ruch społeczny. Potem mamy 2 opcje:
1. Nacjonaliści zawiązują sojusz z konfrajeracją na zasadzie czegoś w stylu Frontu Harzburskiego i retoryką radykalną i prospołeczną niszczą cuckoldowy i liberalny przekaz konfrajeracji nie wdając się z nimi w otwarty konflikt. Chodzi o miejsca w parlamencie.
2. Nacjonaliści zdobywają silne poparcie społeczne, następnie wydziela się na zasadzie pseudo-rozłamu bardziej „umiarkowana” grupa, która niby uważa radykałów za zbyt „ekstremalnych”, ale nie odcina się od nich bardzo. Po prostu doceniają ich patriotyzm, ale nie popierają ich radykalizmu. Jest to grupa, która ma przyciągnąć bardziej umiarkowany elektorat. Chodzi o to, żeby robić w wała system, że niby są koncesjonowaną opozycją, ale w rzeczywistości przesuwają dyskurs polityczny w prawą stronę. W ostateczności oni sami by przejmowali radykalne postulaty nacjonalistów, symulowaliby nieefektywność i brak oryginalności, podczas gdy radykałowie kreowani byliby na efektywny ruch z dobrym programem politycznym. Po ostatecznej radykalizacji nastrojów i po staniu się główną opozycją „umiarkowana” wydmuszka zostałaby wchłonięta przez radykałów, jako dolne struktury partyjne.
-
Mniej więcej tak wyglądała taktyka NSDAP do 1933 roku.
-
Co z gloryfikowaniem Hitlera?
Ja sam osobiście mam do niego niejednoznaczny stosunek, ale potępianie kogoś za sam pozytywny, czy negatywny stosunek do niego. Przy czym trzeba rozróżnić dwie formy apologizowania Hitlera. Jedna to w formie debaty i nie ma problemu w prowadzeniu takich pobocznych debat. Ale organizowanie jakichś imprez w lesie w warunkach polskich to jest skrajna głupota i nie świadczy to o upolitycznieniu danej osoby, tylko o jej niedojrzałości. Ruch nacjonalistyczny w Polsce powinien tego typu imprezy w lesie z jednej strony krytykować, jako głupie, z drugiej strony powinien je bagatelizować (w przeciwieństwie do RNowców, którzy chcieli zaostrzyć paragraf 256). Ruch nacjonalistyczny powinien dążyć do likwidacji tego paragrafu, jako typowo zamordystycznego. Z drugiej strony ruch nacjonalistyczny powinien się na tyle rozrosnąć i na tyle zmienić nastroje społeczne, żeby w praktyce nie było wykonalne karanie nacjonalistów na podstawie tego paragrafu w obawie przed niepokojami społecznymi. To powinno różnić nacjonalistów od przykładowo Leppera – który skonpromitował się, stracił poparcie, następnie mogli go wlec po sądach jak chcieli, a następnie zabić. Z NSDAP to było niemożliwe, bo obawiano się reakcji społecznej ich elektoratu i obawiano się reakcji SA. Jak Herszel Grynszpan zabił niemieckiego dyplomatę Ernsta vom Ratha to ci w odpowiedzi zorganizowali noc kryształową. Nie prowadziło to do odpływu elektoratu, bo hitlerowcy odpowiednio zmienili nastroje w niemieckim społeczeństwie i naród niemiecki popierał tego typu działania uznając ich rację. Jak nasz ruch będzie silny to chyba ludzie będą rozumieli przemoc w odpowiedzi na represje polityczne? Każdy musi się bronić. Ważne tylko, żeby była to przemyślana przemoc.
3 maja 2020 o 19:20
„ale potępianie kogoś za sam pozytywny, czy negatywny stosunek do niego”
… to głupota. Nacjonaliści nie powinni stosować zamordyzmu za same „niepoprawne” poglądy (o ile mieszczą się one w granicach nacjonalizmu). Jeśli media będą się przypierdalać to nacjonaliści powinni wyraźnie dać do zrozumienia, żeby się od towarzyszy odpierdolili i żeby zajęli się poważnymi problemami, np. cwaniactwami ich politycznych mocodawców.
2 maja 2020 o 12:33
Stanisław Tymiński nie jest żadnym NR/NS, więc część jego opinii nadaje się do śmietnika (vide fascynacje JOW, Kukizem, Kowalskim etc.). Jednak w wielu sprawach myśli i pisze jak my, więc warto poznawać jego zdanie. To samo dotyczy prof. Bartyzela, Stanisława Michalkiewicza etc.
2 maja 2020 o 15:37
Dlatego tym bardziej należy podkreślać, że o ile tacy, jak Tymiński prawidłowo wskazują problem to ich diagnozy, tzn rozwiązania są błędne. Demoliberalizmu nie leczy się innym demoliberalizmem, czy tam kopiami starego ładu, tylko leczy się nacjonalizmem, elitaryzmem, ludowością i organicznym kolektywizmem. W skrócie, leczy się pochodnymi takich idei, jak faszyzm, narodowy radykalizm, falangizm, narodowy syndykalizm, narodowy socjalizm, zadrużanizm itd.