life on top s01e01 sister act hd full episode https://anyxvideos.com xxx school girls porno fututa de nu hot sexo con https://www.xnxxflex.com rani hot bangali heroine xvideos-in.com sex cinema bhavana

Irena Pietrzykowska: Zwycięski marsz narodowego radykalizmu

Promuj nasz portal - udostępnij wpis!

Zewnętrzny wygląd miasteczka, poza drobnymi szczegółami, nie zmienił się wcale. Ostatnią zmianą było otwarcie nowej kawiarenki, o szumnej, a zakrawającej na ironię nazwie — Versal. Wydarzenie to miało miejsce w roku, zdaje się dwudziestymi ósmym. Odtąd nie przybyło nic. Ubytek dało się stwierdzić raczej tylko w ludziach, z których kilku zasłużonych działaczy z obu stron barykady (tej dawnej, przedwojennej!) spokojnie powędrowało w zaświaty — poza tym nic.

A jednak… gdybyśmy mieli termometr do mierzenia nastroju — rtęć sięgałaby niemal temperatury wrzenia. Nagle ożyło coś w sercach wprzęgniętych w kierat szarzyzny, i nudy mieszkańców miasteczka. Jakaś potęga raczej wyczuta, niż zrozumiana, kazała im wyjrzeć poza rodzinne rogatki, poza ciasne koło codzienności — żyć! Skąd się wzięła owa władcza moc nie wiadomo. Może przywędrowała z tą hałaśliwą bandą kolporterów, wyjrzała ze szpalt zadrukowanego papieru, wryła się w świadomość wraz z głoszonymi młodym głosem hasłami, może… Dość, że śpiące dotąd miasteczko — ożyło.

Najpierw przybyło kilku młodych ludzi. Na ręku mieli zielone opaski z jakimś kabalistycznym znakiem, ni to ręka z mieczem, ni to krzyż… Sprzedawali nieznane dotąd pismo, głośno i dobitnie głosili hasła jeszcze nie słyszane, lecz jak gdyby podświadomie wyczute. Brzmiały one w ich ustach, jak dogmat. Zdawali się rozkazywać nie prosić. Dziwni gazeciarze. Takich w miasteczku jeszcze nie widziano. Ten i ów kupił pismo. Przeczytał z ciekawości. Na ogół zachowano się wobec kolporterów z rezerwą. Tylu już było przed nimi. Zwłaszcza w okresie wyborów. I sprzedawali i dawali darmo różne pisma, ba, nawet książeczki. Przed zdumioną wyobraźnią miejscowej ludności snuto cudowne miraże ziemskiego raju. Otumanieni szli do urny za podszeptem tych, co obiecali najwięcej, oddawali głos i… na tym kończyła się sielanka. Agitatorzy znikali i nie widziano ich więcej. Nic więc dziwnego, że niechętnie oglądano tu nowe twarze, nowe hasła, chociażby najsłuszniejsze, nie budziły entuzjazmu, a nowe pisma — uważano za bezczelną bujdę.

Lecz już następnym razem, mimo uwielokrotnionej ilości kolporterów i pisma — zabrakło numerów. Zrozumiano, iż tym razem — agitacja nie prowadzi do urny wyborczej, iż hasła nie są towarem na eksport. Wielka Polska — to nie ułudny obraz — odmalowany przez zręcznego demagoga — lecz wizja przyszłości której realizacja zależy od nas samych. A więc? Gorączkowo rozchwytują pismo. Setki rąk, spracowanych rąk robotnika i chłopa sięga po „Falangę”. Kolporterów otacza tłum. Krzyżują się pytania i odpowiedzi. Czytamy, że w Wilnie, Lwowie, Katowicach a i tu bliżej pod Warszawą, jak grzyby po deszczu powstają nowe placówki. Nasze miasteczko liczy 20 tysięcy mieszkańców, w tym 40% żydów…. my też chcemy się zorganizować!

— Niech ktoś przyjedzie z Centrali! .

— Już czas najwyższy.

I oto tak powstaje nowe ogniwo w łańcuchu, opasującym coraz potężniej całą Polskę. Setki robotników i chłopów staje pod znakiem Bolesławowego Szczerbca do walki z Fołksfrontem. Ci ludzie rozumieją, że w Polsce wre, że jak kraj długi i szeroki, pękają dawne partyjne linie podziału, a na ich miejsce wznosi się jedna wielka barykada – odgradzająca tych, co służą Polsce i tych, co służą komunie. Wiedzą, gdzie jest ich miejsce. Za zrozumieniem przychodzi czyn. Uderza w najszkodliwszych. W miasteczku po dawnemu stoją wielkie kałuże, w kinie (o dziwo—polskim!) grają stare obrazy o sensacyjnych tytułach, gosposie kłócą się na rynku z chłopkami sprzedającymi jaja, a stary Icek i rudobrody Sruł niezmiennie tkwią przy ladach w brudnych sklepikach. Tylko, że… z klientelą tam gorzej.

Przez cały tydzień przed sklepem spaceruje pikieta. Kilku młodych ludzi czuwa na zmianę. Pilnują by nikt nie wszedł. Tłumaczą grzecznie, że u żyda kupować nie należy, że obok jest sklep polski, że… Ludziska nie zawsze może z przekonania, czasami trochę ze wstydu, a nawet i strachu omijają sklepy żydowskie. Obroty zasłużonego kupiectwa maleją z dnia na dzień. Icki i Srule zbierają się w hałaśliwą gromadę. Radzą. Wreszcie, co zasłużeńsi (swojego czasu dali na pomnik, pomoc zimową, Strzelca) walą do starosty. Lamenty, skamlanie poparte nie raz zsilnym argumentem i… w pobliżu — wszelkiego rodzaju „połów” ukazują się granatowe mundury. Wypraszają pikieciarzy. To nic, że Sąd Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, że pan premier… Premier daleko, a komendant, czy starosta blisko.

— Czy macie prawo, czy nie — won stąd.

Cieszą się rudobrode Icki i Srule, cieszy się kilkakrotnie karany za komunę młody Symcha. Dzielnych znaleźli obrońców. Starania zrobiły swoje. Lecz są i inni widzowie — Polacy. Życie i śmierć dla Narodu. I ci, którzy już cierpią i ci, co widzą to tylko, nie cofną się przed żadną ofiarą dla Idei. Koledzy! Czy widzicie te tysiące rąk podniesionych w organizacyjnym pozdrowieniu?! Słyszycie miarowy tupot nóg, idących w zwartym szeregu? Słyszycie, że się zbliża? Gdyby ktoś z was zakrzyknął: czołem! — odpowiedziałoby mu tysiące głosów ze wsi, miasteczek i miast…

Irena Pietrzykowska

Pismo Narodowo-Radykalne „Falanga”, 1938.

FalangaNOPNR111111132133111


Promuj nasz portal - udostępnij wpis!
Podoba Ci się nasza inicjatywa?
Wesprzyj portal finansowo! Nie musisz wypełniać blankietów i chodzić na pocztę! Wszystko zrobisz w ciągu 3 minut ze swoje internetowego konta bankowego. Przeczytaj nasz apel i zobacz dlaczego potrzebujemy Twojego wsparcia: APEL O WSPARCIE PORTALU.

Tagi: , ,

Podobne wpisy:

Zostaw swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*
*