Spiskowa teoria dziejów – ta bardzo szczególna koncepcja historiozoficzna – nieodmiennie wywołuje uśmiech politowania na twarzach możnych tego świata: polityków, ekonomistów i ich dworskich biografów. „To śmieszne, skończcie z tym obłędem, kompromitacja, zaścianek, parafiańszczyzna, kołtuneria, buraczana filozofia” – zdają się mówić. Słusznie czynią. Głosy takie pochodzą ostatecznie ze środowiska jak najbardziej spiskowego, a jeszcze nie zdarzyło się, aby przestępca złapany nawet „in flagranti” dobrowolnie potwierdził zamiłowanie do szachrajstw. Na złodzieju czapka gore.
Gdybym miał w maksymalnym skrócie podać istotę spiskowej teorii dziejów (zajmowanie się nią w dzisiejszych czasach jest czynnością względnie bezpieczną: spiskowcy Cię nie uśmiercą, bo oni oczywiście „spiskowcami nie są”, a ponadto to kulturalni sybaryci), powiedziałbym tak: przeciętny zjadacz chleba średnio zainteresowany (nawet więcej niż średnio) życiem publicznym, dostrzega wprawdzie podstawowe działania polityczne, ale ich mechanizmy są przed nim głęboko ukryte. Przeważająca część ważnych decyzji i działań politycznych jest w pełni tajna, to jest w ogóle nieudokumentowana. Zatrzymujemy się zatem przed bramą z napisem „tajemnica”, której wyważenie jest dla profanów prawie niemożliwe.
W tym miejscu „oficjalny historyk” (np. II wojny światowej albo… schyłkowego PRL-u) zrazu bezradnie rozkłada ręce i po chwili – jak na dworaka przystało – zaczyna… łgać, posiłkując się bezwartościowymi ochłapami rzuconymi litościwie na ulicę przez mieszkańców „domu za bramą” – to jest właściwych spiskowców. W ten sposób sam staje się – mizerną wprawdzie, bo jedzącą okruchy z pańskiego stołu – cząstką misterium nieprawości. Natomiast badacz niepokorny stara się mimo wszystko dotrzeć do źródeł nieoficjalnych (ma się rozumieć: prawdziwie nieoficjalnych) i pośrednich, a nade wszystko logicznie (indukcyjnie) wnioskować z faktów. Wtedy przy okazji ustala swój los: wyśmiany, poniżony i „obsobaczony” kończy w starannie przygotowanym koszu na śmieci. Taki już los nonkonformistów.
Nie traćcie jednak ducha – ryjące, wiercące, skrobiące plemię. Dołączyliście do Waleriana Kalinki, Władysława Konopczyńskiego, Wacława Sobieskiego, Jędrzeja Giertycha. A grunt to przebywać w zacnym towarzystwie.
dr Dariusz Ratajczak
Najnowsze komentarze