Kiedy usłyszałem o bliskim spotkaniu noża bojowego z prezydentem Gdańska, Adamowiczem – zadeklarowanym wrogiem nacjonalizmu, wielbicielem chanukowych świeczek i jedwabnych jarmułek – od razu przypomniały mi się słowa jego ojca duchowego, Marka Edelmana, który o sposobach rozprawiania się z nami, polskimi nacjonalistami, mówił tak: „Jeśli chcemy ocalić Polskę, moja rada brzmi, by chwycić za nóż i uderzyć tam, gdzie ich zaboli” („Daily Telegraph”, 24.06.2006). Cóż rzec więcej… karma powróciła jak bumerang. Razem z kozikiem Stefana W.
I kolejny wspomnień czar. Marzec 2007, Wrocław. Demonstracja Narodowego Odrodzenia Polski w sprawie imigracji (dla porządku dodam: demonstracja legalna). Kontrują „antyfaszyści” (oczywiście nielegalnie), chronieni (a jakże!) przez policję przyjaciela Adamowicza, prezydenta Rafała Dutkiewicza. Zza ochronnego kordonu mundurowych wyskakują wrogowie mowy nienawiści, a jeden z nich wbija nóż w działacza NOP, po czym znika w przyjaznym kokonie białych kasków. Prowadząca postępowanie (postępowanie przeciwko… NOP) prokuratura wrocławska nie widzi oczywiście nic zdrożnego w testowaniu ostrzy na nacjonalistach, nazywając to dowcipnie „wyrazem politycznej ekspresji”. Pośmiejmy się i my: ekspresji ostrej, jak klinga wbijana w ciało Adamowicza.
Stare polskie przysłowie mówi: kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. A ta może przybierać różną postać: raz to będzie tornado, innym razem wyrośnięta brzózka albo też wariat z kawałkiem dobrze wyostrzonej stali. Życie potrafi zaskakiwać. Szczególnie zadufanych w sobie „władców”, trwających w ułudzie własnej nienaruszalności.
Nie mamy najmniejszego zamiaru przyłączać się do żałosnego chóru „szerokiego spektrum politycznego”, rozciągającego się od lewicy po atestowanych przez władze „narodowców”, zgodnie kwilącego nad truchłem Adamowicza. Reprezentował on sobą to wszystko, co jest nam obce, wstrętne i wrogie. Był częścią kasty w brukselskiej służbie, która z Polski uczyniła łupiony dla własnych korzyści folwark. I gwałtowna śmierć nie zmyła jego przewin ani tym bardziej nie uczyniła z niego świętego męczennika. Po prostu: był Adamowicz, a teraz go nie ma. I tyle dobrego można o nim powiedzieć.
Adam Gmurczyk
Autor jest redaktorem naczelnym magazynu „Szczerbiec” i prezesem Narodowego Odrodzenia Polski.
16 stycznia 2019 o 16:46
Jeśli mówisz o karmie to chyba należało by wspomnieć o ripoście przy której to co zapamiętano Kaczyńskiemu i Komorowskiemu się chowa – obietnica przyniesienia kwiatów lokatorce skarżącej się, że podwyżka czynszów doprowadzi do śmierci głodowej.
PS: Pytanie do oglądających telewizję – wspomnieli coś o atakach w Niemczech?
16 stycznia 2019 o 18:52
Konkretnie, bezkompromisowo i charakterystycznym stylu znanym ze stron „Szczerbca”. Dla mnie kluczowy fragment:
„Reprezentował on sobą to wszystko, co jest nam obce, wstrętne i wrogie”.
Żadnych łez!
17 stycznia 2019 o 15:28
No i takiego komentarza się spodziewałem.Nie ma się co cackać z takimi szumowinami jak adamowicz (pisownia poprawna) tylko robić swoje.I niech tylko nikt nie paple,że ,,jak to – wy,katolicy – nie płaczecie po WASZYM BLIŹNIM?”A nie płaczemy,przynajmniej ja nie.Bo katolicyzm to nie frajerstwo i niech zawodowi bezbożnicy stulą pysk na temat katolicyzmu,który na co dzień zaciekle zwalczają.adamowicz był typową platformianą szumowiną,mendą i gnidą;taką jak dutkiewicz we Wrocławiu i gronkowiec żydowski w Warszawce i taką jaką dzisiaj jest poznański protasiewicz i wrocławski sutryk.Cieszmy się bracia i siostry!;Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy:-)
19 stycznia 2019 o 18:49
Ach i jeszcze coś, wiem że stanowisko w sprawie bycia ponad podziałami jest rożne, ale… denat czyniony właśnie mesjaszem miał wyrok za stosowanie rękoczynów jako metody dyskusji politycznej.
Sekowanie pracowników sektora publicznego za poglądy zdaje się uszło na sucho.
19 stycznia 2019 o 19:36
Bardzo celne i wręcz idealne podsumowanie obecnego demoliberalnego bajora, na które jesteśmy zmuszeni wszyscy patrzeć. Zaskakujące jest, jak szybko ludzie są w stanie rozgrzeszać osobników, przyczepiających sobie owsiakowe symbole do ubrań. Zapewne, jakby trynkiewicz, beria i dirlewanger wpłacili na WOŚP, to też doczekaliby się żałoby narodowej.
14 grudnia 2019 o 11:55
Tak, jakby nie było, zastrzelił go swojak, gdańszczanin.
To miało miejsce zresztą niedaleko L. Wałęsy („Boję się tylko P. Boga”) i kaszuba D. Tuska (Zoppot).
Pozdrawiam!
16 grudnia 2019 o 11:03
ps. P. Adamowicz, tak w ogóle, to był żaden gdańszczanin czy zafajdany kaszub. On i ta jego zastępczyni, obecna prezydent, to są zwykli przesiedleńcy ze wschodu.
Prawdziwym miejscowym z Danzig to był np. znany pisarz G. Grass, zmarły jakiś czas temu
(por. jego bardzo dobra powieść o latach 30-ych i późniejszych, wojennych „Blaszany bębenek” + b. dobra ekranizacja filmowa z D. Olbrychskim + niezłe texty).
Acha, ci kaszubi to rzeczywiście kolaborowali z narodowymi socjalistami i „wujkiem Hitlerem” (vide „Blaszany bębenek”) cha cha
Mam tam daleką rodzinkę (Wrzeszcz) i x. proboszcza (Oliwa).
Polecam i pozdrawiam!