Ferdynand Goetel z okazji wydania książki „Pod znakiem faszyzmu” doświadczył, jak niebezpieczną rzeczą jest napisanie skromnej przedmowy. Książka jest polityczna. Tedy Goetel w słowie wstępnym tłumaczy się, dlaczego będąc literatem, poważył się wkroczyć w dziedzinę „zastrzeżoną pono dla specjalistów”. To by mu jeszcze wybaczono, gdyby polityczność książki obracała się w granicach zjełczałego banału demoliberalnego. Ale książka Goetla jest nie tylko polityczna, lecz i zdecydowanie pro -faszystowska, co już w kołach t.zw. intelektualistów (tych spod znaku penclubowego) uchodzi po prostu za prowokację. Więc uchwycono się nitki, którą sam autor nieopatrznie wfastrygował w przedmowę: ależ to dyletant! nie ma co zwracać uwagi na to, co pisze literat o zagadnieniach politycznych!
Zaczem nawet wysypano garść komplementów pod adresem beletrystycznej twórczości „znakomitego powieściopisarza”, byle tylko pogrążyć go tym skuteczniej jako pisarza politycznego.
Nieporozumienie jest szczególniej zabawne i świadczące o tym, jak mało jest u nas samodzielnego sądu o rzeczach i jak wielkie przywiązanie do etykietek, których nawet nie próbuje się skontrolować. Goetel bowiem, wbrew temu ,co o nim podają encyklopedie i podręczniki, jest właśnie i przede wszystkim pisarzem politycznym, a potem dopiero, i to i wtórnie, beletrystą. Że jako powieściopisarz bardziej jest znany – to już sprawa tępoty współczesnej krytyki literackiej, która w okresie największego bodaj upadku beletrystyki polskiej, systematycznie pracowała nad tym, by wmawiać w czytelników, że literaturą jest tylko powieściopisarstwo, dramat i poezja, a wszystkie inne działy piśmiennictwa z pisarstwem politycznym (mającym u nas tak świetne tradycje historyczne) na czele, właściwie do literatury nie należą, są czymś gorszego gatunku. Przecież gdy Poznań przyznał nagrodę literacką Dmowskiemu, największemu od czasów Staszica i Konarskiego pisarzowi politycznemu w Polsce, a tamtych rozległością myśli i świetnością stylu na pewno przewyższającemu, podniosły się tu i ówdzie głosy głuptasów: Dmowski i nagroda literacka?
Temat to, który wypadnie kiedyś rozwinąć szerzej i uzasadnić; ale nawet bez bliższego uzasadniania stwierdzić można, że epoka, w której żyjemy, zaznacza się właśnie wspaniałym rozkwitem pisarstwa politycznego i pamiętnikarstwa, a bardzo miernym poziomem tzw. literatury pięknej. Wyobrażam sobie jednak zdumienie różnych bęcwałów, gdyby np. powiedzieć, że pamiętnikarskie książki Sławoja-Składkowskiego (od czasów Paska chyba najlepszego pamiętnikarza, jakiegośmy mieli) pasują go na pisarza znacznie wyższej klasy, niż nim jest niejeden z laureatów nagród literackich i akademików literatury.
Rozkwit pamiętnikarstwa i literatury politycznej ma oczywiście ścisły związek z niespokojnymi (żeby nie rzec: przełomowymi) czasami, w jakich żyjemy. Tyle się wokół zmienia i dzieje, że jest o czym pisać pamiętniki i jest o czym snuć rozważania polityczne, trudniej zaś zamknąć „niepokój naszego czasu” w kształt beletrystyczny czy poetycki. To dopiero przyjdzie -potem, gdy nowa epoka ustali się i okrzepnie.
Otóż przypomnieć tu trzeba, że Goetel wszedł do literatury właśnie jako pisarz polityczny. Jego pierwsza książka „Przez płonący Wschód” (na której spostrzeżenia powoływał się Dmowski w „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa”) była książką wyraźnie polityczną, jak byśmy dziś powiedzieli: reportażowo- polityczną. Zmysł polityczny autora rzucał się w oczy. Dwie zaś następne jego pozycje bibliograficzne „Kar-Chat” i „Z dnia na dzień”, mimo formy nowelistycznej i powieściowej noszą charakter wybitnie pamiętnikarski, oparte są na przeżyciach z rewolucji rosyjskiej. Forma jednak wystarczyła, by zaszeregować Goetla raz na zawsze pomiędzy powieściopisarzy i tytko powieściopisarzy, a bodaj nawet jego samego upewnić w tym przekonaniu. Wynikały z tego nieporozumienia jedno za drugim.
Przyznam się, że z wyjątkiem „Kar-Chata” i „Z dnia na dzień”, beletrystyczne utwory Goetla nigdy mnie nie „brały”; nie mogłem nawet zrozumieć, dlaczego mu zapewniły taką literacką sławę; natomiast z żywym zawsze zaciekawieniem brałem do ręku jego książki polityczne; i nigdy się na nich nie zawodziłem.
Tak też jest z książką najnowszą, z owym atakowanym i z prawa („Słowo”) i z lewa („Robotnik”) „Pod znakiem faszyzmu”. Dawno nie czytałem książki uderzającej równą bystrością spostrzeżeń, niekiedy zaś nawet dosłownych odkryć w dziedzinie tego, co można by nazwać psychologią polityczną. Goetel bowiem jest przede wszystkim psychologiem w swych dociekaniach politycznych. Ta może niemal wyłączność argumentów psychologicznych, przy ilustracyjnym raczej traktowaniu historycznych, ekonomicznych i prawnych sprawia, że książka Goetla wywierać może na powierzchownym czytelniku wrażenie pewnego amatorstwa, czy jeśli kto chce ostrzej: dyletantyzmu. Na czytelniku politycznym tego wrażenia nie wywrze. Wprost przeciwnie. Daje mu bowiem argumenty z dziedziny, najczęściej słabo uwzględnianej przez „fachowych polityków”, daje zaś argumenty szczególniej żywe, sugestywne i przekonywające.
Goetel deklaruje się w książce swej jako nacjonalista. I przeprowadza tezę, że jedyną formą władzy nacjonalizmu jest faszyzm. Faszyzm zaś określa nie historycznie, ekonomicznie, czy ustrojowo – ale psychologicznie. „Faszyzm jest przede wszystkim postawą psychiczną – pisze – jest napięciem woli, wzmożeniem aktywności, uzdolnieniem wewnętrznym do ofiar i wysiłków, jednym słowem tym, co nazywamy heroicznym stosunkiem do życia”. Większość rozważań w książce Goetla dotyczy analizy przyczyn, dlaczego ta heroiczna postawa psychiczna, stanowiąca istotę faszyzmu, jest w Polsce tak niepopularna, zohydzana i atakowana. Polemika z antyfaszystowskimi argumentami demokratów i humanitarystów (które Goetel zna doskonale, bo sam ma za sobą przeszłość demokratyczno-humanitarną) przeprowadzona jest mistrzowsko. Prześwietlony więc został gruntownie taki truc, jak postawienie znaku równania między faszyzmem a komunizmem przez ochrzczenie ich wspólnym słówkiem: totalizm, twardo i wyraźnie powiedziane zostało pod adresem socjalizmu, że jedyna znana próba urzeczywistnienia socjalizmu dokonała się w Rosji i że więc tylko według niej oceniać socjalizm można, a nie według pustych hasełek, zanalizowane zostało subtelnie pojęcie wolności, która, jak słusznie dowodzi Goetel niekoniecznie mieścić się musi w indywidualizacji, ale i we wspólnym dążeniu gromady, przeprowadzone wreszcie porównanie między osiągnięciami bolszewizmu i faszyzmu.
Zawodzi natomiast Goetla intuicja gdy mówi o polskim ruchu narodowym. Piszę „intuicja” – bo jak się okazuje z książki, Goetel ani umysłowego, ani organizacyjnego ruchu nacjonalistycznego w Polsce nie zna i ma o nim pojęcie zupełnie bałamutne. Dlatego ciągle odwołuje się do włoskiego faszyzmu jako wzoru i nawet specjalny rozdział poświęca dowodzeniu, iż branie obcych wzorów po to, żeby je przetwarzać, nie jest żadnym wstydem. Teza słuszna, ale w danym wypadku zbędna, bo polski nacjonalizm, o którym Goetel tak mało wie ,a który uczuciowo go porwał, nie ma potrzeby wiele uczyć się od obcych.
Jeśli zaś w Polsce ustrój narodowy nie został dotychczas urzeczywistniony, to dlatego tylko, że warunki w jakich się rozwijał nasz nacjonalizm były szczególniej ciężkie.
Wizerunek polskiego narodowca uformował sobie Goetel na gazeciarskim określeniu „endeka”. To nawet, co jeszcze można by uznać za słuszne z tej charakterystyki, wyłącznie czarnymi barwami malowanej, odnosi się już tylko do przeszłości. „Endecki” zdaniem Goetla ideał życiowy, prowadzący do „tylnych schodów kultury i cywilizacji, do triumfów podwórkowych i wreszcie do posad, emerytur, do książeczki oszczędnościowej, do parceli z własnym domkiem” — jest tak wyraźnie ideałem obozu „sanacyjnego”, że aż dziw, iż Goetel blisko się z nim stykając tego nie zauważył. Narodowcy dzisiejsi? Ci wyrzuceni ze wszystkich posad, usunięci poza nawias, walczący z przeciwnościami, prześladowani, więzieni, zsyłani do Berezy – przechodzą przez wspaniałą szkołę, wyrabiającą to, co Goetel słusznie uważa za istotę faszyzmu: heroiczną postawę wobec życia.
Taką postawę można tylko zdobyć w walce, pracą każdego z nas nad sobą i entuzjazmem dla idei. Nie można jej narzucić mechanicznie, z góry, a między wierszami Goetla wyczuwa się takie właśnie złudzenie. Choć, co prawda, rozejście się Goetla z Ozonem (w którym widział materiał na polski faszyzm i zawiódł się), jest chyba prognostykiem, że i z tego złudzenia mechaniczności autor książki „Pod znakiem faszyzmu” wyleczy się niebawem.
A wtedy droga Goetla zejdzie się zupełnie z drogą polskiego ruchu narodowego, który jedyny potrafi zrealizować to, co Goetel tak sugestywnie przedstawia jako cel w swej książce.
Stanisław Piasecki
„Prosto z Mostu”, 4/1939.
24 września 2019 o 22:43
„Prosto z Mostu” było znakomitym czasopismem. Dziś jego tradycje kontynuuje dodatek „Hobbit” w magazynie „Szczerbiec”.
14 czerwca 2020 o 17:24
Stanisław Piasecki, ps. „Stanisław Mostowski” (ur. 15 grudnia 1900 we Lwowie, zm. 12 czerwca 1941 pod Palmirami) – polski działacz narodowy, dziennikarz, pisarz, żołnierz, publicysta, krytyk literacki i teatralny.
Brał udział w walkach o Lwów w 1918 i 1919. W 1920 jako ochotnik brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Studiował architekturę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie oraz prawo na Uniwersytecie Poznańskim. W tym czasie był członkiem Związku Akademickiego Młodzież Wszechpolska. W 1935 roku założył własny tygodnik literacko-artystyczny „Prosto z Mostu” prezentujący polską myśl nacjonalistyczną. Miał ambicje stworzenia z pisma prawicowej alternatywy dla lewicowo-liberalnego pisma „Wiadomości Literackie”.
Kiedy wybuchła wojna, zgłosił się na ochotnika do wojska. Stawiając opór wkraczającej znienacka Armii Czerwonej zdołał uniknąć sowieckiej niewoli i powrócił do Warszawy. Podjął działalność w strukturach konspiracyjnych Stronnictwa Narodowego. W grudniu ukazał się pierwszy numer podziemnego pisma pt. „Walka”, którego był współtwórcą i redaktorem. Redakcja mieściła się w mieszkaniu Piaseckiego. Fundusze na druk pisma czerpał z restauracji Arkadia, którą założył w suterenie Filharmonii Narodowej. W lokalu spotykali się młodzi konspiratorzy, a także nastoletni poeci: Onufry Kopczyński, Wacław Bojarski, Zdzisław Stroiński, Andrzej Trzebiński i Tadeusz Gajcy, którzy wkrótce założyli grupę literacką Sztuka i Naród. Przez jakiś czas gościom Arkadii na fortepianie przygrywał Witold Lutosławski.
W grudniu 1940 Piaseckiego aresztowało Gestapo. Po kilkumiesięcznych torturach w al. Szucha trafił na Pawiak. Po sąsiedzku, na oddziale kobiecym, znalazła się jego żona. 12 czerwca został rozstrzelany w Palmirach w zbiorowej egzekucji.
14 czerwca 2020 o 17:25
„W chwili śmierci miał 41 lat. Przyszedł na świat we Lwowie, 15 grudnia 1900. Uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej i brał udział w III powstaniu śląskim. Już w latach studenckich związany z endecją, działał w Młodzieży Wszechpolskiej.
Po ukończeniu ekonomii na uniwersytecie w Poznaniu, przeniósł się do Warszawy, gdzie rozpoczął współpracę z „Gazetą Warszawską”. W 1935 roku założył własny tygodnik kulturalny „Prosto z Mostu”.
- Prawica zyskała tym tygodnikiem znakomite pismo społeczno-kulturalne, które bez kompleksów mogło rywalizować z dominującymi dotąd w tym segmencie prasy, lewicowo-liberalnymi „Wiadomościami Literackimi” – mówił dr Janusz Osica w audycji Andrzeja Sowy i Wojciecha Dmochowskiego z cyklu „Kronika niezwykłych Polaków”.
„Eksponowało swój katolicyzm, było nieprzejednane wobec liberalizmu i rozwiązań ustrojowych zachodniej demokracji, głosiło antysemityzm” – taka charakterystyka „Prosto z Mostu” przytoczona zostaje w audycji z cyklu „Kronika niezwykłych Polaków”. Stefan Kisielewski tak charakteryzował Piaseckiego w swoim „Abecadle Kisiela”: „szalenie ideowy, szalenie żarliwy, okropny nacjonalista, antysemita (…). Wielki talent redaktorski. Nawet ludzie, którzy nie zgadzali się z tą jego linią, pisali dla niego”.”
https://polskieradio24.pl/39/156/Artykul/1629500,Stanislaw-Piasecki-redaktor-ze-szkoly-Dmowskiego