Jako zabytek średniowiecza, tudzież dla zachowania niejakiej powagi, jak i ku zniewoleniu umysłów naiwnych, utrzymał się zwyczaj przeplatania modłami przygotowań wojennych. Praktykuje się to ku chwale bóstwa w obu wrogich sobie obozach. Upowszechnienie filozofii samejże wojny zdało nam się rzeczą nieomal równie ważną, albowiem posiadanie dokładnego pojęcia o tym, co się praktykuje, nie przyniosło nigdy jeszcze szkody ani dziełu, ani pracownikowi wolnemu.
I. WOJNA. — DEFINICJA. — RACJA BYTU.
Definicja samowoli jest najmniej idealna spośród pojęć, albowiem dochodzi się do niej stopniowo drogą poprawek, tak, że są to raczej rozliczne definicje przeróżnej samowoli, do których pojęcia dochodzimy z łatwością.
Niemniej wszakże samowola, uważana sama w sobie, zdaje się zawsze świadczyć o trwaniu ustawy, czy zasady, tudzież o żywotności prawa indywidualnego[2]. Uważana w tym względzie, samowola nie tylko że daleką jest od wszelakiego występku i nie tylko wybaczyć da się w przeróżnych okolicznościach, ale ponadto jeszcze wchodzi z istoty swej w całokształt życia, jako element przejściowy. Tak, że, czy karamy samowolę, czy ją znosimy, czy mamy względem niej obowiązek, czy cierpliwość, prawa mamy jednakże niewiele, a zawsze brak nam siły do wygnania samowoli.
Byłoby najzupełniejszym błędem wyobrażać sobie, że wojna jest ustawą, podczas gdy ona jest tylko samowolą w jednym z najszerzej pojętych znaczeń tego wyrazu. Ustawa, znosząca wszystkie ustawy, nie istnieje.
Nie wojnę tedy, ale walkę, która przez uniwersalność[3] zobowiązań paraliżuje wszelkie działanie, przyjmuje się jako ustawę i zasadę, której najsroższe nadużycie stanowi wojnę.
Wojna jest samowolą do tego stopnia, że nawet, mówiąc strategicznie[4], bitwy najbardziej mordercze są prawie zawsze następstwem błędów, które wydarzyły się uprzednio na radzie, lub w czasie wykonania; rzadko zaś wojny osiągają zwycięstwo drogą masakry. Przeciwnie, wyniki tych spotkań morderczych bezpłodne są z tej przyczyny, że, skoro działanie zaczepne stron obu jest równe, nie masz już miejsca na dzieło walki, która jedynie posiada rację bytu wojen.
Umieć walczyć znaczy to umieć przyjąć i praktykować heroizm we wszystkich warunkach i na wszystkich stopniach pracy społecznej, podczas gdy prowadzenie szczęśliwej wojny jest tylko umiejętnością skoncentrowania i użycia tejże całości heroizmu[5] w personalnym wysiłku misji społecznej. Personalizm tedy (mimo, że jest to personalizm całego społeczeństwa) pociąga za sobą samowolę, którą zowiemy «wojną». Dla tej to również przyczyny wojna wszelka jest cząstkową, podczas gdy walka nieustannie jest powszechną na całej linii niezliczonych działań.
Uparty przesąd i myśl zacieśniona uważają heroizm za przydatek pośród normalnych sprężyn działania; błędność tych mniemań wywodzi się stąd, że momenty wybuchu jakiejś siły narzucają się oku same przez się, podczas gdy ciągle jej współdziałanie mniej jest widoczne. Społeczeństwa cywilizowane nieuchronnie są w pochodzie, a możliwość owa powstaje przez zużywanie i tworzenie od nowa heroizmu, który prowadzi i towarzyszy niby wywiadowca wielkiej armii pracy. Europa wywinie się z pieluch azjatyckich jedynie przez cywilizację grecką, a tak samo cywilizacja europejska pójdzie wyżej i wywikła się z więzów śmierci wówczas tylko, jeżeli przyjmie i praktykować będzie heroizm w liczniejszych niż dotąd stanach i stopniach pracy społecznej. Ośmielę się nawet wyznać, że rozbrojenie sił militarnych Europy, przedstawione i wypracowane jako idea, będzie miało zawsze wyniki praktyczne w szczegółach, i że toż rozbrojenie, jeśli pokuszą się mi środki ostrożności, będzie miało za skutek nagromadzenie powodów wojny. Albowiem zgoła nic wojna powszechna zdoła położyć kres walkom, lecz przeciwnie: upowszechnienie walki zdławi wojnę i sprowadzi jej upadek. Przede wszystkim «wojna powszechna» jest powiedzeniem tak mało logicznym, że przymiotnik kasuje w niem rzeczownik. Wojny nigdy nie są powszechne, albowiem samowole są w rzeczywistości cząstkowe.
Samowola nie tylko jest działaniem realnym, ale i działaniem, którego wartość moralna jest przemijająca; oto dlaczego wojny, które odpędzają ciemiężycieli i odrzucają przeciwników, uważane są za święte i sprawiedliwe, te zaś, które niweczą wroga i zgładzają go, rzadko były cenione w historii, a niekiedy nawet zapominane były do tego stopnia, że ledwo archeologia przechowała o nich wzmiankę.
II. NIEPRZYJACIEL. — DEFINICJA.
Wojna z nieprzyjacielem nie jest niczym innym, jak wielką zwadą, i przez to przypomina pojedynek, albowiem nieprzyjacielem jest ten, który, walcząc, nastaje bezpośrednio na naturę przeciwnika. Takimi bywały na przykład wojny ras, niecierpiących się z przyczyn naturalnych. Widywano wówczas ludzi niezbrojnych, którzy, potykając się z wrogiem, plwali na ziemię; gest to, zarówno jak funkcja, bardzo mało historyczna, ale akcentująca w sposób poufały pewną prawdę, tę mianowicie, że nieprzyjacielem jest ten, który wrogość swą odnosi nie do innej przyczyny, jak tylko do samej natury i do jej funkcyj istotnych.
Te wojny zaś były niechybnie wojnami pierwiastkowymi, albowiem energie pierwotne ludów, rozmaicie uposażonych, starały się nawzajem uzyskać nad sobą przewagę, mając na oku władzę nad światem takim, jak im się wydawał i sposobem takim, jak dziedziczy się nieruchomości — jedyny naówczas sposób nabywania własności! Nie walka tedy tworzyła naówczas ustawę, przyjmując wojnę jako nieuniknione nadużycie, lecz przeciwnie; i w następstwie tego wszelka rasa mniemała, iż ma szczególną misję karania reszty świata i niweczenia jego pychy. I tak działo się w istocie, wszelako o tyle tylko, o ile zagłada zajmowała miejsce, należne odtąd walce.
III. CIEMIĘŻYCIEL. — DEFINICJA.
W następstwie tego, co się rzekło i wykazało, ciemiężyciel przybywa w tryumfie, tępienie staje się rutyną, a władza nabiera sankcji[6]. Jest to stan rzeczy o tyle nie dający się utrzymać, że rozgraniczenie obu światów staje się jawne, że oba obozy czują swe sąsiedztwo, że wstręt wzrasta, a wypowiedzenie wojny niemal spada z góry, jak gdyby wojna wkraczała w porządek świata i jak gdyby mogła wejść weń, przywłaszczając sobie moc ustawy.
Wszelako pozór jest tu raczej widoczny, niż złudny, albowiem zjawia się walka, jako że to ów moment w historii, w którym wypowiedzenie wojny równa się wojnie samej. W istocie, akt obywatelski ze strony uciśnionego wobec tryumfującego wroga streszcza w sobie całokształt sprawy, a bardzo często brak jest uświadomienia sobie skutków praktycznych, bo taka jest cecha sprawiedliwości, że żadną miarą nie może ona wypływać z przyczyn materialnych. A jeśli wojna z nieprzyjacielem wydawała nam się wielką zwadą, to wojna z ciemięzcą będzie zawsze jakoby ustawiczną manifestacją[7] każdej chwili życia społecznego w stanie nieuleczalnej nieprzyjaźni. Oznaki samegoż życia służyć będą za znaki łączności. Sferą walki będą temperamenty przeciwników; bo, jeśli nieprzyjacielem jest ten, kto wrogość swą odnosi jedynie do natury, to ciemięzcą jest ten, kto narzuca własną naturę i ma za cel ujarzmienie woli niepodległej za pomocą wypływów osobistych. Błąd wypływa tu stąd, że zamiast szukać przyczyny nieporozumienia w rozmaitości punktów widzenia, szuka się jej brutalnie w rozbieżności sprzecznych z sobą temperamentów.
Jednakże ta faza wojny nie przedstawia się nam już jako czysty pojedynek, albowiem wkracza tu temperament jako trzeci, a tajemniczość jego leży w tym, że jest to czynnik zmieniający się. Narody ujarzmione przez długi czas przejmowały z kolei sekret władzy, modyfikowany przez temperament wtórny, a czynność ta, niezbyt dostrzegalna, jakkolwiek zgoła niezaprzeczona, trwa przez wieki bez najmniejszej przerwy. Mężowie stanu, tudzież ci, którzy przez rodzaj swych zajęć skazani są na tak zwane życie «praktyczne», nie przypuszczają zgoła istnienia ustawy tyle bezwzględnej i szukają sposobu na klęskę wojny, nie posiadając dosyć prostoty demokratycznej, by spojrzeć w twarz istocie prawdy. Naszym zdaniem, wojna nie podda się nigdy, a z pewnością nigdy nie ugnie się przed tym, co jej jest zwyczajne, to znaczy przed siłą widzialną, lecz natychmiast, skoro inteligencje ludzi zadadzą sobie trud podniesienia nieco czoła i skoro nabiorą świętej śmiałości spojrzenia idei doskonałej twarzą w twarz — okaże się, że zarówno w wojnie samej, jak w dawnym jej przebiegu dadzą się znaleźć środki logiczne, łagodzące w wielkiej części tę odwieczną klęskę. Wystarczyłoby zrozumieć i odważyć się zrozumieć rozmaite fazy wojny, by jej zadać, przez to tylko, pierwszy cios maczugą Herkulesa.
Rzecz dziwna. Ludzie wzywają imienia Boga, a nawet nie gardzą tym, by zwracać modły do tego, który, jak przypuszczają, jest władcą armii, ale czy zadają sobie trud, by zrozumieć wojnę i rozprawiać o niej? Ta cicha zgoda jest ostatnim oszukaństwom ze strony inteligencji rutynicznej[8].
Z pewnością — najpopularniejszym wyrazom wszelkiego punktu spornego jest walka na pięści, ale wielka będzie odpowiedzialność inteligencyj, które nie zadały sobie trudu, by poskromić bestię, zmuszoną do uciekania się do tej ostatecznej instancji.
*
Wojny zakończą się w dniu, w którym człowiekowi, głoszącemu pewną prawdę, interlokutor jego odpowie szczerze: «Prawda jest!» Nieduże, niezbyt akademickie i niemal naiwne jest to powiedzenie, które dla swej dostojnej prostoty nie zdaje się niemal zasługiwać na wzmiankę.
Niemniej, jeśli się uważa za republikanina, trzeba koniecznie zejść z utartej drogi i postanowić sobie być prostym w miarę potrzeby.
*
Rozwinąwszy rację bytu wojny, szukaliśmy definicji wroga, potem zaś nieprzyjaciela tryumfującego, który jawi się jako ciemięzca; zostaje nam teraz śledzenie tej konsekwentnej przemiany, albowiem ja trwam w wierze, iż dwa tysiące lat logicznej pracy ludzkości zostawiło nam nieco światła, by móc spojrzeć w lice nieznanemu, a nade wszystko, że to nieznane zdaje się raczej być zaniedbanym…
IV. PRZECIWNIK. — DEFINICJA.
Zarówno nieprzyjaciel, jak ciemięzca, mają tę słabą stronę wspólną, że ani jeden ani drugi nie ma powodu być moralnym, — wszelako inaczej ma się rzecz z trzecim przejawem tegoż motywu. Inaczej ma się rzecz z przeciwnikiem.
Przeciwnika, jako tego, który przeciwstawia nam szereg aktów woli, zwanych przez nas charakterem, uważa się za środek techniczny i konieczny w wielkim dziele prawdy, i on to właśnie jest bojownikiem doskonałym. O nim też powiedziano jest w pełnej prostoty i wielkości inwokacji:
«Bóg dozwoli mi oglądać ukaranie nieprzyjaciół moich — wszelako nie zabijaj ich, Panie, od jednego ciosu, iżby nie zapomniał lud mój o sprawiedliwości Twojej!» (Dawid LIX).
Nieprzyjaciele wyginą i śladu nie zostanie po ciemięzcach, lecz przeciwnicy będą zawsze, albowiem od początku nie chowaliśmy przed sobą tej prawdy, jako walka jest tu ustawą, której częściowe nadużycie zwie się wojną. Minęły już nawet, jak się zdaje, czasy owej tajemniczej nauki, szerzonej przez państwo, które starało się umiejętnie utrzymywać nadal błędne mniemanie, by oswajać posłuszne masy z fatalnością zyskowną. Ludy powinny wiedzieć o tym, że stosunek wrogi jest potrzebny, a jeśli wiadomość ta przyczyni się czasem do ostudzenia naturalnej zapalczywości, prawdziwy entuzjazm wyniesie z niej niewątpliwą korzyść.
I z tej to właśnie racji zwalcza się nieprzyjaciół i odpiera ciemięzców, lecz mierzy się z przeciwnikiem. Wszakże czyliż mierzyć się znaczy przyjmować niepojęty jakiś dualizm?[9] Lękać się dramy, ograniczać życie, a zapominać o granicach?… Zgoła nie! Przeciwnik, jako ten, który przeciwstawia nam szereg aktów woli, zwanych przez nas charakterem, jakkolwiek ma za zadanie domagać się tegoż samego z naszej strony i tym sposobem mierzyć się z nami, nigdy wszakże nie jest niezmierzony, albowiem prawda posiada nieskończenie większą ilość szeregów wiążących, i oto dlaczego jeden z dwu przeciwników musi ustąpić.
Doszliśmy tedy do kulminacyjnego punktu prawdziwej wojny, takiej mianowicie, która zdaje się zniewalać przemożnie olbrzymi trud ludzki. Zwycięstwo jest tu zupełne, albowiem ten, który ustępuje, nie czyni tego jedynie ze względu na charakter indywidualny, ale przede wszystkim ze względu na tego, który przewyższa go w istocie.
V. OPONENT — DEFINICJA.
Przeciwnik, mimo, że zmuszony jest ustąpić i że spełnia swą misję, nie postępuje wszakże w żadnym razie w sposób swobodny i czynny, i dopiero stając się oponentem, wchodzi w obręb działalności powszechnej, jako człowiek użyteczny. Podczas gdy nieprzyjaciel z natury swej psuje nam szyki, gdy ciemięzca stara się narzucić temperamentom własny swój akcent, gdy przeciwnik zatrzymuje siebie i nas, by się zmierzyć i wzajemnie się hartować — postęp prawdziwy poczyna się dopiero z chwilą wystąpienia oponenta. Albowiem oponent to my sami, uważani z innego punktu widzenia; a z konieczności jest to współdziałacz prawdziwie aktywny.
*
Tu oto jest kres wojny! Wszelako powiecie: «Jest-że to naprawdę?… Nie idzie tu o nic więcej, jak o stawienie czoła wrogowi, o odparcie ciemiężyciela, o zmierzenie się z przeciwnikiem i o wzajemną wymianę wszystkiego w roli oponenta?» Oczywiście, iż to jest wszystko i pośród gwałtownych scen mordu, pożaru, głodu, pustoszenia krajów i utrapienia serc ludzkich dokonywać się będzie nieprzerwanie ten sam proces, niewzruszony, jak bóstwo. Nie spuszczać go z oka za pomocą czujnej inteligencji, ani przyśpieszać go, ani opóźniać przez kłamliwe paljatywy[11], iść za nim w trop bez zbaczań — oto wielkie zadania prasy, albo nieubłagane jej potępienie. Czyliż strach paniczny nie pojawił się po raz pierwszy w świątyni, zaniedbanej i wystawionej na pastwę łupieżców, jak to powiada Pauzanjasz?…[12]
Wielki to błąd ze strony tych, którzy mniemają, iż funkcja słowa psuje się w zetknięciu z życiem czynnym, jak gdyby działanie i myślenie nie były to dwa bieguny jednej całości i jak gdyby czas bardziej serio nakładał mus inny niż ten: przemawiania serio.
Cyprian Kamil Norwid
Przypisy:
1. Jest to przekład z oryginału francuskiego. Tekst francuski ogłosił z autografu Miriam w VIII tomie «Chimery».
2. prawo indywidualne — prawo jednostki wobec związku społecznego, do którego należy.
3. uniwersalność (łac.) — powszechność.
4. strategicznie (gr.) — tu: ze stanowiska wojskowego, po wojskowemu.
5. heroizm (gr.) — bohaterstwo.
6. sankcja (łac.), uświęcenie, uprawnienie.
7. manifestacja (łac.), zbiorowe ujawnienie czegoś.
8. t. j. polegająca na mechanicznej wprawie.
9. dualizm (łac.), przyjmowanie jako zasady naukowej istnienia dwu niemożliwych do zjednoczenia pierwiastków (np. dobra i zła).
10. oponent (łac), przedstawiciel poglądów, niezgodnych z naszemi, przeciwnik w sporze naukowym.
11. paljatywy (łac.) — półśrodki.
12. Pausanias, grecki podróżnik i historyk z II wieku po Chr.
14 marca 2020 o 13:03
CKN wielki, wieszcz, prorok, do końca wolny choć biedny, na starość nędzarz i bez publiczności, w samotności oraz bez należnego poklasku. Dzis juz takich poetow myslicieli jednostek i osobistosci nie ma i zdaje sie w tym srulskim ustroju juz nie bedzie, zero zludzen. RIP
14 marca 2020 o 17:31
Sylwetka Mistrza:
Cyprian Kamil Norwid, pisarz, malarz, myśliciel, urodził się 24 września 1821 roku w mazowieckiej wiosce Laskowo-Głuchy pod Radzyminem. Drugie imię – Kamil – wybrał sobie przy bierzmowaniu. Miał trójkę starszego rodzeństwa, po śmierci rodziców opiekowała się nimi dalsza rodzina. W Warszawie ukończył gimnazjum, ale przerwał naukę nie ukończywszy piątej klasy i wstąpił do prywatnej szkoły malarskiej. Malarstwo studiował też w Krakowie, we Włoszech i w Belgi. Nieregularna i przerwana edukacja Norwida sprawiła, że na dobrą sprawę był samoukiem.
We Włoszech zakochał się w Marii Kalergis – jednej z najpiękniejszych i najbardziej adorowanych kobiet ówczesnej Europy. Mimo braku środków, podróżował za obiektem swych westchnień po całej Europie. W Berlinie trafił na kilka tygodni do więzienia za kontakty z emisariuszami polskiego ruchu niepodległościowego, tam właśnie zaczęły się jego problemy ze słuchem. Podczas kolejnej podróży do Włoch za piękną Marią poznał Adama Mickiewicza i Zygmunta Krasińskiego, w Paryżu – Juliusza Słowackiego i Fryderyka Chopina, obaj byli już bardzo chorzy. Opis ich ostatnich dni Norwid zamieścił w „Czarnych kwiatach”.
Podczas pobytu w Paryżu poeta publikował w „Gońcu polskim”, żył w biedzie, postępowała u niego utrata słuchu, zaczął też mieć kłopoty ze wzrokiem. Bezkompromisowy i konsekwentny w swoich poglądach szybko znalazł się na marginesie życia emigracji. Jego dzieła nie znalazły uznania współczesnych poecie. „Żaden jego poemat dłuższy nie tworzy całości, a najkrótszy i najpiękniejszy wierszyk nie jest wolen od jakiegoś wybraku, co go kazi. Pod tym względem szkice jego daleko są piękniejsze od poezji, lecz jak skoro da się w kompozycję historyczną, religijną, mistyczną, zdradza zupełną nieudolność artystyczną. Pomysł będzie znakomity, wykonanie niedołężne” – pisał o twórczości Norwida Józef Ignacy Kraszewski.
Zmęczony biedą i niepowodzeniami poeta postanowił wyemigrować do USA. W lutym 1853 dotarł do Nowego Jorku, wiosną znalazł dobrze płatną posadę w pracowni graficznej. Jesienią jednak wybuchła wojna krymska i poeta postanowił wrócić do Europy, co stało się w czerwcu 1854 roku. Zamieszkał początkowo w Londynie, utrzymując się z dorywczych prac rzemieślniczych, po czym udało mu się powrócić do Paryża. Działalność artystyczna Norwida ożywiła się, udało mu się opublikować kilka utworów, w 1863 r. wybuchło powstanie styczniowe, które pochłonęło uwagę Norwida. Choć sam, ze względu na stan zdrowia, nie mógł wziąć w nim udziału, ale w dziesiątkach listów i memoriałów zgłaszał różne projekty polityczne, które nie znajdowały odzewu i aprobaty.
W tym czasie rozpoczął pracę nad swym najobszerniejszym poematem „Quidam”, w 1866 r. ukończył pracę nad „Vade-mecum”, chociaż tomu, mimo prób i protekcji, nie udało się wydać. W następnych latach powstał m.in. cykl impresji „Czarne kwiaty”, łączący cechy eseju i pamiętnika i jedyny publikowany za jego życia wybór twórczości pt. „Poezje”. Nie znalazły one jednak uznania publiczności i krytyków. Pewną popularność Norwid zdobył jedynie jako mówca i deklamator, a także twórca szkiców i akwarel, których sprzedaż stanowiła główne źródło utrzymania artysty.
W następnych latach Norwid cierpiał nędzę, chorował na gruźlicę. W 1877 roku przeżył tragedię z powodu nieudanego wyjazdu do Florencji. Bardzo liczył w związku z tym na poprawę stanu zdrowia, wysłał swój dobytek, ale książę Władysław Czartoryski nie udzielił poecie obiecanej pożyczki. Kuzyn Norwida, Michał Kleczkowski umieścił go w Domu św. Kazimierza na przedmieściu Ivry na peryferiach Paryża.
Regulamin zakładu ograniczał swobodę poety i utrudniał jego kontakty z Paryżem, co spotęgowało samotność, izolację i zgorzknienie. Norwid pracował twórczo do samej śmierci. W ostatnich latach życia powstał m.in. dramat „Miłość czysta u kąpieli morskich”, nowele „Stygmat”, „Ad leones!”, „Tajemnica lorda Singelworth”.
Poeta umarł we śnie 23 maja 1883 roku. W swym ostatnim liście napisał: „Cyprian Norwid zasłużył na dwie rzeczy od Społeczeństwa Polskiego: to jest aby oneż społeczeństwo nie było dlań obce i nieprzyjazne”. Zaraz po jego śmierci w czasie porządkowania pokoju spalone zostały papiery zgromadzone w kufrze pisarza. Pochowany na cmentarzu w Ivry, po pięciu latach jego zwłoki zostały przeniesione do polskiego grobu zbiorowego na cmentarzu w Montmorency; następnie – po wygaśnięciu piętnastoletniej koncesji – do zbiorowego grobu domowników Hotelu Lambert. Dopiero w 2001 roku odbył się symboliczny pochówek Norwida na Wawelu w Krypcie Wieszczów.