Jednym z kluczowych elementów atakowanym przez Tymińskiego w planie Balcerowicza było wprowadzenie stałego kursu dolara. Ten stały kurs obowiązywał blisko półtora roku (od stycznia 1990 do kwietnia 1991). Później wprowadzono skokowe dewaluacje złotówki w stosunku do dolara, ale cały czas zawyżające jej realną wartość. Prowadzono bowiem w następnych latach politykę aprecjacji złotówki, czyli podwyższania jej wartości w stosunku do dolara. Po to aby ułatwiać Zachodowi jego eksport do Polski. A utrudniać eksport polskim przedsiębiorstwom. Nazywano to eufemistycznie „umacnianiem” złotego.
Stały kurs dolara był w oficjalnych uzasadnieniach „kotwicą inflacji”, choć nie miał z hamowaniem inflacji żadnego ekonomicznego związku przyczynowego. Jego cel był ukryty i zupełnie inny. Był źródłem tego, co Tymiński nazwał „syfonowaniem” finansów Polski. Każdy bowiem kto założył konto w obcej walucie, mógł tę walutę wymienić na złotówki po stałym kursie 1 dolar za 9 500 ówczesnych starych złotych. Wszystko to działo się w warunkach kilkusetprocentowej hiperinflacji, a następnie kilkudziesięcioprocentowej wysokiej inflacji oraz dodatniego oprocentowania kont złotówkowych. Było to oficjalne zaproszenie do gigantycznej spekulacji.
Dolar, który na koncie dewizowym przynosił góra 8 procent zysku w skali roku, zamieniony na złotówki przynosił na koncie złotówkowym co najmniej kilkaset procent rocznie, a potem kilkadziesiąt procent rocznie. Trzeba było tylko rozmnożone złotówki po takim samym stałym kursie 9 500 zł ponownie wymienić na dolary. „Informacja dla „wtajemniczonych” – podsumował ten proceder J. Balcerek – o okresie podtrzymywania przez NBP (pod dyktando MFW) kursu wymiennego złotówki pozwalała na przywrócenie jej, tuż przed „skokową dewaluacją” oblicza dolarowego, by tuż po „skokowej dewaluacji” przywrócić złotówce jej kształt złotówkowy.”
W ten sposób został uruchomiony kilkuletni proces grabieży finansów kraju, przy czym rok 1990 był tej grabieży szczytem, ze względu na poziom hiperinflacji, a co za tym idzie i poziom oprocentowania kont złotówkowych. To już nie było uwłaszczenie komunistycznej nomenklatury na prywatyzacji majątku państwowego. To była idąca w miliardy dolarów grabież finansów kraju przez rodzime i zagraniczne grupy spekulantów finansowych. W 1990 roku na kontach dewizowych znalazło się co najmniej 3 mld dolarów, nie mających pokrycia w obrotach handlu zagranicznego. To były kapitały spekulacyjne, które „syfonowały” finanse Polski, a w ostateczności polską gospodarkę. W samym więc tylko roku 1990 można było tylko tymi 3 miliardami dolarów ograbić w sposób zalegalizowany Polskę nawet na kilkanaście miliardów dolarów.
O tym procederze po dziś dzień trwa zmowa milczenia. To w ten sam sposób, nigdy nie ujawniony przed opinią publiczną, Bogusław Bagsik z Andrzejem Gąsiorowskim wyprowadzili z polskiego systemu bankowego, na przełomie lat 1990 – 199, w ciągu zaledwie roku czasu około 480 mln dolarów. Nazwano to „aferą Art B”. Opinię publiczną okłamywano zaś oficjalnymi bredniami o istnieniu „oscylatora bankowego”, w postaci podwójnego oprocentowania kont złotówkowych.
„Przy stałym kursie dolara – przypomina Tymiński – nawet nie istniał obowiązek rejestracji zysków z procentów bankowych, w czasie kiedy Balcerowicz kretyńsko, wbrew wszelkim zasadom logiki utrzymywał ten stały kurs, przy szalejącej hiperinflacji złotówki. Spowodowało to masową korupcję, kiedy chmary zagranicznych spekulantów szukały Polaków na „słupy”, aby na tym zarobić łatwe pieniądze. Była to niesamowita gratka, chyba jedyna na świecie, gdzie można było w krótkim czasie potroić kapitał bez żadnego ryzyka i wysiłku.”
W oparciu o mechanizm „syfonowania” finansów kraju narodziła się wszakże największa afera finansowa, znana jako „afera FOZZ”, czyli afera Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Miała ona największe konsekwencje polityczne i społeczne dla ówczesnej i obecnej sytuacji wewnętrznej III Rzeczpospolitej. Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego utworzono z początkiem 1989 roku, oficjalnie dla przeprowadzania operacji ukrytego wykupywania polskiego długu zagranicznego na rynkach wtórnych, gdzie za 1 dolara tego długu płacono po 18 do 22 centów. Przeznaczono na to z budżetu państwa 1,7 mld dolarów. Do tego dochodziły jeszcze inne środki z innych źródeł państwowych. Jak twierdzi były dyrektor FOZZ Grzegorz Żemek, w 1989 roku FOZZ dysponował łącznie kwotą 5 mld dolarów.
Dług miał być wykupywany w sposób ukryty, gdyż taka praktyka była zabroniona prawem międzynarodowym. Na czele FOZZ stanęli oficerowie wojskowych służb specjalnych, a FOZZ kontrolowała, opisana w tzw. „raporcie Macierewicza”, osławiona „grupa Y”, bezpośrednio podległa radzieckiemu wywiadowi wojskowemu GRU. Ale sednem działalności FOZZ nie stał się ukryty wykup długów, lecz nigdy nie ujawnione przed szeroką opinią publiczną jej „drugie dno”. Tym „drugim dnem” było ukryte wykorzystanie owych 1,7 do 5 mld dolarów FOZZ do walutowych operacji spekulacyjnych w Polsce, w oparciu o mechanizm „syfonowania” finansów kraju.
Państwowe pieniądze FOZZ nielegalnie pożyczano w kraju wybranym prywatnym osobom i firmom, które zakładały konta dewizowe, a następnie „syfonowały” poprzez system bankowy polskie finanse. Jest to po dziś dzień najpilniej ukrywana przed polską opinią publiczną ustrojowa tajemnica III RP. Opinia publiczna w Polsce jest do dziś przekonana, że „afera FOZZ”, potwierdzona wyrokiem sądowym, to kwestia około 100 mln dolarów, które z kwot nielegalnie pożyczanych nie zostały ostatecznie oddane.
W ten sposób, za pośrednictwem komunistycznego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego kontrolującego FOZZ, stworzono miliardowe majątki nowej postkomunistycznej oligarchii. A nie była to jedyna możliwość „syfonowania” finansów kraju. Afera FOZZ była tylko istotnym fragmentem większej całości. Odkrywca afery FOZZ, Michał Tadeusz Falzmann, inspektor Najwyższej Izby Kontroli, nazwał to „rabunkiem finansów państwa” i szacował straty z tego tytułu na co najmniej kilkanaście miliardów dolarów. Tak powstała prawdopodobnie zdecydowana większość największych fortun w III RP.
I drogą rabunku finansów Polski, poprzez system spekulacji finansowych, zmieniono również strukturę społeczną. Powstały nieistniejące wcześniej grupy rodzimej oligarchii finansowej, a w istocie oligarchii polityczno-finansowej. Ośrodek prowadzący transformację przekształcił się, dzięki „syfonowaniu” finansowemu Polski poprzez głównie pieniądze FOZZ, w ośrodek rabunkowego formowania kapitałów rodzimej oligarchii finansowo-politycznej.
Na podstawie zgromadzonych przez M. Falzmanna od 1989 roku do 1991 roku materiałów, 2 czerwca 1991 roku Mirosław Dakowski i Jerzy Przystawa złożyli w gabinecie ówczesnego ministra sprawiedliwości powiadomienie o przestępstwie, w którym czytamy –
„Przesyłamy do dyspozycji Pana Prokuratora Generalnego zgromadzone przez nas dokumenty i materiały, w ilości 290 stron ręcznie ponumerowanych, z których wynika, że: Na terenie Rzeczpospolitej Polskiej i poza jej granicami działają zorganizowane grupy przestępcze dokonujące systematycznej grabieży pieniądza, w szczególności dewiz wymienialnych, na szkodę Państwa Polskiego, a także innych podmiotów gospodarczych, krajowych i zagranicznych. Na podstawie przedstawionych dokumentów można wnioskować, że grabież ta ma rozmiary sięgające kwoty wielu miliardów dolarów USA.”
Półtora miesiąca później, 18 lipca 1991 roku, zmarł nagle na zawał serca odkrywca mechanizmu działania FOZZ, starszy inspektor NIK Michał Tadeusz Falzmann. W trakcie kontroli FOZZ, jako inspektor NIK, był obiektem nieustannych pogróżek, nacisków, szantaży, aż po anonimowe groźby śmierci. Jeszcze w kwietniu 1991 roku w jego dzienniku pod datą 21 kwiecień znalazł się zapis: „Dalsza praca to osobiste śmiertelne niebezpieczeństwo. Szans na sukces nie widzę żadnych„. Jego rodzina i znajomi byli i są przekonani, że został zamordowany klasyczną metodą komunistycznych służb specjalnych.
7 października 1991 roku na trasie szybkiego ruchu Warszawa-Katowice na wysokości Piotrkowa Trybunalskiego w tragicznym wypadku samochodowym zginął, wraz z dwoma współpracownikami, urzędujący prezes Najwyższej Izby Kontroli prof. Walerian Pańko. Zginął na dwa dni przed wygłoszeniem w Sejmie wystąpienia na temat afery FOZZ. Oficjalna wersja przyjęta w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę wojskową i potwierdzona wyrokiem sądu wojskowego brzmiała, iż przyczyną wypadku była wina kierowcy, oficera Biura Ochrony Rządu, którego samochód miał zaczepić tylnym kołem o krawężnik, co spowodowało, iż został wyrzucony na przeciwny pas jezdni, gdzie w jego tył uderzył jadący z przeciwka bmw. Kierowca rządowej lancii został skazany na trzy lata więzienia w zawieszeniu.
Tymczasem w blisko rok po tragicznym wypadku ukazał się wywiad w tygodniku „TAK”, z jedynym świadkiem, który przeżył wypadek, żoną prezesa NIK Urszulą Pańko.
„Zawsze będę twierdzić – mówiła w nim U. Pańko – że nie był to zwykły wypadek, a jadące BMW, które przecięło nasz samochód na pół, to był po prostu palec Boży. Pamiętam, że zanim doszło do zderzenia jakaś nadprzyrodzona siła zerwała nasz samochód i poprzez pas zieleni pędziliśmy prosto, aby zderzyć się ze ścianą wiaduktu.(…) Wcześniej zanim samochód wypadł z autostrady, usłyszałam jakieś dziwne huki, coś w rodzaju wybuchów. Nie jechaliśmy z oszałamiającą prędkością, ponieważ kierowca zamierzał dopiero co wyprzedzić ciężarówkę. W tym momencie zarzuciło nasz samochód, z jednoczesnym nieprawdopodobnym hukiem„.
Ten jedyny żywy świadek tego wypadku, nigdy nie został przesłuchany przez prokuraturę prowadzącą śledztwo i sąd, który wydał w tej sprawie wyrok. Tylko ten fakt wskazuje, iż wojskowy wymiar sprawiedliwości mógł zostać użyty celowo do ukrycia prawdy. Prawdy o profesjonalnie zrealizowanym, prawdopodobnie przez wojskowe służby specjalne, zamachu. Prawdy o zamordowaniu urzędującego prezesa NIK prof. Pańki. Prawdy o genezie III Rzeczpospolitej.
Wojciech Błasiak
Najnowsze komentarze