W ramach cyklu „Poezja na Nacjonalista.pl” przypominamy wiersz autorstwa przedwojennego nacjonalisty, Konstantego Dobrzyńskiego.
***
Tu mój dom, w którym schody pracowicie trzeszczą,
rynsztok i ulica.
W lewo park – liście w górze kołując szeleszczą.
Miasto w górę wyciąga dymiące tchawice.
Ja wiem, że za miastem
rozciągnęły się pola, jak struny mandolin
nakręcone na gryfy wysmukłych topoli.
Jesienią motykami trącą je niewiasty…
Ja wiem…
wiosną pług lśniące wargi ułoży na skibach,
wiatr czarnymi palcami zbronuje ugory.
Wyjdzie on – brat mój – siwy Piast z sadyby;
w pustym polu przystanie na tle sinych borów…
Potem ruszy miarowo, powoli przez pola,
przepasany szeroko wielką płachtą nieba,
jakby słońce przyzywał, zakreśli półkola
dłonią czarną , spękaną i pachnącą chlebem.
Wyjdą łąki naprzeciw z kwiatami we włosach,
będą maić przydróżki, miedze i ogrody.
Sady usta wiśniowe podadzą niebiosom,
wstydem spłoną jabłonie, prężąc piersi młode.
Łany będą wzorzyste, jak łowickie pasy,
żyta rzęsą przysłonią swe chabrowe oczy –
będą patrzeć pod słońce, czy z dala od lasu
kosynierów bartkowych huf czasem nie kroczy.
Zimą znowu śnieg modry swe puszyste łapy
oprze cicho na dachach i zajrzy do sieni.
Czasem głód pajęczyną zwiśnie u pułapu.
Prządka troskę wysnuje z kołowrotka wrzenia.
Przymknę oczy:
wsie, miasta zahuczą mi w głowie –
gdy otworzę – dłoń znana, dłoń bardzo kochana
poda mi, jak swe serce – ciepłe polskie słowo –
i przytuli mi do ust, ust łzami oblanych…
I to wszystko tak piękne, aż tchu brak, by wyznać!
Czuję tylko w antenach żył prężnych pod torsem,
jak mi krew wystukuje rozszalałym Morsem wyraz ogniem piekący, szkarłatny –
Ojczyzna.
Najnowsze komentarze