W początkach działalności Stowarzyszenia ”Niklot” jeden z kolegów wypowiedział się na temat tego czego na pewno nie powinniśmy robić. Jedną z rzeczy, które postulował było – unikać wszelkich wypowiedzi w sprawie pewnej zbiorowości na literę „Ż”.
Rozwój wydarzeń w pierwszym kwartale 2018 na odcinku stosunków polsko-żydowskich sprawił, że żaden podmiot zajmujący się rzeczywistością polską nie może uciec od tematu na literę „Ż”. Postaram się ująć ogólnie obraz zagadnienia.
- Jestem zdania, że napięcie między Polakami a Żydami jest czymś stałym i stanowi wariant napięcia między Atenami i Rzymem a Jerozolimą, czy inaczej – między światem indoeuropejskim a światem semickim. Napięcie to jest stałe, a wynika ono z faktu, że Żydzi , uważając się za naród wybrany, a zatem lepszy od innych, dążą do zapanowania nad każdym żywiołem zewnętrznym, z którym się stykają, a który (przez swą nieroztropność lub słabość) daje im taką możliwość. W zetknięciu z cywilizacją Zachodu mają ten handicap, że poprzez chrześcijaństwo weszli do wnętrza świata indoeuropejskiego. Są wiec zarazem na zewnątrz (bo zachowali swoją odrębność) jak i w środku, co czyni relacje z nimi szczególnie trudnymi. Zawsze bowiem broniąc swojego interesu mogą się odwołać do wspólnoty wytworzonej przez chrześcijaństwo, do tego co papież Pius XII wyraził mówiąc że wszyscy chrześcijanie są „duchowymi Semitami”. Dotyczy to także znacznej części zachodnich ateistów, agnostyków i deistów, w tym sensie mianowicie, że Oświecenie jest swoistą herezją chrześcijaństwa a nie jego zaprzeczeniem. (Zasadniczo dotyczy to też socjalizmu, zwłaszcza jeśli ten socjalizm jest nie tyle pewną praktyką mającą na celu wyrównanie dysproporcji społecznych celem utrzymania jedności narodu, lecz zakorzenioną w europejskim Oświeceniu wizją świata i człowieka).Tak naprawdę w obrębie cywilizacji zachodniej tylko nietzscheaniści i neopoganie mogą traktować Żydów jako czynnik całkowicie zewnętrzny względem siebie – bo dla nich Biblia jest tylko źródłem historycznym zawierającym żydowską mitologię przemieszaną informacjami historycznymi, nie zaś świętą księgą czy źródłem norm moralnych (niechby i bez sankcji boskiej).
- Szczególna wyrazistość propagandowa konfliktu polsko-żydowskiego o dominację pamięci nie wynika moim zdaniem z okoliczności bieżących, choć niewątpliwym zaskoczeniem dla naszych zachodnich partnerów było to, że Polska zaczyna wreszcie bronić swoich interesów także na tym odcinku. Ostrości jej dodaje fakt, że obrona prawdy historycznej podjęta przez Polskę uderza w rozwijany od kilku dziesięcioleci przez stronę żydowską koncept „Religi Holocaustu”. Sprawa tej religii jest dość dobrze opisana , by wspomnieć tylko dzieło Tomasz Gabisia więc poprzestańmy jedynie na przypomnieniu, że chodzi o nadanie stratom żydowskim poniesionym z rąk niemieckich podczas II wojny światowej statusu nie tyle wydarzenia historycznego, co teologicznego. Ma być jedynym i nie porównywalnym z niczym wydarzeniem w dziejach ludzkości, a w związku z tym – punktem odniesienia dla cywilizacji Zachodu. Jasne, że taki status tego wydarzenia nadawałby Żydom zupełnie wyjątkową rolę w świecie zachodu, status „świętych krów”, który w istocie już posiadają. Dodajmy że pełniłby też dla społeczności żydowskiej- zwłaszcza tej jej części, żyjącej poza Izraelem- funkcję integracyjną, jakiej nie pełni już judaizm w zlaicyzowanej cywilizacji zachodniej.
- Prawdopodobnie rząd Prawa i Sprawiedliwości nie zdawał sobie sprawy z roli jaką dla strony żydowskiej odgrywa „religia holocaustu” , której obronę zapewne zdefiniowano w Tel Avivie jako sprawę racji stanu. Chyba też nie przemyślał faktu, że pojęcia religijne mogą oddziaływać także na osoby zlaicyzowane i że dla większości Żydów nadal jesteśmy „gojami” czyli „bydłem” a zatem istotami niższego rzędu, wobec których nie trzeba się liczyć z regułami, a jedynie z ewentualną siła, jaką sobą przedstawiają. A że z tym ostatnim jest u nas jak widać to uznano, że można. W tle mamy oczywiście także próbę przejęcia „mienia bezspadkowego” czyli wartych dziesiątki miliardów dolarów nieruchomości w centrach polskich miast należących niegdyś do Żydów zamordowanych przez Niemców. Ta próba to całkowicie bezprawna uzurpacja, ale właśnie dlatego wymaga propagandowego przygotowania (tj. skierowanych przeciw Polsce oszczerstw i kłamstw na wielką skalę). Celem tego przygotowania jest doprowadzenie wspólnoty Polaków do stanu psychicznej bezbronności umożliwiającej lobby żydowskiemu zawłaszczenie tego majątku, bez naszego oporu.
- Zasadniczym problemem obozu Prawa i Sprawiedliwości na tym odcinku jest moim zdaniem głównie psychologiczna niemożliwość zdefiniowania Żydów jako wroga. Wynika to zarówno z przesłanek politycznych jak i uwarunkowań kulturowych, mentalnych. Do tych pierwszych należy Izrael, jest zatem postrzegany jak „sojusznik naszego sojusznika” by zacytować nieśmiertelnego Józefa Mackiewicza. A sojusz z USA jest kwestią racji stanu, wyjście USA z Europy oznacza bowiem, że (przynajmniej obecnie) nie ma w naszej części świata przeciwwagi dla sojuszu rosyjsko-niemieckiego. A to w jakiejś perspektywie mogłoby się skończyć kolejnym rozbiorem Polski. Wniosek PiS wyciąga taki, że należy dbać o przychylność lobby żydowskiego, wierząc że możliwe jest jakieś dogadanie się z nim, które nie byłoby kapitulacją.
Ponadto wchodzi tu w grę ideowe podglebie obozu patriotycznego jakim jest katolicyzm. A to w konsekwencji musi obecnie (zwłaszcza wobec lewicowo-liberalnej orientacji obecnego papieża) oznaczać filosemityzm, z powodów wyżej zasygnalizowanych, a zresztą napisano o tym wystarczająco dużo. Ale musi też oznaczać coś jeszcze mianowicie trudności w postrzeganiu tej sprawy w kategorii „wróg-przyjaciel”.
To widać gdy przyjrzymy się taktyce stosowanej przez obóz patriotyczny (bo dotyczy to nie samego tylko PiS) na tym odcinku.
Po pierwsze starają się oni przeciwstawić „złym Żydom” jakichś „naszych (tj. dobrych) Żydów”. Pojęcie „alibi Jude” – tzn. Żyd działający w organizacji prawicowej, aby ona dała dowód, iż nie jest ona antysemicka) jest zresztą dosyć stare. Stąd medialna kariera w obozie patriotycznym przeciętnego dziennikarza jakim jest Dawid Wildstein. Bo to w nie wypowiedzianej, ale czytelnej wizji PiS nie jest tylko jeden z wielu dziennikarzy obozu patriotycznego, ale prawdziwy Berek Joselewicz naszych czasów – żywy dowód możliwości współpracy polsko-żydowskiej. Dodajmy – podobnie jak tamten mało reprezentatywny dla swojego środowiska, ale mniejsza o to. Popularność dość tajemniczego skądinąd Johnny’ego Danielsa ma chyba podobne źródło, choć to akurat może też wynikać z innych uwarunkowań, które są przedmiotem plotek. Jeżeli jednak żadne siły za nim nie stoją, jak sam utrzymuje, to dowód, że na pragnieniu naszej „prawicy” aby znaleźć „naszych Żydów” może też wypłynąć niejeden Nikodem Dyzma w wersji 2.0. (W jakimś stopniu dotyczy to też popularności Matthew Tyrmanda, choć wynika ona przede wszystkim z faktu że jest synem autora „Dziennika 1954”).
Taktyka ta ma swoje oczywiste zalety w określonych sytuacjach, dobrze jest czasem móc pokazać Żyda stojącego po naszej stronie. Trudno jednak na niej opierać długofalowe nadzieje. Po pierwsze jest sprawa reprezentatywności – na ile ci „nasi Żydzi” reprezentują kogoś więcej niż własne przekonania, nawet jeśli wyrażane błyskotliwie i brawurowo, a niekiedy (jak w wypadku zwięzłych charakterystyk Tyrmanda jr – bardzo celnie)?
Po drugie – mocno jest akcentowana sprawa ratowania Żydów podczas II wojny światowej przez instytucje państwa polskiego (zarówno te podziemne jak i emigracyjne). „Sprawiedliwi” (tzn. Polacy ratujący Żydów w czasie okupacji niemieckiej) mają się stać jednym z elementów konstytuujących myślenie Polaków o wojnie, pozytywnym punktem odniesienia.
Poza dyskusją jest, że „Sprawiedliwych” należy uczcić. W żadnym wypadku jednak nie powinno się ich stawiać w centrum polskiej opowieści o II wojnie światowej. Otóż znajdowaliśmy się w stanie wojny wypowiedzianej z Niemcami i ich sojusznikami (tu nie zawsze wypowiedzianej) a naszym wrogiem był także ZSRR – w okresie 17 IX 1939 – 22 VI 1941 jako sojusznik Niemiec, a w pozostałym okresie wrogiem udającym sojusznika a ukrywającym swoje intencje za parawanem „Wielkiej Koalicji”. Na okupowanych ziemiach polskich podstawowa linia frontu biegła między Polakami a Niemcami, nie między Niemcami a Żydami. Podstawowym obowiązkiem Polaka w tym czasie była walka z okupantem, a jeśli ktoś nie miał takiej możliwości to przynajmniej sabotowanie porządku okupacyjnego w różnych jego przejawach, w miarę możliwości. Ratowanie Żydów było tylko jedną z postaci takiego sprzeciwu. Uczynienie z tego tematu centralnego czyni cały wysiłek narodu polskiego w czasie wojny czymś drugorzędnym, a udział Polaków redukuje z czynnika samodzielnego do roli służebnej wobec sprawy ratowania Żydów. Jeśli czyni się to pod hasłem polskiej polityki historycznej i obrony wizerunku Polaków to jest to co najmniej grube nieporozumienie. Moim zdaniem pomysł, by powodem do dumy Polaków z II wojny były nie Wizna, mjr. „Hubal”, Monte Cassino czy Armia Krajowa ale rodzina Ulmów jest objawem choroby. (I dodajmy – mógł się zrodzić chyba tylko w umyśle chrześcijanina).
Pisząc o Polakach ratujących Żydów epatuje się czasem faktem, że było ich najwięcej w całej okupowanej przez Niemców Europie. Znika wówczas sprawa zasadnicza – że eksterminacji Żydów przez III Rzeszę sprzeciwiało się państwo polskie i wszystkie siły polityczne polskiego podziemia. (Także ruch narodowy, dążący – skądinąd słusznie- do pozbycia się Żydów z Polski). Jest to znacznie ważniejsze, niż taka czy inna liczba Sprawiedliwych, bo mówi o oficjalnym stanowisku społeczności, a nie tylko o tym, że w danej społeczności znalazł się odsetek odważniejszych o altruistycznych odruchach. Ci ostatni mogą znaleźć się wszędzie, a dla oceny zachowania narodu liczą się opinie jego uznanych władz i miarodajnych przedstawicieli. Jednym zdaniem dla oceny postawy Polaków wobec tego zagadnienia większe znaczenie ma to, iż „Rada Pomocy Żydom „Żegota” była organem podziemnego państwa polskiego, niż to ilu było Polaków ratujących Żydów – bo nawet gdyby było ich 2 razy więcej to i tak niemieckiej machiny zagłady nie byliby stanie zatrzymać.
Z tych względów uważam postawę PiS wobec tego kryzysu za niewłaściwą, choć rozumiem intencje jakie za nią stoją.
- Jak wobec tego powinniśmy się zachować? Po pierwsze uświadomić sobie, że Żydzi są wrogiem Polaków i cała ta polityka umizgów, ustępstw i przekupstwa jaka kosztem interesów narodu polskiego odbywa się od 1989r. wymaga rewizji na tym odcinku. Przez ćwierćwiecze nasza polityka wobec żydostwa była polityką wszechstronnie życzliwą, by wspomnieć tylko akcję „Most” czy uznanie fikcji prawnej jakim było ustawowe stwierdzenie, że rejestrowane po 1989 gminy żydowskie są spadkobiercami prawnymi gmin zniszczonych przez Niemców. A skutkowało to hojnym ich uwłaszczeniem, całkowicie wbrew prawu lecz zrobiono to w imię wyższego celu, jakim było wejście do NATO. Przykładów można wymienić dużo łącznie z tolerowaniem w polskim MSZ ludzi z „notesu Geremka”, których ten znany żydowski polityk polskojęzyczny poustawiał tam na stanowiskach umożliwiających im kontrolę polskiej polityki zagranicznej. Nie mam wątpliwości, że większość z nich kieruje się solidarnością etniczną a nie polską racją stanu, ale nawet gdyby tak nie było, to w obecnym stanie spraw należy dokonać polonizacji polskiego MSZ i ich zbiorowo zwolnić. Z tych samych powodów, dla których wyłącza się ze sprawy sędziego, który byłby szwagrem oskarżonego.
O potrzebie budowy polskiej „Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego” (określenie prof. Zybertowicza) mówiono i pisano już dużo. Wydawałoby się że powiedziano na ten temat już wszystko, gorzej z wdrożeniem w życie tych pomysłów. Jeżeli mogę coś dodać, to poza słabym wykorzystaniem (potencjalnie chyba dość dużego) potencjału Polonii w niektórych krajach mało myślimy o tworzeniu sui generis sojuszy geopolitycznych także w tej dziedzinie. Kraje Europy Środkowej z podobnym do naszego doświadczeniem historycznym stoją lub będą stały przed podobnymi problemami. Ot choćby kwestia ukrywania przez Izrael komunistycznych zbrodniarzy pochodzenia żydowskiego – poszukiwała takich nie tylko Polska, lecz także Litwa. Aż prosiło się o jakąś wspólną akcję czy choćby międzynarodową konferencję o tym zagadnieniu. W ogóle kwestia bezkarności tej kategorii zbrodniarzy, używających swojego pochodzenia jako polisy ubezpieczeniowej (Bauman, Stefan Michnik, Wolińska Brus) słabo została wykorzystana przez państwo polskie właśnie z uwagi na obawę przed oskarżeniem o antysemityzm. (U starszych działaczy PiS mógł istnieć też wzgląd na pamięć że PZPR wykorzystywała często ten motyw dla dyskredytacji części środowisk zaangażowanych w działalność opozycyjną – niewątpliwie podniesienie problemu komunistycznego zbrodniarza Stefana Michnika nie powinno oznaczać rehabilitacji gen. Diomko vel Moczara, mówiąc w skrócie). Ale wobec rozwoju wydarzeń powinny zniknąć wszelkie mentalne hamulce w tej sprawie.
Warto też zwrócić uwagę że z pieniędzy Polaków są utrzymywane – w całości lub częściowo – instytucje opanowane przez wrogów narodu polskiego. Że samorząd Warszawy wspierał „Krytykę Polityczną” to fakt powszechnie znany i nawet – biorąc pod uwagę to kim jest obecna (V 2018) prezydent miasta – nawet zrozumiały. Od nowych władz samorządowych, tam gdzie wygra opcja patriotyczna, oczekiwalibyśmy dokładnego sprawdzenia wszelkich podobnych sytuacji i wyciągnięcia wniosków. Tu nie chodzi tylko o zaprzestanie finansowania wszelkiego rodzaju lewactwa, ale też przyjrzenia się całej lewacko liberalnej infrastrukturze i odcięcia jej od wszelkiego rodzaju funduszy publicznych oraz infrastruktury publicznej. Jeżeli w miastach rządzonych przez liberałów tolerowane są „skłoty” (Poznań, Warszawa) to po przejęciu ich przez opcję patriotyczną powinny one zniknąć. Wszelkiego rodzaju „gender studies” i inne demoliberalne pseudonauki nie powinny mieć oparcia w instytucjach finansowanych przez podatnika polskiego. To samo dotyczy marksistów na uczelniach – nie mam konkretnego pomysłu, ale czy naprawdę nie można odciąć od państwowych uczelni takiego Andrzeja Ledera publicznie zachwalającego stalinizm? (Nawiasem biorąc pod uwagę jego przodków, to on antypolonizm chyba wyssał z mlekiem matki).
Tylko z pozoru nie ma to związku z międzynarodową opinią o Polsce – lobby żydowskie i lewackie uprawiające antypolską kampanię chętnie posługuje się rodowitymi (albo niechby tylko „paszportowymi”) Polakami gotowymi za pieniądze albo z powodu fanatyzmu ideologicznego opluwać swój kraj i naród. Im wyżej tacy Polacy stoją w hierarchii artystycznej czy uniwersyteckiej tym bardziej są wiarygodni dla zagranicznej opinii publicznej. Pozbawienie ich choć części pozycji i możliwości zmniejszy ich możliwość szkodzenia nam. Tego, że zwiększy ich nienawiść nie powinniśmy się obawiać, bo i tak nas nienawidzą.
Osobną sprawą jest przyjrzenie się instytucjom żydowskim finansowanym przez państwo polskie – pod kątem ich udziału w antypolskiej nagonce. Zaznaczam, że jestem i byłem przeciwnikiem cenzury – ale wolność słowa nie oznacza wolności opluwania rozmówcy, zwłaszcza gdy bierze się od niego pieniądze. Jeżeli ktoś chce to robić to przynajmniej na własny koszt.
Wszystkie te działania( i zapewne inne) można sprowadzić do jednej formuły – po 1989 państwo polskie oraz wiele społecznych instytucji angażowało swoje środki w to co nazywano „dialogiem” a co bardzo często było elegancką formą wyprzedaży naszych kulturowych interesów. Teraz powinniśmy te siły i środki przeznaczyć na przedstawianie naszych racji. Uświadomienie sobie tego przez całe społeczeństwo – a nie tylko przez czytelników niszowych „prawicowych” gazetek, które pisały o tym od dawna – może być korzystnym skutkiem obecnego kryzysu stosunkach polsko żydowskich i szerzej – w całym naszym podejściu do zbiorowości na literę Ż.
Barnim Regalica
Źródło: Niklot Szczecin
Komentarz Nacjonalista.pl: Nie podzielamy stosunku Autora do religii katolickiej, jednak tekst jest wartościowy pod kątem oceny relacji polsko-żydowskich, więc go publikujemy.
8 czerwca 2018 o 17:49
Świetny tekst. Jednak jakieś pole do współpracy narodowych radykałów i nacjonalistycznych neopogan jest.
14 czerwca 2018 o 01:31
Dobry tekst, w szczególności fragmenty demaskujące chrześcijaństwo. Tylko kwestia ratowania żydów przez Polaków – jak dla mnie to nie jest nawet drugorzędny powód do dumy lecz do hańby. Nie podoba mi się też wątek antyniemiecki, ale to już standard u Autora.
16 lutego 2019 o 10:40
,,Nie podoba mi się też wątek antyniemiecki, ale to już standard u Autora.”
Gdzie ty tu widzisz ,,wątek antyniemiecki”?Bo kilkukrotne wspomnienie o NIEMIECKICH (a nie polskich) sprawcach tak zwanego ,,Holocaustu” to po prostu prawda i nie należy się w faktach doszukiwać żadnych wątków pro czy anty.Poza tym co to za polak i nacjonalista,któremu nie w smak antyniemieckość?!
1 października 2019 o 15:51
„Poza tym co to za polak i nacjonalista,któremu nie w smak antyniemieckość?!”
Morda, Shlomo.
16 lutego 2019 o 10:43
Według mnie tekst jest po prostu GENIALNY!Wyczerpał wszystkie argumenty na rzecz zerwania z dotychczasowym służalstwem wobec światowego żydostwa.Artykuł jest napisany bardzo logicznie i klasycznie piękną polszczyzną a argumenty zawarte są w formie zwięzłej,bez żadnych pobocznych pierdół,co mi się podoba.Chwałą autorowi.