Punktem wyjścia do rozważań o rozwoju duchowym człowieka od jego początku jest ustalony dziś, niewątpliwy fakt, że społeczeństwo ludzkie jest tak stare, jak sam człowiek. Człowiek nigdy nie żył poza społeczeństwem, a poziom społeczeństwa odpowiadał materiałowi ludzkiemu, z którego było zbudowane. Człowiek pierwotny żył w społeczeństwie pierwotnym, bardzo prosto zbudowanym, w rodzie nielicznym, pozostającym pod władzą starszego z rodu. W walce z przyrodą podstawą bytu człowieka były jego instynkty pierwotne, zwierzęce. W postępowaniu swoim wszakże nie mógł on się wyłącznie tymi instynktami kierować: musiał słuchać rozkazów starszego w rodzie, które obowiązywały wszystkich jego członków, musiał się zapatrywać na innych członków tego małego społeczeństwa i postępki swoje do ich postępków stosować.
To budziło w nim pojęcia, sprzeczne często z jego instynktami pierwotnymi, i zmuszało często do postępowania wbrew tym instynktom. W duszy jego od początku istniała walka między jego instynktami zwierzęcymi a przymusem zewnętrznym ze strony społeczeństwa. Według tego, co wiemy o potędze instynktów zwierzęcych, winne one były wziąć górę nad przymusem zewnętrznym i rozbić społeczeństwo. Jeżeli tak się nie stało, to dlatego, że przymus społeczeństwa w miarę swego trwania staje się coraz bardziej przymusem wewnętrznym, tkwiącym w duszy człowieka. Jest prawo automatyzacji, dzięki któremu, między innymi, czynność, powtarzana często pod przymusem, w następstwie spełniana jest dobrowolnie, a postępku, za który zawsze grozi kara, w następstwie unika się stale, jako złego. Działanie tego prawa znane było ludziom od niepamiętnych czasów, choć nie umieli go sformułować i nazwać; stosowali je w wychowaniu dzieci i w oswajaniu zwierząt.
Wynikiem istnienia społeczeństwa, choćby najpierwotniejszego, i jego przymusu, wywieranego na swoich członków, jest zmiana ich natury, odbieganie od stanu pierwotnego, zanikanie pewnych instynktów zwierzęcych i łagodzenie się innych, przy czym, skutkiem tego, że w jednym społeczeństwie przymus, wywierany na wszystkich jego członków, jest jednakowy, i zmiany w duszach ich idą w jednym kierunku. Im dłużej ten przymus działa, im większa jest liczba pokoleń, które niezmiennie mu ulegają, tym większy jest jego skutek w ich duszach; a że jest on mniej więcej jednakowy, przeto wywierany jest on na jednostkę coraz więcej nie tylko ze strony władzy, ale ze strony całego społeczeństwa i dochodzi do niesłychanej potęgi, jeżeli nie spotyka przeszkód z poza społeczeństwa. Wtedy ich instynkty zwierzęce coraz bardziej się podporządkowują wymaganiom społeczeństwa, wobec tego zaś, że te wymagania są względem wszystkich mniej więcej jedne, stają się oni coraz do siebie podobniejsi. Istnienie tedy społeczeństwa nie zależy od poszczególnych ludzi i postęp jego nie jest poszczególnych ludzi dziełem. Jest ono samodzielną istotą zbiorową która się rozwija na podstawie swoich praw odrębnych, ma swoją zbiorową myśl i zbiorową wolę.
Nie tu miejsce zagłębiać się w jego istotę, tym bardziej, że poznanie jej zależy od przyszłych postępów psychologii, od rozwoju naszej wiedzy o zjawiskach, zwanych metapsychicznymi, lub po prostu wiedzy, zwanej tymczasem psychologią nieznaną, wiedzy o komunikowaniu myśli i woli ludzkiej bez pomocy zmysłów. Jako istota odrębna, samodzielna, walczy ono o swoje istnienie, a głównym środkiem tej walki jest wywieranie przymusu na swoich członków, który to przymus przez swoje trwanie w jednej treści z zewnętrznego staje się wewnętrznym przymusem w duszach ludzkich. Jak świadczą fakty, ten wewnętrzny przymus zdobywa potężną przewagę nad pierwotnymi instynktami człowieka i w odpowiednich warunkach umie stłumić w nim całkowicie nawet osobisty instynkt samozachowawczy. Wyraża się on, jako nałogi, zwyczaje, obyczaje, obowiązki, nakazy moralne, nakazy przodków, wreszcie instynkty społeczne, jak je się często nazywa. W tej pierwszej fazie rozwoju duchowego człowieka przekształca się on coraz bardziej z człowieka pierwotnego w człowieka społecznego. Duchowa jego treść bogaci się o coraz większą sferę myśli i uczuć społecznych, a postępowanie jego coraz więcej regulowane jest przez społeczeństwo i skierowane ku celom, które są celami społeczeństwa.
Istnienie człowieka społecznego, którego dzikie instynkty uległy całkowitemu prawie stłumieniu na bardzo niskim szczeblu kultury materialnej i duchowej, wywołało bardzo niedawno zapanowanie jednego z największych absurdów w myśli europejskiej. Filozofia francuska XVIII wieku ogłosiła światu, że człowiek w stanie natury jest dobry, a psuje go dopiero cywilizacja. Idea ta zrodziła się z faktów, tylko źle zrozumianych. Już wkrótce po odkryciu Ameryki, jezuici francuscy, jak również dominikanie i jezuici hiszpańscy, zająwszy się bliżej krajowcami, odkryli w wielu ich plemionach cnoty, różniące ich na korzyść od cywilizowanych Europejczyków. Mówili oni wiele o dobroci krajowców. Dobroć ta uderzyła jeszcze silniej europejskich, przede wszystkim francuskich, podróżników w epoce odkrywania mnóstwa nowych wysp na Oceanie Spokojnym. Bonsainville i inni na tych wyspach, leżących zdała od uczęszczanych dróg morskich, znajdowali ludy, na których widok wpadali w zachwyt. Ludy te odznaczały się niezwykłą łagodnością, życzliwym dla innych postępowaniem, doskonałym stosowaniem się do panujących wśród nich reguł postępowania, brakiem przestępców i zbrodniarzy, unikaniem wszelkich wykroczeń. Wrażenia swoje podróżnicy ogłaszali w Europie i olśnili ją swymi odkryciami. Nie wyobrażano sobie, ażeby ludy podobne mogły istnieć. A że ludy te chodziły nago, używały bardzo pierwotnych narzędzi i że miały bardzo naiwne pojęcia o świecie — więc były dzikie. Że zaś Europejczyk, przedstawiciel najwyższej w świecie cywilizacji, daleki był od tej dobroci, którą podróżnicy widzieli w dzikich, więc nasuwał się stąd prosty wniosek, że tylko dzicy umieją być takimi dobrymi.
Ze stwierdzenia tego faktu wyrosła cała filozofia, która wywróciła pojęcia ludzkie i pociągnęła za sobą niesłychanie doniosłe następstwa dziejowe. Błąd jej polegał na tym, że owego dobrego Polinezyjczyka uznano za człowieka dzikiego, jakby dziś powiedziano ,,pierwotnego”. Tymczasem człowiek ten miał za sobą tak długi proces cywilizacji, jak wszystkie inne ludy, tylko w innych warunkach.
Głównym warunkiem, powodującym jego rozwój w takim, a nie innym kierunku, była izolacja drobnych społeczeństw, do których należał, od innych ludów. Rozsypane po wyspach Pacyfiku, w czasach, kiedy tam nie było wielkiej żeglugi, a gdy ta się zjawiła, z dala od dróg uczęszczanych, żyły one w całkowitym odosobnieniu. Człowiek żył wyłącznie we własnym niewielkim społeczeństwie i innego nie widział: duszę jego poza warunkami przyrody urabiał przymus tylko własnego społeczeństwa. Społeczeństwo wszechwładnie nad nim panowało. W tych warunkach, można powiedzieć, rozwój jego odbywał się nie wszerz, ale w głąb. To znaczy, że pojęcia i skłonności jego nie rozszerzały się, nie bogaciły, ale pogłębiały się w duszy, coraz mocniejszymi tkwiły w niej korzeniami. Życie społeczeństwa stawało się coraz jednostajniejsze, nie było w nim nic nowego, nie było pozornie postępu; tylko odbywało się stopniowe zanikanie instynktów pierwotnych, zwierzęcych: człowiek stawał się takim, jakim go chciało mieć społeczeństwo.
Coraz mniej umiał on myśleć samodzielnie – myślał razem ze społeczeństwem.Tajemnica jego dobroci tkwiła w tym, że był on pochłaniany coraz bardziej przez społeczeństwo, że stopniowo tracił wobec niego siłę przeciwstawienia mu się. Obraz dobrych ludów Pacyfiku jest niezawodnie stanem, do którego doszedłby cały rodzaj ludzki, gdyby żył w podobnych warunkach. Zapanowałby na całym obszarze ziemskim człowiek społeczny, który by się zatrzymał w swoim rozwoju, stając się tylko cząstką społeczeństwa, którego rozwój również pewnie daleko by się nie posunął. Powierzchnia wszakże kuli ziemskiej, przedstawiająca wielką rozmaitość warunków przyrody, klimatu, położenia geograficznego, sąsiedztwa innych ludów itd., sprzyjała rozwojowi różnych na różnych miejscach typów człowieka, ras ludzkich; z drugiej strony, na różnych miejscach z mniejszą lub większą szybkością ludność się zagęszczała, co pociągało za sobą opuszczanie przez ludy swego miejsca i poszukiwanie nowego. W tych, coraz częstszych wędrówkach ludy spotykały na swej drodze inne ludy, obce.
Tak się zaczyna nowy rozdział historii rozwoju duchowego człowieka. Gdy się spotykają ze sobą dwa społeczeństwa, które w zależności od swoich warunków organizowały się na swój sposób, które mają skutkiem tego odmienne zwyczaje, obyczaje, instytucje, pojęcia i cały sposób życia, człowiek, który przedtem żył tylko życiem swego społeczeństwa i nic innego nie widział, przechodzi w swym życiu potężny przewrót. Poznaje rzeczy nowe i zaczyna porównywać je z tymi, którymi żył dotychczas. Rodzi się myśl jego własna, indywidualna, która się kłóci z jego myślą społeczną, która go zmusza do przeciwstawienia się społeczeństwu. Poznanie obcego społeczeństwa jest początkiem rozwoju człowieka indywidualnego. Przedtem w naturze człowieka, w jego duszy charakter pierwotny, oparty na jego instynktach zwierzęcych, zmagał się z jego charakterem społecznym, potężniejącym pod wpływem działania społeczeństwa, ujarzmiającego drogą przymusu zewnętrznego, a przede wszystkim wewnętrznego, jego instynkty zwierzęce, biorącego na łańcuch jego dziki egoizm. Zwycięstwo należy nieuchronnie do człowieka społecznego. W tym zmaganiu się trudno mówić o roli myśli i uczuć indywidualnych; pozostają one jeszcze na poziomie zbyt niskim. Dopiero, gdy ścieranie się ze sobą różnych społeczeństw, różnych cywilizacji staje się źródłem potężnienia indywidualności ludzkiej, duszę ludzką zdobywa coraz szybciej człowiek indywidualny, ze swymi własnymi myślami i uczuciami, ze swą osobistą wolą. Jego rozwój i kierunek, w którym się on odbywa, decyduje o losach zmagania się społeczeństwa z człowiekiem pierwotnym. Bądź dostarcza on społeczeństwu nowych, wyższych pojęć i nowych więzów, do wiązania swych członków w całość coraz -wyższego rzędu, bądź, rozluźniając lub zrywając stare więzy, wyzwala instynkty niższe i spuszcza pierwotny egoizm z łańcucha.
Od początku stosunki między poszczególnymi ludami wyrażały się w handlu i w wojnie. Ludzie, którzy w tych stosunkach stykali się z obcymi, zawsze zdobywali nowe wiadomości i nowe pojęcia, przynosili je do domu, porównywali je z pojęciami własnego społeczeństwa i dochodzili do wniosku, że dana rzecz u obcych jest lepsza lub gorsza, niż u swoich. W miarę, jak na tych porównaniach kształcili swój umysł i dochodzili w nich do większej ścisłości, budziła się w nich chęć -wprowadzenia rzeczy obcych, lepszych na miejsce swoich we własnym życiu i w życiu swego społeczeństwa. Te chęci budziły w społeczeństwie opór i to bez porównania większy, niż to dziś widzimy w podobnych wypadkach, gdyż człowiek społeczny, całkowicie prawie pozbawiony indywidualności, musiał być bezwzględnym wrogiem wszelkich innowacji w życiu. W miarę wszakże częstości stosunków z obcymi dążenia do zmian stawały się coraz częstsze i coraz silniejsze. Coraz częściej też zaczęły odnosić skutek. Rozpoczęły się wtedy dwa procesy: proces postępu ducha ludzkiego, umacnianie się i bogacenie jego indywidualności, z drugiej zaś strony proces postępu organizacji społecznej. Największy przewrót wynikał z podboju jednego ludu przez drugi, z podbojów zaś składają się dzieje prawie całej ludzkości. Z podbojów na miejsce małych pierwotnych społeczeństw powstały społeczeństwa wielkie, a w nich wielkie cywilizacje. Wynikiem podbojów jest bądź narzucenie ludowi w mniejszej lub większej liczbie właściwości społeczeństwa jego panów, bądź zniszczenie podbitego społeczeństwa i pochłonięcie go przez panów, bądź wreszcie wytworzenie z obu społeczeństw jednego, nowego, z przewagą nieraz cywilizacji podbitych.
Ze wzrostem indywidualności człowieka rośnie jego siła przeciwstawienia się społeczeństwu. Wynikiem tedy rozwoju indywidualnego coraz większej liczby ludzi musi być osłabienie społeczeństwa, o ile nie nastąpi wzmocnienie, pomnożenie więzów, którymi społeczeństwo trzyma swych członków w swej władzy. Dzieje wszakże ludów i cywilizacji świadczą, że społeczeństwo przy swej potężnej władzy nad jednostką zużytkowuje jej szybki postęp duchowy, rozwój jej zdolności i zaprzęga ją do służby dla siebie, do pracy twórczej, wzmacniającej więzy społeczne. Ludy, wśród których odbywa się szybki postęp człowieka indywidualnego, szybko bogacą treść swego życia zbiorowego, wytwarzają coraz nowe wartości tego życia i trzymają członków swoich w zależności od społeczeństwa siłami coraz wyższego rzędu. Nie piszemy tu ani nauki o społeczeństwie, ani historii cywilizacji, ażebyśmy się poczuwali do obowiązku szeroko powyższe myśli rozwijać i przykładami ilustrować. Nas tu obchodzi przede wszystkim fakt, że wśród licznych mniejszych i większych cywilizacji świata wyrosła jedna, w której indywidualność ludzka tak się bujnie rozwinęła, że to jej pozwoliło brać górę nad więzami społecznymi. Jest to cywilizacja nasza, europejska. Ten rozrost wielostronny człowieka indywidualnego w łonie naszej cywilizacji spowodował nieznane nigdzie poza nią jej bogactwo, materialne i duchowe, a jednocześnie doprowadził ją do granicy, na której leży utrata władzy społeczeństwa nad jednostką, grożąca rozbiciem społeczeństwa. Przyczyn tego wyjątkowego rozrostu indywidualności ludzkiej w jednej cywilizacji dotychczas nie wyświetlono.
W związku z triumfem człowieka indywidualnego stoi zmienność losów Europy od samego ich początku. Byt człowieka na ziemi jest bardzo długi, dłuższy nieporównanie, niż się nam niedawno jeszcze wydawało. Badanie jego szczątków w ziemi wskazało, że obliczać ten byt należy nie na tysiąclecia, ale na setki tysiącleci. Tylko z wyjątkiem ostatnich mniej więcej dwudziestu tysięcy lat była to egzystencja bardzo pierwotna, znaczona bardzo powolnym postępem, był to tzw. okres kamienia łupanego (paleolitu). Dopiero ostatnie dwadzieścia tysięcy lat oznaczają szybki postęp od kamienia gładzonego (neolitu) do metali: miedzi, brązu i żelaza. Oznaczono te okresy według przedmiotów (narzędzi, broni, ozdób itd.), które po człowieku pozostały w ziemi, nie uległy wpływom niszczącym.
Jakkolwiek jest uboga i ułamkowa nasza wiedza o przeszłości człowieka, im dalej jednak wstecz sięgamy, to jasno widzimy, że już kamień gładzony oznacza olbrzymi krok naprzód w duchowym. Gdy chodzi o okresy dawniejsze, jedyną miarą ich czasu jest zestawienie znalezionych przedmiotów z chronologią pokładów geologicznych, z których je wydobyto. Ma się rozumieć, te materialne przedmioty dają nam nikłe pojęcie o stanie duchowym człowieka owych czasów. Całe szczęście, że i szkielet ludzki, w przyjaznych warunkach przyrody i klimatu, należy do przedmiotów, zachowujących się w ziemi: szkielety też, a zwłaszcza czaszki wiele powiedziały o niskich zdolnościach duchowych ich dawniejszych właścicieli i postępie człowieka.
Z epoką brązu rozpoczynają się już dzieje wielkich cywilizacji, posługujących się pismem i piszących swą historię. Tu na podstawie dokumentów historycznych stwierdzamy fakt, o którym wspomnieliśmy, fakt długowieczności takich cywilizacji, jak egipska, gdy ją porównamy z pierwszą, historyczną cywilizacją europejską, cywilizacją grecką, a obok niej rzymską, i tym, co potem w Europie nastąpiło. Zresztą i dziś istnieje taka cywilizacja, jak chińska, znacznie dalej sięgająca w przeszłości, niż najstarsza europejska, i byt jej jest ciągłym, nieprzerwanym bytem historycznym. Pisana historia Europy trwa dwa i pół tysiąca lat, a jakaż jest bogata jej treść i jaka zmienna. Niewątpliwie przyczyną tego jest przede wszystkim rozrost indywidualności ludzkiej i duchowy jej postęp. I stąd pochodzi nie tylko jej bogactwo, ale i jej zmienność. Europa tak się odcięła swym charakterem od wszystkich innych ludów, od innych cywilizacji świata, iż można powiedzieć, że wyłamała się spod praw, rządzących rozwojem człowieka i społeczeństw ludzkich. Jaką drogą się to stało? Jakie przyczyny to sprawiły? Jaką wreszcie wróży to jej dalszą przyszłość? To są zagadnienia, których rozwiązania szukać trzeba, zwłaszcza dziś, kiedy w dziejach Europy zarysował się tak wielki przełom.
Roman Dmowski
27 grudnia 2018 o 09:28
„Narodofcy” pienią się na biały patriotyzm, a tu się okazuje że Pan Roman którym tak mocno szermują był białym supremacjonistą, którego nie powstydziłby się Ku Klux Klan i inne amerykańskie grupy White Power. Oczywiście ten tekst jest nieaktualny, bo przykładowo żółta rasa przeskoczyła poziom rozwoju cywilizacyjnego białej rasy, a za niedługo zrobią to Hindusi i inne poszczególne narody umownie zwane „ciapatymi”. Poza tym bliżej mi do postrzegania ludzkości na wielkich wynalazców, myślicieli (zwłaszcza szeroko pojętych faszystowskich), mistyków i ogółem arystokratów (nie mam tu na myśli plutokratycznych oligarchów czy podział kastowy) – i to oni są górą w każdej rasie i „normalną” resztę, która płynie z prądem, korzysta z dorobku cywilizacyjnego nie niszcząc go, ewentualnie są pomocnikami w rozwoju cywilizacyjnym. Na samym dole są ci co mają destruktywny wpływ na społeczeństwo, są degeneratami i hedonistami, mogą oni być niziną społeczną, ale mogą też posiadać wpływy w społeczeństwie, umownie nazywa się ich podludźmi. Podczłowiekiem może być zwyczajny wykolejony ćpun narkotyzujący się dla zabawy, mający odrażające motywy przestępca, ale też polityk szkodzący swemu państwu i narodowi, burżuj okradający państwo i naród dla swego zysku.
W każdym razie porównywanie poszczególnych cywilizacji jest względne, bardziej trafne jest porównywanie poszczególnych grup, czy osób. Każdy chyba się zgodzi że więcej reprezentują ze sobą piloci kamikaze, czy poeta Yukio Mishima niż ogół białych społeczeństw, a już na pewno więcej niż zapluci biali antyfaszyści, podobnie można odnieść to do dziedzin technicznych i matematycznych.
27 grudnia 2018 o 13:52
„Oczywiście ten tekst jest nieaktualny, bo przykładowo żółta rasa przeskoczyła poziom rozwoju cywilizacyjnego białej rasy, a za niedługo zrobią to Hindusi i inne poszczególne narody umownie zwane „ciapatymi”.”
Nie zgadzam się. Biała rasa upada wskutek spisku Żydów. Musimy uwolnić się CAŁKOWICIE od tej zagrażającej nam zagładą zarazy i usunąć ją i jej wpływ na nas, oczywiście razem z kolorowymi najeźdźcami i białymi zdrajcami, wtedy odrodzimy się intelektualnie, etycznie, demograficznie, gospodarczo, militarnie i politycznie i na powrót staniemy się potęgą i zajmiemy należne nam pierwsze miejsce pośród ras.
27 grudnia 2018 o 19:53
Żydzi też odegrali swoja rolę, ale bez pomocy szabesgojów i bez przyzwolenia społecznego na ten stan nie byłoby problemu. Najpierw my sami biali musimy dostrzec problem w sobie, potem uświadomić sobie syjonistyczną szkodliwość, a na końcu rozwiązać problem. Niestety wielu narodowców i tożsamościowców dostrzega problem upadku białej rasy, ale nie dostrzega zagrożenia syjonistycznego, mniejsza część zdaje sobie sprawę ze szkodliwości syjonistów, ale nie widzi problemu wśród białych
27 grudnia 2018 o 20:21
„Niestety wielu narodowców i tożsamościowców dostrzega problem upadku białej rasy, ale nie dostrzega zagrożenia syjonistycznego, mniejsza część zdaje sobie sprawę ze szkodliwości syjonistów, ale nie widzi problemu wśród białych”.
Świetne spostrzeżenie.
27 grudnia 2018 o 21:17
@Yark Jawoll.
27 grudnia 2018 o 15:19
,, Na samym dole są ci co mają destruktywny wpływ na społeczeństwo, są degeneratami i hedonistami, mogą oni być niziną społeczną, ale mogą też posiadać wpływy w społeczeństwie, umownie nazywa się ich podludźmi. ”
Dostrzegam u ciebie stary,dobry NOPowski humor he he he
Po przeczytaniu czegoś takiego człowiek od razu wie,że ten człowiek – Pan Roman – był naprawdę wielkim myślicielem i mężem stanu.
Natomiast co do cywilizacji francuskiej to – znowu! – muszę się zgodzić z Wielkim Dmowskim,że o wiele lepiej byłoby dla narodu francuskiego gdyby zamiast kilku pseudogeniuszy wydawał ten naród stale rzesze myślących ludzi średniego szczebla.Wtedy byłoby się okazało,że dawne kolonie francuskie jak Algieria,Tunezja,Maroko,Madagaskar,Somali Francuskie czy Kongo Francuskie,nie byłyby tylko azylem dla francuskich wyrzutków,oszustów i awanturników,ale byłyby miejscem gdzie zawsze zdolny naród francuski,robiłby tam to co robili Anglicy w Indiach,Afryce i swych dawnych dominiach.
27 grudnia 2018 o 20:08
„Natomiast co do cywilizacji francuskiej to – znowu! – muszę się zgodzić z Wielkim Dmowskim,że o wiele lepiej byłoby dla narodu francuskiego gdyby zamiast kilku pseudogeniuszy wydawał ten naród stale rzesze myślących ludzi średniego szczebla.Wtedy byłoby się okazało,że dawne kolonie francuskie jak Algieria,Tunezja,Maroko,Madagaskar,Somali Francuskie czy Kongo Francuskie,nie byłyby tylko azylem dla francuskich wyrzutków,oszustów i awanturników,ale byłyby miejscem gdzie zawsze zdolny naród francuski,robiłby tam to co robili Anglicy w Indiach,Afryce i swych dawnych dominiach”
Dla Francuzów byłoby dobrze gdyby robili to samo co Hiszpanie, Portugalczycy i Anglicy robili w dawnych czasach w obu Amerykach lub to co Niemcy robili w dawnych Prusach, na Śląsku, Wielkopolsce i na Pomorzu – kolonizowali Afrykę swoimi ludźmi tak aby osiągnąć przewagę demograficzną, zmieszać te ludy i żeby zostali w Afryce sami mulaci i biali, a czystych Murzynów żeby była mniejszość. Zresztą dotyczy to wszystkich europejskich kolonizatorów w Afryce oraz Afrykanerów za czasów apartheidu w RPA, jeśli Afrykanerzy tworzyli dla poszczególnych murzyńskich grup etnicznych wyłącznie zamieszkałe przez nich terytoria – bantustany to powinni też wydzielić wyłącznie dla siebie Volkstaat, tyle tylko że będący autonomicznym, ale jednak w składzie RPA. Na reszcie nieautonomicznych terytoriów powinni wspierać masową nieafrykańską imigrację głównie białych z całej Europy, obu Ameryk, Australii, w mniejszym stopniu żółtych Azjatów, metysów, Hindusów (najlepiej chrześcijan) oraz chrześcijan z Bliskiego Wschodu. Następnie promować mieszanie z czarnoskórymi (poza autonomicznymi terenami białych i bantustanami) i dzięki temu RPA zostałaby zdominowana albo przez białych albo przez zmieszanych ze wszystkimi możliwymi rasami Koloredów. Brzmi to jak political fiction, ale w rzeczywistości tą samą politykę chcą realizować współcześnie wobec białych o ile już nie realizują
27 grudnia 2018 o 15:00
Inne rasy korzystają z dorobku rasy białej (Europejczyków) i w tym sensie tekst Romana Dmowskiego jest wciąż aktualny.