Nikomu, kto przeżył piekło Powstania Warszawskiego nie muszę tłumaczyć kim był Oskar Dirlewanger i jego chłopcy pacyfikujący Warszawę. Doszło do tego, że SS – Sonderbataillon („Dirlewanger”) wzbudzał odrazę nawet wśród nienawykłych do ludzkich odruchów członków „czarnego zakonu” (bądźmy sprawiedliwi: i tu zdarzały się wyjątki).
Dirlewangera, człowieka okrutnego, osobiście odważnego, mającego ciągoty intelektualne, spotkał smutny koniec. W roku 1945 Francuzi zatłukli go jak psa w więzieniu (dla początkujących: Francuzi to taki obrotowy naród, który w czasie II wojny światowej w sprzyjających okolicznościach – czyli gdy wszystko na danym etapie wydawało się jasne – tłukł własnych rodaków, Żydów-cudzoziemców, zdarzało się – Anglików i Amerykanów; w końcu wczorajszych sojuszników – Niemców. Wszystko w imię „wiecznej Francji”). Biorąc jednak pod uwagę fakt, że jego podkomendni trafili do niewoli sowieckiej, mógł się uważać za szczęściarza.
A właśnie – a propos dirlewangerowych żołnierzy. Zazwyczaj podaje się, że byli to mordercy, recydywiści i podpalacze. Rzadko jednak przedstawia się ich jako ofiary takiej, a nie innej polityki III Rzeszy. Sprowokowani ogólniejszym rewizjonizmem historycznym powiedzmy sobie wprost, ci okrutnicy i mordercy rekrutowali się również z obozów koncentracyjnych. Byli ofiarami i katami jednocześnie, co w historii nie jest w końcu takim rzadkim zjawiskiem, szczególnie w latach 1939-1945 (dobry przykład: Niemcy w roku 1939 zlikwidowali Czechosłowację, a później tysiące Czechów i Słowaków: Czesi w roku 1945 mordowali wziętych do niewoli żołnierzy Wehrmachtu i napełniali parkowe stawki trupami niemieckich mieszkańców Sudetów). Byli wreszcie ludźmi, którzy do roku 1933 nierzadko należeli do niemieckich partii lewicowych, głównie komunistycznej. I za to właśnie trafili do KL-ów. Niedowiarkom sądzącym, że autor postradał zmysły – uprzejmie przypominam: 7 października 1944 roku Oskar Dirlewanger wystąpił z propozycją do Heinricha Himmlera, aby straty, jakie poniósł jego batalion w Powstaniu Warszawskim uzupełnić ochotnikami, bojownikami… antyfaszystowskimi osadzonymi w obozach koncentracyjnych. Himmler, dając dowód realizmu, wyraził zgodę kilka dni później. Akcja ruszyła. Transporty szły z Buchenwaldu, Mauthausen…
I co z tego, zapytałby ktoś. Parszywe owce zdarzały i zdarzają się w każdej społeczności, nawet tej obozowej (a może szczególnie w warunkach zamkniętego, okrutnego świata drutów). Oczywiście mają rację. Ja tylko twierdzę, że pewni osobnicy w każdych warunkach i zawsze powinni być izolowani. Zresztą niekoniecznie w obozach koncentracyjnych. A poza tym to wstyd, aby III Rzeszy bronili komuniści przed komunistami.
dr Dariusz Ratajczak
25 grudnia 2018 o 10:27
Tak na marginesie taka ciekawostka: w internecie piszą że w oddziałach Dirlewangera służyli Żydzi, Cyganie i inne narodowości, o których oficjalna historia pisze, że byli przez hitlerowców uznani za podludzi (a nieoficjalnie współcześni NSi uważają, że podczłowiek w III Rzeszy miało znaczenie polityczne i moralne, a nie rasowo-narodowościowe). Przeczytałem o nich, że pochodzili z obozów i przed wcieleniem ich do jednostek byli kastrowani. Część białoruskich „NS” (a w rzeczywistości debili) gloryfikuje tę jednostkę, podczas gdy dirlewangerowcy dopuszczali się brutalnych masakr białoruskich wsi, a ofiary liczone są na dziesiątki tysięcy…