11 listopada 1918 roku to data graniczna, wyznaczającą dzień formalnej wolności naszego narodu. Jest to data jedynie umowna, jedynie formalna, jedynie symboliczna. Bo II Rzeczpospolita, która pod płaszczykiem demokracji hodowała nierówności społeczne, analfabetyzm na wsiach i olbrzymie rzesze bezrobotnych, która narodowych aktywistów zamykała w Berezie Kartuskiej, nie zasługuje na miano w pełni wolnej. Podobnie zarówno 1945, jak i 1989 to daty wskazujące na wskrzeszenie Polski jako bytu politycznego jedynie w teorii. Jesteśmy wolni od roku 1945, bo pokornie wykonywaliśmy i wciąż wykonujemy polecenia mocodawców, najpierw tych ze Wschodu, a od 1989 z Zachodu – żydomasońskiej, lewackiej Unii Europejskiej i NATO. Wciąż jesteśmy, podobnie jak inne europejskie narody, pod wieloletnią okupacją. Unijni aparatczycy dyktują nam, jak mamy rządzić, jak żyć i w co wierzyć. Pod płaszczykiem rzekomej pomocy odbierają swoją zapłatę, czyli bezpardonowo niszczą wolne narody.
Tym niemniej każdego 11 listopada zbieramy się po to, by oddać hołd naszym przodkom, przez te wszystkie lata walczącym o wolną Polskę. Robimy to nie dlatego, że zginęli młodo czy staro, że siedzieli w katowniach hitlerowskich, sowieckich czy ubeckich, że byli prześladowani czy zapomniani. Oddajemy im hołd dlatego, że do dziś są dla nas wzorami aktywizmu, lojalności i wierności podstawowym zasadom. Że nie bali się wierzyć w Polskę prawdziwą i nie bali się manifestować tej wiary, a nawet oddać własnego życia. Oddali swoje życie nie za Polskę jako taką, nie za Polskę byle jaką. Nie za Polskę tylko wielką czy tylko katolicką, ani za prostytutkę na usługach międzynarodowych mafii. Oddali swoje życie za Polskę silną, w pełni suwerenną i rządzoną przez naród, przez naród organizowaną w duchu dystrybucjonizmu, czyli faktycznej sprawiedliwości społecznej. Za Polskę narodowo-radykalną.
Manifestujemy dlatego, że nie chcemy, by wysiłek tych bohaterskich rodaków poszedł na marne. Manifestujemy dlatego, że podobnie jak oni, odważnie spoglądamy w przyszłość. Podobnie jak oni, nie boimy się reagować na palące problemy społeczne, nie boimy się nazywać dobra dobrem, a zła – złem, nie zakłamujemy faktów. Manifestujemy, ponieważ podobnie jak oni, z odsłoniętymi twarzami, aktywnie i niezłomnie walczymy o taką samą Polskę – w pełni wolną, w pełni narodową, w pełni naszą. Walczymy, by nasz naród nie był jedynie dekoracyjnym dodatkiem do państwa, ale by był narodem zorganizowanym – by sam faktycznie i autentycznie rządził, by oddolnie kształtował prawny ustrój państwa, a nie odwrotnie. Jako Narodowe Odrodzenie Polski robimy to poprzez wydawanie wartościowych publikacji, poprzez działalność nie tylko polityczną, ale też społeczną, taką jak organizowane na Śląsku czy w Wielkopolsce akcje „Zdobądź uśmiech dziecka”, płońska akcja „Nakarmić biednego” czy „Narodowa Akcja Krwiodawstwa” czy rodzinne pikniki strzeleckie. Bez blasku fleszy, z dala od mediów, za to z zapałem godnym politycznego żołnierza.
Pamiętajmy jednak, że być i trwać w gotowości to nie wszystko. Że najpierw należy wierzyć, potem słuchać, a dopiero potem działać, i to działać aktywnie, dla siebie i dla innych. Nie tylko machać flagą, nie tylko palić znicze, nie tylko doraźnie działać charytatywnie. Na pewno też nie chodzi o to, by w ramach fałszywie pojmowanej ofiary na ołtarzu Ojczyzny, skrywającej pod mesjanistycznym płaszczykiem jedynie głupotę i bezideowość, dawać się upokarzać sługusom Systemu. Być narodowym radykałem to nie być straceńcem czy szaleńcem. Narodowy radykał, polityczny żołnierz to ten, kto z szalonym zaiste zapałem poświęca rodakom swój czas, swoją energię. Kto buduje coś trwałego, coś, co jego potomni przejmą i będą kontynuować. Kto pyta, co jeszcze może zrobić dla ruchu, co jeszcze może zrobić dla idei. Owe pytania powinny być zadawane sobie codziennie, jak rachunek sumienia. Bo najpierw wymagamy od siebie, a potem od innych.
Nie manifestujemy po to, by toczyć pianę z ust. Jako nacjonaliści, mający w sercach stal, a nie patriotyczną gąbkę, głęboko wierzymy, że ten czas zmian jest jedynie kwestią czasu. Oto kiedyś staną się wspomnieniem pisowskie komitety. Oto kiedyś komitety demoliberalne, czy to prawicowe, czy postkomunistyczne, czy lewackie, zamienią się w to, czym są, czyli w popiół. Oto ogień narodowego gniewu ogarnie także unijne i natowskie, okupacyjne komitety i kołchozy. Wierzymy, że zdrajców spotka zasłużona kara, a Polska stanie się taka, jak powinna być – w pełni wolna i w pełni narodowa, rządzona przez Polaków i dla Polaków w sposób, który najpełniej będzie odpowiadał naszej narodowej mentalności, który skutecznie zabezpieczy nasze wewnętrzne i zewnętrzne interesy. Bo zamiast pisowskich czy unijnych aparatczyków będą w tej nowej Polsce rządzić ludzie prawi i odpowiedzialni. I takich właśnie ludzi Narodowe Odrodzenie Polski próbują wychować. Właśnie takich ludzi próbują wychowywać w innych krajach okupowanej Europy inne organizacje nacjonalistyczne.
Głęboko wierzymy, że nastanie świt dla Suwerennej Europy Wolnych Narodów! Bo w naszych sercach, podobnie jak w sercach naszych prawych przodków, goreje płomień, który wygaśnie dopiero z ostatnim tchnieniem – o ile będziemy stale podsycać jego blask.
Marzena Dobner
Przedruk całości lub części wyłącznie po uzyskaniu zgody redakcji. Wszelkie prawa zastrzeżone.
20 lutego 2020 o 11:07
To jest prawdziwa publicystyka nacjonalistyczna, a nie jakieś smęty „narodowczyń” podlane antyfaszystowskim sosem.