Od wieków istnieją dwa sposoby patrzenia na ten nasz świat mierzchnący; mrok ów można uważać na zmierzch lub świtanie; we wszystkiem aż do żołędzi widzimy pierwowzór lub następstwo. Bywają chwile, gdy dech nam zapiera nietyle ogrom zła, co ilość dobroci ludzkiej, i uznajemy w sobie dziedzictwo potężnych bohaterskich czynów. To znów wydaje się nam wszystko, jakby dopiero w zalążku, gwiazdy wiekuiste są iskrami dziecięcego fajerwerku, a świat cały wygląda tak młodo i świeżo, iż nawet śnieżne włosy starców, mówiąc językiem biblji, są jak kwiaty migdału lub głóg na wiosnę. Godzimy się wszyscy na zbawienność uznania w sobie dziedziców wszechczasu. Mniej popularny, lecz równie ważny, jest pogląd, iż zbawienna może być wiara nietylko w rolę potomka ale i prarodzica; dobrze to czasem zastanowić się, czy też naprawdę jesteśmy bohaterami i snuć wzniosłe refleksje, czy nie jest się tylko mitem słonecznym.
Bezpośredniość i nagłość, oto co we wszystkich epokach świadczy najdobitniej o wiecznej dziecięcości świata i, gdyby mnie pytano o dowody na młodzieńczość żądną przygód 19 wieku — to mimo całego szacunku dla jego zdobyczy naukowych i filozoficznych — wskazałbym popularne wierszydła i literaturę niedorzeczną. Jest co prawda faktem, iż najwięksi pisarze wszelkich czasów, jak Arystofanes, Rabelais i Heine — pisali niedorzeczności, ale głupstwo ich było innego pokroju, miało charakter satyry, było symboliczne i stanowiło coś w rodzaju pląsów dookoła prawdy. Instynkt satyryka, który widzi typową cechę człowieka w wąsach Naczelnika Państwa i wydłuża je celowo, różni się od instynktu błazna, wyobrażającego sobie, jak te wąsy wyglądałyby np. na twarzy arcybiskupa, gdyby tam nagle wyrosły. Traktowanie niedorzeczności, jako odrębnego rodzaju literackiego (rzekłbym swoiste pojmowanie) byłoby zgoła bezpodstawne, gdyby stanowiło tylko kaprys estetyczny. Nigdy potężny twór artystyczny nie wykwitnął z czystej sztuki podobnie, jak rzecz nawet najbardziej rozumna z czystego rozumu. Każdy rozkwit estetyczny wyrasta z bogatej gleby etycznej. Zasada l‘art pour l‘art jest dobra wówczas tylko, gdy pragnie zaznaczyć istotną różnicę między ziemią a drzewem, które tkwi w tej ziemi korzeniami; zła jest, gdy usiłuje twierdzić, że drzewo mogłoby rosnąć równie dobrze, gdyby korzenie jego wisiały w powietrzu. Wszelka literatura potężna była pierwotnie alegoryczna — alegoryczna dla pewnego określonego na świat poglądu. Iliada tylko dlatego jest wielka, ponieważ życie całe stanowi w niej bitwę, Odyssea, gdyż życie w niej jest wędrówką. Pewni ludzie stoją wobec życia w postawie, którą można by nazwać uduchowioną, życiu innych odpowiadałoby natomiast określenie: „Sen nocy letniej“. Nawet najtrywialniejsze dramaty i historie kryminalne mogą być pożyteczne, gdy zawierają coś z drażniącego smaku niezwykłych możliwości, coś ze zdrowej trwogi, która ogarnia nas w nocy na pustych drogach. Jeśli przeto niedorzeczność ma być treścią literatury przyszłości, musi ona zdobyć własny pogląd na Kosmos, a świat cały powinien by stać się nie tylko tragiczny, romantyczny i religijny, ale także niedorzeczny. Teraz dopiero wierzę w skojarzenie się niedorzeczności z całokształtem pojmowania rzeczy. Religia, budząc w ludziach podziw dla cudów stworzenia, nie zauważyła przez setki lat, że coś wyłącznie zmysłowego nie może stać się rzeczą całkowicie cudowną. Drzewo nie wywoła w nas specjalnego zdumienia, dopóki nie ujrzymy w niem jego istoty ponadzmysłowej. I dopiero dostrzegłszy w niem tajemną falę życia uczuwamy trwogę przed opiekunem lasu. Wszelka rzecz posiada w istocie dwie strony, jak księżyc patron niedorzeczności. W ptaku można widzieć kwiat oderwany od łodygi, w człowieku czworonoga „żebrzącego“ na dwu łapach, na dom patrzeć można jak na olbrzymi, chroniący nas od słońca kapelusz, na krzesło jak na aparat z czterema nogami dla kaleki o dwu tylko nogach.
Oto strona rzeczy odwrotna, wiodąca nas drogą najpewniejszą do cudów ducha. Znamienne jest, że w największym poetyckim dziele religijnym na bezbożnika działa nie myśl o świecie, jako uporządkowanym systemie Stworzyciela, lecz sam obraz potwornej, zagadkowej bezmyślności tego świata. O Panie! zesłałeś „deszcz na ziemię, na której nikt nie mieszka i na pustynię, gdzie nie masz człowieka“. Ów naiwny podziw dla układu życia i jego tajemniczej niezależności od naszych przesłanek intelektualnych i trywialnych definicji stanowi źródło spirytystyczne i podstawę niedorzeczności. Niedorzeczność i wiara (tak sprzeczne) to dwa najdobitniejsze dowody na zasadę, że poznanie istoty rzeczy za pomocą syllogizmu jest tak samo niemożliwe, jak złapanie wieloryba na wędkę. Dobra dusza, która, pragnąc zbadać tylko logiczną stronę rzeczy, doszła do wniosku, że wiara jest niedorzecznością, sama nie wie, jak trafnie sądziła; z czasem przekona się może, iż niedorzeczność jest wiarą.
Gilbert Keith Chesterton
Fragment książki „Obrona rzeczy wzgardzonych” wydanej przez Instytut Norwida (część środowiska NOP).
Najnowsze komentarze