W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Drodzy Bracia!
Od zarania dziejów, w czasie wielkich nieszczęść Kościół zawsze zwracał się do Boga. A zwłaszcza podczas epidemii – obecna nie jest pierwszą i z pewnością nie ostatnią w historii ludzkości – jednak epidemie zawsze mają w sobie coś niepokojącego, ponieważ są podobne do demonów: nie widać atakującego. Zatem Kościół zwracał się do Pana Boga, a szczególnie poprzez tę Mszę świętą, którą sprawujemy, aby prosić Go, żeby zachował nas od zła. O co prosi Kościół przy okazji tych modlitw? Oczywiście o to, aby Bóg odsunął zagrażające nam choroby; a jeśli jesteśmy już przez nie dotknięci, abyśmy je przezwyciężyli; a jeśli wybiła godzina naszej śmierci, abyśmy byli na nią przygotowani. Jednak Kościół prosi nie tylko o to. Prosi też o światło Boże; prosi, aby przy okazji takich wydarzeń, które zawsze są trochę wyjątkowe i które często stają się powodem niepokojów społecznych, chrześcijanie wykazali się wiarą, wykazali się cnotą, która bywa wystawiona na próby – na brak ufności, egoizm, brak miłości. Kościół prosi także, aby Bóg wspierał tych, zwłaszcza spośród chrześcijan, którzy w takich trudnych chwilach muszą spełniać swoje obowiązki stanu. Myślę tu szczególnie o lekarzach, pielęgniarkach i wszystkich tych, którzy opiekują się chorymi – gdyż misją Kościoła zawsze było pochylanie się nad cierpiącymi i chorymi.
Kościół modli się także za władze publiczne, albowiem tego rodzaju doświadczenia i klęski wymagają, abyśmy byli rządzeni w sposób prawy i roztropny. I nawet jeśli nie podzielamy – bynajmniej! – wszystkich stanowisk i poglądów tych, którzy nami rządzą, to jednak są chwile, w których winniśmy prosić Pana Boga, jak to bardzo trafnie głosił św. Piotr, winniśmy prosić Pana Boga, aby ich oświecił, abyśmy mogli poddawać się mądrym zaleceniom.
Kościół modli się także, abyśmy pojęli znaczenie takich wydarzeń. Nasza pierwsza reakcja powinna mieć podłoże nadprzyrodzone – i chyba to, Drodzy Bracia, jest obecnie najbardziej niepokojące w tych dniach, które przeżywamy: nie tyle sama epidemia i to, co się wokół dzieje, ale fakt, że do Kościoła wdarły się lęk, niepokój i brak wiary. Nie, to nie jest czas, aby opróżniać kropielnice, to nie jest czas, aby zamykać kościoły, to nie jest czas, aby odmawiać wiernym Komunii świętej, a nawet sakramentów osobom chorym! Przeciwnie: to czas, aby zbliżyć się do Boga, aby zrozumieć znaczenie tych nieszczęść. Kościół od zawsze, przy okazji zaraz i epidemii, urządzał publiczne procesje i wyznania wiary; była to dla Kościoła okazja, aby nawoływać do pokuty. Pokuta, pokuta!
Czytaliśmy przed chwilą, podczas lekcji, bardzo stosowny fragment ze Starego Testamentu o grzechu pychy króla Dawida, który chciał dokonać spisu swego ludu, aby mieć satysfakcję z wiedzy o tym, nad jak licznym narodem sprawuje władzę. Konsekwencją tego była kara Boża – tak, albowiem Bóg karze, tak jak ojciec może karać swoje dzieci; karą za tę pychę była straszliwa epidemia. Ale gdy tylko Bóg ujrzał, że serca zwróciły się ku Niemu, odwołał anioła choroby. Tak, to jest czas pokuty i powrotu do Boga, jacykolwiek byśmy byli: sprawiedliwi i mniej sprawiedliwi, grzeszni, wszyscy winniśmy czynić pokutę! Bóg nie zawsze karze, a różne wydarzenia czy nieszczęścia nie wynikają z woli Bożej – jak to bywa w nadzwyczajnych przypadkach – ale z praw natury, jak trzęsienia ziemi czy epidemie… To konsekwencja faktu, że od czasu grzechu pierworodnego człowiek nie jest panem wszystkiego. Tak, Drodzy Bracia, człowiek nie jest już panem wszystkiego.
Ale Bóg od czasu wcielenia swojego Syna oznajmia: „Będę was chronił przed tymi wielkimi nieszczęściami, będę was przed nimi chronił, jeśli pozostaniecie Mi wierni”. I dzisiaj problemem nie jest wcale to, że staramy się wykorzystać ludzkie środki, żeby oddalić te nieszczęścia – jest to zupełnie normalne i taki jest porządek rzeczy; problemem jest to, że mówimy do Boga: „Zostaw nas w spokoju; załatwimy to sami”. Tymczasem to jedynie Bóg ma, jak to się dziś mówi, sytuację pod kontrolą. A więc co robi Pan Bóg? Odpowiada: „Nie chcecie Mojej pomocy? No, to radźcie sobie sami!”. I to jest najgorsza z możliwych rzeczy, najgorsza…
Tak, skierujmy się, zwróćmy się do dobrego Boga. Jak już powiedziałem, to nie pierwsza epidemia, z jaką mierzy się świat, i być może wcale nie najpoważniejsza: pomyślmy o „hiszpance” pod koniec I wojny światowej, która spowodowała śmierć 50 milionów ludzi, podkreślam: śmierć. Ale wtedy Kościół był na linii frontu. Jeśli jesteście ciekawi, zobaczcie archiwalne zdjęcia z tamtej epoki, na których widać zakonnice zajmujące się chorymi, noszące już wtedy te słynne maseczki, o których dzisiaj tyle się mówi – nic nowego pod słońcem. Chrześcijanie byli na pierwszej linii, aby zajmować się chorymi, aby sprawować uczynki miłości bliźniego, czasem z narażeniem własnego życia. Oto okazja wykazania swojej wiary. Otóż w czasie tej strasznej epidemii, „hiszpanki”, w świątyniach nadal sprawowano kult Boży, korzystano z sakramentów i sakramentaliów, odwoływano się do wstawiennictwa świętych, wedle stałej tradycji Kościoła. I dziś trzeba nam czynić to samo. Nie bądźmy – i zwracam się tu do nas kapłanów – nie bądźmy złymi pasterzami, którzy widząc na horyzoncie wilka lub… wirusa, uciekają. Bądźmy jak dobrzy pasterze.
Drodzy Bracia, gdy zachodzą takie okoliczności albo katastrofy, zadajemy sobie pytanie: bo przecież sprawiedliwi są także dotknięci, nie tylko grzesznicy, ale także sprawiedliwi. Mówiłem wam przed chwilą o grypie „hiszpance”. Otóż w trakcie tej strasznej pandemii Hiacynta i Franciszek, dzieci fatimskie, umarły w dość przerażających warunkach, ofiarując swoje życie za nawrócenie grzeszników. Tak, oto prawo, które będzie funkcjonowało do końca świata: Bóg wymaga ofiar, które dokonują ekspiacji w jedności z ofiarą par excellence, naszym Panem Jezusem Chrystusem. W pewnym miejscu w Ewangelii apostołowie pytają Zbawiciela, dlaczego w świątyni jerozolimskiej zginęli pewni Galilejczycy, którzy przybyli do niej, aby modlić się i złożyć ofiarę, a Poncjusz Piłat dokonał ich masakry. To zdumiało apostołów i uczniów Chrystusa: „Jak to? Ludzie świątobliwi, którzy składają ofiarę, są zabijani? Czymże zgrzeszyli, aby Bóg karał ich w taki sposób?”. Podobnie apostołowie wypytywali Pana Jezusa, gdy doszło do katastrofy w Jerozolimie: zawaliła się wieża w Siloe, co spowodowało śmierć osiemnastu osób. I uczniowie zastanawiali się: „Cóż one takiego zrobiły, aby zginąć pod gruzami wieży przy okazji pielgrzymki do Jerozolimy?”. Jaka jest odpowiedź naszego Pana Jezusa Chrystusa? Zbawiciel mówi: „Nie sądźcie, że byli bardziej grzeszni niż inni. Ale, powiadam wam, jeśli nie będziecie czynić pokuty, zginiecie wszyscy”. Oto, co mówi Pan Jezus. Nieszczęścia winny przypominać nam, że jeśli nie będziemy czynić pokuty, to wszyscy zginiemy.
Bóg jest dobry; nie chce śmierci grzesznika, ale pragnie, by ten nawrócił się i żył. Nieszczęścia, które dotykają całe społeczeństwa, często są konsekwencją grzechów władz publicznych. Tak to właśnie jest. A dziś, dziś mamy prawo niepokoić się, bo wszystkie złe prawa, których jest coraz więcej, systematyczny gwałt zadawany prawu naturalnemu, apostazja, którą dziś widzimy nawet wewnątrz Kościoła – to wszystko nie może pozostawiać Pana Boga obojętnym. W Starym Testamencie spotykamy nawet takich Żydów, którzy mieli pretensje do Boga, gdy Ten ich nie karcił, i mówili Mu: „Czy już nas nie kochasz? Nie kochasz nas…”, bo woleli karę Bożą od Bożego milczenia, gdyż milczenie Boga jest być może czymś najgorszym. Tak, Drodzy Bracia, całymi dniami na ekranach telewizorów pokazuje się nam wykresy z liczbami chorych i zmarłych – i jest prawdą, że robi to wrażenie. Ale nie zapominajmy, że na przykład ostatnio w kraju, leżącym nieopodal nas, w Belgii, w ciągu roku poddano eutanazji trzy tysiące osób – to są oficjalne liczby – a wśród nich dzieci. Nie mówiąc już o liczbie aborcji w dzisiejszych czasach. Wszystko to są grzechy wołające o pomstę do nieba.
Tak, Drodzy Bracia, trzeba o tym pamiętać, trzeba czynić pokutę. Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale pragnie, by ten nawrócił się i żył.
Drodzy Bracia, są wśród Was osoby, który przyszły tu być może po raz pierwszy, spotkałem kilka takich w tym tygodniu, tak jak i inni księża z tej parafii; osoby, którym odmówiono Komunii w innych kościołach, bo chcieli ją przyjąć w tradycyjny sposób, do ust. I przychodzą tutaj, bo chcą przystąpić do Komunii świętej. Drodzy Bracia, widać tu słabość – by nie powiedzieć mocniej – hierarchów kościelnych, na szczęście nie wszystkich. Przyjmując Komunię świętą do ust nie ma większego ryzyka zarażenia się wirusem niż [przyjmując ją] na rękę; zresztą jeden biskup – na szczęście jest jeszcze kilku takich – w Stanach Zjednoczonych przypomniał o tym w liście do swych wiernych, pisząc: „Skonsultowałem się z komitetem ekspertów, lekarzy, zanim napisałem ten list, i oni potwierdzają, że ryzyko wcale nie jest większe, gdy przyjmuje się Komunię świętą w ten sposób”.
Drodzy Bracia, Komunia święta nie jest źródłem śmierci. Komunia jest źródłem życia. Obowiązuje prawo, które nawet kilka lat temu zostało przypomniane przez Stolicę Apostolską: wierni mają prawo przyjmować Komunię świętą do ust. Nie pozbawiajmy sakramentów tych, którzy są dotknięci nieszczęściem. A zatem mówię tym osobom: tu jesteście u siebie, bo tu zawsze znajdziecie stałe i tradycyjne podejście Kościoła do epidemii.
Drodzy Bracia, powierzmy się również Matce Bożej poprzez cudowny medalik – noście go i sprawiajcie, aby i inni go nosili. Jest on środkiem obrony przed różnymi pokusami diabła. Po tej Mszy będziecie także mieli możliwość podejść do balasek, aby otrzymać błogosławieństwo relikwiami, które tu posiadamy. Chodzi m.in. o relikwie śś. Piusa X, Piusa V, św. Proboszcza z Ars – naszego drogiego Proboszcza z Ars, św. Jana Eudesa, ale także relikwie św. Tomasza z Akwinu, którego święto dzisiaj obchodzimy. To nie są żadne talizmany, one służą temu, aby otrzymać wspomożenie tych świętych, aby żyć po chrześcijańsku, aby cierpliwie znosić choroby i aby być od nich zachowanym, jeśli taka jest wola Boża.
Zakończę dodając, że ta choroba ma tę szczególną właściwość, jak to dziś widać, że zdaje się, iż nie dotyka dzieci, a przynajmniej nie w sposób ciężki. I być może jest to znak Boży, albowiem w Ewangelii Pan Jezus mówi nam: „Jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Brak wstępu do królestwa niebieskiego oznacza potępienie – i to właśnie jest największym zagrożeniem, i to jest największym nieszczęściem.
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
ks. Denis Puga
22 marca 2020 o 11:51
Kazanie wygłoszono w słynnym bastionie Tradycji – kościele Saint Nicolas du Chardonnet w Paryżu:
https://www.saintnicolasduchardonnet.org/