Wszystkich tych, którzy pytają nas o nasze dzieło, o seminarium w Ecône, o naszą postawę wobec prześladowań, jakich doznajemy dziś ze strony biskupów, a ostatnio również i Rzymu, wszystkich tych prosimy, by zadali sobie kilka dla wierzącego katolika niezwykle prostych pytań i spróbowali odpowiedzieć na nie w głębi swego serca: dlaczego istnieje Kościół? Do czego potrzebny jest stan kapłański, Ofiara Mszy św., po co nam sakramenty?
Jeśli odpowiedź Wasza na powyższe pytania zgadza się z katolicką nauką w tej postaci, w jakiej zawsze była ona głoszona, macie oto odpowiedź również na pytanie o rację istnienia Ecône.
Oto pierwsza, najistotniejsza i fundamentalna odpowiedź.
Niemal natychmiast pojawia się następny problem: jak pojąć fakt, że dzisiejsza hierarchia Kościoła sprzeciwia się tej nauce?
Na pierwsze pytanie odpowiedzi udzieliła nasza katolicka wiara. Odpowiedzi na drugie pytanie musi z kolei udzielić historia Kościoła w ostatnim stuleciu, kiedy to wyjątkowo silnie był on wystawiony na wszelkiego rodzaju protestanckie wpływy.
Protestantyzm bowiem, posiłkując się swoimi liberalnymi teoriami, rozpętał we wszystkich dziedzinach i na wszystkich płaszczyznach totalną rewolucję, skierowaną przeciw opartemu na fundamencie zdrowej filozofii i wiary katolickiej chrześcijaństwie.
Teorie, streszczone w trzech słowach „wolność, równość, braterstwo”, są skierowane przeciwko autorytetowi nie tylko Bożemu – choć przeciw niemu w szczególności – lecz i przeciwko jakiemukolwiek. Są one powodem i przyczyną ruiny, jaka stała się udziałem katolickiego, mieszczańskiego społeczeństwa, upadku porządku gospodarczego oraz postępującej laicyzacji państwa, wraz z wszelkimi tego niemoralnymi następstwami. Jako takie, przeczą one prawu Bożemu i kościelnemu.
Zgubne mity liberalizmu już dawno uwiodły wielu sentymentalnie nastrojonych katolików, oferując im mętną wizję wiary i zbawienia. Również liberalni filozofowie oraz organizacje rewolucyjne wywarły przemożny wpływ na kręgi inteligencji i zeświecczonego ludu.
Ta liberalna atmosfera stopniowo gęstniała, pozyskując sobie środowiska uniwersyteckie, kiepskich teologów oraz organizacje kościelne. Przez nich wszystkich natomiast zyskiwała coraz większe wpływy w Kościele. Rozpanoszyła się w seminariach, wśród kleru i biskupów, wdarła się na najwyższe pozycje w samym Rzymie. Pomyślmy tylko o Sillonie1, a Emmanuelu Mounierze2, o Jacquesie Maritainie3, a wreszcie i o Teilhardzie de Chardinie4.
Z niezwyczajną wytrwałością liberalizm zmierza ku niemożliwemu pojednaniu prawdy z błędem, cnoty z bluźnierstwem, światła z ciemnością, Kościoła katolickiego zaś ze światem i wszelkimi jego wynaturzeniami. Aż po czasy Jana XXIII papieże zdawali sobie sprawę z tego niebezpieczeństwa i nawet jeśli któryś z nich uległ chwilowo wpływom liberałów, jak na przykład Leon XIII czy Pius XI, rychło żałowali tego, a ich następcy starali się naprawić popełnione błędy.
Nie ulega żadnej wątpliwości, iż to II Sobór Watykański uznał obecność idei liberalnych w Kościele za uprawnioną. Pomysły o wolności, prymacie sumienia, zbrataniu z błędem ekumenizmu, o wolności religijnej i świeckości państwa mogą się wspierać na ogólnym duchu soborowych obrad i postanowień.
Gdy tylko poczytać soborową gazetę Fesqueta5, staje się jasne, dlaczego masoni, protestanci, a nawet komuniści gorąco witali kierunek, w jakim zmierzały obrady soborowe.
Wprowadzanie w życie postanowień soboru jest przy tym, nawiasem mówiąc, niezbitym dowodem wpływu tych liberalnych idei. Wątkiem przewodnim reform stał się bowiem ekumenizm.
To dla liberałów typowe, że akceptują oni tezę, lecz wykłócają się co do hipotezy, nie pamiętając już przy tym o dopiero co zaakceptowanej tezie. I tu właśnie ma swój początek owa dwulicowość: pomieszanie prawowierności i błędnych nauk! W ten oto sposób liberałowie nie mają żadnych praktycznie wrogów wśród przedstawicieli błędnych nauk, a zaciekle zwalczają tych, którzy trwają przy prawowierności i postępują w myśl katolickich nakazów.
To wyjaśnia nam, dlaczego Ecône i wszyscy prawdziwi katolicy z taką zaciekłością są prześladowani przez ten znajdujący się pod okupacją liberałów Rzym. I tu nasuwa się pytanie: jak można pogodzić płynące z Rzymu szerokim strumieniem liberalne błędy z nieomylnością Kościoła i papieża?
Będzie to kiedyś tematem dysertacji doktorskich dla przyszłych doktorów teologii. Teraz jednak być musi znalezione, rzecz jasna, jakieś rozwiązanie. Niektórzy spróbowali już zmierzyć się z tym, jednak – moim zdaniem – nie pomoże tu nam raczej, gdy już o to chodzi, osądzanie okoliczności czy pism i publikacji. Zła, tkwiącego w sprzeciwiających się wierze działaniach i stwierdzeniach, nie można właściwie osądzić na podstawie nauki o nieomylności. Jeśli ktoś pisze: „Wolność religijna wymaga, by wspólnotom wyznaniowym nie przeszkadzają w swobodnym rozwijaniu zgodnej ze swym nauczaniem działalności, organizowaniu na jego obraz społeczeństwa oraz pobudzaniu aktywności tego społeczeństwa i każdej jednostki”, to muszę stwierdzić, że taka osoba przyznaje się do religijnej indyferencji, potępionej przez doktrynę i urząd nauczycielski Kościoła. To tylko jeden, lecz wcale nie najmniejszy przykład na to, do czego przyznaje się II Sobór Watykański. Długo można by cytować przesiąknięte liberalnymi błędami teksty jego uchwał.
Nasuwa się kolejne pytanie: cóż można począć przeciw temu rozprzestrzenianiu liberalnych błędów przez oficjalne instytucje Stolicy Apostolskiej i gwałtowne prześladowania prawowiernych katolików, będące zresztą logicznym następstwem katolickiego liberalizmu? Tym, co możemy zrobić, jest wspieranie istnienia i rozwoju wiary katolickiej w swej tradycyjnej formie, poprzez tradycyjne instytucje oraz Bożą obecność w duszach, poprzez katolickie rodziny, katolickie szkoły, katolickie duchowieństwo, katolickie seminaria oraz katolickie fakultety, a wszystko to w oczekiwaniu na uwolnienie Rzymu od okupujących go liberałów.
Trzeba, abyśmy czerpiąc ze skarbnicy naszej katolickiej wiary, trwali w modlitwie, w bezustannej modlitwie, w Ofierze Mszy św., w sakramentach, w niezmiennym zaufaniu ku naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi i Najświętszej Dziewicy Maryi. Ze skarbnicy wiary, zatem z nauczania naszego Pana Jezusa Chrystusa, wykładanego nam i przybliżanego poprzez rekolekcje duchowe.
Trzecie natomiast pytanie brzmi: co powinno czynić seminarium w Ecône oraz nasze Bractwo?
Będą one działały nadal, wbrew wszelkim niesprzyjającym okolicznościom. A to dlatego, że ów liberalny i modernistyczny Kościół, jaki zawładnął tym prawdziwym Kościołem, Kościołem, któremu zakneblowano usta, nie ma żadnego, najmniejszego nawet prawa, by żądać od nas posłuszeństwa. Winniśmy raczej mu się przeciwstawić, ponieważ jego postanowienia i zauważalne w nim tendencje nie są tymi, jakie przystoją Kościołowi katolickiemu. One go niszczą! Nie możemy współdziałać w niszczeniu Kościoła. Nie chcemy stać się protestantami!
Czwarte pytanie brzmi zaś: co księża z Ecône będą czynić później?
Będą oni starać się o zachowanie i pomnażanie katolickiego kapłaństwa poprzez zwiększanie liczby seminariów, gdyż to właśnie jest celem Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X.
Dalej, w grupach liczących trzech lub czterech księży będą oni działać jako misjonarze w przeoratach, gromadząc się na wspólnej modlitwie. Będą działać na określonym terenie, głosząc naszego Pana Jezusa Chrystusa, udzielając sakramentów, a nade wszystko sprawując Ofiarę Mszy św.
Będą też wspierać duchowo prawdziwie katolickie szkoły.
Przeorat będzie dysponować domem rekolekcyjnym, umożliwiającym wiernym wszelkiego wieku i stanu trwanie w świętości. Bracia i siostry zakonne będą wspierać kapłanów w tym dziele apostolskim.
W taki sposób będą oni odbudowywać chrześcijaństwo, którego fundamentem będzie żywa i obracana w czyn wiara.
Oto cel, którym zachwycić musi się każdy godny tego miana kapłan: ożywić chrześcijaństwo poprzez Ofiarę ołtarza. Tylko w ten sposób można rozwiązać wszelkie problemy, rodzinne, społeczne czy polityczne.
Wszystkich katolickich księży błagamy zatem w imię Boga Ojca, naszego Pana Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, przez wzgląd na cześć Kościoła katolickiego, chwałę następcy św. Piotra i zbawienie dusz, by przyłączyli się do nas, ratując katolicką wiarę dla zbawienia ludzkich dusz!
Zachowanie wiary oraz instytucji, jakie od dwóch tysięcy lat uświęcały Kościół i dusze, w żadnym wypadku nie może być powodem zerwania łączności z Kościołem. Przeciwnie nawet, jest ono kryterium łączności z Kościołem i następcą św. Piotra. Jest to ponadto kryterium decydujące o legalności sukcesji św. Piotra oraz biskupów.
abp Marcel Lefebvre
Fragment książki Aby Kościół trwał, wyd. Te Deum, 2011.
6 sierpnia 2019 o 21:28
Ciekawe, co powiedziałby Arcybiskup dziś, gdy żył. Przez te ponad 40 lat procesy degeneracji przybrały na sile.