Chcemy tego, czy nie – żyjemy w cieniu epidemii koronawirusa. Nie z tego względu, że mały i wredny Covid-19 kładzie pokotem całe populacje, bo jak dotąd jest mniej upierdliwy (w sensie zamachiwania się na ludzkie życie) od wrednej grypy, a do dogonienia raka to już daleka i długa droga przed nim (przykład: w jednej tylko Wielkiej Brytanii każdego dnia tysiąc osób słyszy, rok w rok, brzmiącą jak wyrok śmierci informację: masz nowotwór). Nasze życie koronawirus przykrywa ponurym cieniem z powodu decyzji, podejmowanych w związku z nim przez rządzące reżimy – oczywiście (no ba!) dla naszego dobra.
Nie inaczej jest i w Polsce, przy czym nie odbiegamy tutaj od światowej średniej demokratycznej: robią nas w konia równie intensywnie, jak gdzie indziej. Nie będę w tym miejscu wgłębiał się w poszczególne rozwiązania, wprowadzane przez rząd, czy te, które proponuje jego opozycja. Będzie ku temu jeszcze niejedna okazja. Skoncentrujmy się w tym miejscu na tzw. sprawach politycznych; tak zwanych, ponieważ mają tyle wspólnego z polityką (działaniem na rzecz dobra wspólnego), co ja z mongolskim baletem.
I tutaj wyskakują jak Filip z konopi wybory (p)rezydenckie.
Obiektywnie patrząc, różnice pomiędzy kandydatami są jedynie różnicami formatowymi: same zera, tyle tylko, że każde pisane czcionką innej wielkości, a czasami nawet innym krojem. Walka pomiędzy nimi toczy się wyłącznie o zabezpieczanie interesów poszczególnych koterii i umożliwienie im niekontrolowanego łupienia kraju. Ta wojna to nie nasza bajka, co najwyżej koszmar, za uczestniczenie w którym każą nam sobie dobrze zapłacić.
Skoro więc, chcąc nie chcąc (zdecydowanie nie chcąc!), nie możemy od tego medialno-propagandowego jazgotu uciec, przyjrzyjmy się chwilę zagadnieniu, które rozgrzewa do czerwoności wszystkie dramatis personae – czyli wyborczemu terminowi. Bo ów termin, to obecnie clou tej tam niedorzecznej demokracji, co wiedzą nawet dzieci, bo przymusowe zamknięcie w mieszkaniu tworzy solidną więź każdego domownika (bez względu na wiek, płeć i pochodzenie społeczne) z włączonym odbiornikiem telewizyjnym, a w nim wszak temat nie schodzi z wizji nawet w czasie reklam.
Zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i cała demoliberalna opozycja swoje narracje w tej sprawie zaczynają (prawie) jak normalni ludzie, ale – zgodnie ze wspólną swą naturą – kończą pospołu, jak parszywe bydlęta.
PiS nabożnie: „należy szanować prawo pisane i prawo ludzi do decydowania o wyborze przywódcy; wybory już!”, po czym następuje kompletnie nieprzystające, acz szczere wyznanie, prezentowane otwartym tekstem: „póki co, obywatele doceniają nasze szybkie decyzje antywirusowe, zresztą te będziemy mnożyć, dopóki się da, żeby pokazać, że wiemy, co robimy, chociaż nie wiemy. Za kilka miesięcy i tak z tego będzie kryzys, bieda i poruta społeczna, więc przegramy z kretesem; zostaje jedno rozwiązanie: wybory teraz – albo do widzenia ślepa Gienia”. Z kolei anty-pisowska opozycja zaczyna ludzkim głosem: „najważniejsze jest życie i zdrowie obywateli, przełóżmy wybory na jesień”, by zaraz potem, najwyraźniej zmęczona udawaniem zatroskania, swoje przesłanie zamknąć prostym i klarownym stwierdzeniem: „na jesieni będzie w kraju źle, bieda i gospodarczy chaos, więc PiS przegra (hurra!), a my po gruzach wdrapiemy się do koryta, by zanurzyć w nim swe świńskie ryje (hip-hip, hurra, hurra, hurra!)”.
Powie ktoś: norma, wyrachowanie jest czymś oczywistym w świecie politycznym. I jest to prawda, tyle że nie cała (a wiadomo, że częściowa prawda, to g.. prawda). Bo tam, gdzie panoszy się demoliberalizm nie ma kalkulacji politycznej (a więc takiej, której elementem wiążącym jest dobro wspólne, bonum commune), a jest tylko i wyłącznie interes klik oraz koterii. To, że wydra szczeka, nie czyni z niej psa – nieprawdaż?
Wnioski? Znajdźmy uciechę we wzajemnym okładaniu się władzy z opozycją, kibicując każdej ze stron. Niech się mordują, głosują, wybierają – kiedy chcą i jak chcą. Byle sami, byle bez nas. Bo a nuż w swym pazernym szaleństwie zatłuką się pospołu? Żyjemy w takich czasach, że wszystko jest możliwe. A przymusowy lockdown może stać się także nie tylko okazją do obejrzenia po raz tysiąc czterysta osiemdziesiąty ósmy horroru Kevina samego pałętającego się po domu, lecz również momentem chłodnej refleksji nad rolą, dążeniami i postępowaniem politycznych „idoli”, bo nic tak nie obdziera bandyty z pozy dobroduszności i pozorów uczciwości, jak nasza uwaga, którą mu poświęcamy, nie będąc skrępowanymi codziennym wyścigiem szczurów.
Powstań więc z kanapy zamknięty w domach ludu ziemi i walnij się w fotelu, dzierżąc w dłoni, niczym miecz, pilota do telewizora. I walcz: słuchaj, oglądaj, myśl. Co zresztą masz innego do roboty?
Adam Gmurczyk
Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.
***
30 marca 2020 o 00:18
„Zamknięty powstań ludu ziemi!”
XDDDD
Ten tytuł to jest mistrzostwo
30 marca 2020 o 00:36
„Człowiek z wysokiego zamku” znowu przemówił! Szkoda że tak rzadko można poczytać teksty p. Gmurczyka
30 marca 2020 o 03:32
To zdanie rządzi „Obiektywnie patrząc, różnice pomiędzy kandydatami są jedynie różnicami formatowymi: same zera, tyle tylko, że każde pisane czcionką innej wielkości, a czasami nawet innym krojem: ::P
30 marca 2020 o 12:16
Więcej tekstów Autora w „Szczerbcu” i pod poniższym linkiem:
https://www.nacjonalista.pl/kategorie/blogi-uzytkownikow/adam-gmurczyk/
31 marca 2020 o 07:29
Czy jest możliwość wsparcia Narodowego Odrodzenia Polski poprzez przekazanie 1% w rozliczeniu PIT?
31 marca 2020 o 20:25
Jedyną formą wsparcia jest wpłata na konto bankowe:
https://www.nop.org.pl/finansowanie/
Jak wesprzeć nacjonalizm:
https://nacjonalista.pl/wesprzyj-finansowo-nacjonalizm/
https://nacjonalista.pl/?p=72760
Gdzie kupić nacjonalistyczne wydawnictwa:
https://nacjonalista.pl/?p=72760
15 maja 2020 o 20:26
Tekst jest idealną odtrutką na pierd……e telewizyjno-reżimowych polityków.